21.12.2013

II. Rozdział 25 - Ostrzeżenie

„…You're fucking crazy if you think that I'll ever change
I am I, I am me, I'll never change my ways
I'm a monster and that's how I'll stay 
Condemned to predetermined damnation for eternity…”
[Asking Alexandria – Don’t Pray For Me]

Harry od dawna nie znał słowa spokój. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, zawsze coś się działo, ale ostatnio panował błogi spokój. Zero kłopotów, kłótni, adrenaliny i krwi. W ogóle mu tego nie brakowało i był z tego bardzo zadowolony. Należało mu się trochę szczęścia po tylu problemach i życiowych zawirowaniach. Niepokoiła go jednak sprawa śmierciożerców, którzy zrobili zamieszanie i nagle zapadli się pod ziemię. Mimo to pozostawił dom pod zaklęciem, chociaż od poprzedniego ataku minęły ponad dwa miesiące.
Korzystając z ostatnich upalnych dni, całą ślizgońską grupką wybrali się nad jezioro. Rzadko zdarzało się, że wszyscy mieli wolne w jeden dzień, więc teraz to wykorzystali. Każdemu z nich brakowało tych młodzieńczych wygłupów, ale wiedzieli, że to już nigdy nie wróci. Jakiś czas później Furia zabrał Dixona na jednodniowy wypad nad wodę, gdzie chłopiec wybawił się za wszystkie czasy.
Jego spokój został gwałtownie zburzony, gdy pracując w biurze, dostał przesyłkę. Śmiech z żartów Alano zamarł mu w gardle. Opadł bezwładnie na krzesło, blednąc natychmiastowo. Jego trybiki w głowie zaczęły szybko pracować.
— Sprawdźcie, czy nie mam na sobie zaklęć śledzących — powiedział nagle.
Widząc, że mówi całkowicie poważnie, rzucili na niego wszystkie znane zaklęcia ujawniające czary tropiące, jednak żadne nie zostały wykryte.
— Co się dzieje? — zapytał Isaac.
— To się dzieje. — Pokazał im zdjęcie z koperty. — Z wypadu z ekipą. — Pokazał drugie. — Z wypadu z Dixonem. — Trzecie. — Z zakupów. — Czwarte. — Nawet jest tu Jason, jak spotkaliśmy się na mieście.
— Śledzą cię — rzekł zaskoczony Navid.
— Wiedziałem. Ku*wa, wiedziałem, że za długo był spokój! — wkurzył się Furia.
Stan przejrzał wszystkie zdjęcia.
— Na każdym jest też Silver. Sprawdź ją — zauważył.
Harry popędził jak burza przez biuro i niemal pobiegł do gabinetu Łamaczy Zaklęć. Evelyn manewrowała różdżką nad wazonem, który lał wodą na wszystkie strony, mocząc pół komnaty. Kilka osób jej asystowało, by jak najszybciej znaleźć przeciwzaklęcie. Harry wyciągnął Silver z tłumu, nie  przejmując się chlapiącą na wszystkie strony cieczą. Odciągnął dziewczynę na bok i nie zważając na jej pytania, zaczął czarować nad jej głową.
— Co ty robisz? — zapytała wreszcie z oburzeniem, ale dostrzegła jego przerażoną minę.
— Miałaś na sobie zaklęcie śledzące — powiedział cicho.
— Śle… Co?!
— Śledzili nas.
— Kto?
— Śmierciożercy.
Zapadła chwila ciszy, w trakcie której patrzyli na siebie jak zaklęci.
— Kiedy?
— W trakcie wypadu ze Ślizgonami, z Dixonem, w Londynie… Wszędzie. Przed chwilą wysłali mi zdjęcia — szepnął.
— A ty? — spytała spanikowana.
— Chłopaki mnie sprawdziły. Nic nie wykryło. Przypomnij sobie, kiedy ktoś mógł rzucić je na ciebie. — Panicznie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, jakby szukała odpowiedzi. Furia chwycił ją za policzki, aby na niego spojrzała. — Uspokój się — powiedział łagodnie. — Po prostu się skup.
— Nie wiem. Nie mam pojęcia — odparła po chwili. — To mogło być wszędzie: w windzie, na mieście, w klubie. Przepraszam.
Pokręcił głową.
— To nic dziwnego. Na tym polega rzucanie tego zaklęcia, żeby się tego nie zauważyło. Silver, uważaj na siebie i wróć po pracy od razu do domu, okej?
Pokiwała głową. Spojrzał jeszcze na nią z troską, zanim wyszedł. W drodze powrotnej do gabinetu był ostrożniejszy niż wcześniej i rozglądał się czujnie wokoło, jednocześnie intensywnie myśląc. Siódemki w tym czasie wymyśliły kilka teorii na ten temat i gdy potwierdził, że Evelyn miała na sobie zaklęcie śledzące, podzielili się nimi.
— Zarówno ty możesz być celem, jak i ona — powiedział Mickey. — Łatwiej było im rzucić zaklęcie na nią, bo ty, jako auror, jesteś bardziej wrażliwy na zaklęcie. Na pewno od razu byś zareagował, gdybyś poczuł, zobaczył lub usłyszał coś podejrzanego. Silver nie ma tego wbitego do głowy tak jak my, więc mogli pójść na łatwiznę.
— Pytanie tylko: dlaczego ujawnili, że was śledzą? — zauważył Navid.
— Ostrzeżenie — odparł Furia. — Tak samo jak z tym chłopakiem i napisem.
— Pewnie chcą cię nastraszyć — stwierdził Jason, przejeżdżając dłonią po brodzie.
Nie będę znowu przed nimi uciekać. Robiłem to przez tyle lat. Nie chcę powtórki. Dlaczego to nie może się skończyć raz na zawsze?

