14.12.2013

II. Rozdział 24 - Porywacze

„…We're all architects of our own private hell
No-one can hurt us like we hurt ourselves…”
[Young Guns – Bones]

Od samego rana pracował nad listą, nie robiąc sobie na nic przerwy. Isaac, Madison i Alano pracowali razem z nim, wiedząc, że mają mało czasu. Furia co chwilę zerkał na lusterko bądź zdjęcie Dixona zawieszone wraz z resztą fotografii porwanych dzieci na tablicy korkowej. Intensywna praca się opłacała – we czwórkę zakończyli eliminację osób, które nie miały dostępu do danych pracowników Ministerstwa. Rozpoczęli rozdzielanie obowiązków, gdy rozległ się dźwięk, na który Harry cały czas czekał. Lusterko. Dixon.
— Furia, tylko nie trać głowy — rzekła szybko Madison.
Odebrał. Na tafli pojawiła się twarz małego Dixona. Chłopczyk był wyraźnie przerażony, ale nie miał żadnych ran.
— Haly!
Widząc go zdrowego, auror miał ochotę wybuchnąć płaczem jak małe dziecko, ale słowa Madison obiły mu się o uszy.
— Dixon, nic ci nie jest?
— Nie, zabieź mnie stąd.
— Zabiorę — zapewnił szczerze, ale wiedział, że nie może tracić czasu. — Pamiętasz, co ci mówiłem? — Chłopczyk pokiwał głową. — Widziałeś kogoś?
— Jakaś gluba pani psynosi mi jedzenie.
— Jak wygląda?
— Jest gluba, ma duźy nos i długie, białe włosy jak Silvel.
Isaac szybko zanotował uzyskane informacje na pergaminie.
— A widziałeś tego pana, który cię zabrał? — pytał Harry.
— Nie. Miał kaptul i śmieldział jak twoje lulki.
Isaac spojrzał na Furię z niezrozumieniem, a ten szybko pokazał mu paczkę papierosów leżących na biurku. Nie miał pojęcia, skąd Dixon zna ten zapach, skoro zawsze starał się nie palić przed i w trakcie wizyty u chłopca, ale informacja była ważna.
— Powiedział coś?
— Powiedział do tej pani Lox i źeby mnie zamknęła w pokoju.
— Widziałeś jeszcze jakieś dzieci?
— Jakaś mała dziewczynka z włosami jak ciocia Jas.
— Zabierali cię gdzieś czy cały czas jesteś w jednym pokoju?
— Tylko tutaj i do łazienki.
— Okej. Teraz powiedz mi, czy widziałeś, jak wygląda dom z podwórka?
— Nie. Od lazu pśynieśli mnie do domu.
— A jak wygląda pokój, w którym siedzisz?
— Jest bźydki. Ma ciemne ściany i nić tu nie ma oplóć łóśka i kilku zabawek.
— A masz tam okno?
— Tak.
— Sięgniesz do niego ręką?
— Tak.
— Podejdź do niego i ułóż lusterko tak, żebym widział, co za nim jest, dobrze?
— Dobźe.
Przez chwilę w lusterku odbijały się ciemne ściany pomieszczenia, w którym znajdował się Dixon. Później usłyszeli, jak biegnie do okna i Harry dostrzegł zarysy podwórka. Według jego rozeznania chłopczyk znajdował się na pierwszym piętrze budynku. Dostrzegł dużo drzew, piaskownicę i ceglaną ścieżkę. W oddali znajdował się fragment innego budynku zbudowanego z drewna oraz tabliczkę. Prawie zaklął głośno, nie mogąc tego rozczytać, a przecież nawet nazwa ulicy czy czegoś podobnego mogła im pomóc. W lusterku ponownie pojawiła się twarzyczka Dixona.
— Haly, ktoś tu idzie — szepnął.
— Schowaj lusterko.
— A psyjdzies po mnie?
— Przyjdę, kochanie. Obiecuję.
Połączenie zerwało się. Zapadła cisza. Furia wpatrywał się jeszcze chwilę w lusterko, w którym odbijała się jego twarz.
— Dużo drzew, piaskownica, ceglana ścieżka, w oddali drewniany dom. Była jakaś tabliczka, ale nie mogłem nic rozczytać. Co najmniej piętrowy dom — powiadomił.
Isaac wszystko zanotował.
— Dobra robota — powiedział cicho.
— Lox? To musi być jakiś skrót lub przezwisko — mruknął Alano, patrząc w notatki.
— Dixon nie wymawia literki r. Mogło mu chodzić o Rox — zauważyła Madison.
— Roxanne — mruknął Isaac.
— Trzeba zobaczyć, czy jest takie imię na liście — powiedział Furia. — Jeśli nie, to poszukamy jako żonę, siostrę, matkę bądź córkę w prywatnych aktach. Jeżeli tego nie znajdziemy, będzie trzeba zacząć przesłuchiwać wszystkich.
Od razu się tym zajęli, a Harry, z nadzieją w sercu, napisał wiadomość do Syriusza.

Odezwał się. Nic mu nie jest.
Harry

Łapa wpatrywał się w tę krótką wiadomość zaszklonymi oczami. Nie było to wiele informacji, ale te najważniejsze. Widział po piśmie, że Furia szybko pisał ten skąpy liścik. Pewnie od razu zaczął korzystać z uzyskanych od Dixona informacji i szukał sprawcy. Syriusz był mu za to bardzo wdzięczny. Teraz najważniejesze było odnalezienie jego syna. Co prawda wolałby wiedzieć, na jakim etapie są poszukiwania, ale ufał Harry’emu. W pewnym stopniu nawet cieszył się, że to jego chrześniak dał jego synowi dwukierunkowe lusterko, a nie on. Pewnie gdyby zobaczył syna na tafli, nie potrafiłby opanować emocji i straciłby szanse na uzyskanie jakichś informacji. Młody auror na pewno działał spokojniej i skupił się na zbieraniu danych, a nie na swoich emocjach. W końcu był łowcą czarnoksiężników i musiał działać rozważniej.
Podał kawałek pergaminu Carmen, która tępo wpatrywała się w ścianę. Przeczytała wiadomość i na nowo wybuchnęła płaczem, ale wiedział, że to z ulgi i radości. Tonks przytuliła ją mocno do siebie.
— Znajdzie go — szepnęła pocieszająco.
Od kiedy dowiedziała się o porwaniu Dixona, razem z Remusem nie opuszczali Blacków. Od razu załatwili w pracy urlop, żeby móc ich wspierać w tak trudnych dla nich chwilach. Łapa w ogóle nie myślał o pracy, co nie było dziwne, dlatego Lunatyk wszystko załatwił, aby po wszystkim nie miał problemów. Silver również była tutaj dość często. Harry pojawił się tylko raz, ale Syriusz nie miał mu tego za złe. Zajmował się sprawą Dixona i wszyscy na niego liczyli, a on z Carmen najbardziej.

Serce Furii zabiło szybciej, kiedy Madison przybiegła z informacją, że żona pracownika z działu Bezpieczeństwa Publicznego ma na imię Roxanne. Alex Dekon miał dostęp do prywatnych akt większości pracowników Ministerstwa Magii. Madison zdobyła o nim sporo informacji, a jedna z nich była taka, że swoje dziecko oddali do adopcji. To była niemal odpowiedź na ich pytania. Zdobyli jego teczkę po argumentacji, o co jest podejrzany. To tam znaleźli adres jego domu. Natychmiast poszli zbadać okolicę, a Harry niemal z paniką przyznał, że to nie jest to miejsce, które pokazywał mu Dixon przez lusterko.
— Musiałby być idiotą, żeby trzymać te dzieci w swoim domu — stwierdził Isaac. — Muszą być gdzieś indziej.
— Co robimy?
— W aktach nie ma wspomnianego żadnego innego mieszkania? — Alano pokręcił głową. — Musimy podrzucić mu pluskwę. Zaklęcie tropiące.
Nie było to łatwe zadanie, ale nie mieli innego wyjścia. Musieli połączyć osobę z mapą, aby jego pozycja była widoczna. Do tej akcji wybrali Madison, która potrafiła dobrze się zakręcić i była najlepsza w tej dziedzinie. Wzięli jedną z map Anglii, a dziewczyna dokładnie przyjrzała się zdjęciu, aby nie pomylić osób. Obserwowała mężczyznę przez dobre dwie godziny, nie mając możliwości rzucić na niego zaklęcia. Problem polegał na dotknięciu go różdżką, a później szybkim połączeniu z mapą. Wykorzystała moment, gdy znaleźli się razem w windzie. Przy zatrzymaniu urządzenia celowo na niego wpadła, udając, że straciła równowagę. Przeprosiła go, chowając za gazetą mapę. Jej różdżka dotknęła jego pleców, a kiedy tylko wyszedł, dotknęła nią mapy. Na pergaminie zaczęły tworzyć się korytarze Ministerstwa Magii. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy dostrzegła czerwoną kropkę, a nad nią współrzędne. Zaklęcie zostało rzucone poprawnie. Natychmiast wróciła do czekających na nią niecierpliwie chłopaków. Oznajmiła im dobrą wiadomość i na zmianę wpatrywali się w czerwoną kropkę, czekając, aż mężczyzna wyjdzie z pracy.
Alano krzyknął sfrustrowany, kiedy facet dostał się do mieszkania, które już sprawdzili. Isaac zastanowił się chwilę.
— Może jego żona się nimi zajmuje, a on się tam deportuje dopiero z nową osobą.
— Myślisz, że dowiemy się, gdzie jest to miejsce dopiero po kolejnym porwaniu? — Madison zagryzła wargę.
— Takie odnoszę wrażenie. Na razie nie mamy innego tropu. Musimy go obserwować.
— Szkoda, że nie możemy go zamknąć i wcisnąć w niego Veritaserum — mruknął Alano.
— John nas zabije, jak zrobimy coś takiego i okaże się, że to jednak nie on — wymamrotał Isaac. — Bądź co bądź, to tylko nasze podejrzenia, a Dixona nie weźmie do końca poważnie, bo to małe dziecko.
Obserwowali. Godzinę. Pięć. Dwanaście. Dwadzieścia cztery. Widzieli, że Harry traci nadzieję i niewiele mu brakuje do złamania regulaminu aurorów, żeby przechwycić podejrzanego i siłą wycisnąć z niego informacje. Tęczówkami bez życia wpatrywał się w czerwoną kropkę. Był blady i zmizerniały. Najgorsza była chyba świadomość, że porwane dzieci mogły być już wywiezione za granicę, a wtedy szanse na odnalezienie gwałtownie spadały. Raz do ich biura przyszła Silver w celu podniesienia go na duchu.
— Jak się trzymają? — spytał cicho Furia.
— Carmen non stop chodzi zapłakana, a Syriusz snuje się po domu jak duch — mruknęła. — Gdyby nie Remus i Tonks, to chyba w ogóle by nie spali i nie jedli.
Mijał już czwarty dzień od porwania chłopca, a aurorzy podświadomie czekali na kolejne uprowadzenie następnego dziecka.
— Chłopaki, deportował się do Londynu — powiadomiła Madison, obserwując mapę. Widząc zmianę w sytuacji, od razu do niej podeszli. — Jest w jakiejś opuszczonej uliczce.
Obserwowali, jak przez kilkanaście minut stoi w miejscu, aż nagle wyszedł na ulicę i niespodziewanie zniknął. Rysy mapy się zmieniały.
— Jest w Cheddar — powiadomiła głośno dziewczyna. — Przy wzgórzu Mendip.
Poderwała głowę, kierując wzrok na trójkę mężczyzn.
— Mamy go — powiedział Alano.
— Czekajmy na sygnał o porwaniu — zauważył trzeźwo Isaac, choć widział niecierpliwość Harry’ego.
Nie minęło nawet piętnaście minut, gdy przekazano im informację o kolejnym porwaniu. Dłużej nie czekali. Pognali w stronę punktu deportacyjnego i przenieśli się do Cheddar na obrzeża wioski. Furia już z daleka dostrzegł znajomy budynek z drewna, który widział w lusterku, a dalej dwupiętrowy dom z ceglaną ścieżką i piaskownicą wśród liściastych drzew. Szybko rozplanowali całą akcję, spodziewając się dwóch osób w środku. Zabezpieczyli dom przed ucieczką i ruszyli do ataku. Obeszli cały budynek, zaglądając przez wszystkie okna, a zachodzące słońce ułatwiało im ukrywanie się. Alano dostrzegł trzy osoby w jednym z pokoi na tyłach. Jednym z nich był porywacz, pozostałych dwóch widział pierwszy raz na oczy, dlatego postanowili ich także zatrzymać. Kobiety nigdzie nie dostrzegli, więc musiała być na piętrze. Cicho uchylili drzwi. Nie zawył żaden alarm, więc po cichu weszli na korytarz. Byli już przy schodach, kiedy usłyszeli kroki. Szybko ukryli się w możliwych miejscach: pod schodami, w cieniu i za szafą. Ktoś zaczął schodzić po schodach. Kobieta przeklinała pod nosem, używając słów nowy bachor. Harry i Alano ukryli się głębiej pod schodami, kiedy z pomieszczenia wyszedł jakiś facet.
— Ile ich jest?
— Ósemka. Są na górze.
Oboje ponownie weszli po schodach na górę. Drzwi do pomieszczenia obok zostały otwarte, dlatego aurorzy postanowili zrobić szybką akcję, oszałamiając pozostałą dwójkę. Isaac i Madison podkradli się bliżej drzwi, a w tym czasie Harry i Alano ruszyli na górę. Nawet nie usłyszeli dwóch ciał opadających bezwładnie na ziemię. Furia i Hiszpan byli w połowie schodów, kiedy otworzyły się drzwi wejściowe. Nie mieli możliwości ukrycia się i byli na widoku. Facet wchodzący do środka spojrzał w ich stronę. Nie zdążył wypowiedzieć słowa, bo uderzyło go zaklęcie z różdżki Harry’ego. Niefortunnie uderzył głową w stolik, który przechylił się, a wazon spadł na ziemię i stłukł się na małe kawałki. Na piętrze rozległy się szybkie kroki. Usłyszeli ich. Hiszpan kiwnął jedynie Isaacowi i Madison, aby się schowali, chcąc zostawić cele w przekonaniu, że jest tutaj tylko dwójka aurorów. Na szczycie schodów pojawił się jeden z facetów, a drugi już do niego biegł. Mężczyzna uchylił się przed klątwą, która uderzyła w ścianę i sam wyciągnął różdżkę. Rozgorzała bitwa z niekorzystną pozycją dla dwójki aurorów stojących na schodach.
Drętwota!
Furia uchylił się w ostatniej chwili przed promieniem i sam cisnął klątwą w przeciwnika. W następnym momencie poręcz rozsypała się na małe kawałki, stwarzając niebezpieczeństwo spadnięcia z kilku metrów na posadzkę. Drzwi za nimi ponownie się otworzyły. W tym momencie Madison i Isaac ujawnili swoją obecność, ochraniając tyły Furii i Hiszpana.
Harry z wściekłością ciskał zaklęciami z myślą, że gdzieś tam jest jego ukochany chrześniak. W pewnym momencie promień drasnął go mocno w ramię, ale w ogóle tego nie odczuł. Rzucił zaklęcie wybuchające pod nogi dwójki facetów, a podłoga z hukiem wyleciała w powietrze. Furia i Alano skorzystali z tej sposobności i wbiegli na górę, przeskakując przez dziurę. Dostrzegli, że wpadli w małe tarapaty, gdyż na piętrze było dwóch kolejnych mężczyzn. Świadomość, że te osoby porwały jego kochanego Dixona i chcieli wywieźć go za granicę, sprawiła, że Harry wpadł w furię. Z impetem cisnął klątwą w jednego z nich, a ten wleciał w ścianę. Brunet nie zdążył jednak zarejestrować, że lampa osunęła się z sufitu i runął na ziemię, kiedy uderzyła go w głowę, rozcinając skórę czaszki. Cudem nie spadł ze schodów, bo znalazł się tuż na ich skraju. Po drodze w dół pewnie złamałby kark. Zrzucił z siebie resztki lampy i nie zważając na rwący ból głowy, ponownie dołączył do walki. Na parterze także trwała bitwa, gdyż niespodziewanie pojawiła się grupka mężczyzn. Harry czuł, że znaleźli odpowiedni moment i było tutaj tyle osób, ponieważ dzisiaj miało dojść do wywozu dzieci. To dodało mu siły. Mieli doskonałą okazję, żeby dorwać całą szajkę.
Jakieś zaklęcie odbiło się od ściany, powalając jednego z napastników na posadzkę, przy czym ten zgubił różdżkę. Furia nie zdążył go dobić, bo napastnik przewrócił go na ziemię, uginając mu kolana kopniakiem. Facet, z triumfalnym uśmiechem, wymierzył w niego pięścią, ale brunet zdołał go powstrzymać przed uderzeniem. Mężczyzna przytrzymał jego nadgarstek z różdżką i wymierzył jeszcze raz. Harry niemal stęknął pod ciężarem tak olbrzymiego faceta, a jego wielka pięść z łatwością mogłaby złamać mu szczękę, nos lub pozbawić go przytomności. Wolną ręką sięgnął po część rozbitej lampy i uderzył napastnika w czaszkę. Mężczyzna zwalił się z niego zaskoczony i spadł ze schodów. Po czterech stopniach wypadł przez rozwaloną barierkę i z łomotem upadł na ziemię. Harry szybko podniósł się do pionu i dołączył do dzielnie walczącego Hiszpana, który miał na karku dwójkę przeciwników. Furia poczuł krew spływającą z rozciętej głowy, ale zignorował to. Niestety, wpłynęła ona na jego zmysły i pobudziła instynkt mordercy.
Ocknął się z transu, dostrzegając mnóstwo rozpryśniętej na ścianie krwi i mężczyznę siedzącego pod ścianą. Miał rozbitą czaszkę, a głowa opadła na pierś. Harry’emu serce zabiło o stokroć szybciej. Zabiłem go. Boże, zabiłem. W końcu kogoś zamordowałem przez te instynkty… Zatrzymał zmierzające w jego stronę zaklęcie, posyłając je w sufit, a w następnym momencie facet padł na ziemię pozbawiony przytomności. Alano zerknął na mężczyznę pod ścianą, a później na lekko pobladłego Furię, ale nic nie powiedział. Widząc, że Madison i Isaac doskonale sobie radzą z pozostałymi przeciwnikami, pobiegli szukać kobiety, która zniknęła w trakcie walki. Niespodziewanie podłoga tuż przed nimi wybuchła, a oni zostali odrzuceni w tył przez ogromną siłę. Przez moment leżeli na ziemi ogłuszeni przez hałas i upadek, a przez zamglone umysły spostrzegli przebiegającą obok nich kobietę idealnie pasującą do opisu Dixona. Hiszpan, widocznie na oślep, posłał w nią jakąś klątwą, która jednak nie trafiła do celu. Furia szybko zaczął się podnosić, choć obraz przed oczami mu wirował. Kobieta zbiegła po schodach, ciskając przed siebie zaklęciami. Harry ze szczytu schodów dostrzegł, że uderzyło ono w niespodziewającego się ataku Isaaca, który padł na ziemię z rozkrzyżowanymi ramionami. Brunet natychmiast miotnął klątwą w kobietę, jednak spudłował. Promień odbił się o szafę, a drewno jednej ze ścian rozprysło się na boki. Nad ramieniem Furii śmignęło zaklęcie wysłane przez Alano, które uderzyło tuż za nogi kobiety znajdującej się w połowie schodów. Stopnie, jeden po drugim, zaczęły wybuchać za jej stopami. Nie zdążyła ze stawianiem szybkich kroków, a stopień wybuchł tuż pod nią. Z rumorem spadła z reszty schodów pod nogi Madison walczącej z dwoma przeciwnikami. Dziewczyna skorzystała z chwili dezorientacji i wysłała jednego z przeciwników do krainy nieprzytomności. Drugi wybiegł za drzwi, panicznie szukając ucieczki, ale zaklęcie Furii wycelowane wcześniej w mężczyznę, uderzyło w drzwi wejściowe i wyrwało je z zawiasów, lądując na uciekinierze. Madison szybko go oszołomiła, zanim zdołał się wydostać.
— Wszyscy? — zapytał Alano.
— Na to wychodzi — odparła Madison. — Sprawdźcie górę. Ja obudzę Isaaca i rozejrzymy się jeszcze raz na dole.
Dixon. Harry niemal pobiegł wzdłuż korytarza do pierwszych drzwi. Hiszpan szedł za nim, by w razie kolejnego przeciwnika mógł mu pomóc. Powoli wpadał w panikę, gdy nie znalazł Dixona ani żadnego dziecka. Isaac i Madison szybko do nich dołączyli. Wreszcie znaleźli małą dziewczynkę o rudych włosach, o której mówił Dixon. Spojrzała na nich z przerażeniem w dużych oczach, przyciskając twarz do misia. Madison ostrożnie do niej podeszła i powiedziała łagodnie:
— Nie bój się. Nic ci nie grozi. Zaraz zabierzemy cię do mamy, dobrze?
Dziewczynka patrzyła na nią z szeroko rozwartymi oczami, ale kiwnęła niepewnie głową. Harry wyszedł w celu dalszych poszukiwań. Otworzył jeszcze jedne drzwi prowadzące do pustego pomieszczenia, a później kolejne… Poczuł piekące łzy w oczach, gdy usłyszał ten radosny okrzyk:
— Haly!
Dixon biegł w jego stronę z zaschniętymi łzami na policzkach, a teraz ze szczerą nadzieją w szarych oczach. Ukląkł na ziemi i chwycił chłopca w ramiona, przytulając go mocno do siebie i mówiąc cicho:
— Boże, jesteś.
Pocałował go w głowę, czując łzę wypływającą mu z kącika oka. Łzę radości i ulgi.
— Myślałem, ze nie psyjdzies.
— Obiecałem — odparł jedynie, a chłopiec ścisnął go jeszcze mocniej za szyję.
— Haly, co ci się stało? — zapytał zaciekawionym głosem, dostrzegając krew.
— Nic, kochanie — odpowiedział jedynie, głaskając go po główce.
— Odstaw go do domu — rzekł Isaac zza jego pleców.
Furia spojrzał na niego, kiwając głową.
— Zaraz przyjdę wam pomóc — dodał jeszcze.
— Okej. Ale musisz iść za bariery antydeportacyjne.
Isaac poczochrał lekko Dixona po włoskach i poszedł pomóc Madison i Alano. Furia spojrzał na swojego chrześniaka.
— Teraz zamknij oczy i nie otwieraj, dopóki ci nie powiem, okej?
— Dobźe.
Nie miał zamiaru pokazywać mu zrujnowanego domu, krwi i nieprzytomnych bądź martwych ludzi. Przytulił go ponownie do swojej klatki piersiowej, gdy chłopczyk zamknął oczy i starał się dodatkowo zasłaniać mu widok, gdyby nagle uchylił powieki. Przeszedł przez korytarz, dostrzegając nieprzytomnych mężczyzn związanych magicznymi więzami i jednego nieżywego, nadal siedzącego pod mokrą od krwi ścianą. Ostrożnie zszedł po rozwalonych schodach i minął kolejne związane ciała. Wyszedł przez zniszczone drzwi i dopiero wtedy pozwolił chłopczykowi otworzyć oczy. Deportował ich.
Wylądowali przed drzwiami domu Blacków. Harry wszedł do środka, kierując się do salonu. W całym mieszkaniu panowała grobowa cisza. W salonie siedziała cała piątka: Syriusz, Carmen, Remus, Tonks i Silver. Podnieśli głowy, gdy wszedł, a Dixon krzyknął:
— Mama! Tata!
Harry postawił go na ziemi, a ten pobiegł z radością do rodziców. Carmen popłakała się, biorąc go w ramiona, a Łapa objął mocno oboje. Harry spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem. Niespokojne i często bezsenne noce dały się we znaki, a walka tylko to spotęgowała. Jednocześnie czuł radość, że już jest po wszystkim. Tonks i Silver zmierzyły go spojrzeniami, widząc jego marny stan. Był blady jak trup, a po boku głowy ściekała mu krew z rozciętej czaszki.
— Złapaliście ich? — zapytała cicho Tonks, a on kiwnął głową.
— Chyba zgarnęliśmy całą szajkę — dodał. — Idę pomóc reszcie.
Wyrzuty sumienia musiał odrzucić na bok, choć widok co chwilę przesłaniał mu martwy mężczyzna pod ścianą. Teraz były ważniejsze sprawy.
Gdy znalazł się ponownie w domu, gdzie były przetrzymywane porwane dzieci, dołączył do Madison trzymającej na rękach małego, zapłakanego chłopca.
— Chłopaki odstawiają dzieci do domów — powiadomiła go. — Zabierzesz go?
— Jasne. Gdzie?
Przekazała mu dziecko, mówiąc odpowiedni adres. Chłopczyk rozpłakał się jeszcze bardziej, więc Madison pogłaskała go po głowie, mówiąc, że Harry zaniesie go do rodziców. Furia, zasłaniając twarz chłopca tak jak wcześniej Dixona, wyszedł z nim za pole antydeportacyjne i zniknęli. Przywitał go głośny płacz matki dziecka, która odebrała chłopca z jego ramion. Później, nie wypuszczając syna z objęć, ucałowała Furię, dziękując mu z całego serca.
Dopiero po odstawieniu wszystkich dzieci do domów, zajęli się przetransportowaniem handlarzy dziećmi do Ministerstwa Magii. Pojawili się w biurze zajmującym się aresztem dla przestępców. Zwykle za biurkiem siedział Syriusz, ale tym razem był tutaj jego zastępca. Nieprzytomni handlarze dziećmi zostali zamknięci w areszcie. W ciągu przyszłego tygodnia miało dość do procesu w obecności dużej części Wizengamotu. Harry, Madison, Alano i Isaac zabezpieczyli dom, a później poszli do swojego gabinetu, nie zwracając uwagi na wlepione w nich spojrzenia. Nic dziwnego, skoro byli zakrwawieni, zakurzeni i poobijani. W biurze zamknęli sprawę handlu dziećmi. Doprowadzili się do porządku w swoich domach. Później Harry ponownie deportował się do mieszkania Blacków. Carmen zerwała się z kanapy, nadal ze śladami łez na policzkach, ale radością w oczach i wycałowała go po policzkach, jak mantrę powtarzając podziękowania. Patrząc na Dixona w ramionach szczęśliwych rodziców, Harry zapomniał o mężczyźnie z rozbitą czaszką, który zginął w trakcie jego braku kontroli. Najważniejsze było to, że chłopiec jest cały i zdrowy. Nic innego się teraz nie liczyło, a wiedział, że sprawiedliwość dosięgnie sprawców porwań.

******************************

Anonimowy, czemu poruszyłeś kwestie kłamania małych dzieci? Tak się zastanawiam, bo żadne dziecko w rozdziale chyba nie kłamało, ale mogłam zapomnieć o takim szczególe xD Zachowanie Carmen pokazuje, że ludzie czasami lekceważą niebezpieczeństwo, co w życiu może się zdarzyć, więc było to dość naturalne ;) Cieszę się, że piszesz wszystkie swoje wątpliwości i pytania, więc się nie krępuj :)
Romilda Asteria Ellis, Erin pojawi się za jakiś czas.

Dość szybko rozwiązałam całą sprawę, wiem. Chyba w ogóle pisałam ten wątek ze względu na to, żeby Harry wreszcie kogoś zabił haha :D Podoba mi się opis walki, chyba jeden z najlepszych, choć dość krótki.
Mam kolejny pomysł na następne opowiadanie i coraz bardziej się do niego przekonuję. Nie będzie to opowiadanie oczami Harry'ego, ale czasy Syriusza po Hogwarcie do Zakonu Feniksa. Czy zrealizuję ten pomysł? Jeszcze nie wiem, ale do namysłu mam sporo czasu, bo jak już to i tak je zacznę dopiero po zakończeniu Instynktu. A końca Instynktu nie widzę xD Najpierw w ogóle go miało nie być, później miał być o wiele krótszy od Bitwy, a teraz rozciągnie się chyba do 50 rozdziałów. Kończę 37 rozdział, a mam jeszcze sporo pomysłów do zrealizowania. Jestem nienormalna xD Może zacznę pisać dłuższe rozdziały, żeby było ich mniej. Zobaczę.
Tak sobie myślę, że chyba dostaniecie prezent na święta ;)
Dziękuję za komentarze i do soboty ;*

11 komentarzy:

  1. Prezent? Czekamy niecierpliwie ^^
    Faktycznie, może trochę za szybko im poszło, ale w sumie się cieszę, że Dixonowi nie stało się nic poważnego. Chociaż z drugiej strony nie miałabym nic przeciwko, gdyby go w tym domu nie znaleźli, mogło to się jeszcze ciągnąć kilka rozdziałów ^^ jestem okropna, wiem :c A opis walki zdecydowanie świetny, ale który w twoim wykonaniu nie jest :D?
    Zapowiedź kolejnego rozdziału rodzi w mojej głowie pewien dziwny pomysł... ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, opłacało się Cissy i innym nastawać na Ciebie, byś przemyślała pomysł. :D
    A rozdział piękny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały opis. ja nie potrafię takich pisać, wolę dialogi. super, że Erin się pojawi. zwykle sprawy ciągną się przez dwa trozdziały. znaczy tak mi się wydaje... prezent na święta? co przez to rozumiesz? bo wypada to jakoś tak że w następną sobotę jest zwykła sobota, potem zwykła niedziela, poniedziałek we wtorek wigilia i tak dalej... czyli prezent pod choinkę w sobotę i wigilię?
    wesołych świąt!!!
    całuski i weny
    Romilda Asteria Ellis
    micmilde.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie za szybko się to wszystko działo, ale i tak już nie mogę doczekać się następnej soboty!
    Dobrze, że Dixon już się odnalazł! Nie widziałabym celu w rozwijaniu tej szybkiej akcji na kilka rozdziałów :/
    Pozdrawiam i życzę weny, by tych rozdziałów wyszło więcej niż 50 <3
    I jeszcze mam takie pytanie, możesz trochę bardziej podręczyć Harry'ego? Żeby bardziej obrywał xD
    Kejti ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Dobry pomysł z tym dręczeniem Harry'ego. Mógłby tak od czasu do czasu porządnie oberwać :3

      Usuń
  5. Jak zawsze piękny rozdział <3
    Czytam to opowiadanie dopiero od tygodnia, ale uważam, że naprawdę dobrze piszesz.
    Wg mnie, Harry nie powinnien być z Silver, ponieważ oni do siebie nie pasują. Mimo tego, że mają wspólną przeszłość to mogłabyś zniszczyć ich związek raz na zawsze. Naprawdę xD
    Życzę weny ^^
    Aless :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Miodzia ;3
    sorka, że dawno nie komentowałem :< Praca robi swoje.
    Powiem Ci szczerze, że brakuje mi takich autorów jak Ty :)
    Budzę się spokojnie w weekend wypoczęty, wchodzę na internet i tak mi świta w głowie "oho, nowy rozdzialik :3"
    Otwieram przeglądarkę, wbijam na stronkę... Jest i rozdzialik!
    Nie chcę mi się rozpisywać dokładnie co mi się podoba, ponieważ wszystko mi się w tym opku podoba :3 Ostatnie rozdziały z Dixonem w roli głównej mnie bardzo ucieszyły :D Od razu skojarzyłem, że jest pora by Pottie kogoś zaje*ał.
    Nie oszukując się jednak, jak zobaczyłem, że masz napisane już 37 rozdziałów to trochę się wkurzyłem, że ich jeszcze nie ma :P ale może to i lepiej. Przynajmniej wiem, że po ciężkim tygodniu zawsze jak wrócę do domu to mam chwilę relaksu i pewność, że wrzucisz coś na opka :)
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Oczywiście ma też geny ojca i ostatnio zwalił całą zastawę na ziemię i mówił, że to nie on." - to tutaj niegodziwy trzylatek dopuścił się kłamstwa :)

    Opis bitwy mi się nie podoba. Moim zdaniem jest chaotyczny i gdzieniegdzie dostrzegłem dziwny szyk zdania, przez co nie mogłem zrozumieć sensu bądź po prostu zastanawiałem się co dane słowo tu robi. Np.:

    "Jakieś zaklęcie odbiło się od ściany, powalając jednego z napastników na posadzkę, przy czym ten zgubił różdżkę. Furia nie zdążył go dobić, bo przewrócił go na ziemię uginając mu kolana kopniakiem. Facet, z triumfalnym uśmiechem, wymierzył w niego pięścią, ale brunet zdołał go powstrzymać przed uderzeniem."

    Furia nie dobija napastnika, bo Furia przewraca go na ziemię. Tak przynajmniej wynika z drugiego zdania. Powinno tam być "Furia nie zdążył go dobić, bo AGRESOR/NAPASTNIK/PRZECIWNIK przewrócił go..."

    Liczyłem, że tej kobiecie uda się uciec z domu, najlepiej z Dixonem pod pachą, ale niestety wszystko zakończyło się szybko i szczęśliwie :)

    Najgorszy rozdział " Instynktu". Ale będzie tylko lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hey
    Jak zapewne zauważyłaś, ostatnio nie komentuję rozdziałów...
    Powód jest po prostu banalny.
    Brak nastroju i problemy prywatne :/


    Cieszy mnie, że wątek instynktu tak się rozwinął. Aż nie mogę się doczekać, kiedy inni zaczną zauważać, że coś jest nie tak ;3

    Pozdrawiam,
    ~Cathy_Riddle

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    dzięki Dixonowi udało się odnaleźć jego jak i inne dzieci, które zostały porwane...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka,
    wspaniale, no i dzięki pomocy Dixon'a udało się odnaleźć jego jak i inne dzieci, które zostały uprorwadzone...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń