„…You won't see me die here!
Now! Now!
Do you hear me now?
Screaming at the top of my lungs all night…”
[I See Stars – Murder Mitten]
Harry obserwował, jak
Silver nerwowo zagryza wargę, zerkając na zegarek i jednocześnie gładząc
delikatnie swój brzuch. Wstał z fotela i klęknął naprzeciwko niej, ujmując jej
ręce w swoje. Spojrzała na niego. Pocałował ją w wierzch dłoni, nie odrywając
wzroku od jej tęczówek.
— Dzisiaj będzie po
wszystkim — szepnął.
Uśmiechnęła się
niepewnie. Wstał, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zanim poszedł otworzyć,
pocałował ją jeszcze w czubek głowy, by dodać jej otuchy.
Od ustalenia całego
planu z siódemkami minął tydzień. Zaraz po powrocie do domu z biura porozmawiał
o wszystkim z Evelyn. Całą jego relację przyjęła ze spokojem. Zapewnił ją, że
nie musi zgadzać się na udział w całej akcji, ale po jakimś czasie dała mu
odpowiedź, że chce to zrobić. Widział w jej oczach zaparcie i determinację.
— Nie pozwolę, żeby
niszczył nam życie — dodała twardo, podniesiona na duchu tym, że wreszcie coś
może zrobić, a nie siedzieć bezczynnie w domu. — Skoro moja obecność zwiększy
szanse, chcę wziąć w tym udział.
Później Harry poszedł
do Syriusza, który razem z Carmen wysłuchał planu siódemek. Mężczyzna od razu
się zgodził, a kobieta zaraz za nim. Z Remusem i Tonks również nie było
problemów. Ślizgoni także wyrazili chęć pomocy w akcji. W następnej kolejności
ustalił miejsce i czas całego zdarzenia z dywizjonem. Uznali, że najlepszym
miejscem będzie jedna z mugolskich uliczek w miasteczku niedaleko Dempsey.
Harry i Evelyn mieli udawać, że szukają prezentu na urodziny Jasmine. Siódemki planowały
zabezpieczyć mieszkańców, którzy mieli siedzieć w domu z myślą, że na dworze
jest mróz i lepiej zostać w ciepłym mieszkaniu. Teren miał być otoczony
barierami, po których przekroczeniu mugole uświadamiali sobie, że zostawili
włączony w domu gaz. Isaac i Jason odegrali w biurze scenkę. Blondyn chciał
zorganizować dywizjonową imprezę, ale brunet oznajmił mu, że właśnie tego dnia
Furia idzie z Silver na zakupy, bo szukają prezentu na urodziny Jasmine.
— Mówił, że w tym
miasteczku Bedford może coś znajdą — rzekł Jason i podał konkretną uliczkę, na
której rzekomo są świetne sklepy.
— Chyba nie będą tam
cały dzień, co? — odpowiedział na to Isaac.
— Z rana Furia ma
rehabilitację, więc stwierdził, że wyruszą o czternastej. Znając kobiety,
szybko nie wrócą, więc lepiej przełóż imprezę.
Mieli nadzieję, że
haczyk zostanie połknięty.
Za drzwiami stali Blackowie
razem z Lupinami pod Zaklęciem Kameleona. Furia wpuścił ich do środka i dopiero
zdjęli urok.
— Sprawdziliście? —
zapytał.
— Ani śladu — odparła
Tonks.
Postanowili
przestrzegać wszystkich środków bezpieczeństwa, dlatego przed deportacją do
domu Harry’ego każdy miał sprawdzić, czy nie ma na sobie zaklęcia śledzącego.
Dodatkowo mieli być niewidoczni, w razie gdyby dom Furii był pod obserwacją.
Oba małżeństwa weszły do środka, a zaraz za nimi pojawili się Ślizgoni, którzy
również nie mieli na sobie zaklęcia tropiącego. Czekając na siódemki,
wymieniali się różnymi spostrzeżeniami. Dywizjon zjawiał się dwójkami i gdy
wszyscy byli już w salonie, Stan zaczął:
— Wstępny plan znacie.
Teraz szczegóły. — Mickey położył na stole mapę uliczki. — Ustaliliśmy, kto
zajmuje jaki obszar i kto przyjmuje jaką postać. — Alano postawił na stole
kilkanaście fiolek z Eliksirem Wielosokowym, a Navid położył małe woreczki z
włosami i zdjęciami ich właścicieli.
— I zawsze mówiliście,
że to ja mam paranoję — wymamrotał Furia, a dywizjon roześmiał się.
— Organizując to,
stwierdziliśmy, że to rzeczywiście jest logiczne — przyznał Stan. — Lepiej,
żeby każdy wiedział, jak będzie wyglądać i żeby inni widzieli, kto jest kim.
— Właśnie wywracam
oczami, jakbyś nie widział, tak jak zawsze wy robiliście za moimi plecami —
odparł Harry.
Tonks zachichotała.
Stan chrząknął znacząco.
— Nie wiemy, czy będzie
sam, ale spodziewamy się większej ilości ludzi. Jednak nie tak dużej, żeby
ilościowo było ich więcej od nas. W razie czego chyba nie macie nic przeciwko,
żeby porzucać kilka zaklęć? — spojrzał na znajomych Harry’ego.
— Żaden problem —
odparł Draco w imieniu wszystkich.
Stan kiwnął głową.
— Dobra, teraz
porozdzielamy teren i eliksiry. Eliksir jest na bazie ulepszonej formuły, więc
będzie się trzymał nawet trzy godziny. Woleliśmy dmuchać na zimne, w razie
gdyby nie pojawili się przez pierwszą godzinę. Pierwsza grupka to grupa młodych
znajomych. Jasmine, Blake, Navid i Toby. Usiądziecie przy tej fontannie. —
Wskazał odpowiedni punkt, a Madison podała im odpowiednie woreczki z włosami.
Rozdzielili każdemu eliksir i miejsce, a później Stan przeszedł do kolejnych
zagadnień. — Furia i Silver, starajcie się chodzić w tym rejonie. — Wskazał
środek mapy. — Do tego miejsca każdy będzie miał blisko i szybko zareaguje.
Będziemy zjawiać się na miejscu grupkami, w różnych odstępach czasu w tym
miejscu. — Pokazał jakiś zaułek. — Alano, Mickey, Jason i Jasper pojawią się
wcześniej, żeby zabezpieczyć mugoli przed wychodzeniem z domów. Gdy pojawią się
śmierciożercy, Madison rzuci zaklęcie antydeportacyjne. Nie wiemy, jak to
wszystko zorganizują. Mogą kryć się tak jak my, pod eliksirem. Nie reagujcie
zbyt gwałtownie na jakąś inną osobę. Dopiero w chwili zagrożenia lub na znak.
Rzucę zaklęcie alarmujące. Jeśli będą się ukrywali pod eliksirem, możemy ich
rozpoznać po tym, że przedostaną się przez bariery otaczające teren, ale równie
dobrze może być to jakiś czarodziej kręcący się po ulicy, który nie ma z nimi
nic wspólnego. Jeżeli zrobią widowisko i pojawią się na środku uliczki, będzie
to jasny znak. Jeśli nie będą się patyczkować, od razu atakujcie. Nadążacie?
— Na spokojnie —
odpowiedział Teo, więc Stan kontynuował:
— Okej. Teraz ewakuacja
w razie problemów. Deportacja nie wchodzi w grę z powodu zaklęcia
antydeportacyjnego. Bariery będą obejmowały ten teren. — Pokazał im to na
mapie. — Jeśli będzie taka potrzeba, włączacie silnik w nogach i biegniecie za
bariery. Nie zwlekajcie. Jeśli ktoś nie będzie w stanie, chowajcie się w
sklepie albo w domach. Teraz wy. — Zwrócił się do Harry’ego i Evelyn. — Róbcie
wszystko, żeby nikt was nie dotknął. Cały czas mówimy o ataku, ale równie
dobrze ktoś może po prostu do was podejść, chwycić za ramiona i się deportować,
a wtedy możemy nie zdążyć zareagować. — Wyciągnął z kieszeni dwie chusteczki i
podał im. — Świstokliki awaryjne, gdyby was przenieśli. Aktywują się na słowo Dempsey. — Furia i Silver schowali
chusteczki do kieszeni. — Różdżki cały czas w pogotowiu — ponownie zwrócił się
do reszty. — Bądźcie czujni, ale róbcie to dyskretnie i zachowujcie się
naturalnie. Nie wiem, jak dobrymi aktorami jesteście, ale jedna wpadka może
wszystko zepsuć, więc ostrożnie i przemyślanie.
— Czuję się jak auror —
stwierdził Blaise.
Rubi parsknęła
śmiechem, a dywizjon spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Odpowiadaj jeszcze tak jest, oficerze to będzie jeszcze
lepiej — podsumował Isaac.
— Zależy do kogo —
zauważyła Madison. — Jak nie znasz stopnia aurorskiego, to lepiej mów aurorze, żeby nikogo nie obrazić.
— Bez sensu —
podsumował Blaise.
— To jest bezsens z
sensem — odparła. — Chyba byś nie chciał, żeby ktoś zaniżał twoje zasługi.
— No też racja —
przyznał.
— Ano właśnie. Palnij
do kogoś z Brygady Uderzeniowej kapralu,
zamiast aspirancie, to spojrzą na
ciebie jak na robaka. Albo do takiego Johna, zamiast komisarzu, to sierżancie…
Ba! Ktoś z nas powiedziałby do Furii kapralu,
zamiast oficerze, to mógłby dać
ostrzeżenie. Nigdy bym ci tego nie wybaczyła — dodała od razu do Harry’ego,
jakby chciała wzbudzić w nim wyrzuty sumienia, gdyby planował zrobić coś
takiego, a ten spojrzał na nią z rozbawieniem.
— Dzięki za podpowiedź
— mruknął, a ona wbiła w niego oburzone spojrzenie.
— Na razie to możesz mi
pogwizdać — stwierdziła.
— Właśnie ładujesz się
w papierkową robotę, gdy tylko wróci — zaśmiał się Jason, a Madison się
wzdrygnęła.
— Nie lubię was.
Myślicie, że gdy jestem jedyną kobietą, to możecie mnie wykorzystywać.
— Ale — Isaac zawahał
się — ty w naszych umysłach jesteś facetem. Tylko z większymi… — pokazał
piersi. Nie szczędząc ręki, uderzyła go z otwartej dłoni w tył głowy, a reszta
śmiała się jak opętana. — Sama powiedziałaś na szkoleniu, że jesteś kobietą,
ale to nie znaczy, że należysz do słabej płci i mamy cię traktować na równi! —
bronił się Isaac.
— Hiszpanowi trochę nie
wyszło — parsknął Mickey.
— Racja — roześmiał się
Navid.
Alano spojrzał na nich
rozeźlony i zaczął coś gadać po hiszpańsku. Furia parsknął śmiechem.
— Co on powiedział? —
zapytał Mickey. — Ty wiesz, bo się śmiejesz — dodał do Harry’ego.
— Pomiędzy stekiem
przekleństw dosłyszałem idioci i kutasy — zaśmiał się.
— Merlinie, czego on
cię uczył na szkoleniu? — zapytała Madison.
— Głównie przekleństw i
obraźliwych słów.
Alano wyszczerzył się.
— Bardzo produktywnie —
podsumowała. — Więc zamiast spytać, gdzie jest droga do szpitala, to zasypiesz
kogoś przekleństwami?
— Na to wychodzi.
Silver zachichotała.
— Jesteście niemożliwi
— westchnęła Madison.
Mrugnęła do Harry’ego.
Często stosowali metodę odciągającą myśli od nadchodzących wydarzeń nic
nieznaczącymi rozmowami, żeby trochę się rozluźnić. Oczyszczało to trochę
napięcie i zdenerwowanie. Niestety, musieli wrócić na ziemię. Stan kiwnął głową
na Alano, Mickeya, Jasona i Jaspera, aby zażyli eliksir. Po chwili ich sylwetki
i twarze pozmieniały się. Cała czwórka wyszła poza dom, wcześniej aktywując Zaklęcie
Kameleona, żeby nikt ich nie widział, a później deportowali się. Pozostali
czekali na pierwszy sygnał rozpoczynający akcję. To był chyba najgorszy moment:
czekanie. Minęło kilka nerwowych minut, kiedy dostali sygnał. Isaac i Madison
od razu zażyli eliksiry i poszli za przykładem wcześniejszej czwórki. Stan
skinął na Syriusza i Carmen. Łapa mrugnął do Furii, podnosząc go na duchu.
— Będziemy za wami —
powiedział Stan, gdy został tylko z Harrym, Silver i Draconem.
Evelyn odetchnęła
głośno, kiwając głową. Poczekali, aż Stan oraz Fortis zmienią się w innych
ludzi i ukryją pod zaklęciem, a następnie wyszli przed dom, by tam się
deportować. Wylądowali w zaułku wskazanym wcześniej przez Stana. Razem z
Draconem usunęli zaklęcie.
— Idźcie — powiedział
auror.
Evelyn chwyciła
Harry’ego za rękę i wyszli na ulicę. Zerknęli na siebie. Dość ciężko było
udawać rozluźnienie, gdy wiedzieli, co się może stać. Harry był świadomy, że to
on musi wspomóc w tym Silver. Był bardziej doświadczony w takich akcjach.
— Syriusz i Carmen
zachowują się tak, jakby naprawdę mieli tyle lat, na ile wyglądają — stwierdził
cicho, gdy wyminęli Blacków zmienionych w parę zakochanych nastolatków.
Siedzieli przytuleni do
siebie, śmiejąc się głośno i udając, że nie widzą świata poza sobą, choć co
chwilę któreś z nich rozglądało się po uliczce, co jednak wyglądało bardzo
naturalnie.
— Wczuli się w rolę —
odparła Evelyn.
Przy wystawie sklepowej
dostrzegli Madison i Isaaca udających kolejną parę. Dziewczyna oglądała
przedmioty na wystawie, choć Harry wiedział, że tak naprawdę obserwuje w
odbiciu uliczkę.
— Cóż, a tak na serio,
co kupimy Jasmine na urodziny? — zapytał Furia.
— Nie mam zielonego
pojęcia.
— Różowe, puchate
kajdanki. Toby byłby zadowolony.
Zaśmiała się lekko, ale
szczerze.
— To byłby bardziej
prezent dla niego — podsumowała.
Przeszli obok
siedzącego na ławce starszego mężczyzny czytającego gazetę. Wiedzieli, że to
Jasper. Minęli się z kolejną parą z wózkiem – Alano pchający pojazd i Mickey
zamieniony w kobietę.
— Wchodzimy do sklepu?
— zapytała Silver.
— Jeszcze nie jesteśmy
w wyznaczonym terenie. Wejdziemy do tego z czerwonym napisem — odparł Furia.
— Nie ma nikogo innego
— zauważyła.
— Wiem, ale musimy
utrzymywać pozory cały czas. Mogą nas obserwować z ukrycia.
Pokiwała głową ze
zrozumieniem, zerkając na Blaise’a, Teo i Jasona udających osiedlową bandę
chuliganów. Siedzieli na ławce z puszkami piwa w dłoniach. Jason dodatkowo
palił papierosa.
— Tak jest, oficerze —
rzekła, a on spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
Weszli do ustalonego
sklepu. Pomieszczenie było zupełnie puste, pomijając gburowatą sprzedawczynię
piłującą paznokcie. Rozejrzeli się po sklepie dla pozorów i wyszli z powrotem
na ulicę. Z niedaleka dostrzegli Jas, Rubi, Toby’ego i Navida siedzących przy
niedziałającej fontannie. Udawali grupkę znajomych, którzy wybrali się na
wagary. Stan i Draco spacerowali po ulicy, zerkając co jakiś czas do wystaw
sklepowych, jakby szukali czegoś dla swoich partnerek. Furia i Silver weszli do
kolejnego sklepu, gdzie spędzili kilka minut dla niepoznaki. Gdy wyszli,
spostrzegli Madison przytuloną do Isaaca. Chłopak wyglądał na rozbawionego, a
dziewczyna mamrotała coś pod nosem, choć uśmiechała się szeroko, jakby była
najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi.
— Hiszpan chyba go
zabije — mruknął Furia, a Silver zachichotała.
Minęła ich para
staruszków, pod którymi kryli się Remus i Tonks. Przeszli obok sklepu
zoologicznego, nawet do niego nie zaglądając. Harry usłyszał, jak w zaułku niedaleko
nich coś trzasnęło. Ścisnął Silver mocniej za rękę, udając, że nic nie słyszał,
choć zwolnił kroku i zerknął ostrzegawczo w stronę najbliżej siedzącego Navida.
— Wchodzimy tutaj? —
zapytała Silver, również ściskając go mocniej za rękę.
— Wchodzimy.
Spojrzał w stronę
wystawy sklepowej, by widzieć, co się dzieje za nim. W momencie gdy chcieli
skręcać, Furia gwałtownie pociągnął dziewczynę w dół, samemu robiąc to samo.
Tuż nad ich głowami śmignęło zaklęcie, które uderzyło w ścianę. Rozległy się
krzyki wymawianych klątw, a później głosy aurorów i przyjaciół pary. Kilka
tarcz ochroniło ich przed różnorodnymi promieniami. Alano i Mickey w swoich
wielosokowych postaciach rzucili się przed Furię i Silver. Para puściła swoje
dłonie, od razu sięgając po różdżki, by bronić się przed atakami. Wszyscy
rozbiegli się po uliczce, pojedynkując się. Rozległ się opętańczy śmiech, który
Harry zdążył poznać kilka miesięcy temu i który zapadł mu na stałe w pamięci.
Szybko odwrócił się w jego stronę i stanął oko w oko ze swoim katem.
— Ktoś chyba chce
powtórkę z rozrywki — zaszydził mężczyzna.
— W twoich snach,
psycholu — odwarknął.
Zaczęli ciskać w siebie
najgorszymi klątwami, jakie znali, nie oszczędzając przeciwnika. Furia nie
starał się nawet powstrzymywać instynktów, co dało mu zupełną świadomość całej
sytuacji. Pozwolił im zawładnąć swoim umysłem, by nie odczuwać najmniejszych
wyrzutów sumienia. Nie obchodziło go to, co się dzieje wokół nich. Liczyła się
osoba, którą całym swoim sercem nienawidził i którą pragnął zamordować jak
najokrutniej. Instynktownie odbił Avadę Kedavrę zmierzającą w jego stronę,
zupełnie jakby robił to na co dzień. To chyba wybiło śmierciożercę z rytmu, bo
kolejne klątwy uderzały w jego ciało raz za razem. Harry widział, jak bardzo
jest zakrwawiony, ale nic go to nie obchodziło. Dostrzegł, że mężczyzna zgubił
różdżkę, ale mimo to śmiał się jak opętany. Kompletny
psychol.
— I tak cię zabiję! —
wrzasnął przez śmiech, obficie krwawiąc z nosa, klatki piersiowej i nogi.
Harry zaprzestał
rzucania zaklęć. Chciał patrzyć, jak mężczyzna szaleje i cierpi.
— Zabiję cię jak psa!
Będziesz zdychał z bólu! Wydłubię ci oczy! Połamię wszystkie kości! Zniszczę
wszystkie narządy!
Harry nie czuł, że jego
złość, ból i rozgoryczenie kształtują jego moc, która postronnym zapierała dech
w piersiach. Każde zdanie wywoływało kolejną falę mocy, która czekała na jego
wybuch kierowany instynktami, tak jak wtedy, gdy patrzył na gwałt Silver.
Mężczyzna runął na ziemię, wyjąc z bólu, gdy pierwsza fala mocy wydobyła się z
Harry’ego, którego oczy były ciemne jak noc i przerażająco zimne. Gdy zaklęcie
ustało, na usta faceta powrócił śmiech szaleńca.
— Obedrę ze skóry!
Rozszarpię gołymi rękoma!
Furia zrobił kilka
kroków w jego stronę, patrząc na niego z nienawiścią. Każda najmniejsza tortura,
jaką poczuł z jego rąk, przeleciała mu przez umysł. Lekkim ruchem dłoni posłał
w jego stronę kolejny promień. Rozległ się odgłos łamanych kości, a kręgosłup
mężczyzny uniósł się i złamał jak zapałka. Siła Furii pozostawiała go jednak
przytomnym.
— Zdechniesz, obiecuję
ci to! — krzyknął jeszcze mężczyzna, a później roześmiał się ponownie, choć o
wiele słabiej. — A pamiętasz zabawę z twoją panienką? — zaszydził. — Jeszcze to
powtórzę! Znowu na twoich oczach!
To był punkt
kulminacyjny. Przypomnienie gwałtu na Silver było najbardziej bolesne z tego
wszystkiego, co wykrzyczał, a słowa, że to powtórzy, sprawiły, że moc wysłała
go w ścianę. Facet zaśmiał się ponownie, jednak bardzo słabo.
— Jednak potrafisz być
bezlitosnym sku*wielem, Potter — wychrypiał z krwią płynącą z ust.
— No popatrz, zupełnie
jak ty — odparł lodowato, patrząc mu prosto w oczy.
— Chociaż raz
udowodniłeś, że byłeś godny pokonać Czarnego Pana — zakończył i wyzionął ducha.
Harry zamknął oczy,
odsuwając się od niego do tyłu, a moc opadła powoli i powróciła mu zdolność
samodzielnego myślenia bez instynktów. Czy żałował, że to wszystko się stało?
Nie. W myślach powtarzał sobie, że go zabije, za każdym razem, gdy widział
płaczącą Silver, blizny na swoim ciele i gdy nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
Teraz czuł się spokojniejszy, pełen ulgi, bo jego koszmar miał się skończyć.
Wspólny koszmar jego i Silver.
Starał się nie zwracać
uwagi na spojrzenia dywizjonu i przyjaciół. Żałował tylko, że musiał zrobić to
wszystko na ich oczach. Evelyn podeszła do niego i mocno przytuliła do siebie.
To rozwiało wszystkie jego wątpliwości. Śmierciożercy leżeli na ziemi
oszołomieni i związani, a nikt z jego bliskich nie odniósł poważniejszych ran.
Stan skinął głową na dywizjon.
— Wracajcie do domu —
powiedział do pozostałych.
Harry spojrzał na
niego, a później na dywizjon.
— Żartujecie — szepnął.
— Wracajcie.
— Wyleją was z roboty,
jak ktoś się dowie — dodał słabo.
— A ty wylądujesz w
Azkabanie.
— Ale…
— Chyba lepiej, żeby
nikt się nie dowiedział, prawda? Wracajcie.
Harry i Stan patrzyli
na siebie jeszcze przez chwilę.
— Dzięki — szepnął
Furia.
Zdawał sobie sprawę z
tego, jak wiele ryzykują, ale byli zupełnie pewni tego, co mieli zamiar zrobić.
Nie wiedział, jak wytłumaczą całe zajście w Ministerstwie Magii, ale wyglądało
na to, że wszystko zdążyli zaplanować.
— Co oni planują
zrobić? — zapytała niepewnie Rubi, gdy znaleźli się w salonie.
— Chcą zatrzeć ślady —
wymamrotał Furia.
Przeczesał dłonią
włosy. Kierując się nienawiścią, nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji. Miał
świadomość, że za morderstwo może trafić do Azkabanu, ale jakoś nie
przywiązywał do tego większej wagi. Chyba gdzieś w podświadomości liczył na
łagodniejszą karę ze względu na działanie w afekcie albo nieumyślne
spowodowanie śmierci. Pewnie straciłby uprawnienia do wykonywania zawodu aurora
i trafiłby do zakładu więziennego, jeśli by wzięto pod uwagę okoliczności
łagodzące. Pamiętał o tym, ale nie sądził, że dywizjon będzie chciał to
zatuszować. Nie był świadomy, że stoi w miejscu i tępo wpatruje się w jeden
punkt. Powoli adrenalina opadała, a zamiast niej pojawiał się szok. Wracała
zupełna świadomość czynu, jaki popełnił. Chciał zabić i to zrobił. Naprawdę to
zrobił. Nie było w nim ani grama litości. Miał sprzeczne uczucia. Wracał spokój
i pojawiła się panika. Chciał śmiać się i płakać jednocześnie. Czuł wyrzuty
sumienia, ale nie żałował.
Silver chwyciła go za
rękę i wyciągnęła z salonu. Posadziła go na krześle w jadalni, przykucnęła
przed nim i chwyciła go za dłonie, zupełnie tak, jak on zrobił to w stosunku do
niej przed atakiem. Spojrzał na nią pustym wzrokiem.
— Już po wszystkim —
szepnęła. — Teraz wszystko będzie dobrze. Zasłużył na to. Sam to czujesz, ale
jeszcze jesteś w szoku.
— Nie powiedziałem ci
wszystkiego — odszepnął, a ona spojrzała na niego z zaniepokojeniem.
— Co się stało?
— Pamiętasz ten okres
po bitwie o Hogwart? To, co się ze mną działo… — Kiwnęła głową. — To nie była
depresja.
— Jak to?
— Ja… po tym, jak
zabiłem Voldemorta, zostały we mnie jego instynkty. Czuję je w trakcie takich
sytuacji. Przy walkach, gdy się złoszczę, gdy ktoś cię rani — powiedział, tępo
patrząc przed siebie. — Czasami nie wiem, co robię i nie pamiętam fragmentów
różnych sytuacji. Niekiedy budziłem się z transu, celując w przeciwnika
różdżką, z zaklęciem zabijającym na końcu języka. Gdy odbijaliśmy Dixona… Wtedy
pierwszy raz zabiłem. Byłem na nich tak wściekły, że nad tym nie zapanowałem.
Ocknąłem się, gdy koleś leżał z rozbitą czaszką. — Silver ścisnęła go mocno za
ręce. — Przed chwilą… po prostu to zaakceptowałem, byłem świadomy. I zachowałem
się jak Voldemort.
— Nie mów tak. Boże,
nie mów tak — szepnęła słabo, siadając mu na kolanach i przytulając go do
swojej piersi. Rozpaczliwie mocno ją uścisnął, gdy głaskała go uspokajająco po
włosach. — Tyle lat trzymałeś to w sobie?
— Syriusz zaprowadził
mnie do Carmen. Po jakimś czasie o wszystkim im powiedziałem. Z czasem było
lepiej, panowałem nad tym, ale wszystko zaczęło się cofać w trakcie szkolenia.
A później, w trakcie walk, wszystko znowu wracało.
Siedzieli w ciszy
wtuleni w siebie, myśląc o tym wszystkim, co się stało. Silver zastanawiała się
nad tym, co powiedział jej Harry. Miała nadzieję, że będzie mogła mu jakoś
pomóc, choć na razie nie miała zielonego pojęcia jak. Teraz jednak musiał
przestać obwiniać się za to, co zrobił przed chwilą. Zadzwonił dzwonek do
drzwi. Oboje wstali i poszli otworzyć. Furia wpuścił Isaaca do środka.
— Wersja jest taka, że
Madison była na zakupach w Bedford, gdy zjawili się śmierciożercy. Od razu
powiadomiła o tym dywizjon. Doszło do walki, w trakcie której zginął ten
psychol. Was w ogóle tam nie było, tak samo jak reszty. Pozostałym
śmierciożercom trochę namieszaliśmy w głowach.
— Zdajecie sobie sprawę
z tego, jak bardzo ratujecie mi tyłek? — spytał Furia.
Isaac uśmiechnął się
lekko, ale tylko przez chwilę.
— Widziałem, co ten
czubek wam zrobił. Uwierz, że gdybym był na waszym miejscu, potraktowałbym go
tak samo — wyznał. — Niestety, nadal nie wiemy, kto jest szpiegiem w
Ministerstwie. Śmierciożercy nie mieli o tym pojęcia.
— Przeryłem mu umysł —
odparł Harry. — Zabezpieczył się Przysięgą Wieczystą.
— Cholera — zaklął
Issac. — To ktoś naprawdę cwany, ale jeśli o wszystkim wiedział, nie piśnie
słówkiem, żeby nie wydać samego siebie. Wszystko tak ustawiliśmy, że nawet
gdyby ktoś był bardzo dociekliwy, nie połączy tej sprawy z wami. Reszta tutaj
jest? — Evelyn skinęła głową. — Mogę z nimi chwilę pogadać?
— Jasne.
Isaac spojrzał znacząco
na Silver.
— Cholera — powiedziała
słabo.
— Co jest?
— Niedobrze mi. Chyba
za dużo emocji na raz — wydusiła i przytrzymała się Furii. — Pomóż mi dojść do
łazienki.
Uchwycił ją w pasie i
zaprowadził do łazienki. Isaac szybko poszedł do salonu.
— Powiem bez owijania w
bawełnę: jesteście w stanie zataić niektóre fakty? — zapytał. Skinęli głowami,
rozumiejąc, co ma na myśli. — Tonks, mówię to w szczególności do ciebie — dodał
do Nimfadory, która była aurorem.
— Nie wiem, o czym do
mnie mówisz — odparła, a ona uśmiechnął się lekko.
— Gdyby ktoś coś
chlapnął nie tam gdzie trzeba, Furia w najlepszym wypadku wylądowałby na kilka
lat w zakładzie karnym — przyznał. — Chodzi o to, że nic nie widzieliście.
Wszyscy siedzieliście tutaj, a o wszystkim dowiecie się jutro z gazet.
Ponownie skinęli
głowami.
— W życiu nie widziałam
tak zgranego dywizjonu — wyznała Tonks. — Gdzieś indziej ktoś na pewno już by
pod nim wykopał głęboki dół. Chyba poproszę o przeniesienie do niższego
szczeblem dywizjonu.
— To by było coś
nieprawdopodobnego — odparł z lekkim uśmiechem Isaac.
— Byłabym pierwsza w
historii. Wspominaliby o mnie w aurorskich książkach. Czy to nie byłoby piękne?
— Wtrącę się i spytam:
co by było piękne? — zapytała wchodząca Silver, a zaraz za nią Harry, patrzący
na dziewczynę tak, jakby zaraz miała zemdleć.
— Tonks chce się
przenieść do naszego dywizjonu, żeby jej nazwisko pojawiło się w książkach —
odparł Isaac.
— Przenoś się. Będzie
więcej rąk do pisania raportów — odparł Furia.
— To ja jednak
odpuszczę sobie te książki — rzekła z przekonaniem, a Isaac parsknął śmiechem.
Silver opadła ciężko na
kanapę pod czujnym spojrzeniem swojego chłopaka. Patrząc na Evelyn,
zatroskanego Harry’ego i brzuszek dziewczyny, Isaac upewnił się, że robią
słusznie. Po tym piekle, które przeszli, należało im się trochę spokoju.
****************************
MyLittleLilou, nie machnęłam się ;) Był to przeskok czasowy. Harry o wszystkim powiedział Ślizgonom w dziesiątym tygodniu, a kolejna akcja działa się już w szesnastym.
Dzisiaj za dużo nie piszę, bo niedawno wróciłam ze szkoły i zaraz wyjeżdżam ;) Mam nadzieję, że akcja ma wystarczającą ilość krwi xD
Zapraszam do głosowania w sondzie. Link u góry w prawej kolumnie.
Zapraszam do głosowania w sondzie. Link u góry w prawej kolumnie.
Do kolejnej soboty ;*
Cudny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńInstykt nareszcie się włączył <3
Chyba jeden z najlepszych rozdziałów *u*
Do następnego ;*
Aless :3
Aaa!!!! Kochan cię. Kocham cię. Kocham cię!!! PISZ TAK DALEJ!!!
OdpowiedzUsuńWow, nie sądziłam, że dywizjon jest tak skłonny do nagięcia prawa xD Mam tylko jedno 'ale'. W jednym akapicie byli w tym miasteczku, Furia rozwodził się nad tym, że chciał zabić i to zrobił, a w następnym piszesz, że 'Silver chwyciła go za rękę i wyciągnęła z salonu.' Nie pisało tam nic, że się teleportowali czy coś.
OdpowiedzUsuńJestem chora i nie bardzo mam ochotę na pisanie komentarzy, więc już się żegnam.
Mi$ia
Super rozdział! :)
OdpowiedzUsuńInstynkt włączony! :D Nareszcie, gnojowi należała się śmierć... Tylko kto do diabła jest wtyką? Dywizjon 7 jest jedną wielką rodziną, to jest po prostu niesamowite... Syriusz zawsze będzie miał w sobie coś z nastolatka, bo po prostu taki już jest i nic tego nie zmieni. Ciekawe czy wystąpią jakieś komplikacje w związku z ciążą... I to odwracanie uwagi od tego, że za chwilę mają misję, w której mogą zginąć... Cudowne.
OdpowiedzUsuńPozdro ;D
Przeczytałam i czuję się w obowiązku skomentować, jako że ostatnimi czasy znów się rozleniwiłam. Wypomnę tylko, jak to już setki razy robiłam, że za szybko, za szybko idzie rehabilitacja. Już z Tobą na ten temat dyskutowałam, więc powtarzać się nie będę :)
OdpowiedzUsuńW trakcie czytania rozdziału zwróciłam uwagę na fakt, jak całość była ładnie zaplanowana. Chodzi mi konkretnie o walkę. To nie było takie spontaniczne "wszyscy razem na trzy, czte-ry", można było czuć, że cała akcja została starannie przygotowana przez grupę wyszkolonych do tego ludzi. To dla Ciebie bardzo na plus :)
Wcale się nie dziwię, że Harry jednak ma wyrzuty sumienia. Przerażające byłoby, gdyby ich nie miał. Morderstwo zawsze będzie morderstwem. I niby my go usprawiedliwiamy, w końcu "należało się im". Jednak powoli Harry zabija coraz więcej ludzi z większym lub mniejszym wkładem instynktów Voldemorta. Czekam na dalsze rozwinięcie fabuły. Pozdrawiam serdecznie [pisanina-frigus.blogspot.com]
W końcu sprawiedliwości stało się zadość.
OdpowiedzUsuńTak samo jak Frigus, cieszę się, że Harry ma wyrzuty sumienia. Zupełnie się z nią zgadzam.
Właśnie: ciągłe pytanie: kto jest zdrajcą? Aż nie chce się wierzyć, że to ktoś z dywizjonu. Mam jednak nadzieję, że jeśli tak, to będzie to wyjaśnione dlaczego.
Cudowny rozdział i to chyba przez ten Instynkt *-*
OdpowiedzUsuńŚwietnie się bawiłam czytając, w kogo pozamieniali się przyjaciele Harry'ego. No piękne <33
W ogóle strasznie podoba mi się to, że dywizjon jest tak zgrany, że każdy by się za każdego poświęcił :3
Ok, ja musze lecieć
Do następnego :D
Kejti ;3
Trochę mnie tu nie było ;D.
OdpowiedzUsuńCzytam cały czas, jednak zabrakło chwili, by zostawić komentarz, chociaż cały czas zaglądam.
Co i raz to zachwycasz kolejnym rozdziałem. Akcja toczy się zawrotnym tempem.
Niesamowite!
Nie lukrujesz, ani nie przesadzasz z brutalnością :D.
I nie mogę się oderwać do samego końca ;D !!
Daga
Czekałam, czekałam, no i się doczekałam! ;D
OdpowiedzUsuńHarry w końcu całkowicie wyzwolił instynkt ;D
Ale, dzięki temu wpakował się w kłopoty :x
Co będzie dalej?
Jego dywizjon będzie go krył, ale co, gdy prawda wyjdzie na jaw?
Czy powe Syriuszowi i Carmen o powrocie instynktu?
A może Silver to zrobi?
I kim jest ta tajemnicza wtyka w Ministerstwie?
Ze zniecierpliwieniem udaję się do kolejnego rozdziału,
~Cathy_Riddle
Hej,
OdpowiedzUsuńw końcu ten psychol nie żyje, ale ciekawe kto jest wtyka, cały oddział bardzo zgrany, udało im się zatuszować całą sprawę…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńcudnie w końcu psychola się pozbyli, ale kto jest wtyką? widać, że cały oddział jest bardzo zgrany, a to naprawdę jest ważne... udało im się zatuszować całą sprawę…
weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Aga