Kolejne dni mijały mu dość nerwowo i niespokojnie. Evelyn czuła się podobnie. Często oglądała się za siebie z wrażeniem, że jest śledzona. Miała oczy szeroko otwarte na każdym kroku i ledwo tłumiła ataki paniki, gdy dostrzegała podejrzanie wyglądającą osobę, starając się jak najszybciej od niej oddalić. Ograniczali wypady na miasto, żeby nie zwiększać ryzyka. Różdżki zawsze mieli w pogotowiu, często zaciskając na niej dłonie w kieszeni.
Jasonowi, Alano i Isaacowi udało się wyciągnąć Furię po pracy na piwo. Wysłał wiadomość do Silver, aby nie odchodziła od zmysłów, a później oderwał się na jakiś czas od problemów. Po trzech piwach wyszli z pubu, dostrzegając, że robi się już ciemno. Ruszyli na poszukiwanie jakiegoś ustronnego miejsca do teleportacji, rozmawiając na błahe tematy. Hiszpan wyglądał na lekko wstawionego, co wzbudzało śmiechy pozostałych chłopaków. Wreszcie znaleźli jakiś zaułek, więc skierowali się w tamtą stronę. Byli już w wejściu, gdy Alano potknął się o własne nogi i, ratując się przed upadkiem, chwycił się Furii, który kompletnie się tego nie spodziewał. Hiszpan pociągnął go w dół, a brunet poczuł, jak coś przelatuje tuż nad jego głową. Oczy chłopaka rozszerzyły się, gdy jakieś zaklęcie uderzyło w śmietnik. Od razu poderwał się do góry z różdżką w dłoni. Isaac i Jason już stali w pogotowiu i odbili zmierzający w ich stronę promień. Harry dostrzegł kontur pięciu osób w szatach, zanim fala klątw zmusiła go do walki. Alano szybko dźwignął się na nogi i odzyskując trzeźwość umysłu, zaczął pomagać chłopakom. Furia uskoczył przed zaklęciem, starając się dostrzec twarze napastników, jednak było zbyt ciemno. Rzucił się na ziemię, zanim jakiś czarnomagiczny promień zdołał go trafić w pierś. Klątwa uderzyła w kubeł ze śmieciami, który wyleciał w powietrze. Kartony, butelki, puszki, gazety i różnorodne rzeczy zasłoniły Harry’emu widok. Jakaś szmata spadła mu na głowę, ale szybko ją zrzucił. Zaklęcia ustały w momencie wybuchu. Usłyszał jeszcze trzask towarzyszący teleportacji. Jakieś szkło zbiło się na kawałki. Jason jęknął, kiedy oberwał czymś twardym w głowę. Zapadła cisza.
— Szlag — zaklął Isaac, a następnie wymienił spojrzenie z Alano.
— Wygląda na to, że moje pijaństwo uratowało ci tyłek — stwierdził Hiszpan, mówiąc to do Harry’ego.
— Na to wychodzi — odparł cicho i spojrzał na chłopaków.
— Nie próżnują — mruknął Jason.
— Lepiej stąd spadajmy — podsumował blondyn.
Harry deportował się jako pierwszy do swojego domu, aby mieli pewność, że nie zostanie ponownie zaatakowany. Dopiero później sami przenieśli się do swoich mieszkań.
— Co ci się stało? — powitał go głos Silver. Spojrzał na nią, a ona wyczytała odpowiedź z jego oczu. — O matko — szepnęła. — Zaatakowali cię. — Podbiegła do niego, aby sprawdzić, czy nic mu nie jest.
— Wszystko okej — mruknął. — Byłem z chłopakami, więc mi pomogli.
— Dzięki Merlinowi.
Pomogła mu doprowadzić się do porządku, gdyż był cały okurzony, a ubranie było ubabrane ziemią. Na pytanie, jak to się stało, zmarszczył brwi.
— To było kompletnie bez sensu. Zaatakowali w momencie, gdy byłem z trzema innymi aurorami. Powalczyli chwilę i uciekli. Mieli okazję szybko nas pokonać, bo w pewnym momencie mieliśmy ograniczoną widoczność. Gdzie tu logika?
Zapadła cisza, w trakcie której patrzyli na siebie z niezrozumieniem.
— Może mają w tymi taki sam cel, jak z tymi zdjęciami. Chcą cię ostrzec — powiedziała wreszcie.
— Możliwe — szepnął.
Usiadł w fotelu i posadził ją sobie na kolanach. Objęła go mocno na szyję, przytulając do siebie w geście wsparcia i otuchy.

Po tym ataku Furia był jeszcze ostrożniejszy, choć nie był pewien, czy to możliwe.  Momentami sam odnosił wrażenie, że popada w paranoję, chociaż doskonale wiedział, że ma ku temu powód.
Niestety, na tym jednym ataku się nie skończyło. Gdy szedł z Syriuszem i Remusem niedaleko domu, niespodziewanie tuż obok niego wybuchł kontener na śmieci. Gdyby nie szybka reakcja Lunatyka, który odciągnął go od śmietnika, pewnie leżałby w Mungu z poparzeniami całego ciała. Zanim zdążyli zareagować, rozległ się trzask towarzyszący deportacji, a napastnik rozpłynął się w powietrzu.
Kilka dni później przed jego nogami jakiś bezpański pies padł martwy na ziemię, kiedy niespodziewanie uderzyło go zaklęcie. Tonks od razu pobiegła w stronę, skąd przyleciał promień, a Carmen musiała uspokajać rozpłakanego Dixona. Aurorka wróciła po chwili wściekła, ponieważ nie udało jej się złapać atakującego.
Kolejne dni później, w trakcie których prawie nie wychodził z domu poza pracą, dostał wiadomość z treścią: Przed nami nie uciekniesz. Po gruntownej analizie nie znaleziono żadnych odcisków palców ani innych śladów, które mogłyby go doprowadzić do sprawców.

Za każdym razem, gdy Blake wchodziła do swojego salonu mody, czuła w sobie dumę. Sama zapracowała na ten biznes i rozwijała swoje umiejętności. Uwielbiała to, co robiła. Jej hobby było jednocześnie jej pracą, co dawało jej dodatkową satysfakcję. Każdy klient był traktowany uprzejmie i starała się nie zwlekać z zamówieniami. Wiedziała, że szybkość wykonania zlecenia ma spore znaczenie, ale równocześnie wykonywała wszystko dokładnie, aby jakość także była dobrą reklamą dla jej salonu. Wykonała już dwie suknie ślubne, szyła zwiewne sukienki, mnóstwo szat, koszulek, spodni i czego dusza zapragnie. Klienci często do niej wracali i zaczynała powoli myśleć o zatrudnieniu kogoś do pomocy.
Obejrzała się za siebie, trzymając w dłoni igłę i nitkę. Wykonywała właśnie zamówienie na wesele i czuła, że będzie to jedna z jej najlepszych prac. Do jej salonu weszła młoda dziewczyna, która zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Przywitała się uprzejmie, a Rubi odłożyła wszystko na bok, aby obsłużyć klientkę. Zapytała o różne suknie na bal i rozwiązała się między nimi dyskusja. Blake pokazywała jej różnorodne wzory, nie zrażając się odmowami i czasami wychodząc na zaplecze, by przynieść coś nowego. Wreszcie kobieta zażartowała, że musi przyprowadzić tutaj swojego męża do pomocy w wyborze i pożegnała się. Blake wróciła do pracy, nie dostrzegając, że jej szczotka do włosów leżąca na półeczce zmieniła swoje miejsce.

Draco często chodził na lunch do kawiarenki naprzeciwko biura. Czasami szedł z nim ktoś z pracy, niekiedy spotykał się wtedy z Astorią, a innym razem siedział tam sam, rozwiązując w myślach jakąś sprawę. Lubił swoją pracę i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie marudny szef, którego nie mógł słuchać. Zrzędził na wszystko: na pracę, pracowników, zleceniodawców, bałagan, który notabene sam robił, pogodę, hałas. Lista ta była długa i Draco nie był w stanie wszystkiego wymienić. Wielokrotnie gryzł się w język, żeby czegoś nie palnąć, co pewnie skończyłoby się wylotem z pracy. I to z hukiem. Wielkim. Powtarzał sobie jednak w myślach, że gdy kiedyś założy własne biuro, na odchodnym powie mu co nieco.
Nie zwracał uwagi na otoczenie, popijając kawę i zerkając w dokumenty. Tym razem rozwiązywał sprawę dwóch czarodziejów, którzy kłócili się o wynalazek, który razem tworzyli. Każdy z nich chciał mieć do niego wyłączne prawo po tym, jak doszło między nimi do sprzeczki. Nie potrafili załatwić tego polubownie, więc ze sprawą zwrócili się do firmy.
Niespodziewanie do jego stolika dosiadła się ładna brunetka z kokieteryjnym uśmiechem.
— Cześć — rzekła na wstępie, nie spuszczając z niego wzroku.
— Cześć — odparł. — W czymś pomóc?
— Jeśli mógłbyś — uśmiechnęła się, zakładając nogę na nogę, jednocześnie pokazując nagie kolano. — Konkretniej mówiąc, chodzi mi o numer telefonu pewnego przystojniaka. Blondyn pijący kawę i siedzący nad papierami przy tym stoliku. Znasz?
— Owszem — odparł. — Problem z tym, że jest zajęty.
— Och. — Zrobiła zawiedzioną minę. — Nic dziwnego. — Wstała i stanęła za nim. Poczuł, jak przejeżdża dłonią po jego włosach i mruknęła mu do ucha: — Gdyby jednak był zainteresowany, przekaż mu tę kartkę. — Położyła na stoliku karteczkę z numerem telefonu, a późnej szybko wyszła.
Draco zaśmiał się pod nosem i pokręcił lekko głową. Zerknął na zegarek. Niedługo miał spotkanie z klientem, więc musiał się zbierać. Zabrał wszystkie papiery i karteczkę z numerem, którą wyrzucił do kosza.

Teodor westchnął głośno, wychodząc z Uniwersytetu. Czteroletnie studia miały niedługo się skończyć, a profesorowie wyciskali z nich siódme poty. Eliksiry były jego pasją, ale gdy musiał jednocześnie robić trzy mikstury, tracił zapał. Miał trudności jednocześnie robić trzy części, żeby każdy eliksir mieć pod kontrolą i nie pomylić się ze składnikami. Naciskano jednak na takie działanie, gdyż twierdzono, że kiedyś mogą nie mieć czasu na robienie każdego eliksiru po kolei. Poza tym radził sobie znakomicie i liczył na ukończenie studiów z doskonałymi wynikami.
— Teodor!
Odwrócił się, gdy usłyszał, że ktoś go woła. Ku niemu zmierzała jedna z najładniejszych dziewczyn na Uniwersytecie. Na drugim roku miał z nią jedne z zajęć. Wzdychała do niej jedna trzecia chłopaków na studiach, choć niektórzy mówili, że zmienia chłopaków jak rękawiczki i często zdradza ich na boku. Teodor doskonale znał te plotki, ale mimo to serce mu stanęło, kiedy zawołała właśnie jego. Nie co dzień taka piękność chce z nim o czymś porozmawiać.
— Cześć — uśmiechnęła się szeroko, a jej błękitne oczy zabłysnęły mocno.
— Cześć — odparł.
— Gdzie tak lecisz? — zagadnęła.
— Właściwie to nigdzie — odpowiedział, mając nadzieję, że Blaise się nie obrazi, jeśli trochę się spóźni.
— To może się przejdziemy? — zaproponowała.
— Jasne, chętnie.
Zaczęli rozmowę, kierując się w stronę osiedla. Minęło może pięć minut, gdy znaleźli się w jakiejś bocznej uliczce. Niespodziewanie dziewczyna popchnęła go w stronę ściany i wpiła się zachłannie w jego usta. Zaskoczony przez moment nie wiedział, co się dzieje, a ona wplotła palce w jego włosy i mocno przyciągnęła do siebie. Dopiero wtedy odpowiedział na pocałunek. Niespodziewanie odsunęła się od niego z kokieteryjnym uśmiechem, pożegnała i uciekła, zostawiając zdezorientowanego chłopaka stojącego jak słup soli ze skretyniałą miną.

Toby rozmawiał z kumplem z drużyny o aktualnej taktyce, kierując się w stronę szatni. Trening jak zwykle był dość męczący, ale już się do tego przyzwyczaił. Kapitan za wszelką cenę pragnął zwycięstwa w najbliższym meczu i non stop ciągał ich na treningi. Twierdził, że muszą wykorzystać potencjał całej drużyny, która była zgrana i silna. Liczyli, że zwycięstwo w najbliższym meczu będzie nagrodą za ten wzmożony wysiłek, a później zostaną przyjęci do Międzynarodowej Ligi Quidditcha. Aktualnie byli młodym zespołem grającym mecze tylko z angielskimi drużynami, ale walczyli o to, by ich grupa stała się bardziej sławna nie tylko w kraju.
Weszli do łazienki. Toby wziął szybki prysznic, ponieważ był już spóźniony na spotkanie z rodzicami Jasmine. Później poszedł do swojej szafki. Prędko doprowadził się do porządku, ubrał czyste ciuchy, wysuszył włosy i szybko przeczesał je grzebieniem. Żegnając się z pozostałymi członkami drużyny, wyleciał z szatni jak burza, mijając w drzwiach sprzątaczkę, na którą nie zwrócił uwagi. Kobieta odczekała, aż z szatni wyjdzie reszta chłopaków, a później weszła do środka, szukając szafki z nazwiskiem Fillmore.

Evelyn nie spodziewała się gości. Nikt nie zapowiedział wizyty, choć Harry coś wspominał, że Remus i Tonks chcieli ich odwiedzić. Ostatnio rzadko wychodzili z domu i raczej to ich odwiedzano. Sytuacja ze śmierciożercami robiła się coraz groźniejsza, a ciągłe oglądanie się za siebie w trakcie spaceru nie było niczym przyjemnym. Czasami było to bardzo uciążliwe, ale to nie była wina nikogo z nich. Musieli wytrzymać i mieć nadzieję, że sprawców niedługo złapią, aby znowu mieli spokój. Do tej pory musieli być ostrożni i uważać na swoje ruchy.
Widziała Harry’ego, który był wyraźnie zmartwiony całą sytuacją. Nie było to łatwe, ale starała się podnosić go na duchu z całej siły, choć czasami sama miała ochotę płakać z bezsilności w poduszkę, bo ten koszmar znowu wrócił.
Aktualnie wpatrzona była w chłopaka, który spoglądał na nią błyszczącymi oczami. Nie zwracali uwagi na telewizor, w którym leciał jakiś beznadziejny film. Leżała na kanapie, a on całował ją mocno, pobudzony przez jej pomruki aprobaty i dłonie krążące po ciele. Objęła go nogami w pasie, z zapałem odpowiadając na jego pocałunki. Do jej uszu dostał się dźwięk oznaczający przybycie gości. Harry zamarł na moment.
— Nie ma nas — mruknął, powracając do całowania jej.
Zaśmiała się lekko.
— Otworzę, ty napaleńcu.
Westchnął, ale umożliwił jej wyjście spod niego. Blake, Dracona, Toby’ego i Teodora powitała z uśmiechem na ustach. Przepuściła ich przez bariery, zapraszając do środka.
— Harry jest? — zagadnął Teo.
— Ano jest. Chodźcie.
Zaprowadziła ich do salonu, gdzie Furia szukał jakiegoś ciekawego programu telewizyjnego. Przywitał się z nimi swobodnie, tak jak zwykle.
— Co macie takie miny? — zapytał.
— Wydaje ci się — odparł Toby.
Harry spojrzał na nich z uniesioną brwią.
— Co tak stoicie jak słupy? Zwykle czujecie się jak u siebie w domu i nie dość, że robicie hałas, to jeszcze syf.
Blake usiadła w fotelu, a zaraz za nią Draco.
— Harry, pomóż mi przy kawie! — krzyknęła z kuchni Silver.
Furia poszedł do dziewczyny, która szukała czegoś w szafce.
— Co oni tacy sztywni? — spytał.
Parsknęła śmiechem.
— Może w końcu dorośli. — Odwróciła się od szafki i krzyknęła. — Merlinie, Blake, ale mnie przestraszyłaś — powiedziała, uspokajając oddech, gdy dostrzegła przyjaciółkę za ladą.
Rubi uśmiechnęła się, a Harry zmarszczył brwi. Nagle jego serce zabiło szybciej. Niepostrzeżenie chwycił Evelyn za rękę i ścisnął ją ostrzegawczo, gdy weszli chłopcy.
— I co z tą kawą? — zapytał Teo.
Harry spojrzał na niego.
— Przecież ty nie lubisz kawy.
Zapadła chwila ciszy. Evelyn drgnęła. Harry pociągnął ją w dół, a zaklęcie z różdżki Dracona uderzyło tuż nad ich głowami. Silver krzyknęła. Furia szybko cisnął klątwą w stronę Rubi, która stała za odgradzającą ich ladą. Zdołała jednak uskoczyć w bok. Promienie zaczęły uderzać w szafki nad nimi. Harry i Evelyn starali się trafić własnymi klątwami, ale nie było to proste. Musieli się stąd wydostać, ale wnęka wyjściowa była daleko i zagrodzona przez napastników. Zostawały drzwi prowadzące na ogród w salonie. Istniało duże ryzyko, że zostaną trafieni zaklęciami, zanim tam dotrą, ale tutaj mieli małe szanse na obronę i ucieczkę. Chwycił Evelyn za rękę, poderwał się w górę i cisnął zaklęciem dymiącym. Pociągnął Silver za sobą, rzucając zaklęciami na oślep. Znali dom jak własną kieszeń, więc bez problemu trafili do drzwi od salonu, unikając lecących w nich klątw. Szybko pognali w stronę szklanych drzwi. Furia chwycił za klamkę, ale z impetem uderzył w szkło, gdy drzwi się nie otworzyły.
Alohomora! — Silver wycelowała w drzwi, ale te nawet nie drgnęły.
Reducto! — Furia cisnął klątwą w szybę, aby ją zbić, ale promień tylko się od niej odbił i uderzył w ścianę naprzeciwko.
Pobiegli w stronę pokoju dla gości. Musieli dostać się do drzwi frontowych. Przed samym wyjściem zostali ponownie zaatakowani przez Blake i Toby’ego, więc zaczęli ciskać w nich klątwami. Salon zamienił się w ruinę, gdy wywiązała się walka. Furia wiedział, że nie mają szans, bo najpewniej zostaną zaatakowani od tyłu przez Teodora i Dracona, więc musieli jak najszybciej się stąd wydostać. Żałował, że założył na dom zaklęcie antydeportacyjne, lecz nie przewidział ataku od wewnątrz. Toby schował się za fotelem, gdy zaklęcie Silver minęło go o cale. Furia usłyszał za sobą kroki dochodzące z pokoju dla gościa. Rzucił zaklęcie odpychające na fotel, który przygniótł Toby’ego do ściany. Chłopak jęknął z bólu, a później warknął rozeźlony. W tym samym czasie Harry pociągnął Silver za rękę i z powrotem ruszył w stronę drzwi do jadalni, ciskając bez przerwy zaklęciami we wściekłą Blake. Evelyn od razu zrozumiała, o co chłopakowi chodzi, więc pomogła mu atakować przeciwniczkę. Wpadli do jadalni i zatrzasnęli drzwi, by opóźnić atak. Pognali w stronę korytarza.
— Korytarz! — wrzasnął wzburzony Toby z salonu.
Draco i Teodor wypadli z pokoju dla gościa. Grad zaklęć zmusił Harry’ego i Evelyn do powrotu do jadalni. Spojrzeli na siebie. Oboje byli świadomi, że nie mają szans. Byli otoczeni, ale wiedzieli, że będą walczyć do końca. Otworzyły się drzwi od salonu. Przez wnękę wbiegli Draco i Teodor. Harry odwrócił się w stronę wrót do salonu, zostawiając dla Silver Teodora i Dracona. Furia nie czekał na atak, lecz pierwszy to zrobił, ciskając zaklęciem oszałamiającym w Toby’ego, który zdołał przed nim uskoczyć. Blake z uśmiechem satysfakcji rzucała w niego nieprzyjemnymi klątwami. Kiedy Toby do niej dołączył, brunet zaczął mieć niemałe problemy. W pewnym momencie uderzyło go zaklęcie od strony Fortisa i Teo, sprawiając, że zaczął obficie krwawić z boku. Zacisnął zęby, nie przerywając walki, choć przed oczami pojawiły się mroczki. Niespodziewanie poczuł, że Silver na niego wpada, przez co na chwilę stracił równowagę. Blondynka jęknęła z bólu, upadając na kolana. Jednocześnie pozbawiła go ochrony z boku, więc nie zdołał walczyć z czterema osobami na raz. Jakiś promień odrzucił go w ścianę, po drodze uderzył jeszcze zranionym bokiem w krzesło i stół. Poczuł, jak jego krew rozpryskuje się na boki, brudząc podłogę i ścianę czerwonymi plamami. Zgubił po drodze różdżkę, więc nawet nie miał jak się ochronić. Dostrzegł leżącą na ziemi Silver z poranioną ręką. Draco stał nad dziewczyną z uśmiechem satysfakcji na ustach i zimnymi oczami. Przez mgłę Furia przypomniał sobie, że taką mimikę twarzy wielokrotnie u niego widział w pierwszych latach nauki w Hogwarcie, gdy jeszcze byli wrogami. Przed oczami pojawiły mu się czerwone i czarne plamy, a obraz zawirował. Teodor podszedł do niego z ironicznym uśmiechem na ustach.
— Niespodzianka, Harry.
Wycelował w niego różdżką i wypowiedział słowa zaklęcia torturującego. Furia jęknął z bólu, słysząc śmiechy zadowolenia. Zwinął się w kłębek, a zaklęcie przerwano. Dostrzegł jeszcze zapłakane oczy Evelyn, która nie była zdolna się poruszyć. Później ponownie uderzyło go zaklęcie, tym razem z różdżki Blake. Zacisnął oczy, ciało napięło się, a krew trysnęła z jeszcze większą siłą. Stracił jej zbyt dużo, był osłabiony przez jej brak. Gdy tortury przerwano, leżał nieprzytomny w kałuży własnej krwi.

Tonks z Remusem wylądowali niedaleko domu Harry’ego. Śmiejąc się radośnie, ruszyli alejką w stronę jego mieszkania. Kiedy już weszli na podwórko i skierowali się do wejścia, zatrzymali się. Drzwi do domu ledwo wisiały w zawiasach; były lekko przekrzywione i uchylone. Spojrzeli na siebie z przerażeniem i sięgnęli po różdżki. Cicho i ostrożnie skierowali się do wejścia.
— Nie ma zabezpieczeń — szepnęła z trwogą Tonks.
Weszli do zrujnowanego korytarza. Kwiat leżał na ziemi, doniczka była potłuczona, ściany wyglądały tak, jakby wielokrotnie uderzały w nie zaklęcia. Na podłodze dostrzegli ślady brudnych butów. Przeszli cicho przez korytarz z wyciągniętymi przed siebie różdżkami. Weszli przez wnękę zastępującą drzwi do jadalni i zatrzymali się w progu z przerażeniem. Jadalnia i kuchnia wyglądały jakby doszło tutaj do brutalnej walki, ale to ogromne ślady krwi na posadzce i ścianie sprawiły, że ich serca stanęły. W domu panowała upiorna cisza dzwoniąca w uszach. Ruszyli do salonu, mając ochotę zawołać Harry’ego lub Evelyn, ale nie chcieli zdradzić swojej obecności, w razie gdyby był tutaj ktoś obcy. Salon nie wyglądał lepiej od korytarza. Fotel leżał do góry nogami, telewizor był roztrzaskany, wazon z kwiatami leżał na podłodze, a szklany stolik stał na dwóch nogach oparty o ziemię. Szybko przeszli do pokoju gościnnego, ale tutaj nie było większych oznak bitwy. W sypialni wszystko było w porządku. Tonks ukryła twarz w dłoniach, a Remus tępo wpatrywał się w krew na ziemi w jadalni.
— Muszę wezwać aurorów — powiedziała kobieta roztrzęsionym głosem.
Lunatyk powoli kiwnął głową.

*************************

Limonka, no opłacało się namawiać mnie do napisania opowiadania oczami Syriusza, bo teraz tylko ten pomysł mam w głowie ;D
Romilda Asteria Ellis, kiedyś też wolałam pisać dialogi, bo według mnie wtedy wyczuwało się akcję. Teraz wręcz przeciwnie: wolę pisać opisy i polubiłam je ;)
Katie Smith, Alessandra Dus, trafiłyście z tym komentarzem odnośnie dręczenia Harry'ego xD Można powiedzieć, że Wasze życzenie się spełni ;D
StecVs, hah, zawsze mam tyle rozdziałów do przodu napisane, więc to nic nowego ;D Zawsze mam jakieś zabezpieczenie w razie braku weny ;)
Anonimowy, ok, teraz przypominam sobie ten fragment opowiadania ;) Mamy odmienne gusta, bo poprzedni rozdział uważałam za jeden z lepszych ;) Nic dziwnego, że czasami nie widzę błędów. Czytając po kilka razy jeden rozdział, przestaję dostrzegać niektóre z nich. Od tego jest beta, a że beta jest teraz na urlopie, to błędów jest więcej, bo nie ma osoby, która je wyłapie.

Obiecałam prezent świąteczny i mam zamiar tej obietnicy dotrzymać. Niektórzy pewnie już się tego domyślili, a jeśli nie... KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W WIGILIĘ. Tak, to jest ten prezent świąteczny, mam nadzieję, że będziecie z niego zadowoleni :D
Dla tych, którzy odpuszczą sobie wtorkowy rozdział, żeby zająć się przygotowaniami, już teraz życzę wesołych świąt ;*
PS. Dodałam nowe karty bohaterów ;)

12 komentarzy:

  1. Pierwsza! Super jest, nie będę się rozpisywać, bo choinkę trzeba ubierać ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nonono to nas dzisiaj przetrzymałaś z tym rozdziałem :D Ale warto było tyle czekać, bo jest super *-* Strasznie mi się podoba. Mówiłam już jak bardzo sadystką jestem? Chyba coś wspominałam. Uwielbiam męki na Harrym, czemu, skoro tak bardzo go lubię? XD No nic, jestem bardzo bardzo ciekawa co będzie dalej i na rzecz tego kolejnego rozdziału poświęciłabym nawet moj ulubiony wigilijny barszczyk XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział boski, na prawdę świetny :) Początkowo zastanawiałam się o co chodzi, ale przy sytuacji z Draco zrozumiałam :) Ciekawe ;D Już nie mogę doczekać się nowego rozdziału, ale nie wiem, czy uda mi się przeczytać go w wigilię :( Pewnie dopiero w weekend przeczytam dwa, bo rodzice narzekają, że nawet w święta siedzę przy komputerze ;) Wesołych świąt i super prezentów (w końcu wenę można znaleźć nawet pod choinką xD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział : Świetny, Świetny, Świetny! ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Ze zniecierpliwieniem wyczekuję wtorku (nie wiem czy będę mieć czas, ale postaram się przeczytać i skomentować nowy rozdział za jednym razem)
    Jakbym nie zdążyła we wtorek to: Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział :3
    Dręczony Harry ♥ Uwielbiam! ♥
    Nie mogę już się doczekać wtorkowego rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem dlaczego dopiero teraz przeczytałam, ale ci tam ..
    Harry i Silver dręczeni, zaatakowani, uwięzieni(?)..dziękuję <3
    Na pewno we wtorek przeczytam, no ewentualnie w środę xD
    To na wszelki wypadek-Wesołych Świat, fajnych prezentów i mile spędzonego czasu!
    Już nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Od razu się zorientowałam, o co chodziło, już przy scenie z Blake. Ale tak patrząc na zapowiedź kolejnego rozdziału... wydaje mi się trochę dziwne, że ot tak podałaś nam informację o Wielosokowym na tacy, ale może masz w tym jakiś ukryty plan czy coś ^^ albo... no, dobra, przestaję się bawić w detektywa xD zastanawia mnie, jak się teraz Ślizgoni wywiną. Pewnie wystarczy Veritaserum, ale to będzie takie chyba trochę za proste. No, w każdy, razie zapowiedź podsyciła moją ciekawość, więc czekam do wtorku :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mam czasu na długi komentarz, bo sprzątanie mnie jeszcze czeka w domu, więc od razu: WOW. To był super rozdział, w końcu tortury - co prawda mało opisane - to jednak lubię xD Czekam na jutro, życzę dużo weny! ;***
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Błądząc po bezdrożach internetu w poszukiwaniu czegoś ciekawego trafiłem tutaj. Pierwszy rzut oka no cóż blog jak blog choć widać tutaj od razu pewien profesjonalizm ale nie po to tutaj trafiłem, przeczytajmy tę Bitwę Myśli i oby oszczędziło to prywatnej bitwy z myślami czy aby jest sens tu jeszcze zajrzeć. Początkowo brak czasu, jednak ze względu na miłe pierwsze wrażenie zakładka czekała sobie na swój czas który oczywiście nadszedł gdy najwięcej pracy na głowie. Efekt nic nie zrobione ale całe opowiadanie przeczytane ;) Muszę przyznać jestem pod niesamowitym wrażeniem stylu w jakim piszesz. Pisze to jako totalny laik pisarski ale swoje już się naczytałem od samego początku boomu na HP będąc teraz już dość leciwym jegomościem jak na standardy potteromaniaków.... ale cóż tak mi zostało ;) Te fale córek, synów, braci Voldemortów, tajemniczych zakonów, bractw, organizacji, potężnych Potterów znających 3 miliardy mega hiper super odpaśonych kosmicznych zaklęć dodatkowo pokonujących Voldemorta samym spojrzeniem albo co śmieszniejsze (o matko!), mimo to walczących jak równy z równym z Gadem który jest nagle mistrzem nad mistrzami, dawnym uczniem mego mistrza , moim! mistrzem... czy do tego guru nekromancji, lordem żywiołów, panem piekieł, diabłem wcielonym samego Lucyfera posłańcem czy innego OCH ACH chorego wytworu ludzkiej wyobraźni bożkiem..... poprzez niezliczone amulety, naszyjniki, kamyki, księgi czy magiczne lufki i inne prochy aż na magii miłości wszelakiej maści skończywszy... Ehh sporo tego było a pamięta się najwyżej kilka wybitnych historii do grona których dołączy właśnie Bitwa Myśli. Wiele razy czułem się naprawdę zaskoczony zwrotami akcji (jestem ciekaw czy i tu zafundujesz nam coś bardziej złożonego niż zwykły wielosokowy który wpada człowiekowi do głowy już w sklepie Blake) i zarazem lekkością z jaką opisujesz kolejne wydarzenia. Bitwy - wspaniałe, co wiąże się też z nie powielaniem przewałkowanych schematów (patrz 3 miliardy zaklęć) lecz barwnym opisem walki uderzenia, kopnięcia, obrażenia, meble, pokoje i to że w pewien sposób odnajdujesz się w tych miejscach i walka nie przechodzi nagle z pokoju do łazienki z niej na balkon do kuchni i na kolejny jakiś balkon i trzynastą z kolei łazienkę... tylko jak już weszła do kuchni to z niej wyjdzie. Trochę za mało popularnej Avady moim zdaniem, chociaż z nią jest zazwyczaj pewien problem... jak skutecznie uargumentować nierzucanie tylko i wyłącznie Avadą przynajmniej po ciemnej stronie mocy gdy jedynym motorem walki jest wyeliminowanie przeciwnika? Niestety ten aspekt często leży i kwiczy a mimo to fajnie jak bohater nie jest potulną krową i zabija gdy poniesie go niesamowity szał zemsty a moc wręcz promieniuje. U Ciebie pod tym względem pięknie opisany moment Harry/Lori choć liczyłem na bardziej emocjonujące rozwiązanie niż odnaleziony świadek i w sumie tyle. Harry/Silver - jak najbardziej za, jest OK nic cukierkowego na siłę, jak najbardziej popieram i jestem w opozycji co do przeważających tu chyba przeciwników ;) Cóż tu jeszcze dodać życzę weny bo warsztat literacki już jest. Najlepiej świadczą o tym Twoje słowa pod tym rozdziałem odnośnie dialogów/opisów. Dużo rzeczy jak na jeden komentarz. Mało jak na całe opowiadanie. Zdecydowanie dużo jak na mnie ^^ do tej pory zawsze byłem cichym obserwatorem i sam sobie oceniałem, dziwnie jest próbować to spisać. Godzina trzecia w nocy też niczego nie ułatwia. Może jeszcze się odezwę jak mnie wena najdzie.... bez odbioru

    OdpowiedzUsuń
  10. Hey!
    Rozdział genialny!
    W końcu go dorwali! ^^
    Tylko, co dalej???

    Co w tej sytuacji zrobią inni?
    Czy Harry skontaktuje się z nimi przez lustersko?
    I czemu nie użył wężomagii bezróżdżkowej, gdy stracił swoją w bitwie? :/

    No, cóż idę czytać dalej ;)
    ~Cathy_Riddle

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,
    co? co się dzieje... mam nadzieję, że to jednak nie są ich przyjaciele, tamci posłużyli się tym eliksirem wielosokowym...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka,
    wspsnisle, ale, ale co? co się tutaj dzieje? to jednak chyba nie są ich przyjaciele, tamci posłużyli się eliksirem wielosokowym...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń