“…I've got to follow my heart, no matter how far
I've gotta roll the dice, never look back, & never think twice…”
[Papa Roach – To Be Loved]
Na Uniwersytet Aurorski
dostał się przez Sieć Fiuu. Wylądował w dużym holu urządzonym w
kremowo-brązowych barwach z wielkimi oknami. Po prawej stronie było wejście od
strony ulicy, po której kręciło się sporo ludzi w szatach. Hary dowiedział się,
że Uniwersytet znajduje się w magicznym miasteczku o nazwie Soulmate, dlatego
swobodnie mógł tutaj czarować. Niedaleko wejścia znajdował się Punkt
Informacyjny. Dwie kobiety siedziały za ladą w odcieniu dębu. Na podłodze
leżały kafelki w takim samym kolorze, a ściany pomalowano na jasny beż. Na
środku pomieszczenia dostrzegł sporej wielkości pomnik przedstawiający aurora z
uniesioną różdżką. Duży zegar nad Punktem Informacyjnym obwieszczał, że ma
jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia pierwszych zajęć. Nie do końca
wiedział, gdzie znajduje się klasa do lekcji prawa czarodziejów, ale spostrzegł
tablicę z mapą. Natychmiast do niej podszedł, dołączając do dwójki młodych
chłopaków, którzy prawdopodobnie także szukali odpowiedniej sali.
— Zanim znajdziemy odpowiednią klasę, miną
pierwsze zajęcia — stwierdził szatyn z obcym akcentem.
— Merlinie, ten budynek jest większy niż
Londyn — dodał drugi ze skrzywieniem.
Harry wcale im się nie
dziwił. Budynek nie dość, że był sześciopiętrowy, to miał jeszcze chyba setki
sal na każdym piętrze i więcej zakrętów oraz korytarzy, niż mogli policzyć.
— Niech to szlag! — stęknął po chwili
obcokrajowiec ze śmiesznym akcentem.
Furii powoli dwoiło się
w oczach od wszystkich kresek, nazwisk i sal, które nie były tymi, której
szukał, więc spytał:
— Też szukacie sali od prawa?
Spojrzeli na niego z
minami cierpiętników.
— Niestety — odparł blondyn.
— Może połączymy siły? Bo będziemy tutaj
sterczeć do nocy.
— Czemu nie.
Rozdzielili
poszukiwania na trzy części. Harry zaczął przeszukiwać pierwsze piętro, gdy
jego wzrok padł na podpis pod mapą. Parsknął śmiechem i pokazał to dwóm
towarzyszom.
— Bez jaj — stęknął blondyn.
Aby
poszukać odpowiedniej sali, puknij różdżką o mapę i wypowiedz nazwę przedmiotu.
Chwilę później skierowali się na trzecie piętro, gdzie czekała już spora grupa
osób. Harry starał się zwracać na siebie jak najmniej uwagi i nawet na rękę mu
było, że jeszcze nie przedstawił się dwóm chłopakom, którzy kłócili się o to,
który jest głupszy, skoro nie zauważyli napisu pod mapą. Wynikało, że
obcokrajowiec jest Hiszpanem. Furia mógł się tego wcześniej domyślić, ale nie
zwrócił na to większej uwagi, zbyt pochłonięty szukaniem sali. Był on opalonym,
ciemnowłosym chłopakiem pełnym temperamentu, co łatwo można było wywnioskować
po żywej dyskusji z jego towarzyszem. Blondyn był z kolei o wiele spokojniejszy
od swojego kompana i często machał na niego ręką, postanawiając go ignorować.
Co chwilę wywracał zielonymi tęczówkami i przecierał opaloną twarz. Po
przyjrzeniu się im dostrzegł podobieństwo w rysach i posturze. Ludzie zerkali
na nich z zaciekawieniem, gdyż sami zachowywali się dość cicho z nerwów przed
pierwszą lekcją. Furia nawet był z tego zadowolony, gdyż nie zwracano przez to
na niego uwagi.
Wreszcie weszli do
olbrzymiego pomieszczenia znacznie różniącego się od tych w Hogwarcie. Schody
prowadzące w dół rozchodziły się na dwie strony, kierując studentów do
podłużnych ławek dla kilkunastu osób. Sala urządzona była w takich samych
kolorach, jak główny hol. Na samym dole znajdowało się olbrzymie biurko, tablica
i około pięćdziesięcioletni mężczyzna z ostrymi rysami twarzy i małymi oczami.
Jego rude włosy odstawały niesfornie, a czubek głowy pokrywała łysina. Wszyscy
zajęli miejsca. Dwójka towarzyszy z korytarza dosiadła się do Harry’ego. Po
swojej drugiej stronie miał jakąś niską dziewczynę obserwującą nauczyciela
oceniającym wzrokiem.
— Witam was, młodzi kadeci. — Wbrew pozorom głos
profesora był donośny, basowy. — Nazywam się Nicholas Bethy i będę waszym
profesorem od prawa czarodziejów. Jest was dość sporo, ale w ciągu tego półtora
roku na pewno z częścią się pożegnamy, dlatego oczekuję, że będziecie ciężko
pracować, aby dostać się do szkoły aurorskiej.
Później mówił o
wymaganiach, zaliczeniach i przerabianych rozdziałach. Furia stwierdził, że nie
będzie to jego ulubiony przedmiot. Gdy profesor oznajmił, że sprawdzi listę
obecności, zaczął przygotowywać się na ostrzał spojrzeń. Okazało się, że jego
towarzysze są kuzynami o nazwisku Corrales. Blondyn miał na imię Fabian,
natomiast szatyn – Alano. Profesor nie wyczytał żadnych znajomych Harry’emu
nazwisk.
— Harry Potter — wyczytał mężczyzna, podnosząc
z zainteresowaniem głowę.
— Jestem — odparł, podnosząc rękę.
Alano i Fabian
spojrzeli na niego z niezmiernym zdumieniem. Miał ochotę schować się pod stolik,
gdy poczuł na sobie tyle spojrzeń. Bethy kiwnął jedynie głową i dalej
wyczytywał listę.
— Jesteś tym Potterem? — zapytał cicho Alano.
Fabian wywrócił oczami.
— Przecież nie ma innego Pottera, kretynie.
Brunet spojrzał na nich
z rozbawieniem, kiedy zaczęli wyzywać się od najgorszych. W wykonaniu Alano
brzmiało to komicznie, gdyż kaleczył język, czasami nie wymawiając głosek.
Dwie godziny słuchania
Bethy’ego o prawie czarodziejów okazały się niezwykle nudne. Zaczął opowiadać o
czasach Merlina, co było nużące. Pod koniec drugiej godziny Alano oparł głowę o
dłoń i z otwartymi ustami zaczął przysypiać. Kiedy Furia rozejrzał się lekko
nieprzytomnym wzrokiem po ludziach, dostrzegł, że niektórzy biorą przykład z
Hiszpana, inni ziewają dość otwarcie, a inni próbują robić notatki. On sam
robił je przez pierwsze pół godziny dość intensywnie. Później z każdą minutą zapisywał
ich coraz mniej, a przez ostatnie dwadzieścia minut nie zanotował kompletnie
nic, bo ledwo utrzymywał otwarte oczy.
Obwieszczenie końca
zajęć było zbawieniem. Wysypali się z klasy prawa z ulgą na twarzach. Alano
zaczął coś szybko gadać po hiszpańsku.
— Zawsze przechodzi na swój ojczysty język,
gdy jest pobudzony. Aktualnie narzeka, że było nudno — mruknął do Furii Fabian.
Wcześniej sprawdzili,
gdzie mają kolejne zajęcia, dlatego od razu skierowali się na następne piętro
wraz z resztą studentów. Niektórzy rzucali Harry’emu zaciekawione spojrzenia,
na co nie reagował.
— Obaj jesteście z Hiszpanii? — zagadnął dwóch
obcokrajowców. — Po Alano słychać, że nie jest stąd, ale po tobie nie idzie
tego rozpoznać — dodał do Fabiana.
— Ja jestem prawdziwym Hiszpanem, a nie to, co
on — oznajmił z wyszczerzem szatyn.
— Zamknij się — odparł blondyn i zwrócił się
do Furii: — On całe życie mieszkał w Hiszpanii. Dopiero kilka miesięcy temu się
tutaj przeprowadził. Jego rodzice są Hiszpanami, z kolei moja matka jest
Angielką, dlatego mój ojciec się tutaj przeprowadził z Hiszpanii. Nasi ojcowie
są braćmi.
— Chcesz tu zostać na stałe? — Brunet zwrócił
się do Alano.
— Jeśli uda mi się zostać aurorem, to tak —
odpowiedział. — Przyjechałem tutaj, żeby to zrobić, bo w Hiszpanii trwa to pięć
lat, w tym trzy w szkółce, o której mówią, że jest domem spusty.
— Rozpusty, ułomie — poprawił go Fabian.
— Jeden koń.
Furia parsknął śmiechem.
— Pies.
— Och, claro1
— wyszczerzył się.
Stanęli przed salą od
podstaw psychologii.
— A ty masz jeszcze ochotę biegać za
czarnoksiężnikami? Ja na twoim miejscu chyba miałbym już dość — rzekł Fabian do
Furii.
— Dużo osób się temu dziwi, ale cóż… Adrenalina.
Ciekawa praca, a nie uśmiecha mi się siedzieć za biurkiem.
— Mnie chcieli wysłać na prawo, ale po
dzisiejszej lekcji wiem, że nie wytrzymałbym tygodnia — stwierdził Fabian. —
Jeśli facet będzie tak zanudzał na każdej lekcji, to będę mógł w nocy
imprezować, bo wyśpię się na zajęciach.
— Niby zawsze tak zanudza, ale na zaliczeniach
jest ciężko — wtrąciła siedząca na parapecie dziewczyna. Spojrzeli na nią. —
Mój znajomy robił szkolenie. Niby dużo osób oblewa za pierwszym razem, a jak oblejesz
poprawkę, grozi wylot z uczelni.
— Nie wygląda na takiego, ale dobrze wiedzieć
na przyszłość — stwierdził Fabian.
— Ciekawe, jak mamy robić notatki przez sen —
mruknął Furia, przypominając sobie, że jest to dziewczyna, która na prawie
siedziała obok niego.
Była dość szczupła,
rude włosy miała ścięte na chłopaka, a w brwi widniał kolczyk. Niebieskie oczy
mocno podkreśliła konturówką, a w uchu dostrzegł kilka kolczyków.
— Buena
pregunta2 — oznajmił Alano, a Harry i nieznajoma spojrzeli na
niego niezrozumiale.
— Mów po naszemu — powiedział do kuzyna
Fabian. — Dobre pytanie — wytłumaczył brunetowi i rudej.
— Perdón3
— przeprosił Alano, a Fabian pokręcił głową z politowaniem.
— Może będziemy ze sobą współpracować? —
zaproponowała dziewczyna. — Ktoś będzie robił notatki, a reszta pośpi. Na
kolejnej lekcji zmiana.
— Jestem za — oznajmił Hiszpan. — Kto zaczyna?
— Ty — rzekła cała trójka zgodnie.
Spojrzeli na siebie z
rozbawieniem, a Alano burknął:
— Rasiści.
— Tak w ogóle to jestem Blanca Stroup. —
Fabian otwierał usta, żeby się przedstawić, ale rzekła: — Nie musicie się
przedstawiać. Wyróżniacie się w tłumie. A ciebie — zwróciła się do Harry’ego —
czy tego chcesz, czy nie, wszyscy znają.
Weszli do sali, widząc
niezbyt zadowoloną minę Furii.
Pierwszy miesiąc nauki
minął mu w dość przyjemny sposób. Większość lekcji przebiegała w ciekawy
sposób. Najtrudniejszym przedmiotem była logika, gdzie starali się rozwiązywać
zagadki kryminalne. Na razie nie szło im najlepiej, chociaż nie było to nic
trudnego. Schody miały dopiero się zacząć. Nauczyciel twierdził, że po jakimś
czasie zrozumieją, w jaki sposób mają postępować i wynajdywane szczegółów
wejdzie im w nawyk. Podstawy psychologii sprawiły, że musieli trenować swoją
wyobraźnię i wczuć się w rolę przestępcy. Przeprowadzali ciekawe doświadczenia,
które często kończyły się wybuchem śmiechu. Chociaż eliksiry miał na razie
tylko teoretyczne, był do nich bardzo zniechęcony. Profesor powtarzał, że muszą
znać podstawowe eliksiry, które kiedyś mogą uratować im życie. Szczególnie do
gustu przypadło mu szpiegostwo. Na prawie często mógł sobie pospać, gdy nie
przypadała jego kolej na robienie notatek. Blanca, Alano i Fabian okazali się
być świetnymi towarzyszami. Poznał także wiele innych osób, ale to z nimi
trzymał się najbardziej.
Aktualnie nieprzytomnym
spojrzeniem wpatrywał się w Nicholasa – profesora prawa. Starał się cokolwiek
zapamiętać z jego przemowy, ale nie był w stanie. Co chwilę szturchał Fabiana,
któremu zamykały się oczy, a miał robić notatki. Aż podskoczył, gdy tuż przed
jego nosem pojawiła się kartka. Chwycił ją do ręki i przeczytał wiadomość od
Syriusza. Jego ramię wystrzeliło w górę.
— Tak, Potter? — zapytał profesor, a wszyscy
się rozbudzili, gdyż nikt nigdy nie przerywał wywodu mężczyzny.
— Mogę się zwolnić?
— Z jakiego powodu?
— Właśnie rodzi mi się chrześniak i jeśli
natychmiast nie pójdę wspierać duchowo przyszłego ojca, to zostanę okrutnie
zamordowany, a ojciec dziecka dostanie zawału.
Profesor spojrzał na
niego z rozbawieniem, a Alano zarechotał.
— Zmiataj stąd.
Furia wrzucił wszystkie
książki do torby, słysząc pomruk Blanci:
— Szczęściarz.
Pognał w stronę drzwi.
Ciągnąc za sobą swoją
torbę, szybko dostał się do Munga, a następnie na porodówkę. Syriusz nerwowo
chodził po korytarzu przed jedną z sal.
— No wreszcie — stęknął na wstępie.
— Starałem się, jak mogłem — obronił się. —
Długo?
— Jakieś pół godziny. Remus zostawił mnie w
potrzebie i nie mógł wyjść z roboty. Jak się wyrwałeś z zajęć?
— Powiedziałem, że rodzi mi się chrześniak i
jak nie przyjdę, to mnie zabijesz, a później sam zejdziesz na zawał.
Łapa pokręcił głową z
rozbawieniem, a później zerknął nerwowo w stronę drzwi.
— Prawidłowo wyczytałeś między wierszami —
stwierdził.
— To teraz będziesz biegał za małym berbeciem
po domu. Pieluchy i te sprawy. — Zastanowił się i rzekł w zamyśleniu: — Chyba
czas zwijać manatki i uciekać, póki mogę.
Łapa trzepnął go przez
łeb.
— Nie próbuj. Będziesz mi pomagał.
— Zgodzę się na pilnowanie go. Ale tylko, gdy
będzie spokojnie spał, żebym nie musiał panicznie szukać pomocy, bo nie będę
wiedział, co z nim zrobić — zastrzegł. — Nie patrz tak na mnie. Nie znam się na
dzieciach.
Syriusz parsknął i
pokręcił głową ze śmiechem.
— Wieczorem zwijamy Lunatyka i idziemy na
piwo. Albo na dwa… Albo na więcej — dodał po zastanowieniu. — Merlinie —
stęknął po chwili. — Wezwij lekarza, dostaję palpitacji serca. To nie na moje
lata. A ty się nie śmiej! Zobaczymy, jak tobie będzie się dziecko rodziło!
Furia spojrzał na niego
z przerażeniem. Zaśmiał się nerwowo.
— Chyba żartujesz. Nie spieszy mi się.
— Spraw Dixonowi towarzysza.
— Chyba oszalałeś!
Syriusz wybuchnął
śmiechem, gdy zobaczył minę chrześniaka. Przez kolejne dwie godziny szukali
tematów do śmiechu lub poważnej rozmowy. Harry uśmiechnął się lekko, gdy Łapa
oznajmił, że chyba oświadczy się Carmen. Po jakimś czasie zjawił się Lunatyk i
we trójkę czekali, aż Dixon wyjdzie na świat. Wreszcie lekarz wyszedł z sali, w
której przebywała Carmen i powiedział, że matka i dziecko są zdrowe, a ojciec
może wejść do środka. Remus i Harry wymienili spojrzenia, kiedy Łapa niemal
wbiegł do pomieszczenia.
— Dopóki tego nie zobaczę, nie uwierzę —
stwierdził Harry, a wilkołak zaśmiał się głośno.
Po chwili wyszła
pielęgniarka, która oznajmiła im, że mogą wejść do środka. Carmen wyglądała na
wymęczoną, ale z radością patrzyła na Syriusza trzymającego w ramionach swojego
syna. Wyszczerzył się do dwójki chrzestnych. Dixon słodko spał, a Łapa patrzył
na niego błyszczącymi oczami.
— Teraz wierzę — podsumował cicho Furia, a Lunatyk
zaśmiał się bezgłośnie.
Na uczelni powitał go
śmiech Alano i Fabiana. Harry czuł, że lekko się trzęsie, mały hałas drażnił
jego uszy, a światło raziło. Tak jak Łapa obiecał, wieczorem poszli oblewać
narodziny jego dziecka. Mieli wypić dwa piwa. Wypili tyle i jeszcze kilka i
jeszcze do tego butelkę Ognistej Whisky.
— Spieprzajcie — szepnął Furia, a niektórzy
spojrzeli na niego z rozbawieniem.
Obaj jedynie zaśmiali
się jeszcze głośniej. Blanca spytała ze śmiechem:
— Dziecko zdrowe?
— A jaki widok przedstawiam? Chorego byśmy nie
opijali — odparł słabo. — Jeszcze eliksir na kaca mi się skończył, a nie
zdążyłem kupić, bo zaspałem.
— W miasteczku gdzieś jest sklep z eliksirami
— stwierdził Fabian.
— Jakbym się spóźnił, to powiedzcie, że
samochód mnie potrącił i przyjdę, jak mnie poskładają w Mungu.
— Spoko — wyszczerzyła się Blanca.
Furia ruszył w kierunku
wyjścia. Gdyby się deportował, to by zwymiotował.
Konfrontacja z Dixonem
nadeszła kolejnego dnia, kiedy Carmen wróciła do domu. Z przerażeniem odmówił,
gdy kobieta zaproponowała mu, aby potrzymał swojego chrześniaka. Carmen i Łapa
patrzyli na niego z rozbawieniem, kiedy szybko tłumaczył:
— Lepiej nie. Jeszcze go upuszczę. Albo
zacznie płakać. Wystraszę go. Nie, lepiej nie.
— Och, daj spokój — rzekł animag. — Stałeś
tyle razy przed Voldemortem, a boisz się potrzymać swojego chrześniaka?
— No wiesz… Voldemort to był dorosły facet.
Wiedziałem, że nie wybuchnie płaczem i mogłem nim rzucać po ścianach, gdyby
zaszła taka potrzeba.
— Tchórzysz?
Harry spojrzał na Łapę.
— W tym momencie cechy Gryfona chowają się za
cechami Ślizgona. Tak.
Łapa wywrócił oczami.
— Jak usiądziesz, to nie ma możliwości, że go upuścisz.
Gdy zacznie płakać, od razu go od ciebie wezmę. Okay? — zaproponowała Carmen.
— Ale i tak nie wiem jak. — Trzymał się
ostatniej deski ratunku.
— Pokażę ci — zaśmiała się cicho. — Siadaj.
Z przerażoną miną opadł
na kanapę. Matka przekazała mu powoli małego bobasa. Po chwili Dixon spał w
jego ramionach.
— Jednak go namówiliście — zaśmiał się cicho
Remus, wchodząc do środka. — Mamy gości.
Harry spojrzał na niego
pytająco, a ten kiwnął lekko głową. Weszła Silver, niosąc przed sobą
olbrzymiego misia, a zaraz za nią Tonks.
— Prezent dla małego berbecia od chrzestnych i
ich dziewczyn — powiedziała cicho Evelyn do młodych rodziców i posadziła misia
na jednym z foteli. Zamurowało ją, gdy zobaczyła, że Dixon znajduje się w
ramionach Harry’ego, a po chwili wyszczerzyła się, widząc w jego oczach wyraźną
panikę.
— Carmen, obudził się — powiedział z histerią
w głosie. — Merlinie, nie śmiej się. On naprawdę się obudził.
— Jest spokojny. Nie panikuj — odparł z
rozbawieniem Syriusz.
Przez cały wieczór był
tematem do żartów.
Toby, który dostał się
do nowej drużyny quidditcha, intensywnie trenował wraz z innymi zawodnikami.
Pozostali studiowali bądź pracowali. Harry spotkał się z Hermioną i Ronem, gdy
wraz z Weasleyami przybyli zobaczyć syna Syriusza. Krukonka studiowała w dziale
Współpracy Mugoli i Czarodziei, natomiast Ron poszedł za swoim starszym bratem
i szkolił się na poskramiacza smoków. Kilka dni później Syriusz oznajmił, że
razem z Carmen biorą ślub.
Święta Bożego
Narodzenia nadeszły szybciej, niż Harry się spodziewał. Trochę się zdumiał, gdy
rodzice Silver, z którymi miał bardzo dobry kontakt, zaprosili go oraz Syriusza
i Carmen na święta. Powiedział o tym Łapie i jego narzeczonej, a oni z chęcią
się na to zgodzili. Lunatyk i tak w tym czasie miał iść do rodziców Tonks, więc
nie musieli się przejmować, że zostawią go samego w takie święto. Syriusz był
wyraźnie ciekawy rodziców Evelyn i tym samym przyszłych teściów jego
chrześniaka, jak to określał. Miało to być ich pierwsze spotkanie i Harry oraz
Silver chyba bardziej się tego obawiali niż oni sami. Okazało się, że cała
czwórka mówi w tym samym języku, choć momentami dość poważnie spierali się na
niektóre tematy. Eric Shirley był nie tylko maniakiem sportu, ale, jak się
okazało, uwielbiał małe dzieci. Dixon stał się jego pupilem.
— Uwielbiam takie małe brzdące — mówił. —
Szczerze mówiąc, chętnie bym się takim zaopiekował.
Przeniósł znaczące
spojrzenie na swoją córkę, która zaśmiała się nerwowo.
— Na mnie nie licz — podsumowała.
Usłyszała, jak Harry
siedzący obok niej wypuszcza z ulgą powietrze, co Carmen skomentowała
chichotem.
— Współcześni młodzi ludzie. Zamiast myśleć o
rodzinie, to tylko imprezy i kariera w głowach — ciągnął Eric z
niezadowoleniem.
— Taki wiek — odparowała jego córka. — No
sorry, tato. To nie średniowiecze, żeby dziewczyny w moim wieku tak szybko się
hajtnęły.
— Ericu, skończ, bo Harry zaraz dostanie
zawału — wtrąciła się Rebecca.
Syriusz wybuchnął
śmiechem, kiedy spojrzał na chrześniaka, a ten z przerażoną miną obserwował
swoją dziewczynę i jej ojca.
— Jakby na to nie patrzeć, ja rozumiem
podejście młodych — rzekła Carmen. — Sama jestem prawie dwa razy starsza od
Silver i dopiero zakładam rodzinę z człowiekiem, który, notabene, jest także
dwa razy starszy od Harry’ego.
— O! Widzisz?! — podłapała Evelyn, patrząc na
ojca. — Mamy czas! Jak chcesz małego brzdąca, to sobie zaadoptuj.
Dyskusja między
pokoleniami rozpoczęła się na dobre, a Furia mruknął do siebie:
— Chcę umrzeć.
Łapa ponownie wybuchnął
śmiechem.
— Tato, daj spokój. Nie mamy czasu na żadne
dzieci! Na razie wystarczą nam studia, praca, imprezy i wolny związek.
— Amen — podsumował Furia z nadzieją, że to
koniec tematu.
— Ale…
— Młodych nie zrozumiesz. Jesteś staromodny —
ucięła Rebecca.
Mężczyzna machnął
wreszcie ręką. Evelyn opadła na krzesło bezwładnie. Harry niemal leżał na
krześle pod stołem. Gdy towarzystwo rozeszło się po domu, oboje zostali w
jadalni.
— Przepraszam za mojego ojca. Jak wpadnie na
jakiś głupi pomysł, to przyczepi się jak rzep do psiego ogona — rzekła Silver.
— Trochę to było... hm…
— Wiem — przerwała mu.
Spojrzał na nią jakimś
niepewnym spojrzeniem.
— Ale twoje zdanie jest takie samo, jak
mówiłaś?
Przeniosła na niego
wzrok.
— A co? Chcesz się oświadczyć? — spytała
rozbawiona.
— Jakby to powiedzieć… Jeszcze nie.
— To dobrze — stwierdziła ze śmiechem. — To,
co jest, w zupełności mi wystarczy. Z papierkiem czy bez, i tak cię kocham.
Chwycił ją za dłoń i
pocałował lekko jej wierzch. Zerknęli w stronę wózka, gdy Dixon zaczął wydawać
z siebie odgłosy. Harry wpadł już w rytm opiekowania się małym dzieckiem. Bez
przerażonej miny mógł nosić małego bobasa i nie wołał automatycznie Carmen, gdy
chłopczyk zaczynał płakać. Z tego też powodu podszedł do wózka i zaczął nim
jeździć do przodu i do tyłu. Niemowlak nie był tym usatysfakcjonowany, dlatego
wziął go na ręce.
— Polubiłeś go — wyszczerzyła się Silver. —
Teraz to będzie twoje oczko w głowie.
— W końcu to mój pierwszy chrześniak, no nie?
— odparł z rozbawieniem.
— Carmen mi mówiła, że cały czas jesteś na
skinienie jego palca i że zachowujesz się jak jego matka — zachichotała.
Furia zrobił oburzoną
minę.
— Niepra… — spojrzał na Dixon. — Prawda? —
zdziwił się.
Silver cmoknęła.
— Stajesz się miękki, kochanie.
— Wolisz zimnego drania? — odparł, unosząc
jedną brew, a ona zastanowiła się. — Nie odpowiadaj — zaśmiał się, a ona
wytknęła mu język.
Dixon z powrotem
wylądował w wózku, gdy tylko się uspokoił. Harry zdążył skraść Evelyn szybkiego
całusa, zanim do jadalni wróciła reszta towarzystwa.
— Już mu matkowałeś? — spytała Carmen.
Silver wybuchnęła
niepohamowanym chichotem, a Furia skrzywił się lekko.
— I miej tu dobre serce. Od teraz radźcie
sobie sami — stwierdził naburmuszony.
Jak powiedział, tak
zrobił, ale tylko do końca wizyty u Shirleyów.
1 claro
– oczywiście (hiszp.)
2
Buena pregunta –
Dobre
pytanie (hiszp.)
3 Perdón
–
Przepraszam (hiszp.)
*********************
Mi$ia, pokój Dixona nie będzie opisany. Jak na moje to nie ma po co go opisywać, bo nawet akcja nie będzie się działa w tym pomieszczeniu i nie będzie ono miało większego znaczenia. Na wakacje już prawdopodobnie nigdzie nie wyjeżdżam. Byłam już w Niemczech i nad morzem ;)
Ruda, nie pisałam ile czasu zajmie mi przerwa między tomami ;) Napisałam tylko, że jeśli dotrę do 15 rozdziału to zacznę znowu wstawiać, więc wszystko zależało od weny. Racja, to nie oddział zamknięty tylko wydział xD
Shikani, Frigus napisała to, co sądzi, a na tym mi zależy. Nie chcę samych wychwalających (i możliwe, że czasami nieszczerych) komentarzy, bo krytyka przyda się każdemu autorowi.
Frigus, tak, wyraziłaś konstruktywną krytykę i bardzo się z tego cieszę, więc jeśli coś ci leży na sercu to napisz to szczerze w komentarzu ;) Ja zwróciłam na to uwagę i, uwierz, biorę to sobie do serca, chociaż ciężko zmieniać to co jest w tych najbliższych rozdziałach, skoro już mam ich tyle do przodu. Pisz zawsze szczerze - to pomoże autorom opowiadań :)
Niezrównoważona, haha, ty też robisz świetne szablony :) Też mam nadzieję, że wreszcie odwieszę Artystkę, ale nie chcę robić niczego pochopnie i później znowu się męczyć, więc wolę poczekać aż będę pewna. Dlaczego Dixon? Nie mam pojęcia. Po prostu te imię mi się spodobało ;)
Variable, nie wstydź się wstawić swojego opowiadania do internetu. Moje pierwsze opowiadanie było poniżej przeciętnej (nawet bardzo poniżej, szczególnie pierwsze rozdziały, o których chciałabym zapomnieć xD), a teraz czuję, że piszę wiele lepiej. Też właśnie przez to, że gdzieś to publikuję ;)
Oczywiście pozostałym także dziękuję za komentarze ;*
hura jestem pierwsza a rozdzial swietny
OdpowiedzUsuń^o^ jestem druga, wspaniały rozdział ♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńoooooo jestem trzecia:) rozdział spoko...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział, jak i całe opowiadanie. Bardzo ciekawie prowadzisz fabułę, wprowadzasz wielowątkowość co daje poczucie zapełnienia całej możliwej strefy akcji i daje czytelnikom możliwość poobserwowania wszystkiego z różnych "stron". Zwroty akcji, bohaterowie są bardzo dobrze ze sobą pomieszani i ładnie się komponują:)
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Całuję stopy za słowa otuchy. :* może kiedyś sie odważę.
OdpowiedzUsuńZamiast mojego wymarzonego profesora-kata mam chyba żywy odpowiednik Binnisa :P
Tatuś Silver jest zaje*isty. :p
Pozdrawiam, #Variable#
Ach... i jeszcze nie dodałam: Twoje pierwsze rozdziały w porównaniu z moimi to się do wydania w postaci książki nadają. :D
UsuńPierwszy raz komentuję Twoje opowiadanie choć jest to już drugie które czytam. Zakochałam się. Mam wielką nadzieję , że nie będę musiała długo czekać na kontynuację (zresztą chyba nie tylko ja ;)) Wielki ukłon w Twoją stronę z taki mózg i cierpliwość. Już po prostu nie mogę się doczekać więcej szczegółów ze szkolenia Harry'ego (i mam nadzieję , że się doczekam ;x)
OdpowiedzUsuńWeny,weny,weny!
Pozdro Priori <3
Rozdział bardzo mi się podobał. Widzę,że już jakiś dłuższy czas trwa sielanka. Jednak mam nadzieję,że niedługo zobaczymy tekst z akcją.
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się,że te rozdziały były zbyt mało "oprawione" w akcje. Znaczy: zgadzam się,że nie było w nich akcji,ale (tak jak powiedziałaś) każdy ma szczęśliwe chwile w życiu.
W następnym poście Syriusz się żeni? Ho, ho, ho! Chyba nie stanie się nic złego,nieprawdaż?
A jak to w ogóle jest: po śmierci Voldemorta wszyscy śmierciożercy umarli? Przepraszam za to,że najwyraźniej mało się wczytałam w końcowe rozdziały tamtego tomu.
Mam również nadzieję,że na ślubie nie będzie ataku. Ten element widziałam w fanfiction tyle razy,że już się przejadł. Wierzę w twą wyobraźnię.
~AmRadioactive
Hah! Harry ma chrześniaka! Cudo, a Łapa jest tatusiem. Jeszcze większe cudo. Syri ma wziąć ślub? Och! Nie, no czy ja nie skończę mówić cudo?
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej szczegółów ze szkolenia Furii.
Sto lat! Sto la... A nie, sorry... To chyba nie pasuje xD Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszych urodzin bloga!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział w sobotę, ale jak zwykle nie skomentowałam regularnie -.- Nie wiem, co sensownego pisać, więc napiszę jedno: rozdział świetny.
Pozdrawiam i weny! ;**
Wspaniałe opowiadanie...ale nadal nie mogę nacieszyć wzroku wygladem samego blogu! Jest świetny,czy ktoś może podać mi kontakt do tak znakomitego grafika? xD
OdpowiedzUsuńJakby ktoś miał czas to proszę o 'zaglądnięcie' i ocenienie^^
http://zoe-hunter.blogspot.com/
Bardzo fajny rozdział i genialne opowiadanie. O wyglądzie bloga nie wspomnę. I niech wen cię nie opuszcza.
OdpowiedzUsuńCóż tu dużo mówić... Jestem twoją bezgraniczną fanką i uwielbiam to, co piszesz. Harry matkujący dziecku... tego sobie wyobrazić nie mogę :) Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. A, no i dodałam cię do polecanych na swoim blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lexie
No, chociaż i w tym rozdziale był sielanki ciąg dalszy, to jakoś łatwo mi się go czytało. Oczywiście, a jakże dalej pomarudzę, że Syriusz z Carmen wspaniale dogadują się z rodzicami Evelyn, bo chociaż raz mogłoby nie pójść po ich myśli, a była doskonała okazja. Albo ludzie mogliby go nie polubić na uczelni. Albo Harry mógłby nie polubić Dixona. No naprawdę, wszystko mogłoby być. Ale no cóż... Mam nadzieję, że chociaż wesele, którego spodziewam się w następnym rozdziale, zostanie jakoś zakłócone. Proszę!
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, co mi się spodobało w tym rozdziale, ale przyjemnie się go czytało.
Wspomnę jeszcze, że podoba mi się nowy szablon, o wiele bardziej, niż poprzedni. Jakoś ma takie cieplejsze kolory, milej mi się patrzy :) Chociaż bywały lepsze, no ale ten jest dosyć w porządku.
W oczy rzuciła mi się tylko jedna literówka, " Z przerażoną minął opadł na kanapę". Zdaje mi się, że powinno być oczywiście "miną".
No, tyle wystarczy, jakoś nie mam weny do pisania komentarzy, za co Cię przepraszam. Następnym razem postaram się bardziej :)
Wydaje mi się, że Furia znalazł kolejnych kompanów do nauki, imprez i towarzyszy niedoli studenckiej ;D.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że innego Pottera nie ma ha !
Takiego zwolnienia z zajęć to chyba nikt jeszcze nie wymyślił !
Mężczyźni... Dać im okazję do picia i już zgon hehhh.
Miło, że Furia tak się zajmuje małym i stara z całych sił. Będzie w przyszłości dobrym ojcem...
Daga
Witaj ponownie!
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł sugerował, o czym będzie rozdział ;d
Harry poznał nowych kumpli! To dobrze... prawda???
Akcja ze zwolnieniem z zajęć była śmieszna xd
Uwielbiam panikę ojców podczas porodu! *oznajmia, z bananem na twarzy*
Kłótnia Evelyn z ojcem też była genialna ;D
Harry nam tu mięknie...
Szczerze? Jest tak dużo puchu, że rzygam tenczom ;x
Ale i tak ciągnie mnie do następnego rozdziału XD
~Cathy_Riddle
Apropo twojej odpowiedzi na komentarz Variable. Na szczęście trafiłem na tamto opowiadanie jako pierwsze. Owszem, nie zachwycało pod względem językowym, jednakże, to twoje pomysły przekonały mnie do dalszego czytania. Co chciałem przez to powiedzieć? Jesteś świetnym przykładem, że ciężką pracą można odnieść sukces. Sam jestem bliski opublikowania swojego opowiadania i mam nadzieję, że mój język ewolułuje na dobry poziom tak, jak to zrobiłaś ty.
OdpowiedzUsuńRozdział w porządku. Trochę szkoda, że nie piszesz więcej o zajęciach itd. Jednakże rozumiem, że w ten sposób chcesz przyspieszyć akcje. Szkoda, bo moim zdaniem jeszcze bardziej zyskała byś w oczach czytelników. Mimo to, jest dobrze. ( Nawiasem mówiąc, bardzo dobre wprowadzenie do dalszej akcji, która jest super. Wiem, bo czytam kolejny raz ;-) )
Danny
Witam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, o tak to było dobre rozwalił mnie tekst „jesteś tym Potterem”,tak, tak jakby istniał inny Potter, Harry najpierw przerażony, że musi wziąść Dixona na ręce.. a potem, a potem mu matkuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, rozwalił mnie po prostu tekst „jesteś tym Potterem”, tak jakby istniał inny Potter ;) och cudownie Harry najpierw przerażony, że musi wziąść Dixona na ręce... a potem to już mu matkuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga