3.08.2013

II. Rozdział 5 - Dixon

“…I've got to follow my heart, no matter how far
I've gotta roll the dice, never look back, & never think twice…”
[Papa Roach – To Be Loved]

Na Uniwersytet Aurorski dostał się przez Sieć Fiuu. Wylądował w dużym holu urządzonym w kremowo-brązowych barwach z wielkimi oknami. Po prawej stronie było wejście od strony ulicy, po której kręciło się sporo ludzi w szatach. Hary dowiedział się, że Uniwersytet znajduje się w magicznym miasteczku o nazwie Soulmate, dlatego swobodnie mógł tutaj czarować. Niedaleko wejścia znajdował się Punkt Informacyjny. Dwie kobiety siedziały za ladą w odcieniu dębu. Na podłodze leżały kafelki w takim samym kolorze, a ściany pomalowano na jasny beż. Na środku pomieszczenia dostrzegł sporej wielkości pomnik przedstawiający aurora z uniesioną różdżką. Duży zegar nad Punktem Informacyjnym obwieszczał, że ma jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia pierwszych zajęć. Nie do końca wiedział, gdzie znajduje się klasa do lekcji prawa czarodziejów, ale spostrzegł tablicę z mapą. Natychmiast do niej podszedł, dołączając do dwójki młodych chłopaków, którzy prawdopodobnie także szukali odpowiedniej sali.
 — Zanim znajdziemy odpowiednią klasę, miną pierwsze zajęcia — stwierdził szatyn z obcym akcentem.
 — Merlinie, ten budynek jest większy niż Londyn — dodał drugi ze skrzywieniem.
Harry wcale im się nie dziwił. Budynek nie dość, że był sześciopiętrowy, to miał jeszcze chyba setki sal na każdym piętrze i więcej zakrętów oraz korytarzy, niż mogli policzyć.
 — Niech to szlag! — stęknął po chwili obcokrajowiec ze śmiesznym akcentem.
Furii powoli dwoiło się w oczach od wszystkich kresek, nazwisk i sal, które nie były tymi, której szukał, więc spytał:
 — Też szukacie sali od prawa?
Spojrzeli na niego z minami cierpiętników.
 — Niestety — odparł blondyn.
 — Może połączymy siły? Bo będziemy tutaj sterczeć do nocy.
 — Czemu nie.
Rozdzielili poszukiwania na trzy części. Harry zaczął przeszukiwać pierwsze piętro, gdy jego wzrok padł na podpis pod mapą. Parsknął śmiechem i pokazał to dwóm towarzyszom.
 — Bez jaj — stęknął blondyn.
Aby poszukać odpowiedniej sali, puknij różdżką o mapę i wypowiedz nazwę przedmiotu. Chwilę później skierowali się na trzecie piętro, gdzie czekała już spora grupa osób. Harry starał się zwracać na siebie jak najmniej uwagi i nawet na rękę mu było, że jeszcze nie przedstawił się dwóm chłopakom, którzy kłócili się o to, który jest głupszy, skoro nie zauważyli napisu pod mapą. Wynikało, że obcokrajowiec jest Hiszpanem. Furia mógł się tego wcześniej domyślić, ale nie zwrócił na to większej uwagi, zbyt pochłonięty szukaniem sali. Był on opalonym, ciemnowłosym chłopakiem pełnym temperamentu, co łatwo można było wywnioskować po żywej dyskusji z jego towarzyszem. Blondyn był z kolei o wiele spokojniejszy od swojego kompana i często machał na niego ręką, postanawiając go ignorować. Co chwilę wywracał zielonymi tęczówkami i przecierał opaloną twarz. Po przyjrzeniu się im dostrzegł podobieństwo w rysach i posturze. Ludzie zerkali na nich z zaciekawieniem, gdyż sami zachowywali się dość cicho z nerwów przed pierwszą lekcją. Furia nawet był z tego zadowolony, gdyż nie zwracano przez to na niego uwagi.
Wreszcie weszli do olbrzymiego pomieszczenia znacznie różniącego się od tych w Hogwarcie. Schody prowadzące w dół rozchodziły się na dwie strony, kierując studentów do podłużnych ławek dla kilkunastu osób. Sala urządzona była w takich samych kolorach, jak główny hol. Na samym dole znajdowało się olbrzymie biurko, tablica i około pięćdziesięcioletni mężczyzna z ostrymi rysami twarzy i małymi oczami. Jego rude włosy odstawały niesfornie, a czubek głowy pokrywała łysina. Wszyscy zajęli miejsca. Dwójka towarzyszy z korytarza dosiadła się do Harry’ego. Po swojej drugiej stronie miał jakąś niską dziewczynę obserwującą nauczyciela oceniającym wzrokiem.
 — Witam was, młodzi kadeci. — Wbrew pozorom głos profesora był donośny, basowy. — Nazywam się Nicholas Bethy i będę waszym profesorem od prawa czarodziejów. Jest was dość sporo, ale w ciągu tego półtora roku na pewno z częścią się pożegnamy, dlatego oczekuję, że będziecie ciężko pracować, aby dostać się do szkoły aurorskiej.
Później mówił o wymaganiach, zaliczeniach i przerabianych rozdziałach. Furia stwierdził, że nie będzie to jego ulubiony przedmiot. Gdy profesor oznajmił, że sprawdzi listę obecności, zaczął przygotowywać się na ostrzał spojrzeń. Okazało się, że jego towarzysze są kuzynami o nazwisku Corrales. Blondyn miał na imię Fabian, natomiast szatyn – Alano. Profesor nie wyczytał żadnych znajomych Harry’emu nazwisk.
 — Harry Potter — wyczytał mężczyzna, podnosząc z zainteresowaniem głowę.
 — Jestem — odparł, podnosząc rękę.
Alano i Fabian spojrzeli na niego z niezmiernym zdumieniem. Miał ochotę schować się pod stolik, gdy poczuł na sobie tyle spojrzeń. Bethy kiwnął jedynie głową i dalej wyczytywał listę.
 — Jesteś tym Potterem? — zapytał cicho Alano.
 Fabian wywrócił oczami.
 — Przecież nie ma innego Pottera, kretynie.
Brunet spojrzał na nich z rozbawieniem, kiedy zaczęli wyzywać się od najgorszych. W wykonaniu Alano brzmiało to komicznie, gdyż kaleczył język, czasami nie wymawiając głosek.
Dwie godziny słuchania Bethy’ego o prawie czarodziejów okazały się niezwykle nudne. Zaczął opowiadać o czasach Merlina, co było nużące. Pod koniec drugiej godziny Alano oparł głowę o dłoń i z otwartymi ustami zaczął przysypiać. Kiedy Furia rozejrzał się lekko nieprzytomnym wzrokiem po ludziach, dostrzegł, że niektórzy biorą przykład z Hiszpana, inni ziewają dość otwarcie, a inni próbują robić notatki. On sam robił je przez pierwsze pół godziny dość intensywnie. Później z każdą minutą zapisywał ich coraz mniej, a przez ostatnie dwadzieścia minut nie zanotował kompletnie nic, bo ledwo utrzymywał otwarte oczy.
Obwieszczenie końca zajęć było zbawieniem. Wysypali się z klasy prawa z ulgą na twarzach. Alano zaczął coś szybko gadać po hiszpańsku.
 — Zawsze przechodzi na swój ojczysty język, gdy jest pobudzony. Aktualnie narzeka, że było nudno — mruknął do Furii Fabian.
Wcześniej sprawdzili, gdzie mają kolejne zajęcia, dlatego od razu skierowali się na następne piętro wraz z resztą studentów. Niektórzy rzucali Harry’emu zaciekawione spojrzenia, na co nie reagował.
 — Obaj jesteście z Hiszpanii? — zagadnął dwóch obcokrajowców. — Po Alano słychać, że nie jest stąd, ale po tobie nie idzie tego rozpoznać — dodał do Fabiana.
 — Ja jestem prawdziwym Hiszpanem, a nie to, co on — oznajmił z wyszczerzem szatyn.
 — Zamknij się — odparł blondyn i zwrócił się do Furii: — On całe życie mieszkał w Hiszpanii. Dopiero kilka miesięcy temu się tutaj przeprowadził. Jego rodzice są Hiszpanami, z kolei moja matka jest Angielką, dlatego mój ojciec się tutaj przeprowadził z Hiszpanii. Nasi ojcowie są braćmi.
 — Chcesz tu zostać na stałe? — Brunet zwrócił się do Alano.
 — Jeśli uda mi się zostać aurorem, to tak — odpowiedział. — Przyjechałem tutaj, żeby to zrobić, bo w Hiszpanii trwa to pięć lat, w tym trzy w szkółce, o której mówią, że jest domem spusty.
 — Rozpusty, ułomie — poprawił go Fabian.
 — Jeden koń.
Furia parsknął śmiechem.
 — Pies.
 — Och, claro1 — wyszczerzył się.
Stanęli przed salą od podstaw psychologii.
 — A ty masz jeszcze ochotę biegać za czarnoksiężnikami? Ja na twoim miejscu chyba miałbym już dość — rzekł Fabian do Furii.
 — Dużo osób się temu dziwi, ale cóż… Adrenalina. Ciekawa praca, a nie uśmiecha mi się siedzieć za biurkiem.
 — Mnie chcieli wysłać na prawo, ale po dzisiejszej lekcji wiem, że nie wytrzymałbym tygodnia — stwierdził Fabian. — Jeśli facet będzie tak zanudzał na każdej lekcji, to będę mógł w nocy imprezować, bo wyśpię się na zajęciach.
 — Niby zawsze tak zanudza, ale na zaliczeniach jest ciężko — wtrąciła siedząca na parapecie dziewczyna. Spojrzeli na nią. — Mój znajomy robił szkolenie. Niby dużo osób oblewa za pierwszym razem, a jak oblejesz poprawkę, grozi wylot z uczelni.
 — Nie wygląda na takiego, ale dobrze wiedzieć na przyszłość — stwierdził Fabian.
 — Ciekawe, jak mamy robić notatki przez sen — mruknął Furia, przypominając sobie, że jest to dziewczyna, która na prawie siedziała obok niego.
Była dość szczupła, rude włosy miała ścięte na chłopaka, a w brwi widniał kolczyk. Niebieskie oczy mocno podkreśliła konturówką, a w uchu dostrzegł kilka kolczyków.
 — Buena pregunta2 — oznajmił Alano, a Harry i nieznajoma spojrzeli na niego niezrozumiale.
 — Mów po naszemu — powiedział do kuzyna Fabian. — Dobre pytanie — wytłumaczył brunetowi i rudej.
 — Perdón3 — przeprosił Alano, a Fabian pokręcił głową z politowaniem.
 — Może będziemy ze sobą współpracować? — zaproponowała dziewczyna. — Ktoś będzie robił notatki, a reszta pośpi. Na kolejnej lekcji zmiana.
 — Jestem za — oznajmił Hiszpan. — Kto zaczyna?
 — Ty — rzekła cała trójka zgodnie.
Spojrzeli na siebie z rozbawieniem, a Alano burknął:
 — Rasiści.
 — Tak w ogóle to jestem Blanca Stroup. — Fabian otwierał usta, żeby się przedstawić, ale rzekła: — Nie musicie się przedstawiać. Wyróżniacie się w tłumie. A ciebie — zwróciła się do Harry’ego — czy tego chcesz, czy nie, wszyscy znają.
Weszli do sali, widząc niezbyt zadowoloną minę Furii.

Pierwszy miesiąc nauki minął mu w dość przyjemny sposób. Większość lekcji przebiegała w ciekawy sposób. Najtrudniejszym przedmiotem była logika, gdzie starali się rozwiązywać zagadki kryminalne. Na razie nie szło im najlepiej, chociaż nie było to nic trudnego. Schody miały dopiero się zacząć. Nauczyciel twierdził, że po jakimś czasie zrozumieją, w jaki sposób mają postępować i wynajdywane szczegółów wejdzie im w nawyk. Podstawy psychologii sprawiły, że musieli trenować swoją wyobraźnię i wczuć się w rolę przestępcy. Przeprowadzali ciekawe doświadczenia, które często kończyły się wybuchem śmiechu. Chociaż eliksiry miał na razie tylko teoretyczne, był do nich bardzo zniechęcony. Profesor powtarzał, że muszą znać podstawowe eliksiry, które kiedyś mogą uratować im życie. Szczególnie do gustu przypadło mu szpiegostwo. Na prawie często mógł sobie pospać, gdy nie przypadała jego kolej na robienie notatek. Blanca, Alano i Fabian okazali się być świetnymi towarzyszami. Poznał także wiele innych osób, ale to z nimi trzymał się najbardziej.
Aktualnie nieprzytomnym spojrzeniem wpatrywał się w Nicholasa – profesora prawa. Starał się cokolwiek zapamiętać z jego przemowy, ale nie był w stanie. Co chwilę szturchał Fabiana, któremu zamykały się oczy, a miał robić notatki. Aż podskoczył, gdy tuż przed jego nosem pojawiła się kartka. Chwycił ją do ręki i przeczytał wiadomość od Syriusza. Jego ramię wystrzeliło w górę.
 — Tak, Potter? — zapytał profesor, a wszyscy się rozbudzili, gdyż nikt nigdy nie przerywał wywodu mężczyzny.
 — Mogę się zwolnić?
 — Z jakiego powodu?
 — Właśnie rodzi mi się chrześniak i jeśli natychmiast nie pójdę wspierać duchowo przyszłego ojca, to zostanę okrutnie zamordowany, a ojciec dziecka dostanie zawału.
Profesor spojrzał na niego z rozbawieniem, a Alano zarechotał.
 — Zmiataj stąd.
Furia wrzucił wszystkie książki do torby, słysząc pomruk Blanci:
 — Szczęściarz.
Pognał w stronę drzwi.

Ciągnąc za sobą swoją torbę, szybko dostał się do Munga, a następnie na porodówkę. Syriusz nerwowo chodził po korytarzu przed jedną z sal.
 — No wreszcie — stęknął na wstępie.
 — Starałem się, jak mogłem — obronił się. — Długo?
 — Jakieś pół godziny. Remus zostawił mnie w potrzebie i nie mógł wyjść z roboty. Jak się wyrwałeś z zajęć?
 — Powiedziałem, że rodzi mi się chrześniak i jak nie przyjdę, to mnie zabijesz, a później sam zejdziesz na zawał.
Łapa pokręcił głową z rozbawieniem, a później zerknął nerwowo w stronę drzwi.
 — Prawidłowo wyczytałeś między wierszami — stwierdził.
 — To teraz będziesz biegał za małym berbeciem po domu. Pieluchy i te sprawy. — Zastanowił się i rzekł w zamyśleniu: — Chyba czas zwijać manatki i uciekać, póki mogę.
Łapa trzepnął go przez łeb.
 — Nie próbuj. Będziesz mi pomagał.
 — Zgodzę się na pilnowanie go. Ale tylko, gdy będzie spokojnie spał, żebym nie musiał panicznie szukać pomocy, bo nie będę wiedział, co z nim zrobić — zastrzegł. — Nie patrz tak na mnie. Nie znam się na dzieciach.
Syriusz parsknął i pokręcił głową ze śmiechem.
 — Wieczorem zwijamy Lunatyka i idziemy na piwo. Albo na dwa… Albo na więcej — dodał po zastanowieniu. — Merlinie — stęknął po chwili. — Wezwij lekarza, dostaję palpitacji serca. To nie na moje lata. A ty się nie śmiej! Zobaczymy, jak tobie będzie się dziecko rodziło!
Furia spojrzał na niego z przerażeniem. Zaśmiał się nerwowo.
 — Chyba żartujesz. Nie spieszy mi się.
 — Spraw Dixonowi towarzysza.
 — Chyba oszalałeś!
Syriusz wybuchnął śmiechem, gdy zobaczył minę chrześniaka. Przez kolejne dwie godziny szukali tematów do śmiechu lub poważnej rozmowy. Harry uśmiechnął się lekko, gdy Łapa oznajmił, że chyba oświadczy się Carmen. Po jakimś czasie zjawił się Lunatyk i we trójkę czekali, aż Dixon wyjdzie na świat. Wreszcie lekarz wyszedł z sali, w której przebywała Carmen i powiedział, że matka i dziecko są zdrowe, a ojciec może wejść do środka. Remus i Harry wymienili spojrzenia, kiedy Łapa niemal wbiegł do pomieszczenia.
 — Dopóki tego nie zobaczę, nie uwierzę — stwierdził Harry, a wilkołak zaśmiał się głośno.
Po chwili wyszła pielęgniarka, która oznajmiła im, że mogą wejść do środka. Carmen wyglądała na wymęczoną, ale z radością patrzyła na Syriusza trzymającego w ramionach swojego syna. Wyszczerzył się do dwójki chrzestnych. Dixon słodko spał, a Łapa patrzył na niego błyszczącymi oczami.
 — Teraz wierzę — podsumował cicho Furia, a Lunatyk zaśmiał się bezgłośnie.

Na uczelni powitał go śmiech Alano i Fabiana. Harry czuł, że lekko się trzęsie, mały hałas drażnił jego uszy, a światło raziło. Tak jak Łapa obiecał, wieczorem poszli oblewać narodziny jego dziecka. Mieli wypić dwa piwa. Wypili tyle i jeszcze kilka i jeszcze do tego butelkę Ognistej Whisky.
 — Spieprzajcie — szepnął Furia, a niektórzy spojrzeli na niego z rozbawieniem.
Obaj jedynie zaśmiali się jeszcze głośniej. Blanca spytała ze śmiechem:
 — Dziecko zdrowe?
 — A jaki widok przedstawiam? Chorego byśmy nie opijali — odparł słabo. — Jeszcze eliksir na kaca mi się skończył, a nie zdążyłem kupić, bo zaspałem.
 — W miasteczku gdzieś jest sklep z eliksirami — stwierdził Fabian.
 — Jakbym się spóźnił, to powiedzcie, że samochód mnie potrącił i przyjdę, jak mnie poskładają w Mungu.
 — Spoko — wyszczerzyła się Blanca.
Furia ruszył w kierunku wyjścia. Gdyby się deportował, to by zwymiotował.

Konfrontacja z Dixonem nadeszła kolejnego dnia, kiedy Carmen wróciła do domu. Z przerażeniem odmówił, gdy kobieta zaproponowała mu, aby potrzymał swojego chrześniaka. Carmen i Łapa patrzyli na niego z rozbawieniem, kiedy szybko tłumaczył:
 — Lepiej nie. Jeszcze go upuszczę. Albo zacznie płakać. Wystraszę go. Nie, lepiej nie.
 — Och, daj spokój — rzekł animag. — Stałeś tyle razy przed Voldemortem, a boisz się potrzymać swojego chrześniaka?
 — No wiesz… Voldemort to był dorosły facet. Wiedziałem, że nie wybuchnie płaczem i mogłem nim rzucać po ścianach, gdyby zaszła taka potrzeba.
 — Tchórzysz?
Harry spojrzał na Łapę.
 — W tym momencie cechy Gryfona chowają się za cechami Ślizgona. Tak.
Łapa wywrócił oczami.
 — Jak usiądziesz, to nie ma możliwości, że go upuścisz. Gdy zacznie płakać, od razu go od ciebie wezmę. Okay? — zaproponowała Carmen.
 — Ale i tak nie wiem jak. — Trzymał się ostatniej deski ratunku.
 — Pokażę ci — zaśmiała się cicho. — Siadaj.
Z przerażoną miną opadł na kanapę. Matka przekazała mu powoli małego bobasa. Po chwili Dixon spał w jego ramionach.
 — Jednak go namówiliście — zaśmiał się cicho Remus, wchodząc do środka. — Mamy gości.
Harry spojrzał na niego pytająco, a ten kiwnął lekko głową. Weszła Silver, niosąc przed sobą olbrzymiego misia, a zaraz za nią Tonks.
 — Prezent dla małego berbecia od chrzestnych i ich dziewczyn — powiedziała cicho Evelyn do młodych rodziców i posadziła misia na jednym z foteli. Zamurowało ją, gdy zobaczyła, że Dixon znajduje się w ramionach Harry’ego, a po chwili wyszczerzyła się, widząc w jego oczach wyraźną panikę.
 — Carmen, obudził się — powiedział z histerią w głosie. — Merlinie, nie śmiej się. On naprawdę się obudził.
 — Jest spokojny. Nie panikuj — odparł z rozbawieniem Syriusz.
Przez cały wieczór był tematem do żartów.

Toby, który dostał się do nowej drużyny quidditcha, intensywnie trenował wraz z innymi zawodnikami. Pozostali studiowali bądź pracowali. Harry spotkał się z Hermioną i Ronem, gdy wraz z Weasleyami przybyli zobaczyć syna Syriusza. Krukonka studiowała w dziale Współpracy Mugoli i Czarodziei, natomiast Ron poszedł za swoim starszym bratem i szkolił się na poskramiacza smoków. Kilka dni później Syriusz oznajmił, że razem z Carmen biorą ślub.
Święta Bożego Narodzenia nadeszły szybciej, niż Harry się spodziewał. Trochę się zdumiał, gdy rodzice Silver, z którymi miał bardzo dobry kontakt, zaprosili go oraz Syriusza i Carmen na święta. Powiedział o tym Łapie i jego narzeczonej, a oni z chęcią się na to zgodzili. Lunatyk i tak w tym czasie miał iść do rodziców Tonks, więc nie musieli się przejmować, że zostawią go samego w takie święto. Syriusz był wyraźnie ciekawy rodziców Evelyn i tym samym przyszłych teściów jego chrześniaka, jak to określał. Miało to być ich pierwsze spotkanie i Harry oraz Silver chyba bardziej się tego obawiali niż oni sami. Okazało się, że cała czwórka mówi w tym samym języku, choć momentami dość poważnie spierali się na niektóre tematy. Eric Shirley był nie tylko maniakiem sportu, ale, jak się okazało, uwielbiał małe dzieci. Dixon stał się jego pupilem.
 — Uwielbiam takie małe brzdące — mówił. — Szczerze mówiąc, chętnie bym się takim zaopiekował.
Przeniósł znaczące spojrzenie na swoją córkę, która zaśmiała się nerwowo.
 — Na mnie nie licz — podsumowała.
Usłyszała, jak Harry siedzący obok niej wypuszcza z ulgą powietrze, co Carmen skomentowała chichotem.
 — Współcześni młodzi ludzie. Zamiast myśleć o rodzinie, to tylko imprezy i kariera w głowach — ciągnął Eric z niezadowoleniem.
 — Taki wiek — odparowała jego córka. — No sorry, tato. To nie średniowiecze, żeby dziewczyny w moim wieku tak szybko się hajtnęły.
 — Ericu, skończ, bo Harry zaraz dostanie zawału — wtrąciła się Rebecca.
Syriusz wybuchnął śmiechem, kiedy spojrzał na chrześniaka, a ten z przerażoną miną obserwował swoją dziewczynę i jej ojca.
 — Jakby na to nie patrzeć, ja rozumiem podejście młodych — rzekła Carmen. — Sama jestem prawie dwa razy starsza od Silver i dopiero zakładam rodzinę z człowiekiem, który, notabene, jest także dwa razy starszy od Harry’ego.
 — O! Widzisz?! — podłapała Evelyn, patrząc na ojca. — Mamy czas! Jak chcesz małego brzdąca, to sobie zaadoptuj.
Dyskusja między pokoleniami rozpoczęła się na dobre, a Furia mruknął do siebie:
 — Chcę umrzeć.
Łapa ponownie wybuchnął śmiechem.
 — Tato, daj spokój. Nie mamy czasu na żadne dzieci! Na razie wystarczą nam studia, praca, imprezy i wolny związek.
 — Amen — podsumował Furia z nadzieją, że to koniec tematu.
 — Ale…
 — Młodych nie zrozumiesz. Jesteś staromodny — ucięła Rebecca.
Mężczyzna machnął wreszcie ręką. Evelyn opadła na krzesło bezwładnie. Harry niemal leżał na krześle pod stołem. Gdy towarzystwo rozeszło się po domu, oboje zostali w jadalni.
 — Przepraszam za mojego ojca. Jak wpadnie na jakiś głupi pomysł, to przyczepi się jak rzep do psiego ogona — rzekła Silver.
 — Trochę to było... hm…
 — Wiem — przerwała mu.
Spojrzał na nią jakimś niepewnym spojrzeniem.
 — Ale twoje zdanie jest takie samo, jak mówiłaś?
Przeniosła na niego wzrok.
 — A co? Chcesz się oświadczyć? — spytała rozbawiona.
 — Jakby to powiedzieć… Jeszcze nie.
 — To dobrze — stwierdziła ze śmiechem. — To, co jest, w zupełności mi wystarczy. Z papierkiem czy bez, i tak cię kocham.
Chwycił ją za dłoń i pocałował lekko jej wierzch. Zerknęli w stronę wózka, gdy Dixon zaczął wydawać z siebie odgłosy. Harry wpadł już w rytm opiekowania się małym dzieckiem. Bez przerażonej miny mógł nosić małego bobasa i nie wołał automatycznie Carmen, gdy chłopczyk zaczynał płakać. Z tego też powodu podszedł do wózka i zaczął nim jeździć do przodu i do tyłu. Niemowlak nie był tym usatysfakcjonowany, dlatego wziął go na ręce.
 — Polubiłeś go — wyszczerzyła się Silver. — Teraz to będzie twoje oczko w głowie.
 — W końcu to mój pierwszy chrześniak, no nie? — odparł z rozbawieniem.
 — Carmen mi mówiła, że cały czas jesteś na skinienie jego palca i że zachowujesz się jak jego matka — zachichotała.
Furia zrobił oburzoną minę.
 — Niepra… — spojrzał na Dixon. — Prawda? — zdziwił się.
Silver cmoknęła.
 — Stajesz się miękki, kochanie.
 — Wolisz zimnego drania? — odparł, unosząc jedną brew, a ona zastanowiła się. — Nie odpowiadaj — zaśmiał się, a ona wytknęła mu język.
Dixon z powrotem wylądował w wózku, gdy tylko się uspokoił. Harry zdążył skraść Evelyn szybkiego całusa, zanim do jadalni wróciła reszta towarzystwa.
 — Już mu matkowałeś? — spytała Carmen.
Silver wybuchnęła niepohamowanym chichotem, a Furia skrzywił się lekko.
 — I miej tu dobre serce. Od teraz radźcie sobie sami — stwierdził naburmuszony.
Jak powiedział, tak zrobił, ale tylko do końca wizyty u Shirleyów.

1 claro – oczywiście (hiszp.)
2 Buena pregunta – Dobre pytanie (hiszp.)
3 Perdón – Przepraszam (hiszp.)

*********************

Mi$ia, pokój Dixona nie będzie opisany. Jak na moje to nie ma po co go opisywać, bo nawet akcja nie będzie się działa w tym pomieszczeniu i nie będzie ono miało większego znaczenia. Na wakacje już prawdopodobnie nigdzie nie wyjeżdżam. Byłam już w Niemczech i nad morzem ;)

Ruda, nie pisałam ile czasu zajmie mi przerwa między tomami ;) Napisałam tylko, że jeśli dotrę do 15 rozdziału to zacznę znowu wstawiać, więc wszystko zależało od weny. Racja, to nie oddział zamknięty tylko wydział xD

Shikani, Frigus napisała to, co sądzi, a na tym mi zależy. Nie chcę samych wychwalających (i możliwe, że czasami nieszczerych) komentarzy, bo krytyka przyda się każdemu autorowi. 

Frigus, tak, wyraziłaś konstruktywną krytykę i bardzo się z tego cieszę, więc jeśli coś ci leży na sercu to napisz to szczerze w komentarzu ;) Ja zwróciłam na to uwagę i, uwierz, biorę to sobie do serca, chociaż ciężko zmieniać to co jest w tych najbliższych rozdziałach, skoro już mam ich tyle do przodu. Pisz zawsze szczerze - to pomoże autorom opowiadań :)

Niezrównoważona, haha, ty też robisz świetne szablony :) Też mam nadzieję, że wreszcie odwieszę Artystkę, ale nie chcę robić niczego pochopnie i później znowu się męczyć, więc wolę poczekać aż będę pewna. Dlaczego Dixon? Nie mam pojęcia. Po prostu te imię mi się spodobało ;)

Variable, nie wstydź się wstawić swojego opowiadania do internetu. Moje pierwsze opowiadanie było poniżej przeciętnej (nawet bardzo poniżej, szczególnie pierwsze rozdziały, o których chciałabym zapomnieć xD), a teraz czuję, że piszę wiele lepiej. Też właśnie przez to, że gdzieś to publikuję ;)

Oczywiście pozostałym także dziękuję za komentarze ;*

19 komentarzy:

  1. hura jestem pierwsza a rozdzial swietny

    OdpowiedzUsuń
  2. ^o^ jestem druga, wspaniały rozdział ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. oooooo jestem trzecia:) rozdział spoko...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział, jak i całe opowiadanie. Bardzo ciekawie prowadzisz fabułę, wprowadzasz wielowątkowość co daje poczucie zapełnienia całej możliwej strefy akcji i daje czytelnikom możliwość poobserwowania wszystkiego z różnych "stron". Zwroty akcji, bohaterowie są bardzo dobrze ze sobą pomieszani i ładnie się komponują:)
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Całuję stopy za słowa otuchy. :* może kiedyś sie odważę.
    Zamiast mojego wymarzonego profesora-kata mam chyba żywy odpowiednik Binnisa :P
    Tatuś Silver jest zaje*isty. :p
    Pozdrawiam, #Variable#

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach... i jeszcze nie dodałam: Twoje pierwsze rozdziały w porównaniu z moimi to się do wydania w postaci książki nadają. :D

      Usuń
  6. Pierwszy raz komentuję Twoje opowiadanie choć jest to już drugie które czytam. Zakochałam się. Mam wielką nadzieję , że nie będę musiała długo czekać na kontynuację (zresztą chyba nie tylko ja ;)) Wielki ukłon w Twoją stronę z taki mózg i cierpliwość. Już po prostu nie mogę się doczekać więcej szczegółów ze szkolenia Harry'ego (i mam nadzieję , że się doczekam ;x)

    Weny,weny,weny!
    Pozdro Priori <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podobał. Widzę,że już jakiś dłuższy czas trwa sielanka. Jednak mam nadzieję,że niedługo zobaczymy tekst z akcją.
    Nie wydaje mi się,że te rozdziały były zbyt mało "oprawione" w akcje. Znaczy: zgadzam się,że nie było w nich akcji,ale (tak jak powiedziałaś) każdy ma szczęśliwe chwile w życiu.
    W następnym poście Syriusz się żeni? Ho, ho, ho! Chyba nie stanie się nic złego,nieprawdaż?
    A jak to w ogóle jest: po śmierci Voldemorta wszyscy śmierciożercy umarli? Przepraszam za to,że najwyraźniej mało się wczytałam w końcowe rozdziały tamtego tomu.
    Mam również nadzieję,że na ślubie nie będzie ataku. Ten element widziałam w fanfiction tyle razy,że już się przejadł. Wierzę w twą wyobraźnię.

    ~AmRadioactive

    OdpowiedzUsuń
  8. Hah! Harry ma chrześniaka! Cudo, a Łapa jest tatusiem. Jeszcze większe cudo. Syri ma wziąć ślub? Och! Nie, no czy ja nie skończę mówić cudo?
    Czekam na więcej szczegółów ze szkolenia Furii.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sto lat! Sto la... A nie, sorry... To chyba nie pasuje xD Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszych urodzin bloga!
    Przeczytałam rozdział w sobotę, ale jak zwykle nie skomentowałam regularnie -.- Nie wiem, co sensownego pisać, więc napiszę jedno: rozdział świetny.
    Pozdrawiam i weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe opowiadanie...ale nadal nie mogę nacieszyć wzroku wygladem samego blogu! Jest świetny,czy ktoś może podać mi kontakt do tak znakomitego grafika? xD
    Jakby ktoś miał czas to proszę o 'zaglądnięcie' i ocenienie^^
    http://zoe-hunter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo fajny rozdział i genialne opowiadanie. O wyglądzie bloga nie wspomnę. I niech wen cię nie opuszcza.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cóż tu dużo mówić... Jestem twoją bezgraniczną fanką i uwielbiam to, co piszesz. Harry matkujący dziecku... tego sobie wyobrazić nie mogę :) Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. A, no i dodałam cię do polecanych na swoim blogu.

    Pozdrawiam,
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  13. No, chociaż i w tym rozdziale był sielanki ciąg dalszy, to jakoś łatwo mi się go czytało. Oczywiście, a jakże dalej pomarudzę, że Syriusz z Carmen wspaniale dogadują się z rodzicami Evelyn, bo chociaż raz mogłoby nie pójść po ich myśli, a była doskonała okazja. Albo ludzie mogliby go nie polubić na uczelni. Albo Harry mógłby nie polubić Dixona. No naprawdę, wszystko mogłoby być. Ale no cóż... Mam nadzieję, że chociaż wesele, którego spodziewam się w następnym rozdziale, zostanie jakoś zakłócone. Proszę!
    Nie mam pojęcia, co mi się spodobało w tym rozdziale, ale przyjemnie się go czytało.
    Wspomnę jeszcze, że podoba mi się nowy szablon, o wiele bardziej, niż poprzedni. Jakoś ma takie cieplejsze kolory, milej mi się patrzy :) Chociaż bywały lepsze, no ale ten jest dosyć w porządku.
    W oczy rzuciła mi się tylko jedna literówka, " Z przerażoną minął opadł na kanapę". Zdaje mi się, że powinno być oczywiście "miną".
    No, tyle wystarczy, jakoś nie mam weny do pisania komentarzy, za co Cię przepraszam. Następnym razem postaram się bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wydaje mi się, że Furia znalazł kolejnych kompanów do nauki, imprez i towarzyszy niedoli studenckiej ;D.
    Wiadomo, że innego Pottera nie ma ha !
    Takiego zwolnienia z zajęć to chyba nikt jeszcze nie wymyślił !
    Mężczyźni... Dać im okazję do picia i już zgon hehhh.
    Miło, że Furia tak się zajmuje małym i stara z całych sił. Będzie w przyszłości dobrym ojcem...

    Daga

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj ponownie!

    Już sam tytuł sugerował, o czym będzie rozdział ;d

    Harry poznał nowych kumpli! To dobrze... prawda???

    Akcja ze zwolnieniem z zajęć była śmieszna xd
    Uwielbiam panikę ojców podczas porodu! *oznajmia, z bananem na twarzy*
    Kłótnia Evelyn z ojcem też była genialna ;D

    Harry nam tu mięknie...

    Szczerze? Jest tak dużo puchu, że rzygam tenczom ;x

    Ale i tak ciągnie mnie do następnego rozdziału XD

    ~Cathy_Riddle

    OdpowiedzUsuń
  16. Apropo twojej odpowiedzi na komentarz Variable. Na szczęście trafiłem na tamto opowiadanie jako pierwsze. Owszem, nie zachwycało pod względem językowym, jednakże, to twoje pomysły przekonały mnie do dalszego czytania. Co chciałem przez to powiedzieć? Jesteś świetnym przykładem, że ciężką pracą można odnieść sukces. Sam jestem bliski opublikowania swojego opowiadania i mam nadzieję, że mój język ewolułuje na dobry poziom tak, jak to zrobiłaś ty.
    Rozdział w porządku. Trochę szkoda, że nie piszesz więcej o zajęciach itd. Jednakże rozumiem, że w ten sposób chcesz przyspieszyć akcje. Szkoda, bo moim zdaniem jeszcze bardziej zyskała byś w oczach czytelników. Mimo to, jest dobrze. ( Nawiasem mówiąc, bardzo dobre wprowadzenie do dalszej akcji, która jest super. Wiem, bo czytam kolejny raz ;-) )
    Danny

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam,
    cudowny rozdział, o tak to było dobre rozwalił mnie tekst „jesteś tym Potterem”,tak, tak jakby istniał inny Potter, Harry najpierw przerażony, że musi wziąść Dixona na ręce.. a potem, a potem mu matkuje...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej,
    wspaniały rozdział, rozwalił mnie po prostu tekst „jesteś tym Potterem”, tak  jakby istniał inny Potter ;) och cudownie Harry najpierw przerażony, że musi wziąść Dixona na ręce... a potem to już mu matkuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń