“…My heart is a fist
Drenched in blood
My soul will rise again…”
Drenched in blood
My soul will rise again…”
[Papa Roach – My Heart Is A Fist]
Krzyk zamarł w gardle
Evelyn, nie była w stanie nawet drgnąć. Cała sytuacja trwała może sekundę i
była to najdłuższa sekunda jej życia. Wampir uderzył Harrym o ścianę, trzymając
go za szyję, by następnie wbić kły w jego ciało. Była przekonana, że bestia
ugryzła go w gardło, jednak chłopak, nawet oszołomiony uderzeniem, myślał w
miarę racjonalnie i wcisnął swoją rękę między swoje gardło a twarz wampira.
Zacisnął oczy z bólu, kiedy zęby zatopiły się w jego nadgarstku, rozrywając
żyły. Jason dostał się na miejsce zdarzenia i natychmiast odciągnął potwora,
ucinając mu głowę. Furia zjechał po ścianie. Starał się stanąć na nogach, ale
te się pod nim ugięły i wylądował na kolanach. Ktoś jęknął, ktoś zapłakał, ktoś
krzyknął. Jason rzucił się w jego stronę.
— Stary, patrz na mnie — powiedział szybko,
nie pozwalając mu spojrzeć na ranę.
— Nigdy nie pozwólcie spojrzeć rannemu na ranę.Wtedy poczuje się jeszcze
gorzej i może wam odlecieć w krainę ciemności, a do piekła stamtąd blisko —
powtarzał im Tony.
Furia go posłuchał.
Jason nie wiedział, czy także przypomniał sobie słowa mentora, czy po prostu
zrobił to, co mu kazał. Krew. Mnóstwo krwi sączącej się z rozerwanych żył.
Nadgarstek bruneta był w tragicznym stanie.
— Z drogi! Jestem uzdrowicielem! — krzyknął
ktoś przepychający się przez tłum.
Jason niemal odetchnął.
Nie był dobry z podstaw uzdrowicielstwa, jeśli działał pod presją.
— Niech ktoś szybko zamknie szczeliny w ogniu!
— zarządził.
Zerknął w stronę ciał
wampirów. Draco i Teo już zajęli się paleniem szczątków, zgodnie z jego
wcześniejszymi instrukcjami. Harry tracił siły, patrząc na niego zamroczonym
spojrzeniem, a krew płynęła z przeraźliwą szybkością. Uzdrowiciel wreszcie
wyłonił się z tłumu. Był to dość podstarzały facet z mnóstwem piegów na nosie,
podkrążonymi oczami i rudymi włosami. Chwycił Furię za łokieć, by obejrzeć ranę
bez sprawiania mu niepotrzebnego bólu. Jason natychmiast odwrócił głowę
chłopaka w przeciwną stronę, mówiąc:
— I żebyś mi nawet nie zmrużył oka.
Nie miał zielonego
pojęcia, czy ten go zrozumiał. Pewnie miał z tym spore trudności, zważywszy na
to, że stracił dużo krwi.
— Trzeba zatamować
krwotok — oznajmił uzdrowiciel. — Potrzebuję jakiś materiał. Cokolwiek, co będę
mógł zawiązać.
Najwyraźniej w tej
sprawie liczył na pomoc aurora, gdyż sam zaczął mruczeć coś pod nosem,
manewrując różdżką nad raną Furii. Jason rozejrzał się szybko, ale Toby już
ściągnął z siebie koszulę, pozostając w samym t-shircie i natychmiast podał mu
część garderoby. Uzdrowiciel zaczął zawijać ranę. Zranienie wyglądało lepiej,
kiedy krwawienie prawie ustało.
— Tak czy inaczej, sam
uratował sobie życie — stwierdził rudzielec. — Z tętnicą nic bym nie zdziałał.
Jason pokiwał głową.
Nadstawienie nadgarstka było ostatecznością, gdy było wiadomo, że nie pokona
się wampira trzymającego ofiarę na uwięzi. Uzdrowiciel oznajmił, że ponownie
połączył żyły, oczyścił ranę i rzucił zaklęcie, które będzie uzupełniało krew
chłopaka przez godzinę. Furia oprzytomniał, choć bladością nadal przypominał
nieboszczyka. Jeśli ktoś myślał, że wycofa się z walki, to grubo się mylił.
Pognał za Jasonem na pole bitwy, nie chcąc zostawiać swojego dywizjonu bez
kapitana.
Po jakimś czasie
odgłosy walki ucichły, a Silver usłyszała głos kapitana Brygady Uderzeniowej oznajmiający
koniec bitwy i ucieczkę pozostałych wampirów. Ogień otaczający obywateli został
ugaszony, więc mogła zorientować się w sytuacji. Na podłodze jeszcze paliły się
szczątki niektórych przeciwników. Inne zostały już całkowicie spopielone, pozostawiając
po sobie jedynie małe drobinki rozniesione po całym pomieszczeniu w trakcie
starcia. Członkowie siódmego dywizjonu kręcili się po pomieszczeniu, lecząc
rany. Harry stał przed kapitanem Brygady Uderzeniowej ze skupioną miną. Koszula
Toby’ego zastępująca bandaż była całkowicie przesiąknięta krwią, choć wyraźnie
nie zwracał na to uwagi. Ręka na całej długości pokryta była czerwoną posoką
wypływającą z rany na ramieniu. Wreszcie kiwnął głową i się odmeldował. Zanim
kapitan Brygady Uderzeniowej odszedł, zwrócił się jeszcze do całego dywizjonu:
— Siódemki, dobra
robota.
Pozdrowili go
standardowym gestem dłoni przyłożonej do czoła. Harry wreszcie zerknął na swoje
obrażenia i chyba stwierdził, że nie obejdzie się bez pomocy. Wyleczona, choć
nadal blada Madison, zajęła się jego ranami na ramieniu, dość szybko się ich
pozbywając.
— Wracamy na misję? —
zapytał go Jasper, a Furia kiwnął głową.
— Zaraz przyniosą nam
świstoklik — powiedział. — Jeszcze zdążymy ich złapać.
Najpierw przyniesiono
im jednak niezbędne bandaże i eliksiry. Redford był chyba w najgorszym stanie.
Wampir rozszarpał mu skórę na brzuchu oraz klatce piersiowej, i chociaż zajmował
się nim uzdrowiciel, utrzymywał, że czuje się świetnie. Harry wreszcie się
poddał, gdy spod jego bandaża zaczęły kapać kropelki krwi. Wypił eliksir
uzupełniający krew, tak jak mu zalecono, a późnej odwiązał koszulę z
nadgarstka. Isaac skrzywił się mocno, widząc tak rozszarpaną skórę. Zaklęcia
uzdrowiciela znacznie zmniejszyły ranę, ale działało to przez krótki czas – tylko
do końca walki. Teraz musiał sięgnąć po eliksiry powiązane z zaklęciami, więc
poddał się jakiejś młodej uzdrowicielce przysłanej tutaj przez kapitana Brygady
Uderzeniowej. Spojrzała na swojego pacjenta i Isaaca z lekkim niesmakiem, gdy
zapalili po papierosie.
— Jesteście
uświadomieni, że papierosy powodują raka? — zapytała.
— Słyszymy to za każdym
razem od Madison — odparł Isaac, machając niedbale ręką.
— Przed chwilą omal nas
nie zjedli, a mielibyśmy paść na raka? Ironia losu — dodał Furia.
Blondyn zaśmiał się
głośno, a uzdrowicielka spojrzała na niego z rozbawieniem w oczach. Nad głową
Silver zaświeciła się czerwona lampka. Rywalka?
Ze złością stwierdziła, że przez tę cygankę wszędzie będzie widziała zagrożenie
w postaci innych dziewczyn, pragnących zdobyć serce jej chłopaka. Byłego chłopaka – zachichotał natrętny
głosik, który odzywał się nie wtedy, gdy miał. Ona wszystko zmyśliła – przyznała twardo, ale głosik nie dał jej
spokoju. Przecież przepowiedziała ci, że
spotkasz go szybciej, niż się spodziewasz. Uzdrowicielka zawinęła
nadgarstek Harry’ego w bandaż i odeszła do kolejnych rannych. Przez nią będę przewrażliwiona –
podsumowała, widząc, że Furia ze stanowczą miną wraca do pracy, rzucając
rozkazy swojemu dywizjonowi. Jakiś młody chłopak przyniósł mu pasek od spodni.
Łatwo mogli się domyślić, że jest to świstoklik powrotny do Egiptu.
— Lecimy? — zapytał Isaac.
— Czekamy na dywizjon zastępczy — odparł,
rzucając niedopałek na ziemię.
Po chwili zjawił się
dywizjon pierwszy, dość mocno poturbowany po walce, ale wszyscy żyli. Oliver
kiwnął Harry’emu lekko na powitanie, na co odpowiedział. Następnie
przeprowadził krótką rozmowę z kapitanem jedynek, którzy mieli zająć się
obywatelami i szkodami, ponieważ siódemki musiały szybko wracać na misję.
Silver żałowała, że nie udało im się chociaż krótko porozmawiać, bo już bardzo
za nim tęskniła. Od zerwania minęło dużo czasu, jednak ona nadal czasami
płakała w poduszkę. Chociaż krótkie powitanie w windzie sprawiało, że czuła się
lepiej, wracała jej nadzieja, że jeszcze będą razem, choć wiedziała jak ciężko
będzie go odzyskać.
Kiedy ostatnia siódemka
dotknęła świstoklika, dywizjon zniknął.
Syriusz od jakiegoś
czasu zajmował się umieszczaniem przestępców w areszcie za różnorodne
wykroczenia. To tam czekali oni na przesłuchanie i proces, by następnie
przeniesiono ich do Azkabanu za ciężkie przestępstwo, do więzienia dla drobnych
przestępców, bądź wypuszczano ich na wolność, gdy okazało się, że ten ktoś był
niewinny. Przyzwyczaił się już do głośnych krzyków i hałasów, gdy przestępcy
darli się, że są niewinni, a aurorzy nie zwracali na to uwagi. W pierwszy dzień
na tym stanowisku spotkał się z kobietą oskarżoną o zamordowanie męża. Wpadła w
szał, powtarzając, że jej mąż to sukinsyn
jakich mało i ten gnojek zaaranżował
zabójstwo i nadal żyje z kochanką. Po śledztwie wykryto, że mówiła prawdę,
a jej mąż okazał się mordercą swojej kochanki, która chciała go wydać. Został
wysłany do Azkabanu na trzydzieści lat, a kobieta z satysfakcją złożyła papiery
rozwodowe i pozbawiła go majątku. Zwykle jednak spotykał się z drobnymi
kieszonkowcami, włamywaczami, handlarzami eliksirów bądź facetami wdającymi się
w bójkę. Kiedyś nawet były to dwie kobiety. Wprowadzono je do pomieszczenia w
dziwnej pozycji: ciągnęły się za włosy, wrzeszcząc jedna przez drugą. Aurorzy
musieli trzymać je w pasie, aby nie wydrapały sobie oczu.
Tym razem nie słyszał
żadnych hałasów, gdy przyprowadzono czteroosobową grupkę wściekłych mężczyzn.
Dywizjon siódmy wrócił z misji z zadowalającym efektem. Łapa chwycił pergamin,
by spisać notatkę. Harry podał mu cztery nazwiska i postawił zarzut przemytu
eliksirów z Anglii do Egiptu. Czwórka oskarżonych wylądowała w celi.
— Wreszcie wolne. Już
nie mogłem wytrzymać w tej spiekocie — stwierdził Mickey z ciemniejszą twarzą
niż przed misją.
Dywizjon wrócił do
domów. Harry stwierdził, że i tak nie ma nic do roboty, dlatego pogawędził
trochę ze swoim chrzestnym. W trakcie misji opalił się, jednak na nadgarstku
nadal miał bandaż. Spod rękawa koszulki Łapa dostrzegł także blizny po kłach
wampira.
— Jeszcze tak kiepsko
wygląda? — zagadnął, kiwając w stronę dłoni chłopaka.
— Już jest lepiej, ale
rany po kłach wampirów goją się wolniej, więc muszę być cierpliwy —
odpowiedział. — Blizny i tak zostaną. W końcu to wampiry. — Nagle walnął się w
głowę. — Zapomniałem o raporcie. Teraz wiem, czemu tak szybko uciekali do
domów. Szlag, muszę go sam napisać.
Łapa roześmiał się, a
Furia wstał z niezadowoloną miną.
— Wpadnij później do
Dixona, bo już zaczyna marudzić.
— Jak się trzyma po
paradzie? — zaniepokoił się.
— Czasami ma koszmary,
ale jest znacznie lepiej niż na początku — westchnął. — Na szczęście nie
widział zbyt dużo, bo starałem się, żeby nie odwracał głowy w stronę walki i
ognia.
Harry pokiwał lekko
głową.
— Wpadnę później to
pogadamy.
Pożegnali się. Furia
skierował się do gabinetu, gdzie napisał raport z misji w Egipcie, a następnie
oddał go odpowiedniej osobie. Miał zamiar kupić Dixonowi jakiś prezent, dlatego
postanowił iść do mugolskiej części Londynu bezpośrednio z Ministerstwa. Ruszył
do windy, chcąc wydostać się stąd przejściem dla gości. Nogą wystukiwał
melodię, którą non stop słyszał w Egipcie, dopóki do windy nie weszli Draco i
Blaise.
— Jest i on. Wyglądasz jakbyś był na
wakacjach, a nie misji — stwierdził na wstępie Elvis.
— Daj spokój. Taka
spiekota, że Hiszpan latał na golasa.
Wybuchnęli śmiechem.
— Wpadasz dzisiaj do
klubu? — zapytał Fortis. — Ekipa ze Slytherinu organizuje spotkanie.
— Nie wiem. Jestem
padnięty, a jeszcze muszę wpaść do Dixona.
— Jakby co, będziemy
tam gdzie zwykle. Zaczynamy o dwudziestej, ale jeśli się spóźnisz to luz —
powiadomił Blaise.
Harry skinął głową.
Winda zatrzymała się i dwójka Ślizgonów wysiadła. Furia wyszedł piętro dalej i
skierował się do miejsca, gdzie zatrzymywała się budka telefoniczna. Chwilę później
jechał w górę i wysiadł na ulicy.
Silver popijała drinka,
słuchając opowieści Dafne. Dziewczyna w ostatnim czasie dość mocno wydoroślała
i wyglądała jak prawdziwa kobieta. Robiła karierę jako fotograf mugolskich
gwiazd, a Neville był jej chłopakiem. Gryfon jednak nie pojawił się na
spotkaniu, ponieważ pracował. Z tego, co się dowiedzieli, zajmował się hodowlą
rzadkich roślin i aktualnie trafił na jakiś rozszalały krzak, który non stop
musiał być pod obserwacją. Obok Dafne siedziała Astoria z Draconem, a następnie
Pansy rozmawiająca z Teodorem. Toby i Jasmine wirowali na parkiecie, a Blaise i
Blake, którzy chwilę wcześniej się kłócili, teraz wpleceni byli w swoje
ramiona. Wyrwała się z zamyślania, gdy Pansy ją zawołała.
— Tak?
— Furia nie przyjdzie?
— Ymm… Chyba jeszcze jest na misji — odparła
niepewnie.
— Dzisiaj wrócił — wtrącił Draco. —
Spotkaliśmy go z Elvisem w Ministerstwie. Mówił, że nie wie, czy wpadnie, bo
jest padnięty po robocie.
Pansy pokiwała głową, a
po chwili roześmiała się i zerknęła na Evelyn.
— Nie wiesz, co się
dzieje z twoim chłopakiem?
Blaise i Blake zerknęli
na siebie. Silver chrząknęła.
— Nie jesteśmy już razem — odpowiedziała,
wyraźnie zaskakując tym Pansy.
Przez chwilę dziewczyna
widocznie myślała nad tym, czy się nie przesłyszała. Evelyn odwróciła wzrok.
— Przepraszam, nie
wiedziałam — powiedziała wreszcie Pansy.
— Nie szkodzi — odparła
cicho.
Blake szybko zmieniła
temat, widząc, że Silver myślami jest gdzieś indziej, co ostatnio zdarzało jej
się coraz częściej. Blondynka czuła ten nieprzyjemny uścisk w sercu, kiedy ktoś
pytał ją o Harry’ego, a ona musiała powiadomić o ich zerwaniu. Najgorzej się
czuła, gdy musiała powiedzieć o tym swoim rodzicom. Eric wyglądał na wściekłego
i gotów był iść do Furii, by powiedzieć mu co nieco za to, że zranił jego
córkę, jednak ona rzekła, żeby nie miał o to pretensji do chłopaka, bo zerwanie
było jej winą. Choć nic nie powiedzieli, gdy wyznała im prawdę, to czuła, że
zrozumieli zarówno jej zachowanie, jak i chłopaka.
Impreza była świetna,
jednak ona czuła się zbyt przygnębiona, żeby dobrze się bawić. Zwykle w takich
spotkaniach towarzyszył jej Harry i chyba brakowało jej tego, że nie siedzi
obok niej, rzucając co jakiś czas do ucha zabawne komentarze, z których śmiała
się jak opętana. Brakowało jej dłoni trzymającej ją lekko za palce, ramienia,
na którym opierała głowę, kogoś, kto zaciągnie ją do tańca bądź pocałuje czule
w głowę.
Zobaczyła go i zatliła
się w niej nadzieja, że zaraz do niej podejdzie, przeprosi za spóźnienie,
usiądzie obok i przyciągnie ją do siebie. Nadzieja, że będzie jak dawniej.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wcale go sobie nie wyobraziła i jest
tutaj w rzeczywistości. Podszedł do stolika, przeprosił za spóźnienie i usiadł,
ale nie obok niej. Przez moment ich spojrzenia się przecięły, lecz trwało to
tylko sekundę. Pansy zaczęła go zagadywać o misję, żartując, że wygląda jak
Arab. Blaise polewał mu do kieliszka, choć chłopak wyraźnie kantował, mówiąc,
że jest padnięty i po dwóch kieliszkach będzie pijany. Cóż, po trzech był i to
dość wyraźnie. Sama Evelyn zatapiała smutki w alkoholu, więc w jej głowie już
wirowało. Tańczyła na parkiecie, miała wrażenie, że głośno śpiewała. W pewnym
momencie Jasmine powiedziała jej, żeby więcej nie piła, bo jest kompletnie
pijana, ale nie była pewna, czy to działo się na tej imprezie. Później miała
tylko pojedyncze przebłyski. W którymś momencie paliła papierosa, którego podał
jej Furia na jej własne życzenie. Raz spotkali się przy barze i rozmawiali o
czymś, a ona czuła jego dłoń na swoim kolanie. Innym razem stali na korytarzu,
a ona obejmowała go mocno w pasie. Kolejny przebłysk dotyczył Blake, która
powtarzała słowa Jasmine. Niedaleko nich Elvis ze stanowczą miną trzymał
pijanego Harry’ego za głowę i coś do niego mówił. Później znowu coś palili,
śmiejąc się głośno. Ostatni przebłysk to drzwi do jego sypialni, opadająca na
ziemię bluzka, pożądliwy dotyk i mocne pocałunki.
Nudności całkowicie
wybudziły go ze snu. Z cichym jękiem otworzył oczy, nie wiedząc, gdzie jest.
Dopiero po paru sekundach uświadomił sobie, że znajduje się w swoim domu, w
swoim łóżku, całkowicie nagi i z kimś leżącym obok niego. Powoli odwrócił
głowę. Zaklął rozpaczliwie w myślach. U jego boku spała Silver z nagim
ramieniem wystającym spod kołdry. Zamknął oczy z grymasem na twarzy, a
wspomnienia powoli zalewały jego umysł. Po pijanemu, w trakcie imprezy, zaczął
przystawiać się do dziewczyny, a ona, cóż, nie sprzeciwiała się. W którymś
momencie widział przed sobą Blaise’a, który trzymał go za głowę i mówił, żeby
się ogarnął, bo jest kompletnie pijany i nie wie, co robi. Później… Cholera, skąd ja wziąłem trawkę? –
stęknął w myślach. Kolejne wspomnienia miały związek z jego sypialnią i Silver
aktualnie tutaj śpiącą. Nie otwierał oczu z nadzieją, że nudności miną.
Początkowo nie reagował na poruszenie od strony Evelyn. Uchylił powieki
dopiero, gdy zaklęła cicho. Obrócił lekko głowę, krzywiąc się niemiłosiernie.
Spojrzała na niego w tym samym momencie. Odwróciła wzrok.
— Jak to się stało? —
szepnęła.
— Zabij mnie, ale nie
wiem — odparł szeptem, patrząc w sufit.
Zamknął oczy, czując,
jak obraz wiruje, a wnętrzności podchodzą do gardła.
Dłonie
wplątane w jego włosy, przyciągające go do miękkiej piersi, którą całował.
Głowa odchylona mocno w tył, ukazując długą szyję. Twarz wygięta w grymasie
rozkoszy. Zamknięte oczy i otwarte usta wypowiadające jego imię jak mantrę. Jej
jęki, a później krzyki. Jego drżące ręce badające ciało dziewczyny i usta
składające na nim pocałunki.
Uchylił powieki. Cóż,
nie mógł mieć wątpliwości. Evelyn owinęła się kołdrą i zabierając z podłogi
swoje ubrania, skierowała się do łazienki. Furia pozbierał swoje i narzucił je
na siebie, plując sobie w brodę. Nadal czując mdłości, poszedł do kuchni, by
napić się wody. Pulsujący ból głowy nie dawał mu spokoju, a obrazy nie chciały
zniknąć sprzed oczu. Gdy ponownie skierował się do sypialni, na korytarz wyszła
w pełni ubrana blondynka.
— Lepiej już pójdę —
wymamrotała, prawdopodobnie nie czując się lepiej od niego psychicznie i
fizycznie.
— Silver, przepraszam —
odparł cicho.
— Nie przepraszaj —
odpowiedziała. — Oboje jesteśmy winni.
To i tak nie poprawiło
tego, jak się teraz czuł. Drzwi trzasnęły. Ponownie został sam w pustym domu, w
którym znowu czuł zapach Evelyn.
Przyzwyczaił się do
tego, że zostaje wzywany do gabinetu Johna, który przydzielał misje aurorom
bądź dywizjonowi. Tym razem był to pościg za grupką przestępców. Harry niezbyt
przepadał za tym mężczyzną, który może i był dobrym aurorem i obserwatorem, ale
zachowywał się zbyt obsesyjnie. Czasami wymagał od nich zbyt dużo lub
przydzielał misję jednej osobie, choć powinna być tam większa grupa. Teraz
Harry miał poprowadzić także część piątego dywizjonu, choć Furia miał wrażenie,
że to i tak będzie zbyt mała grupka jak na tyle osób do złapania. Już w swoim
gabinecie patrzył na wszystkie papiery z niepewnym wyrazem twarzy. Z tak małą
ilością osób była to bardzo ryzykowna akcja. Chciał ograniczyć rannych do
minimum, dlatego wrócił do gabinetu Johna z pytaniem, czy może dostać więcej
osób. Wrócił z kwitkiem i jeszcze większą niechęcią do mężczyzny. Stan starał
się mu pomóc opracować najlepszą strategię, jednak nie było to takie proste.
— Brakuje co najmniej
siedem osób — powiedział Furia ze zirytowaną miną. — Jak mamy przeprowadzić
skuteczną akcję, mając tylu ludzi? Czy go Merlin opuścił?
Wreszcie opracowali
jakąś taktykę, ale wszyscy wiedzieli, że muszą liczyć na dużo szczęścia. Harry
także nie był przekonany i chociaż każdy znał swoje zadanie, to on nadal
patrzył w pergaminy, myśląc nad czymś innym.
— Ku*wa, to jest
samobójstwo — stwierdził.
Nikt nie zaprzeczył,
więc wstał i skierował się do gabinetu Johna.
— Już byłeś — rzekł
niepewnie Jasper.
— Nie będę wysyłał was
prosto do Munga, bo nie łaska dać więcej ludzi — odparł i zatrzasnął drzwi.
Przedstawił Johnemu
wszystkie opracowane strategie, żeby potwierdzić swoje słowa. Miał wrażenie, że
mężczyzna robi mu na złość i stwierdził, że dodatkowe trzy osoby wystarczą.
Furia próbował jeszcze protestować, ale dostał niezły ochrzan, więc zacisnął
zęby. Miał ochotę walnąć przełożonemu z pięści w twarz, gdy ten oznajmił, że
dobry kapitan potrafi wyjść cało z każdej sytuacji. Odpyskował, że dobry
kapitan nie prowadzi swoich ludzi na pewną śmierć. Wiedział, że przegina, ale
nie chciał posyłać dywizjonów na akcję, która była z góry skazana na porażkę.
Cud, że nie trzasnął drzwiami na odchodnym. Ułożył nową strategię z dodatkowymi
trzema osobami. Ruszyli na akcję.
Tak jak Furia
przypuszczał, nie mogli w tyle osób zrobić porządnego pierwszego uderzenia,
więc wywiązała się walka między aurorami i przestępcami, w której liczebną
przewagę mieli łamacze prawa. Dywizjony dzielnie walczyły z przeciwnikami,
jednak nie mogli uniknąć ran. Harry roziskrzonymi oczami rozglądał się po polu
bitwy, oceniając sytuację. Wiedział, że nie złapią wszystkich przestępców i
część z nich ucieknie, mimo barier ochronnych, które brunet miał zamiar usunąć,
gdyby sytuacja stała się beznadziejna. Ciskając zaklęciami w swojego
przeciwnika, kątem oka dostrzegł uciekającego przez okno faceta. Niestety, nikt
nie miał możliwości go zatrzymać. Za jego przykładem poszło dwóch kolejnych,
nie przejmując się pozostałymi. Gdy drugi przestępca dołączył do przeciwnika
Furii, walka stała się cięższa. Uciekał przed czarnomagicznymi klątwami. Raz
oberwał prosto w brzuch zaklęciem rozcinającym, ale w następnej chwili zdołał
powalić jednego z przeciwników na łopatki. Zaćmienie sprawiło, że przez moment
zawahał się, zanim zrobił kolejny ruch, ale instynkt przejął kontrolę nad jego
umyłem.
Kiedy odzyskał jasność,
jego przeciwnik leżał na ziemi w kałuży krwi wypływającej z brzucha pociętego
jak przez pazury jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Z przerażeniem rzucił na niego
zaklęcie tamujące krew, a następnie oszołomił. Odwrócił się, czując muskającą
jego ramię klątwę tnącą. Kilkoma ruchami powalił mężczyznę na ziemię,
podcinając mu kolana. Zabij go.
Potrząsnął głową. Nikt się nie
zorientuje. Pomyślą, że trafiło go zaklęcie odbite rykoszetem. Jego oczy
błysnęły. Uniósł różdżkę. Co ty robisz?!
– krzyknął nagle inny głos. Głos rozsądku. Usta już układały się, by
wypowiedzieć jakąś klątwę, lecz w porę się opamiętał i zmienił decyzję,
rzucając zwykłego oszałamiacza. Instynktownie uciekł przed kolejnym urokiem,
powtarzając sobie w myślach: Panuj nad
sobą. Te myśli nie pozwalały mu skupić się na walce, dlatego szybko zostały
zepchnięte na dno umysłu. Kolejne zamroczenie. Rozbudził się dopiero, gdy
usłyszał krzyk mężczyzny, z którym chwilę wcześniej walczył. Uświadomił sobie,
że przesadził z długością zaklęcia porażającego, dlatego natychmiast je
przerwał. Kątem oka zauważył leżącego na ziemi Navida z krwawiącą głową i
przeraźliwie bladą twarzą. Coś nieprzyjemnego ścisnęło go za gardło. Tuż za nim
wybuchła część muru, a odłamek ściany uderzył
Harry’ego w skroń, rozcinając skórę. Wziąłem
ich na rzeź – pomyślał z przerażeniem, gdy dostrzegł Alano z mocno
rozszarpanymi spodniami, przez które przedzierała się krew. Chłopak mocno
kulał, ale wytrwale walczył, choć widać było w jego oczach ból. Jakiś blondyn z
piątego dywizjonu oberwał w twarz zaklęciem rozcinającym, które przebiło mu
policzek i brodę. To tylko bardziej
niebezpieczna misja. W końcu musi dojść do ostrzejszych walk. Jesteś aurorem,
do cholery. Na tym to też polega. Cisnął klątwą w kolejną osobę, która
cudem jej uniknęła. Musisz trzymać twardą
minę, nawet gdy widzisz, że twoi ludzie są ranni. Kapitan ma zawsze głowę na
karku. Zacisnął szczękę, rzucając facetowi pod nogi zaklęcie wybuchające.
Mężczyznę odrzuciło aż pod ścianę, gdzie uderzył się w głowę i siedział przez
moment na ziemi, tępo patrząc w jeden punkt. Dobij go. Przecież potrafisz.
— Drętwota — szepnął, ignorując instynkt.
Kolejna osoba uciekła
przez rozwalone drzwi. Furia upadł na ziemię, gdy jego kostka wygięła się pod
wpływem zaklęcia. Pulsowała tępym bólem, najprawdopodobniej była skręcona.
Rzucił przed siebie tarczę ochronną, spodziewając się ataku. Nie miał pojęcia,
co się działo dalej, ale ocknął się stojąc wyprostowany, choć ból rozsadzał mu
nogę, a metr dalej jakiś mężczyzna leżał na ziemi ze złamaną ręką, w której
trzymał różdżkę. Harry celował wprost w niego z nienawiścią w oczach, która
szybko została zastąpiona szokiem, a później stanowczością. Zaklęcie
oszałamiające trafiło przestępcę prosto w pierś. Furia przeniósł większy ciężar
ciała na zdrową stopę, krzywiąc się niemiłosiernie. Jedna stopa mogła być
utrapieniem dla walczącej osoby. Szybkie kroki, podskoki czy bieg były teraz
niemożliwe, dlatego musiał liczyć na ochronę zaklęciami. Był zmuszony do
odskoku, co spotkało się z jego cichym jękiem bólu i niezbyt celnym zaklęciem
rozbrajającym. Szybko postawił przed siebie tarczę ochronną.
Cały budynek zatrząsł
się niespodziewanie w momencie wybuchu w pomieszczeniu obok. Odłamki tynku
spadły z sufitu, a obraz wiszący na ścianie roztrzaskał się o ziemię. Dym na
chwilę zasłonił brunetowi pole widzenia i za późno dostrzegł mknące ku niemu
zaklęcie. Jego różdżka wyślizgnęła się z dłoni i poleciała w stronę
przeciwnika. Nie myśląc długo, Furia rzucił się przed siebie i zaatakował
pięściami. Czarodzieje wpadają w panikę,
gdy nie mają różdżki, co jest wręcz żałosne, bo nie potrafią sobie bez niej
poradzić. Wy nie spanikujecie, lecz od razu rzucicie się do ataku. Po to macie
pięści. Walka mugolska to wasza ostatnia deska ratunku, gdy zabiorą wam różdżkę
w trakcie walki. Po to będziemy ćwiczyć walkę wręcz. W momencie kiedy
wylądował na zaskoczonym facecie, słowa Tony’ego przemknęły mu przez głowę jak
błyskawica. Instynktownie zaatakował go po mugolsku, nawet tego nie
przemyślając. Mężczyzna zdążył tylko unieść różdżkę, zanim silne uderzenie w
twarz zwaliło go z nóg. Brunet nie czekał, aż się otrząśnie i ciśnie w niego
klątwą, lecz uderzył drugi raz, w efekcie czego z nosa przestępcy trysnęła
krew. Furia szybko wyrwał mu swoją różdżkę. Uderz
jeszcze raz. Skroń to dość dobre miejsce do uderzenia, prawda? Wyładuj się na
tym łajdaku. Wytłumaczysz, że działałeś w samoobronie. Stłumił jęk, czując,
że instynkt rozumie go lepiej niż ktokolwiek. Ostatnio miał tak dużo stresu, że
jego wybuch złości wisiał na włosku. Wyżycie się na facecie byłoby idealnym
rozwiązaniem. Opanuj się. To instynkt
mordercy. Jeśli go posłuchasz, to znaczy, że jesteś słaby i staniesz się taki
jak Voldemort. Oszołomił mężczyznę i szybko z niego wstał.
Walka zakończyła się
zwycięstwem aurorów, chociaż wiedzieli, że część przestępców zdołała uciec z
pola bitwy. Dopiero gdy emocje opadły, Harry odczuł skutki tej potyczki. Po
boku twarzy spływał mu strumień krwi z rozciętej skóry, przeciążona stopa
pewnie wyglądała już jak piłka koszykowa, a postrzępione ubrania przeciekały
bordową posoką.
— Ci mniej poranieni
niech zajmą się pomocą dla tych w gorszym stanie i nieprzytomnych. Isaac, pomóż
mi związać tych kolesi — zarządził.
Wszyscy rozeszli się do
swoich prac. Furia rzucił na obolałą stopę szybkie zaklęcie uśmierzające ból,
aby mógł zająć się unieruchamianiem przestępców. Lekko kulał, ale nie narzekał.
Zaklęcie działało dość dobrze, chociaż wiedział, że tylko przez krótki czas.
Nie było osoby, która nie miała chociaż jednej rany. Niestety, większością
musieli zająć się specjaliści. Alano nie był w stanie samodzielnie stać, gdyż
miał rozoraną nogę i prawdopodobnie uszkodzone kości. Navid został rozbudzony,
jednak miał mdłości i prawdopodobnie wstrząśnienie mózgu. Jakiś blondyn z
piątek nabawił się kontuzji biodra, natomiast Jason miał złamaną rękę w kilku
miejscach. Mickey oberwał zaklęciem przebicia, dlatego na boku miał okropnie
krwawiącą ranę. Harry wiedział, że pod ubraniem prawdopodobnie brakuje mu
fragmentu ciała. Szybko umiejscowił z Isaacem pokonanych przestępców w kręgu i
związał liną, a następnie wcisnął jednemu z nich w dłoń świstoklik prosto do
celi dla osób mających przejść proces. Tamtejsze służby zostały o tym
powiadomione i zapewne już wyczekiwały, by rozdzielić ich do różnych cel. Furia
uaktywnił świstoklik i nieprzytomni zniknęli ze świstem. Wtedy zajął się swoimi
ludźmi, w myślach stwierdzając, że każdy z nich musi znaleźć się w punkcie
uzdrowicielstwa w Ministerstwie Magii.
— Gdzie jest najbliższy punkt deportacyjny w
Ministerstwie do uzdrowicieli? — zapytał Isaaca, który trzymał się najlepiej ze
wszystkich.
— Jest na tym samym
poziomie co atrium, więc chyba tam — odpowiedział.
Blondyn chwycił Alano
pod ramię, facet z piątek Navida, a inny, mocno się krzywiąc, został
przytrzymany przez Stana i Jaspera. Furia zerknął jeszcze na Madison z rozciętą
głową, a później wszystkich teleportował. Wylądowali w atrium, w którym wrzało
jak w ulu. Navid jęknął słabo, co nie było dziwne w jego stanie.
— Wszyscy do
uzdrowicieli — zarządził Furia. — Natychmiast! — rozkazał typowo władczym
tonem, co zdarzało mu się bardzo rzadko w stosunku do siódemek, gdy zobaczył,
że niektórzy otwierają usta, by coś powiedzieć.
Pracownicy Ministerstwa
Magii zerkali w ich stronę z niepokojem, ale z łatwością mogli się domyślić, że
to aurorzy po walce. Między ludźmi dostrzegł idącego w ich stronę Johna.
Wściekłego Johna. Najgorsze było to, iż wiedział, że zmierza on w jego
kierunku.
— Potter! — Odchodzący
już członkowie piątek i siódemek odwrócili się w stronę głosu. Harry musiał
wziąć wszystko na swoje barki, jako kapitan tej misji. Spojrzał na Johna z
twardym wyrazem twarzy, przygotowując się na ochrzan. — Jak tylko doprowadzisz
się do porządku, masz natychmiast stawić się w moim gabinecie! Bezzwłocznie,
zrozumiano?!
— Tak jest.
To było tyle, ale Harry
wiedział, że później mu się nieźle oberwie. Kiwnął na dywizjony, żeby szły
dalej, nie przejmując się mężczyzną. Madison posłała mu słaby uśmiech. Mocno
kulejąc, Furia wszedł zaraz za wszystkimi do punktu uzdrowicielstwa. Szybko
zajęto się jego ranami, choć zastrzeżono, że stopa jeszcze będzie go boleć,
gdyż powinien jej nie przeciążać i odpoczywać. Niestety, nie miał takiej
możliwości, ponieważ wiedział, kto czeka na niego w gabinecie. Rozeznał się
jeszcze w stanie zdrowia jego podwładnych, by upewnić się, że zostaną wyleczeni.
Ruszył do atrium i windy, kulejąc na skręconą kostkę. Była to pora lunchu,
dlatego kręciło się sporo ludzi. Co jakiś czas skinął głową na powitanie, ale
nikt go nie zagadywał, widząc jego niezbyt ciekawą minę i stan. Dopiero
roześmiana Tonks rozmawiająca z Silver odważyła się powiedzieć coś poza
powitaniem.
— Co masz taką minę? —
Żartobliwie popchnęła go biodrem o biodro, w efekcie czego musiał podeprzeć się
nadwyrężoną stopą, krzywiąc się mocno. — Ou. Walka?
— Między innymi —
odparł, a widząc jej pytające spojrzenie, niemrawo dodał: — Właśnie idę na
dywanik.
Tonks gwizdnęła.
— Co zmalowaliście?
— Część przestępców nam
zwiała.
Pokiwała głową ze
zrozumieniem, a Evelyn zerknęła na niego ze współczuciem.
— Źle rozpracowana
akcja? — pytała Tonks.
— Za mało ludzi. Jak
powiedziałem, że potrzebujemy więcej, to dostałem ochrzan. W efekcie końcowym
większość dywizjonu leży w szpitalu, ale oczywiście ja będę winny.
— Dużo wymaga od
młodych. Czasami aż za. Lepiej za dużo nie pyskuj, jeśli chcesz tutaj dłużej
popracować — poradziła aurorka.
Niechętna mina
Harry’ego mówiła sama za siebie.
— Trochę późno mi to
mówisz.
Silver parsknęła
śmiechem, a Tonks wywróciła oczami.
— Jak zwykle się nie
hamujesz, gdy coś ci nie pasuje.
— Po prostu walczę o
swoje.
Drzwi windy otworzyły
się, a on odetchnął głośniej.
— Pamiętaj: lepiej
ugryź się w język — rzekła jeszcze Nimfadora, zanim wysiadł.
— Zobaczy się —
mruknął, a obie zaśmiały się.
Kiedy winda odjechała,
zarówno Harry, jak i Evelyn poczuli, że uchodzi z nich napięcie związane ze
spotkaniem po tym, co się między nimi stało. Chwilę później Furia wkroczył w
paszczę lwa.
*******************************
Claire, ale co robię? xD Też nie potrafię pisać długich komentarzy, więc całkowicie Cię rozumiem.
Kinina, "Najwidoczniej aurorzy znaleźli szybki sposób przekazywania sobie informacji, gdyż nie minęło nawet pięć minut, gdy rozległ się świst charakterystyczny w trakcie wędrówki świstoklikiem." - odpowiedź na Twoje pytanie ;)
CzarnaWdowa Lilith, hmm co masz na myśli pisząc "monotonna"? ;)
Nie wiem, co mam jeszcze pisać pod notką xD Nie będę przecież bredziła o pogodzie albo o tym, że jestem głodna, ale z lenistwa nie chce mi się iść do kuchni xD Ankieta. Nie spodziewałam się takiej ilości głosów na tak, ale miło wiedzieć, że tyle osób czyta te opowiadanie.
Do kolejnej notki ;*
Pierwsza? ^^
OdpowiedzUsuńRozdział c-u-d-o-w-n-y!!!!!
Ja nigdy nie potrafiłam tak dokładnie opisywać akcji...
Kocham Twojego bloga KOCHAM!!! ♥
Codziennie wchodzę i podczytuję notki (chyba wszystkie przeczytałam z 50 razy albo i więcej xd)
Dobra kończę, bo mam się uczyć :(
Pozdrawiam. :)
Jejciu! To jest cudne! Nie wiem jak wytrzymam do następnego tygodnia!
OdpowiedzUsuńWszystko jest genialnie opisane... Każda akcja...
Nie mogę sobie wyobrazić Furii z kimś innym... Zżyłam się z Evelyn i nie potrafię przyjąć do wiadomości fakt, że oni mogą nie być już razem...
Zaciekawił mnie instynkt Harry'ego... Jak sobie z nim poradzi? Co zrobi? - te pytania zazwyczaj goszczą w mojej głowie...
Tak ogółem... Twój blog jest genialny (zresztą nie tylko ten) i nie mogę bez niego żyć...!
Życzę dużo weny i pozdrawiam,
Arashi ^.^
Muszę przyznać, że dzisiejszy rozdział naprawdę mi się podobał. Dosyć szybko go czytałam ani nie odrywałam się, by zrobić coś innego, co dobrze świadczy o rozdziale :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, dlaczego John nie zgodził się na większą ilość osób w akcji. Wierzę, że nie będzie to żaden szpieg, bo to zbyt oczywiste według mnie, ale zastanawia mnie jego punkt widzenia. Raczej nie zrobił tego tylko z tego powodu, że nie lubi Harry'ego/miał zły dzień/chciał być złośliwy. To nie mogło być tak, ponieważ w taki sposób niemożliwe jest, żeby został obsadzony na tak wysokim stanowisku.
Podobają mi się walki. Są ciekawie opisane, a momenty, kiedy Harry walczy z mordercą w sobie, są naprawdę dobre. Akcja z wampirami była świetna, a cyganka na pewno trochę zagmatwa Silver w głowie.
Również ciekawa sytuacja na imprezie. Muszę przyznać, że zamroczenie zbyt dużą ilością alkoholu według mnie napisałaś świetnie; ja jako osoba niepijąca uważam, że naprawdę tak to może wyglądać. I incydent z Silver. Wiesz, że tego nie popieram, prawda? :) Ale tym razem aż tak bardzo mi to nie przeszkadzało, chociaż dalej uważam, że Twój Harry raczej nie chciałby mieć takiej, za przeproszeniem - nudnej dziewczyny. Może i to gadanie jest prawdziwe, że miłość nie wybiera, tralalala itp. Ale jednak... no cóż, i tak jż chyba jej nie polubię. No chyba, że stanie się coś naprawdę nieoczekiwanego, za co poczuję do niej prawdziwy respekt i/lub wytłumaczy się to, dlaczego jest taka, a nie owaka.
Rozdział - w podsumowaniu - podobał mi się. Naprawdę, nie był zły, a nawet chyba jeden z tych lepszych. No i była akcja. Cieszę się, że na razie spełniasz obietnicę związaną z akcją w każdym odcinku :) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam [www.pisanina-frigus.blogspot.com]
O rany. cudo.
OdpowiedzUsuńjaj... moi poprzednicy tyle pisali a ja? a ja nie mam weny. naprawiony komputer, wszystko tak jal powinno, nawet czas mam! a wena? a jej brak!
OdpowiedzUsuńa u Cb? a u Cb piękny rozdział, super akcja, realistyczny opis misji dywizjonu, niepewnośč... ach, jak ja bym chciała tak pisač!
baaardzo ładny szablon. masz talent!
pięęęknnnyyy rozdział!
całuski i weny
Romilda Asteria Ellis
micmilde.blogspot.com
P.S. fajnyy rozeział
Jeee jest prawie jedenasta a ja sobie przypomniałam, że nowy rozdział jest ^.^ i tak w ogóle to jestem okropna bo nie komentuję :\ Ale ty wiesz, że czasami nie mam weny, żeby spleść konstruktywne zdanie :D :D Ale i tak mnie kochasz ^.^ No ale dobra, rozdział genialny, jak każdy zresztą :) Uwielbiam jak piszesz :* Musisz mi kiedyś napisać dłuuugaśny list i wysłać pocztą :D
OdpowiedzUsuńAkcja z Silver była zajebista. Szczerze to zdążyłam ją polubić i jakoś nie uśmiecha mi się, że nie będą już razem.
OdpowiedzUsuńA co do tego wcześniejszego komentarza to chodziło mi o to, że strasznie dobrze piszesz i jak to robisz :))
Pozdrawiam
Rozdział jest mega , w ogóle z rozdziału na rozdział akcja tak przyśpieszyła ze wszytskim... kocham te ich misje:D
OdpowiedzUsuńCo do Silver, jakoś mi jej nie brakuje przy boku Harrego, mam nadzieje że ta jej "rywalka" nie da jej żadnych szans do serca furii:) a i mam nadzieje że z tej ich wpadki nie będzie bobasa, to byłoby zbyt przewidywalne:)
Czytam twojego bloga już od dawna ale dopiero przez Twoją sonde postanowiłam skomentowac, stwierdziłam że to było strasznie nie fer że do tej pory nic nie skomenntowałam:) a piszesz zajebiście:)
Mini
Jak zwykle super rozdzialik :D sorki za brak komentarza przy po przednim rozdziale ale coś mi się rozwaliło w telefonie... przez chwile bałam się ze Harry wróci do silver- przy tej imprezie. Swoja drogą dziewczyna coraz bardziej mnie wkurza. Momentami zachowuje się jakby furia był jej rzeczą -np., choć wiedziała jak ciężko będzie go odzyskać... nie chce mi się dalej rozpisywac.... pozdrowienia i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńMajka
Kocham te momenty, gdzie Harry walczy sam ze sobą. Liczę, że instynkt przejmie nad nim górą xD Komentarz króciutki, bo była wywiadówka i muszę się uczyć. Weny dużo życzę i pozdrawiam! ;***
OdpowiedzUsuńCudownie, budzą się w Harrym instynkty i walczy sam ze sobą! Po pierwsze co muszę powiedzieć szablon jest genialny, G E N I A L N Y, chyba najlepszy ze wszystkich, po drugie przyśniło mi się twoje opowiadanie hahha, a dokładnie mały dixon <3 Po trzecie Harry i Silver tak czekałam na to ! Cudowne cudowne i jeszcze raz cudowne, uwielbiam ich razem, kocham i nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć i nie że się przyzwyczaiłam do nich onienieine, są cudni. I nie wiem co innym w nich przeszkadza, może inny gust. Pewnie to pytanie padło miliard razy, ale zapytam dla pewności po bitwie planujesz coś jeszcze napisać jakieś inne opko?
OdpowiedzUsuńZnoowu dawno mnie nie było tutaj. No nic, przeczytałem znowu od początku i znowu, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Dlaczego? Rzadko widzę, aby ktoś w jednej części opowiadania przeskakują tak bardzo. Ale to było bardzo oryginalne, a to cenię.
OdpowiedzUsuńCo do paringu, zaskoczyłaś mnie rozstaniem z Silver, szczerze powiedziawszy myślałem że będziesz ją trzymać do końca, choć robiło się to już nudnawe. Zastanawia mnie tylko, co ty kminisz ;) Cóż, to tylko moja opinia, ale czy ty nie chcesz z niego zrobić kawalera i go uśmiercić w końcu opowiadania? Mam nadzieję, że się jednak mylę. Cóż, mogę życzyć weny, oraz spokoju podczas pisania, bo wiem, że to drugie jest równie ważne. Z własnego doświadczenia. Pozdrawiam
Tobiasz Adrenaline ( Niegdyś Stunned-san)
Rozdział czytałam już w sobotę, ale jakoś nie było czasu i chęci, żeby skomentować, więc robię to dopiero teraz, za co przepraszam ;) Rozdział był naprawdę ciekawy, szczególnie opis walki. Nie wiem, o co chodzi z Johnem *chyba tak to się odmienia, nie jestem pewna*, ale musiał mieć jakiś powód, prawda? Cóż, zobaczymy, co mu powie.
OdpowiedzUsuńA Silver i Harry... Nie, nie, nie, nie! Dlaczego oni musieli się przespać ;_;? Oby nie było z tego dzieciaka, a nawet jeśli, to Harry i tak ma do niej nie wracać :c Jestem wredna, wiem xD
Pozdrawiam i czekam na dzisiejszy rozdział ;)
Witai!
OdpowiedzUsuńHarry w porę zareagował z tym wampirem ;D
Trochę zaszalał na tej imprezie, skoro skończył z Silver w łóżku ;d
I skąd on wziął tą trawkę?! XD
Coraz bardziej ciekawi mnie ten instynkt zabójcy xd
Uwielbiam tego typu wątki! ;*
Ta akcja z pościegiem ukazała, jak bardzo Harry musi się kontrolować, co nie zawsze mu wychodzi ;D
Eh, obiecałam, że na tetaz, to był ostatni rozdział ;d
Tak, więc
Dobranox!
~Cathy_Riddle
Hej,
OdpowiedzUsuńnie wiem czy to dobrze co się wydarzyło teraz między Silver i Furią, ten facet mnie wkurza, mam wrażenie tak jakby chciał sabotować jego akcje, dobrze że chociaż dostał dodatkowe trzy osoby
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńjednym słowem wspaniały rozdział, i jedno chcę powiedzieć ten facet mnie wkurza... odnoszę wrażenie tak jakby chciał sabotować akcje, chociaż dobrze że dostał tutaj dodatkowe osoby... a to co się wydarzyło teraz między Silver a Furią...
pomysłów życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga