„…This day could be the worst one yet
I just won't relax I can't catch my breath
Because I'm sick and tired of you'll be fine
Well how do you know, can you read minds…”
[Shinedown – Stranger Inside]
Ślad za grupą
śmierciożerców się urwał. Sprawdzili wszystkie kryjówki i domy, jednak nie
znaleźli nic, co mogłoby rozwiązać sprawę napadów. Siódemki stanęły w martwym
punkcie. Cała afera ucichła, ale Harry nie czuł się tym pocieszony.
Na szczęście powroty do
domu skutecznie odrywały jego myśli od pracy. Czas spędzany z Silver ponownie
stał się jego ulubionym momentem dnia. Po tym, jak nauczył ją omijać bariery
nałożone na dom, dziewczyna często do niego wpadała, a po powrocie z pracy
witała go z kolacją. Teraz czuł się naprawdę szczęśliwy, a pustka w sercu
wreszcie została wypełniona. Jasmine i Blake już znały sytuację, gdy Evelyn
powoli przenosiła swoje rzeczy do Harry’ego, więc spodziewały się, że niedługo
żadnej nocy nie spędzi w ich mieszkaniu. Syriusz na powitanie wyszczerzył się
szeroko, gdy w progu swojego domu zobaczył ich razem. Obserwował parę przez
większość odwiedzin i stwierdził, że dawno nie widział swojego chrześniaka w
takim nastroju. Jego oczy błyszczały, kiedy patrzył na Silver, czego nigdy nie
widział, kiedy natknął się na niego i Laurę. Furia wziął Dixona na kolana, gdy chłopczyk
spróbował się na nie wspiąć.
— Haly? A kochasz mnie?
— Oczywiście, że tak —
odparł z uśmiechem.
— To fajnie. Też cię
kocham.
Przytulił się do Furii,
a ten poczochrał go po włoskach z uczuciem.
— Takie małe, a
rozmiękczy każdego — stwierdził Syriusz, gdy Dixon pobiegł do mamy. — Ostatnio
przyniósł Carmen bukiet kwiatów, które zerwał z ogrodu sąsiadki. Oczywiście,
bez pytania. Gdy wytłumaczyliśmy mu, że tak nie można robić, zerwał kwiaty z
naszego ogrodu i poszedł z przeprosinami do sąsiadki. — Silver roześmiała się.
— Oczywiście ma też geny ojca i ostatnio zwalił całą zastawę na ziemię i mówił,
że to nie on.
— Bój się, gdy pójdzie
do Hogwartu — zaśmiał się Furia.
Po ponad miesiącu
bezczynności grupy śmierciożerców sprawa została zawieszona. Siódemki dostały
nowe misje. Harry wraz z Isaacem otrzymali dość niepokojącą misję – porwanie
dziecka. Widok zrozpaczonych rodziców nie był miłym momentem, ale musieli ich
przesłuchać. Wzięli pod uwagę porwanie dla okupu, choć rodzina nie była zbyt
zamożna. Czteroletni chłopczyk zaginął w trakcie zabawy na podwórku. Matka
weszła na chwilę do domu, a gdy wróciła do ogrodu, dziecka już nie było.
Poszukiwania w okolicy nic nie dały. Sugerowano, że chłopczyk mógł wpaść do
pobliskiego stawu, jednak Harry i Isaac nie znaleźli tam ciała. Sąsiadka
twierdziła, że kilka godzin przed porwaniem w okolicy kręcił się jakiś
podejrzany mężczyzna, jednak nie była w stanie nic o nim powiedzieć.
Dwa dni później
zgłoszono kolejne porwanie pięcioletniej dziewczynki. Sprawą zajęli się Madison
i Alano. Po trzecim zgłoszeniu sprawy zaczęto łączyć, a po czwartym Harry,
Isaac, Alano i Madison połączyli je w jedno śledztwo.
Kiedy Harry patrzył na
bawiącego się Dixona, coś ścisnęło go za serce. Wszystkie porwane dzieci były mniej
więcej w jego wieku. Nie wyobrażał sobie, co by zrobił, gdyby ten chłopczyk
nagle zaginął.
— Syriusz?
— Hmm?
— Nie spuszczajcie z
niego oka — powiedział cicho, nie odrywając wzroku od chrześniaka. — Wiem, że
gadam jak paranoik, ale jak sobie pomyślę, że one są w jego wieku…
Jego obawy nasiliły
się, gdy odkryli powiązanie między rodzicami porwanych dzieci: ojcowie lub
matki pracowali w Ministerstwie Magii. Harry wiedział, że zachowuje się
obsesyjnie, ale codziennie sprawdzał, czy u Blacków wszystko w porządku.
Wiadomość o ślubie Tonks i Remusa oderwała jego myśli od tych przykrych spraw.
Chcieli pobrać się w ciągu kilkunastu dni, nie organizując tak wielkiego wesela
jak Blackowie. Pragnęli kameralnego przyjęcia z najbliższymi osobami.
Już dwa tygodnie później
Harry wraz z Evelyn zjawili się w gustownej restauracji, w której miał odbyć
się ślub. Remus i Tonks postawili na minimalizm, choć suknia kobiety idealnie
pasowała do jej charakteru. Kremowa, z mnóstwem diamencików, sprawiała, że
wyróżniała się spośród innych. Ceremonia przebiegła w spokojnej atmosferze.
Jedynie Dixon co chwilę wiercił się w krześle, nie mogąc usiedzieć w miejscu,
ale Harry, który miał go pod opieką, gdyż Blackowie byli świadkami, uspokajał
go, powtarzając, że gdy będzie grzeczny to później dostanie prezent. Po
złożeniu życzeń rozpoczęło się skromne przyjęcie. W tle grała muzyka, więc
chętni mogli potańczyć. Toczyło się wiele rozmów na różnorodne tematy, mimo
niewielkiej liczby gości. Co chwilę wybuchano śmiechem bądź ktoś głośno wyrażał
swoje zdanie. Po spożyciu niewielkiej ilości alkoholu kilka par poszło na
parkiet.
— Dixon znalazł sobie
dziewczynę — stwierdziła Silver z rozbawieniem.
Harry zaśmiał się, gdy
dostrzegł chrześniaka rozmawiającego z jakąś starszą ciotką Tonks. W następnej
chwili brunet porwał Evelyn na parkiet.
Przyjęcie przebiegło
bez zakłóceń, a Tonks zmieniła się w panią Lupin, choć każdy wiedział, że
przezwisko pozostanie z nią do końca życia.
Gazety huczały, gdy
doszło do porwania kolejnego dziecka pracownika Ministerstwa Magii. Łapa używał
wszystkich środków ostrożności, wiedząc, że Dixon może być ofiarą. Harry wraz z
Isaacem, Madison i Alano postanowili szukać porywacza wśród pracowników
Ministerstwa.
— Pomyślmy. Kolejna
ofiara jest dzieckiem pracownika Ministerstwa. Nie ma konkretnej części, którą
atakuje. Pełnione funkcje nie mają ze sobą żadnego związku. Są to działy
zarówno transportu, sportu, jak i prawa i bezpieczeństwa. Porywacz musi mieć
jakieś informacje o rodzinie, zanim zaatakuje — wywnioskował Isaac.
— Skoro to różne
działy, to ten ktoś musi znać dużo osób, aby wszystkiego się dowiedzieć — dodał
Alano. — Stwórzmy portret psychologiczny porywacza.
Praca wrzała. Chcieli
choć trochę zmniejszyć liczbę potencjalnych porywaczy.
Carmen dobrze znała
wszystkie zasady dotyczące wychodzenia z Dixonem poza dom. Syriusz powtarzał
jej to chyba pięć razy, aż w końcu wywiązała się z tego awantura. Wtedy miał
pewność, że wszystko zrozumiała i będzie się do tego stosowała. Podzielała jego
obawy. W ostatnim czasie zaginęło już sześcioro dzieci, a rodzic każdego z nich
pracował w Ministerstwie Magii. Sama była zaniepokojona tymi wydarzeniami i
postanowiła trzymać się na baczności.
Nie wypuszczała dłoni
Dixona nawet na moment, choć trzylatek nie był z tego zadowolony. Wybrała się
do supermarketu na zakupy niedaleko ich domu. Chłopczyk wylądował w jeżdżącym
koszyku, co było dla niego świetną zabawą. Carmen co chwilę rozglądała się
czujnie, poszukując niebezpieczeństwa, ale wszystko było całkowicie w porządku.
Po wyjściu z marketu nie mogła zmniejszyć zakupów, gdyż kręciło się tutaj
kilkoro mugoli. Obie ręce miała zajęte przez siatki z zakupami, więc rzekła do
Dixona:
— Idź obok mnie i
nigdzie nie odchodź. Wejdziemy tylko między te dwa budynki i wrócimy do domu.
— Dobźe, mamo.
Dochodzili już do
zaułku, gdy chłopczyk krzyknął:
— Kotek!
Ruszył do przodu.
— Dixon, wracaj!
W następnej chwili z
zaułka wybiegł ktoś z kapturem na głowie i zanim Carmen się zorientowała w
sytuacji, chwycił mocno jej syna. Kobieta sięgnęła po różdżkę, upuszczając
zakupy, ale było za późno. Przez kilka sekund w jej uszach obijał się dźwięk
teleportacji. Później zaczęła histerycznie płakać.
Harry siedział w
gabinecie, uporczywie przeglądając portret psychologiczny porywacza z nadzieją,
że jeszcze coś uda mu się wymyślić. Alano i Madison dyskutowali o wszelkich
możliwościach, a Isaac skupił się na opracowaniu listy osób z Ministerstwa
Magii, które miały dostęp do informacji o pracownikach. Jason i Mickey zajęli
się sprawą podpalacza, a Navid pisał raport ze swojej misji. Jasper i Stan byli
w terenie.
— Skłaniam się do
handlu dziećmi — rzekła nagle Madison. — Porwać i wywieźć. Po sprawie.
— Tylko dlaczego skupił
się na dzieciach pracowników Ministerstwa? — zapytał Isaac.
— Jeśli to ktoś, kto ma
dostęp do informacji o rodzinach pracowników, ma ułatwioną sprawę. Może je
śledzić i zaatakować w najbardziej dogodnym momencie — zasugerował Furia.
— Jeśli to handel
dziećmi, to już dawno mogą być poza granicami kraju. — Alano przetarł twarz
dłonią.
Harry chwycił kubek z kawą
i wstał z zamiarem udzielenia pomocy Isaacowi, gdy drzwi otworzyły się. Furia
stanął zaskoczony, widząc bladego Syriusza, który wydusił:
— Porwali Dixona.
Kubek roztrzaskał się o
ziemię.
W domu Blacków powitał
go płacz Carmen. Łapa, bladością przypominając nieboszczyka, siedział obok
niej, tuląc mocno do siebie. Po tym, jak Syriusz wpadł do gabinetu siódemek i
powiedział, co się stało, Furia poczuł, jak świat wiruje mu przed oczami, a
serce podchodzi do gardła. Po chwili, która wydawała się trwać wieczność,
powiedział jak w transie, żeby wracał do Carmen, a on zaraz do nich przyjdzie.
Łapa był w takim stanie, że nawet nie zaprotestował i wykonał jego polecenie
jak zaprogramowany robot. Furia po jego wyjściu stał w szoku, dopóki Madison
nie potrząsnęła nim za ramiona, mówiąc, że muszą do nich iść. Odpowiedział jej bezbarwnym
głosem:
— Zabiję sku*wiela.
Zabiję.
W następnej chwili
opanowało go przerażenie. Handel dziećmi…
Już dawno mogą być poza granicami kraju… Madison potrząsnęła nim mocniej,
widząc targające nim emocje. Później pojawiła się wściekłość, która na moment
go zamroczyła, a następnie rozpacz.
Jednak na końcu opanowała go świadomość, że musi go znaleźć i od razu
zacząć działać. W następnej chwili wraz z Madison, Alano i Isaacem pobiegł do
punktu deportacyjnego i przeniósł wszystkich do domu Blacków. Stery nad
przesłuchaniem przejął Isaac, gdyż Furia nie był w stanie. Isaac i Madison
usiedli naprzeciwko Carmen i Syriusza. Furia stanął przy oknie, choć nogi całe
mu się trzęsły i był równie blady jak Łapa. Alano stanął obok niego. Blondyn
zaczął od pytania o przebieg zdarzenia. Odpowiadając, Carmen co chwilę
przerywała, by zapłakać.
— Jak wyglądał
napastnik? — zapytał Isaac.
— Nie wiem. Miał kaptur
— jęknęła słabo.
— Budowa ciała? Wzrost?
Chociaż tyle.
— Coś takiego jak —
rozejrzała się po nich mokrymi oczami — Alano, tylko trochę niższy.
— Macie jakieś problemy
z jakimiś osobami? Jakieś kłótnie, zatargi? Ktoś wam groził?
Podświadomie
każdy z nich wiedział, że to nie miało znaczenia, jeśli chodziło o handel
dziećmi. Oboje zaprzeczyli.
— Jak Dixon był ubrany?
— Niebieskie spodenki
do kolan, fioletowa koszulka z białymi paskami.
Merlinie,
dostał ją ode mnie — pomyślał Furia z przerażającą
świadomością, co może stać się z Dixonem.
— Potrzebujemy jakieś zdjęcie
— rzekł Isaac.
Non
stop roześmiane szare oczy, czarne włosy wiecznie zakręcające się na czubku
głowy, słodki uśmiech, mały nosek, lekko wystające kości policzkowe, pieprzyk
koło nosa. Syriusz wyciągnął z portfela zdjęcie uśmiechniętego
chłopczyka drżącymi rękoma i podał Isaacowi. Padło jeszcze kilka pytań, gdy
Harry’ego nagle naszła pewna myśl. Odwrócił się gwałtownie od okna, aż Alano
drgnął zaskoczony i choć był przeraźliwie blady, to w jego oczach pojawiła się
nadzieja.
— Co miał przy sobie? —
zapytał.
— Nie wiem — odparła płaczliwie
Carmen po chwili. — Chował coś w kieszeni, ale nie chciał mi pokazać. Mówił, że
to tajemnica.
— Robił to od kilku dni
— dodał słabo Łapa.
— Wiesz co to jest? —
spytała Madison Furię, a on kiwnął sztywno głową.
— Kilka dni temu dałem
mu dwukierunkowe lusterko. Powiedziałem, żeby nikomu o tym nie mówił i chyba
wziął to tak dosłownie, że nie powiedział nawet wam.
— Ty masz drugie? —
rzekł Isaac, aby się upewnić, a Harry kiwnął głową.
— Można się z nim
skontaktować — powiedziała Madison, a Carmen spojrzała na nich ze szczerą
nadzieją.
— Czekajcie — przerwał
im Alano. — Musimy wiedzieć, co mu wtedy powiedziałeś — zwrócił się do
Harry’ego.
— Nie traćmy czasu! —
krzyknęła Carmen.
— To jedyna szansa na
kontakt z nim. Nie możemy tego schrzanić przez impuls — odparł. — Nie chcemy
przecież, żeby porywacze znaleźli lusterko, gdy je wyciągnie, aby porozmawiać.
Zapadła chwila ciszy.
— Racja — powiedział
cicho Isaac. — Furia, co mu wtedy dokładnie powiedziałeś?
Brunet zmrużył oczy, by
dokładnie się zastanowić.
Zanim
wyszedł z domu Blacków, skierował się do pokoju Dixona, który przebrany był w
piżamkę w koniki, a Carmen zaraz miała do niego przyjść, by położyć go spać.
Harry chwycił chłopca i posadził go sobie na kolanach. Dziecko patrzyło na niego
radośnie, a brunet uśmiechnął się lekko.
—
Chcesz, żebyśmy mieli swoją małą tajemnicę? — zapytał, a chłopczyk pokiwał
głową podekscytowany. Jego oczka rozszerzyły się z ciekawości, wpatrując się w
swojego chrzestnego. Furia wyciągnął z kieszeni okrągłe lusterko zabezpieczone
przed potłuczeniem i podał je Dixonowi. — To dwukierunkowe lusterko. Jedno jest
dla ciebie, drugie mam ja. Noś je zawsze przy sobie, dobrze?
—
Dobźe. A po co?
—
Gdyby kiedyś tak się zdarzyło, że nagle znalazłbyś się wśród obcych osób,
nigdzie nie byłoby mamy, taty, wujka Remusa, mnie albo kogoś, kogo znasz,
byłbyś w jakimś obcym miejscu, dzięki temu będziesz mógł ze mną porozmawiać.
Spójrz wtedy w lusterko i powiedz moje imię. Po chwili mnie w nim zobaczysz.
—
Supel!
—
Jest tylko jedna zasada, której musisz przestrzegać. Nie wyciągaj go przy
obcych ludziach, rozumiesz?
—
Lozumiem.
—
Gdy mnie zobaczysz, zadam ci kilka pytań, żebym mógł po ciebie przyjść. Jeśli w
trakcie naszej rozmowy kogoś usłyszysz, od razu schowaj lusterko i rób wszystko,
co ci powiem. Staraj się dużo zapamiętać z otoczenia i słów.
—
Dobźe — uśmiechnął się szeroko, a Harry pocałował go w czółko.
—
To nasza mała tajemnica. A teraz do łóżka, mały glucie — dodał, podnosząc go, by
wsadzić do łóżeczka.
Podniósł opuszczoną głowę,
kończąc mówić. Wszyscy patrzyli na niego natarczywie, z nadzieją.
— Masz pewność, że
wszystko zrozumiał i zrobi to, co mówiłeś? — upewniał się Isaac.
— Na pewno.
— Słucha go bardziej
niż nas — dodał Łapa, a Isaac kiwnął głową w geście zrozumienia.
— Musimy poczekać, aż
użyje lusterka — zarządził. — Nie możemy stracić tej szansy, gdy to my się
skontaktujemy, a on straci lusterko.
Łapa kiwnął sztywno
głową, a Carmen w odpowiedzi zapłakała głośniej. Przesłuchanie dobiegło końca.
Furia nie wiedział, co ma robić. Z jednej strony chciał iść do gabinetu i
szukać sprawcy tego czynu, ale z drugiej Łapa i Carmen potrzebowali wsparcia.
Widział, że Alano, Isaac i Madison zostawiają jemu decyzję i nie będą mieć
pretensji, jeśli zostanie. Spojrzał na Syriusza, który trzymał w objęciach
Carmen. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
— Idź — powiedział
cicho. — Znajdź go.
Harry kiwnął głową.
Poszedł z aurorami.
Mijały godziny od
porwania Dixona. Alano i Isaac poszli sprawdzić miejsce porwania, myśląc, że
znajdą jakiś ślad, lecz żadnego nie było. Lusterko dwukierunkowe leżało tuż
przy Furii na biurku i nigdzie się bez niego nie ruszał, widząc w nim ostatnią
nadzieję na znalezienie Dixona.
Nagle został zawołany
do gabinetu Johna. Stawił się na wezwanie.
— Porwano twojego
chrześniaka, tak? — zapytał, a Furia kiwnął sztywno głową. — Muszę cię
wykluczyć z tej sprawy.
— Jak to? — odparł
szybko.
— Relacje pomiędzy tobą
a porwanym są zbyt osobiste. Będziesz się kierował osobistymi pobudkami, a nie
dobrem całej sprawy.
Harry od razu zaprotestował.
— Nie może mnie pan
wykluczyć.
— Mogę i to zrobię.
— Jesteśmy za blisko
rozwiązania tej sprawy.
Miał ochotę krzyknąć,
ale wiedział, że to tylko pogorszy sprawę, dlatego trzymał język za zębami. Argumenty.
— Snipes, Brody i
Corrales dobrze poprowadzą ją do końca.
— Ale oni nie mają
możliwości kontaktu z D… porwanym.
— Co masz na myśli?
— Dixon może się ze mną
skontaktować przez dwukierunkowe lusterko. Muszę być z nimi w ciągłym
kontakcie, żeby wszystko łatwiej rozwiązać. Jeśli zostanę odsunięty — zacznę działać na własną rękę — jest
mniejsza szansa na powodzenie akcji, bo razem możemy więcej wywnioskować dzięki
informacjom od porwanego.
John obserwował go
przez moment badawczo.
— Żebym tego nie
żałował, Potter.
Jeden
zero dla mnie.
Ponownie pojawił się w
domu chrzestnego, lecz teraz jako jego rodzina, a nie auror. Na miejscu byli
Remus z Tonks oraz Silver. Przyszli oni wspierać małżeństwo. Carmen dostała
eliksir Słodkiego Snu, a Syriusz kręcił się rozpaczliwie po domu.
— Odezwał się? —
zapytał słabo Łapa na wstępie, ale Furia pokręcił głową.
Silver podeszła do
niego i objęła go mocno, dostrzegając jego bladą cerę i zmęczenie oraz
przerażenie w oczach. Nawet nie wyszedłby z gabinetu, gdyby Madison nie zabrała
mu papierów z listami pracowników Ministerstwa Magii, z których każdego
sprawdzali pod kątem tego, czy ma dostęp do akt pracowników. Spora część
została wyeliminowana na samym wstępie, jednak lista nadal była długa.
Dziewczyna kazała mu się przespać, zanim sama wyszła z opustoszałego już gabinetu.
Wiedział, że o tak późnej porze nie ma już sensu siedzieć w Ministerstwie, gdyż
większość osób potrzebnych przy sprawdzaniu informacji poszła już do domów.
Opadł na krzesło w milczeniu. Nigdy nie widział Łapy tak zrozpaczonego i
przerażonego jak teraz.
— Co podejrzewacie? —
zapytał nagle Wąchacz. Harry dostrzegł w jego oczach, że jest przygotowany na
najgorsze. — Powiedz szczerze, nie okłamuj mnie. Muszę wiedzieć.
Zapadła cisza, a Furia
i Łapa patrzyli na siebie. Auror nie wiedział, czy to dobry pomysł, aby
mężczyzna to wiedział, ale chciał znać prawdę i chyba miał do tego prawo.
Zerknął na Tonks, szukając u niej rady. Kiwnęła lekko głową bez emocji.
— Handel dziećmi —
odpowiedział cicho.
— O matko — szepnął
Syriusz, odwracając się do okna.
Tonks zamknęła oczy.
Doskonale wiedziała, że sprzedane dziecko bardzo trudno znaleźć, ponieważ mogło
się znajdować w każdym miejscu na świecie. Ale z drugiej strony Dixon mógł się
z nimi porozumieć. Istniała nadzieja, że go znajdą, zanim zostanie
przetransportowany za granicę. Tej myśli musieli się trzymać.
— Idź się przespać —
rzekła do Furii. — Teraz nic nie zrobisz, a jutro będziesz potrzebny. Nie
możesz być przemęczony i nieprzytomny.
— Ja będę czuwać, jeśli
się odezwie — dodała cicho Evelyn, ściskając go lekko za dłoń.
Poddał się ich woli i
wraz z Silver wrócił do domu. Zrobiła mu kolację, w trakcie gdy brał prysznic.
Nie zjadł zbyt wiele, myślami będąc przy chrześniaku.
— A jeśli go nie
znajdziemy? — szepnął, siedząc na łóżku.
— Nawet tak nie myśl —
odparła.
Usiadła obok niego i przytuliła
do swojej piersi, obejmując go za głowę. Owinął ręce wokół niej, rozpaczliwie
szukając wsparcia. On też go potrzebował, a w tej sytuacji mogła mu je dać
tylko ona.
— Wezmę eliksir
pobudzający — powiedziała cicho, głaskając go po włosach. — Ty weźmiesz eliksir
Słodkiego Snu. Daj mi lusterko.
Wyciągnął je z
kieszeni, a ona odebrała je od niego.
— Obudź mnie, gdy tylko
się odezwie.
Pokiwała głową na zgodę
i podała mu odpowiedni eliksir. Sama także wypiła drugi z nich. Położyli się
obok siebie, a ona przytuliła go, czując, jak jego oddech powoli się uspokaja.
Sama miała szeroko rozszerzone oczy i nie chciało jej się spać. Lusterko
znajdowało się tuż obok niej na szafce nocnej. Jednak całą noc milczało.
********************************
Romilda Asteria Ellis, tak, mam już małą rolę dla Erin. Nie będzie to coś znaczącego, ale będzie ;)
Anonimowy, chodziło o to, że śmierciożerca cały czas żył w ukryciu, ponieważ był poszukiwany. Wcześniej nie został znaleziony, bo go po prostu w tym domu nie było. Po tylu latach mógł dojść do wniosku, że już jest po sprawie, dlatego wrócił do domu.
Rozdział miał być później, ale pojawił się wcześniej, bo nie poszłam do szkoły ;D Okazało się, że była to słuszna decyzja, bo nauczycielki i tak nie dotarły na zajęcia przez te śniegi.
Zadowoleni ze śniegu? ;D Ja nie bardzo, bo jest zimno i mokro. Chyba że jak siedzę w ciepłym domu, to nie mam nic przeciwko :D
Podsumowując sondę: opowiadanie czytają 394 osoby. Sporo, o ile nikt nie oszukiwał :D
Do soboty ;*
O taaaaak, sądząc po fragmencie rozdziału w końcu się zacznie! <3
OdpowiedzUsuńSorka że nie napisałam komentarza do poprzedniego rozdziału, no trudno, Silver i Furia są razem, jakoś przeżyję ;/
Mam nadzieję, że nic się nie stanie Dixonowi, bo go lubię, nie tylko za jego ojca, ale i za imię, jakie nosi ;)
Weny dużo życzę ;**
Świetny rozdział. Przepraszam, że tak krótko ale klawiatura coś mi szwankuje... ;c
OdpowiedzUsuńZadowoleni z pogody? Ksawery wyje*ał mnie na chodniku. xD
OdpowiedzUsuńNoł. Noł. Nie Dixon. Nieee :C
Sprytnie to wymyśliłaś, muszę przyznać :)
Ciao :P
Kurcze, aż tak źle się porobiło? No, jeśli chodzi o rozdział to bardzo fajny i zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Nie wiem czemu xD
OdpowiedzUsuńCoś czuje, że Dixon przeżyje. Albo mam madzieje ;P
Życzyć weny,
Mi$ia
No cóż, to pierwszy rozdzial, który komentuję od dawien dawna. A to dlatego, że po raz pierwszy czytałam z zapartym tchem i żałuję,że to już koniec. Było nice.
OdpowiedzUsuńBiedny Dixon. Mam nadzieję że szybko Go znajdą i będzie cały i zdrowy :) oby skontaktował się z Harrym przez lusterko... teraz muszę tydzień czekać :( pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDobrze, podaruję Ci tego śmierciożercę :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się jak to jest z tym kłamaniem u małych dzieci, bo wydawało mi się, że ta "umiejętność" wykształca się dopiero w wieku 4 lat, ale poszukałem i zdania są podzielone. Niektórzy twierdzą, że nawet dwulatkowi zdarzy się skłamać, więc tutaj jest wszystko w porządku :)
Natomiast ta sytuacja z wyjściem na zakupy mnie ciekawi, bo zachowanie Carmen było bardzo dziwne. Regularnie porywane zostają dzieci w wieku Dixona, a ona postanawia wyjść na ulicę i nie mieć kontroli na trzylatkiem. Mogła spokojnie jakoś tę sprawę rozwiązać i wziąć te cholerne zakupy w jedną rękę bądź po prostu nie zdecydować się na zakup tak znaczącej ilości produktów. Wiele matek w zwykłych przypadkach nie pozwala małym dzieciom na swobodne hasanie w pobliżu ulicy, a co dopiero, gdy ma się rozbrykanego trzylatka i spore prawdopodobieństwo zagrożenia grasującym porywaczem. Sama sobie winna.
Możesz odnieść wrażenie, że tylko czepiam się detali, ale po prostu staram się znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Opowiadanie jest świetne, jestem z Tobą od początku Drugiego Oblicza, marzec 2011, onet (aż musiałem sprawdzić datę, już tyle czasu minęło) i pozostanę pewnie długo, bo wspaniale się to czyta, wciąż się rozwijasz i po prostu masz TO. Pozdrawiam.
świetny rozdział. fajnie że będzie Erin. za długo?
OdpowiedzUsuńzrób coś żeby Dix przeżył. do soboty!
Romilda Asteria Ellis
Witam,
OdpowiedzUsuńa może, a może to grupka śmierciożerców stoi za porwaniami tych dzieci, ale jest szansa na odnalezienie Dixona jak i pozostałych dzieci...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, może to jakaś grupka śmierciożerców stoi za tymi porwaniami dzieci, no ale istnieje wielka szansa na odnalezienie Dixona jak i pozostałych dzieci...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga