22.02.2014

II. Rozdział 35 - Działanie w afekcie

„…You won't see me die here!
Now! Now!
Do you hear me now? 
Screaming at the top of my lungs all night…”
[I See Stars – Murder Mitten]

Harry obserwował, jak Silver nerwowo zagryza wargę, zerkając na zegarek i jednocześnie gładząc delikatnie swój brzuch. Wstał z fotela i klęknął naprzeciwko niej, ujmując jej ręce w swoje. Spojrzała na niego. Pocałował ją w wierzch dłoni, nie odrywając wzroku od jej tęczówek.
— Dzisiaj będzie po wszystkim — szepnął.
Uśmiechnęła się niepewnie. Wstał, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zanim poszedł otworzyć, pocałował ją jeszcze w czubek głowy, by dodać jej otuchy.
Od ustalenia całego planu z siódemkami minął tydzień. Zaraz po powrocie do domu z biura porozmawiał o wszystkim z Evelyn. Całą jego relację przyjęła ze spokojem. Zapewnił ją, że nie musi zgadzać się na udział w całej akcji, ale po jakimś czasie dała mu odpowiedź, że chce to zrobić. Widział w jej oczach zaparcie i determinację.
— Nie pozwolę, żeby niszczył nam życie — dodała twardo, podniesiona na duchu tym, że wreszcie coś może zrobić, a nie siedzieć bezczynnie w domu. — Skoro moja obecność zwiększy szanse, chcę wziąć w tym udział.
Później Harry poszedł do Syriusza, który razem z Carmen wysłuchał planu siódemek. Mężczyzna od razu się zgodził, a kobieta zaraz za nim. Z Remusem i Tonks również nie było problemów. Ślizgoni także wyrazili chęć pomocy w akcji. W następnej kolejności ustalił miejsce i czas całego zdarzenia z dywizjonem. Uznali, że najlepszym miejscem będzie jedna z mugolskich uliczek w miasteczku niedaleko Dempsey. Harry i Evelyn mieli udawać, że szukają prezentu na urodziny Jasmine. Siódemki planowały zabezpieczyć mieszkańców, którzy mieli siedzieć w domu z myślą, że na dworze jest mróz i lepiej zostać w ciepłym mieszkaniu. Teren miał być otoczony barierami, po których przekroczeniu mugole uświadamiali sobie, że zostawili włączony w domu gaz. Isaac i Jason odegrali w biurze scenkę. Blondyn chciał zorganizować dywizjonową imprezę, ale brunet oznajmił mu, że właśnie tego dnia Furia idzie z Silver na zakupy, bo szukają prezentu na urodziny Jasmine.
— Mówił, że w tym miasteczku Bedford może coś znajdą — rzekł Jason i podał konkretną uliczkę, na której rzekomo są świetne sklepy.
— Chyba nie będą tam cały dzień, co? — odpowiedział na to Isaac.
— Z rana Furia ma rehabilitację, więc stwierdził, że wyruszą o czternastej. Znając kobiety, szybko nie wrócą, więc lepiej przełóż imprezę.
Mieli nadzieję, że haczyk zostanie połknięty.
Za drzwiami stali Blackowie razem z Lupinami pod Zaklęciem Kameleona. Furia wpuścił ich do środka i dopiero zdjęli urok.
— Sprawdziliście? — zapytał.
— Ani śladu — odparła Tonks.
Postanowili przestrzegać wszystkich środków bezpieczeństwa, dlatego przed deportacją do domu Harry’ego każdy miał sprawdzić, czy nie ma na sobie zaklęcia śledzącego. Dodatkowo mieli być niewidoczni, w razie gdyby dom Furii był pod obserwacją. Oba małżeństwa weszły do środka, a zaraz za nimi pojawili się Ślizgoni, którzy również nie mieli na sobie zaklęcia tropiącego. Czekając na siódemki, wymieniali się różnymi spostrzeżeniami. Dywizjon zjawiał się dwójkami i gdy wszyscy byli już w salonie, Stan zaczął:
— Wstępny plan znacie. Teraz szczegóły. — Mickey położył na stole mapę uliczki. — Ustaliliśmy, kto zajmuje jaki obszar i kto przyjmuje jaką postać. — Alano postawił na stole kilkanaście fiolek z Eliksirem Wielosokowym, a Navid położył małe woreczki z włosami i zdjęciami ich właścicieli.
— I zawsze mówiliście, że to ja mam paranoję — wymamrotał Furia, a dywizjon roześmiał się.
— Organizując to, stwierdziliśmy, że to rzeczywiście jest logiczne — przyznał Stan. — Lepiej, żeby każdy wiedział, jak będzie wyglądać i żeby inni widzieli, kto jest kim.
— Właśnie wywracam oczami, jakbyś nie widział, tak jak zawsze wy robiliście za moimi plecami — odparł Harry.
Tonks zachichotała. Stan chrząknął znacząco.
— Nie wiemy, czy będzie sam, ale spodziewamy się większej ilości ludzi. Jednak nie tak dużej, żeby ilościowo było ich więcej od nas. W razie czego chyba nie macie nic przeciwko, żeby porzucać kilka zaklęć? — spojrzał na znajomych Harry’ego.
— Żaden problem — odparł Draco w imieniu wszystkich.
Stan kiwnął głową.
— Dobra, teraz porozdzielamy teren i eliksiry. Eliksir jest na bazie ulepszonej formuły, więc będzie się trzymał nawet trzy godziny. Woleliśmy dmuchać na zimne, w razie gdyby nie pojawili się przez pierwszą godzinę. Pierwsza grupka to grupa młodych znajomych. Jasmine, Blake, Navid i Toby. Usiądziecie przy tej fontannie. — Wskazał odpowiedni punkt, a Madison podała im odpowiednie woreczki z włosami. Rozdzielili każdemu eliksir i miejsce, a później Stan przeszedł do kolejnych zagadnień. — Furia i Silver, starajcie się chodzić w tym rejonie. — Wskazał środek mapy. — Do tego miejsca każdy będzie miał blisko i szybko zareaguje. Będziemy zjawiać się na miejscu grupkami, w różnych odstępach czasu w tym miejscu. — Pokazał jakiś zaułek. — Alano, Mickey, Jason i Jasper pojawią się wcześniej, żeby zabezpieczyć mugoli przed wychodzeniem z domów. Gdy pojawią się śmierciożercy, Madison rzuci zaklęcie antydeportacyjne. Nie wiemy, jak to wszystko zorganizują. Mogą kryć się tak jak my, pod eliksirem. Nie reagujcie zbyt gwałtownie na jakąś inną osobę. Dopiero w chwili zagrożenia lub na znak. Rzucę zaklęcie alarmujące. Jeśli będą się ukrywali pod eliksirem, możemy ich rozpoznać po tym, że przedostaną się przez bariery otaczające teren, ale równie dobrze może być to jakiś czarodziej kręcący się po ulicy, który nie ma z nimi nic wspólnego. Jeżeli zrobią widowisko i pojawią się na środku uliczki, będzie to jasny znak. Jeśli nie będą się patyczkować, od razu atakujcie. Nadążacie?
— Na spokojnie — odpowiedział Teo, więc Stan kontynuował:
— Okej. Teraz ewakuacja w razie problemów. Deportacja nie wchodzi w grę z powodu zaklęcia antydeportacyjnego. Bariery będą obejmowały ten teren. — Pokazał im to na mapie. — Jeśli będzie taka potrzeba, włączacie silnik w nogach i biegniecie za bariery. Nie zwlekajcie. Jeśli ktoś nie będzie w stanie, chowajcie się w sklepie albo w domach. Teraz wy. — Zwrócił się do Harry’ego i Evelyn. — Róbcie wszystko, żeby nikt was nie dotknął. Cały czas mówimy o ataku, ale równie dobrze ktoś może po prostu do was podejść, chwycić za ramiona i się deportować, a wtedy możemy nie zdążyć zareagować. — Wyciągnął z kieszeni dwie chusteczki i podał im. — Świstokliki awaryjne, gdyby was przenieśli. Aktywują się na słowo Dempsey. — Furia i Silver schowali chusteczki do kieszeni. — Różdżki cały czas w pogotowiu — ponownie zwrócił się do reszty. — Bądźcie czujni, ale róbcie to dyskretnie i zachowujcie się naturalnie. Nie wiem, jak dobrymi aktorami jesteście, ale jedna wpadka może wszystko zepsuć, więc ostrożnie i przemyślanie.
— Czuję się jak auror — stwierdził Blaise.
Rubi parsknęła śmiechem, a dywizjon spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Odpowiadaj jeszcze tak jest, oficerze to będzie jeszcze lepiej — podsumował Isaac.
— Zależy do kogo — zauważyła Madison. — Jak nie znasz stopnia aurorskiego, to lepiej mów aurorze, żeby nikogo nie obrazić.
— Bez sensu — podsumował Blaise.
— To jest bezsens z sensem — odparła. — Chyba byś nie chciał, żeby ktoś zaniżał twoje zasługi.
— No też racja — przyznał.
— Ano właśnie. Palnij do kogoś z Brygady Uderzeniowej kapralu, zamiast aspirancie, to spojrzą na ciebie jak na robaka. Albo do takiego Johna, zamiast komisarzu, to sierżancie… Ba! Ktoś z nas powiedziałby do Furii kapralu, zamiast oficerze, to mógłby dać ostrzeżenie. Nigdy bym ci tego nie wybaczyła — dodała od razu do Harry’ego, jakby chciała wzbudzić w nim wyrzuty sumienia, gdyby planował zrobić coś takiego, a ten spojrzał na nią z rozbawieniem.
— Dzięki za podpowiedź — mruknął, a ona wbiła w niego oburzone spojrzenie.
— Na razie to możesz mi pogwizdać — stwierdziła.
— Właśnie ładujesz się w papierkową robotę, gdy tylko wróci — zaśmiał się Jason, a Madison się wzdrygnęła.
— Nie lubię was. Myślicie, że gdy jestem jedyną kobietą, to możecie mnie wykorzystywać.
— Ale — Isaac zawahał się — ty w naszych umysłach jesteś facetem. Tylko z większymi… — pokazał piersi. Nie szczędząc ręki, uderzyła go z otwartej dłoni w tył głowy, a reszta śmiała się jak opętana. — Sama powiedziałaś na szkoleniu, że jesteś kobietą, ale to nie znaczy, że należysz do słabej płci i mamy cię traktować na równi! — bronił się Isaac.
— Hiszpanowi trochę nie wyszło — parsknął Mickey.
— Racja — roześmiał się Navid.
Alano spojrzał na nich rozeźlony i zaczął coś gadać po hiszpańsku. Furia parsknął śmiechem.
— Co on powiedział? — zapytał Mickey. — Ty wiesz, bo się śmiejesz — dodał do Harry’ego.
— Pomiędzy stekiem przekleństw dosłyszałem idioci i kutasy — zaśmiał się.
— Merlinie, czego on cię uczył na szkoleniu? — zapytała Madison.
— Głównie przekleństw i obraźliwych słów.
Alano wyszczerzył się.
— Bardzo produktywnie — podsumowała. — Więc zamiast spytać, gdzie jest droga do szpitala, to zasypiesz kogoś przekleństwami?
— Na to wychodzi.
Silver zachichotała.
— Jesteście niemożliwi — westchnęła Madison.
Mrugnęła do Harry’ego. Często stosowali metodę odciągającą myśli od nadchodzących wydarzeń nic nieznaczącymi rozmowami, żeby trochę się rozluźnić. Oczyszczało to trochę napięcie i zdenerwowanie. Niestety, musieli wrócić na ziemię. Stan kiwnął głową na Alano, Mickeya, Jasona i Jaspera, aby zażyli eliksir. Po chwili ich sylwetki i twarze pozmieniały się. Cała czwórka wyszła poza dom, wcześniej aktywując Zaklęcie Kameleona, żeby nikt ich nie widział, a później deportowali się. Pozostali czekali na pierwszy sygnał rozpoczynający akcję. To był chyba najgorszy moment: czekanie. Minęło kilka nerwowych minut, kiedy dostali sygnał. Isaac i Madison od razu zażyli eliksiry i poszli za przykładem wcześniejszej czwórki. Stan skinął na Syriusza i Carmen. Łapa mrugnął do Furii, podnosząc go na duchu.
— Będziemy za wami — powiedział Stan, gdy został tylko z Harrym, Silver i Draconem.
Evelyn odetchnęła głośno, kiwając głową. Poczekali, aż Stan oraz Fortis zmienią się w innych ludzi i ukryją pod zaklęciem, a następnie wyszli przed dom, by tam się deportować. Wylądowali w zaułku wskazanym wcześniej przez Stana. Razem z Draconem usunęli zaklęcie.
— Idźcie — powiedział auror.
Evelyn chwyciła Harry’ego za rękę i wyszli na ulicę. Zerknęli na siebie. Dość ciężko było udawać rozluźnienie, gdy wiedzieli, co się może stać. Harry był świadomy, że to on musi wspomóc w tym Silver. Był bardziej doświadczony w takich akcjach.
— Syriusz i Carmen zachowują się tak, jakby naprawdę mieli tyle lat, na ile wyglądają — stwierdził cicho, gdy wyminęli Blacków zmienionych w parę zakochanych nastolatków.
Siedzieli przytuleni do siebie, śmiejąc się głośno i udając, że nie widzą świata poza sobą, choć co chwilę któreś z nich rozglądało się po uliczce, co jednak wyglądało bardzo naturalnie.
— Wczuli się w rolę — odparła Evelyn.
Przy wystawie sklepowej dostrzegli Madison i Isaaca udających kolejną parę. Dziewczyna oglądała przedmioty na wystawie, choć Harry wiedział, że tak naprawdę obserwuje w odbiciu uliczkę.
— Cóż, a tak na serio, co kupimy Jasmine na urodziny? — zapytał Furia.
— Nie mam zielonego pojęcia.
— Różowe, puchate kajdanki. Toby byłby zadowolony.
Zaśmiała się lekko, ale szczerze.
— To byłby bardziej prezent dla niego — podsumowała.
Przeszli obok siedzącego na ławce starszego mężczyzny czytającego gazetę. Wiedzieli, że to Jasper. Minęli się z kolejną parą z wózkiem – Alano pchający pojazd i Mickey zamieniony w kobietę.
— Wchodzimy do sklepu? — zapytała Silver.
— Jeszcze nie jesteśmy w wyznaczonym terenie. Wejdziemy do tego z czerwonym napisem — odparł Furia.
— Nie ma nikogo innego — zauważyła.
— Wiem, ale musimy utrzymywać pozory cały czas. Mogą nas obserwować z ukrycia.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, zerkając na Blaise’a, Teo i Jasona udających osiedlową bandę chuliganów. Siedzieli na ławce z puszkami piwa w dłoniach. Jason dodatkowo palił papierosa.
— Tak jest, oficerze — rzekła, a on spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
Weszli do ustalonego sklepu. Pomieszczenie było zupełnie puste, pomijając gburowatą sprzedawczynię piłującą paznokcie. Rozejrzeli się po sklepie dla pozorów i wyszli z powrotem na ulicę. Z niedaleka dostrzegli Jas, Rubi, Toby’ego i Navida siedzących przy niedziałającej fontannie. Udawali grupkę znajomych, którzy wybrali się na wagary. Stan i Draco spacerowali po ulicy, zerkając co jakiś czas do wystaw sklepowych, jakby szukali czegoś dla swoich partnerek. Furia i Silver weszli do kolejnego sklepu, gdzie spędzili kilka minut dla niepoznaki. Gdy wyszli, spostrzegli Madison przytuloną do Isaaca. Chłopak wyglądał na rozbawionego, a dziewczyna mamrotała coś pod nosem, choć uśmiechała się szeroko, jakby była najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi.
— Hiszpan chyba go zabije — mruknął Furia, a Silver zachichotała.
Minęła ich para staruszków, pod którymi kryli się Remus i Tonks. Przeszli obok sklepu zoologicznego, nawet do niego nie zaglądając. Harry usłyszał, jak w zaułku niedaleko nich coś trzasnęło. Ścisnął Silver mocniej za rękę, udając, że nic nie słyszał, choć zwolnił kroku i zerknął ostrzegawczo w stronę najbliżej siedzącego Navida.
— Wchodzimy tutaj? — zapytała Silver, również ściskając go mocniej za rękę.
— Wchodzimy.
Spojrzał w stronę wystawy sklepowej, by widzieć, co się dzieje za nim. W momencie gdy chcieli skręcać, Furia gwałtownie pociągnął dziewczynę w dół, samemu robiąc to samo. Tuż nad ich głowami śmignęło zaklęcie, które uderzyło w ścianę. Rozległy się krzyki wymawianych klątw, a później głosy aurorów i przyjaciół pary. Kilka tarcz ochroniło ich przed różnorodnymi promieniami. Alano i Mickey w swoich wielosokowych postaciach rzucili się przed Furię i Silver. Para puściła swoje dłonie, od razu sięgając po różdżki, by bronić się przed atakami. Wszyscy rozbiegli się po uliczce, pojedynkując się. Rozległ się opętańczy śmiech, który Harry zdążył poznać kilka miesięcy temu i który zapadł mu na stałe w pamięci. Szybko odwrócił się w jego stronę i stanął oko w oko ze swoim katem.
— Ktoś chyba chce powtórkę z rozrywki — zaszydził mężczyzna.
— W twoich snach, psycholu — odwarknął.
Zaczęli ciskać w siebie najgorszymi klątwami, jakie znali, nie oszczędzając przeciwnika. Furia nie starał się nawet powstrzymywać instynktów, co dało mu zupełną świadomość całej sytuacji. Pozwolił im zawładnąć swoim umysłem, by nie odczuwać najmniejszych wyrzutów sumienia. Nie obchodziło go to, co się dzieje wokół nich. Liczyła się osoba, którą całym swoim sercem nienawidził i którą pragnął zamordować jak najokrutniej. Instynktownie odbił Avadę Kedavrę zmierzającą w jego stronę, zupełnie jakby robił to na co dzień. To chyba wybiło śmierciożercę z rytmu, bo kolejne klątwy uderzały w jego ciało raz za razem. Harry widział, jak bardzo jest zakrwawiony, ale nic go to nie obchodziło. Dostrzegł, że mężczyzna zgubił różdżkę, ale mimo to śmiał się jak opętany. Kompletny psychol.
— I tak cię zabiję! — wrzasnął przez śmiech, obficie krwawiąc z nosa, klatki piersiowej i nogi.
Harry zaprzestał rzucania zaklęć. Chciał patrzyć, jak mężczyzna szaleje i cierpi.
— Zabiję cię jak psa! Będziesz zdychał z bólu! Wydłubię ci oczy! Połamię wszystkie kości! Zniszczę wszystkie narządy!
Harry nie czuł, że jego złość, ból i rozgoryczenie kształtują jego moc, która postronnym zapierała dech w piersiach. Każde zdanie wywoływało kolejną falę mocy, która czekała na jego wybuch kierowany instynktami, tak jak wtedy, gdy patrzył na gwałt Silver. Mężczyzna runął na ziemię, wyjąc z bólu, gdy pierwsza fala mocy wydobyła się z Harry’ego, którego oczy były ciemne jak noc i przerażająco zimne. Gdy zaklęcie ustało, na usta faceta powrócił śmiech szaleńca.
— Obedrę ze skóry! Rozszarpię gołymi rękoma!
Furia zrobił kilka kroków w jego stronę, patrząc na niego z nienawiścią. Każda najmniejsza tortura, jaką poczuł z jego rąk, przeleciała mu przez umysł. Lekkim ruchem dłoni posłał w jego stronę kolejny promień. Rozległ się odgłos łamanych kości, a kręgosłup mężczyzny uniósł się i złamał jak zapałka. Siła Furii pozostawiała go jednak przytomnym.
— Zdechniesz, obiecuję ci to! — krzyknął jeszcze mężczyzna, a później roześmiał się ponownie, choć o wiele słabiej. — A pamiętasz zabawę z twoją panienką? — zaszydził. — Jeszcze to powtórzę! Znowu na twoich oczach!
To był punkt kulminacyjny. Przypomnienie gwałtu na Silver było najbardziej bolesne z tego wszystkiego, co wykrzyczał, a słowa, że to powtórzy, sprawiły, że moc wysłała go w ścianę. Facet zaśmiał się ponownie, jednak bardzo słabo.
— Jednak potrafisz być bezlitosnym sku*wielem, Potter — wychrypiał z krwią płynącą z ust.
— No popatrz, zupełnie jak ty — odparł lodowato, patrząc mu prosto w oczy.
— Chociaż raz udowodniłeś, że byłeś godny pokonać Czarnego Pana — zakończył i wyzionął ducha.
Harry zamknął oczy, odsuwając się od niego do tyłu, a moc opadła powoli i powróciła mu zdolność samodzielnego myślenia bez instynktów. Czy żałował, że to wszystko się stało? Nie. W myślach powtarzał sobie, że go zabije, za każdym razem, gdy widział płaczącą Silver, blizny na swoim ciele i gdy nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Teraz czuł się spokojniejszy, pełen ulgi, bo jego koszmar miał się skończyć. Wspólny koszmar jego i Silver.
Starał się nie zwracać uwagi na spojrzenia dywizjonu i przyjaciół. Żałował tylko, że musiał zrobić to wszystko na ich oczach. Evelyn podeszła do niego i mocno przytuliła do siebie. To rozwiało wszystkie jego wątpliwości. Śmierciożercy leżeli na ziemi oszołomieni i związani, a nikt z jego bliskich nie odniósł poważniejszych ran. Stan skinął głową na dywizjon.
— Wracajcie do domu — powiedział do pozostałych.
Harry spojrzał na niego, a później na dywizjon.
— Żartujecie — szepnął.
— Wracajcie.
— Wyleją was z roboty, jak ktoś się dowie — dodał słabo.
— A ty wylądujesz w Azkabanie.
— Ale…
— Chyba lepiej, żeby nikt się nie dowiedział, prawda? Wracajcie.
Harry i Stan patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę.
— Dzięki — szepnął Furia.
Zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele ryzykują, ale byli zupełnie pewni tego, co mieli zamiar zrobić. Nie wiedział, jak wytłumaczą całe zajście w Ministerstwie Magii, ale wyglądało na to, że wszystko zdążyli zaplanować.
— Co oni planują zrobić? — zapytała niepewnie Rubi, gdy znaleźli się w salonie.
— Chcą zatrzeć ślady — wymamrotał Furia.
Przeczesał dłonią włosy. Kierując się nienawiścią, nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji. Miał świadomość, że za morderstwo może trafić do Azkabanu, ale jakoś nie przywiązywał do tego większej wagi. Chyba gdzieś w podświadomości liczył na łagodniejszą karę ze względu na działanie w afekcie albo nieumyślne spowodowanie śmierci. Pewnie straciłby uprawnienia do wykonywania zawodu aurora i trafiłby do zakładu więziennego, jeśli by wzięto pod uwagę okoliczności łagodzące. Pamiętał o tym, ale nie sądził, że dywizjon będzie chciał to zatuszować. Nie był świadomy, że stoi w miejscu i tępo wpatruje się w jeden punkt. Powoli adrenalina opadała, a zamiast niej pojawiał się szok. Wracała zupełna świadomość czynu, jaki popełnił. Chciał zabić i to zrobił. Naprawdę to zrobił. Nie było w nim ani grama litości. Miał sprzeczne uczucia. Wracał spokój i pojawiła się panika. Chciał śmiać się i płakać jednocześnie. Czuł wyrzuty sumienia, ale nie żałował.
Silver chwyciła go za rękę i wyciągnęła z salonu. Posadziła go na krześle w jadalni, przykucnęła przed nim i chwyciła go za dłonie, zupełnie tak, jak on zrobił to w stosunku do niej przed atakiem. Spojrzał na nią pustym wzrokiem.
— Już po wszystkim — szepnęła. — Teraz wszystko będzie dobrze. Zasłużył na to. Sam to czujesz, ale jeszcze jesteś w szoku.
— Nie powiedziałem ci wszystkiego — odszepnął, a ona spojrzała na niego z zaniepokojeniem.
— Co się stało?
— Pamiętasz ten okres po bitwie o Hogwart? To, co się ze mną działo… — Kiwnęła głową. — To nie była depresja.
— Jak to?
— Ja… po tym, jak zabiłem Voldemorta, zostały we mnie jego instynkty. Czuję je w trakcie takich sytuacji. Przy walkach, gdy się złoszczę, gdy ktoś cię rani — powiedział, tępo patrząc przed siebie. — Czasami nie wiem, co robię i nie pamiętam fragmentów różnych sytuacji. Niekiedy budziłem się z transu, celując w przeciwnika różdżką, z zaklęciem zabijającym na końcu języka. Gdy odbijaliśmy Dixona… Wtedy pierwszy raz zabiłem. Byłem na nich tak wściekły, że nad tym nie zapanowałem. Ocknąłem się, gdy koleś leżał z rozbitą czaszką. — Silver ścisnęła go mocno za ręce. — Przed chwilą… po prostu to zaakceptowałem, byłem świadomy. I zachowałem się jak Voldemort.
— Nie mów tak. Boże, nie mów tak — szepnęła słabo, siadając mu na kolanach i przytulając go do swojej piersi. Rozpaczliwie mocno ją uścisnął, gdy głaskała go uspokajająco po włosach. — Tyle lat trzymałeś to w sobie?
— Syriusz zaprowadził mnie do Carmen. Po jakimś czasie o wszystkim im powiedziałem. Z czasem było lepiej, panowałem nad tym, ale wszystko zaczęło się cofać w trakcie szkolenia. A później, w trakcie walk, wszystko znowu wracało.
Siedzieli w ciszy wtuleni w siebie, myśląc o tym wszystkim, co się stało. Silver zastanawiała się nad tym, co powiedział jej Harry. Miała nadzieję, że będzie mogła mu jakoś pomóc, choć na razie nie miała zielonego pojęcia jak. Teraz jednak musiał przestać obwiniać się za to, co zrobił przed chwilą. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Oboje wstali i poszli otworzyć. Furia wpuścił Isaaca do środka.
— Wersja jest taka, że Madison była na zakupach w Bedford, gdy zjawili się śmierciożercy. Od razu powiadomiła o tym dywizjon. Doszło do walki, w trakcie której zginął ten psychol. Was w ogóle tam nie było, tak samo jak reszty. Pozostałym śmierciożercom trochę namieszaliśmy w głowach.
— Zdajecie sobie sprawę z tego, jak bardzo ratujecie mi tyłek? — spytał Furia.
Isaac uśmiechnął się lekko, ale tylko przez chwilę.
— Widziałem, co ten czubek wam zrobił. Uwierz, że gdybym był na waszym miejscu, potraktowałbym go tak samo — wyznał. — Niestety, nadal nie wiemy, kto jest szpiegiem w Ministerstwie. Śmierciożercy nie mieli o tym pojęcia.
— Przeryłem mu umysł — odparł Harry. — Zabezpieczył się Przysięgą Wieczystą.
— Cholera — zaklął Issac. — To ktoś naprawdę cwany, ale jeśli o wszystkim wiedział, nie piśnie słówkiem, żeby nie wydać samego siebie. Wszystko tak ustawiliśmy, że nawet gdyby ktoś był bardzo dociekliwy, nie połączy tej sprawy z wami. Reszta tutaj jest? — Evelyn skinęła głową. — Mogę z nimi chwilę pogadać?
— Jasne.
Isaac spojrzał znacząco na Silver.
— Cholera — powiedziała słabo.
— Co jest?
— Niedobrze mi. Chyba za dużo emocji na raz — wydusiła i przytrzymała się Furii. — Pomóż mi dojść do łazienki.
Uchwycił ją w pasie i zaprowadził do łazienki. Isaac szybko poszedł do salonu.
— Powiem bez owijania w bawełnę: jesteście w stanie zataić niektóre fakty? — zapytał. Skinęli głowami, rozumiejąc, co ma na myśli. — Tonks, mówię to w szczególności do ciebie — dodał do Nimfadory, która była aurorem.
— Nie wiem, o czym do mnie mówisz — odparła, a ona uśmiechnął się lekko.
— Gdyby ktoś coś chlapnął nie tam gdzie trzeba, Furia w najlepszym wypadku wylądowałby na kilka lat w zakładzie karnym — przyznał. — Chodzi o to, że nic nie widzieliście. Wszyscy siedzieliście tutaj, a o wszystkim dowiecie się jutro z gazet.
Ponownie skinęli głowami.
— W życiu nie widziałam tak zgranego dywizjonu — wyznała Tonks. — Gdzieś indziej ktoś na pewno już by pod nim wykopał głęboki dół. Chyba poproszę o przeniesienie do niższego szczeblem dywizjonu.
— To by było coś nieprawdopodobnego — odparł z lekkim uśmiechem Isaac.
— Byłabym pierwsza w historii. Wspominaliby o mnie w aurorskich książkach. Czy to nie byłoby piękne?
— Wtrącę się i spytam: co by było piękne? — zapytała wchodząca Silver, a zaraz za nią Harry, patrzący na dziewczynę tak, jakby zaraz miała zemdleć.
— Tonks chce się przenieść do naszego dywizjonu, żeby jej nazwisko pojawiło się w książkach — odparł Isaac.
— Przenoś się. Będzie więcej rąk do pisania raportów — odparł Furia.
— To ja jednak odpuszczę sobie te książki — rzekła z przekonaniem, a Isaac parsknął śmiechem.
Silver opadła ciężko na kanapę pod czujnym spojrzeniem swojego chłopaka. Patrząc na Evelyn, zatroskanego Harry’ego i brzuszek dziewczyny, Isaac upewnił się, że robią słusznie. Po tym piekle, które przeszli, należało im się trochę spokoju.

****************************

MyLittleLilou, nie machnęłam się ;) Był to przeskok czasowy. Harry o wszystkim powiedział Ślizgonom w dziesiątym tygodniu, a kolejna akcja działa się już w szesnastym.

Dzisiaj za dużo nie piszę, bo niedawno wróciłam ze szkoły i zaraz wyjeżdżam ;) Mam nadzieję, że akcja ma wystarczającą ilość krwi xD
Zapraszam do głosowania w sondzie. Link u góry w prawej kolumnie.
Do kolejnej soboty ;*

12 komentarzy:

  1. Cudny rozdział *-*
    Instykt nareszcie się włączył <3
    Chyba jeden z najlepszych rozdziałów *u*
    Do następnego ;*

    Aless :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa!!!! Kochan cię. Kocham cię. Kocham cię!!! PISZ TAK DALEJ!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, nie sądziłam, że dywizjon jest tak skłonny do nagięcia prawa xD Mam tylko jedno 'ale'. W jednym akapicie byli w tym miasteczku, Furia rozwodził się nad tym, że chciał zabić i to zrobił, a w następnym piszesz, że 'Silver chwyciła go za rękę i wyciągnęła z salonu.' Nie pisało tam nic, że się teleportowali czy coś.
    Jestem chora i nie bardzo mam ochotę na pisanie komentarzy, więc już się żegnam.
    Mi$ia

    OdpowiedzUsuń
  4. Instynkt włączony! :D Nareszcie, gnojowi należała się śmierć... Tylko kto do diabła jest wtyką? Dywizjon 7 jest jedną wielką rodziną, to jest po prostu niesamowite... Syriusz zawsze będzie miał w sobie coś z nastolatka, bo po prostu taki już jest i nic tego nie zmieni. Ciekawe czy wystąpią jakieś komplikacje w związku z ciążą... I to odwracanie uwagi od tego, że za chwilę mają misję, w której mogą zginąć... Cudowne.
    Pozdro ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam i czuję się w obowiązku skomentować, jako że ostatnimi czasy znów się rozleniwiłam. Wypomnę tylko, jak to już setki razy robiłam, że za szybko, za szybko idzie rehabilitacja. Już z Tobą na ten temat dyskutowałam, więc powtarzać się nie będę :)
    W trakcie czytania rozdziału zwróciłam uwagę na fakt, jak całość była ładnie zaplanowana. Chodzi mi konkretnie o walkę. To nie było takie spontaniczne "wszyscy razem na trzy, czte-ry", można było czuć, że cała akcja została starannie przygotowana przez grupę wyszkolonych do tego ludzi. To dla Ciebie bardzo na plus :)
    Wcale się nie dziwię, że Harry jednak ma wyrzuty sumienia. Przerażające byłoby, gdyby ich nie miał. Morderstwo zawsze będzie morderstwem. I niby my go usprawiedliwiamy, w końcu "należało się im". Jednak powoli Harry zabija coraz więcej ludzi z większym lub mniejszym wkładem instynktów Voldemorta. Czekam na dalsze rozwinięcie fabuły. Pozdrawiam serdecznie [pisanina-frigus.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu sprawiedliwości stało się zadość.
    Tak samo jak Frigus, cieszę się, że Harry ma wyrzuty sumienia. Zupełnie się z nią zgadzam.
    Właśnie: ciągłe pytanie: kto jest zdrajcą? Aż nie chce się wierzyć, że to ktoś z dywizjonu. Mam jednak nadzieję, że jeśli tak, to będzie to wyjaśnione dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział i to chyba przez ten Instynkt *-*
    Świetnie się bawiłam czytając, w kogo pozamieniali się przyjaciele Harry'ego. No piękne <33
    W ogóle strasznie podoba mi się to, że dywizjon jest tak zgrany, że każdy by się za każdego poświęcił :3
    Ok, ja musze lecieć
    Do następnego :D

    Kejti ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę mnie tu nie było ;D.
    Czytam cały czas, jednak zabrakło chwili, by zostawić komentarz, chociaż cały czas zaglądam.
    Co i raz to zachwycasz kolejnym rozdziałem. Akcja toczy się zawrotnym tempem.
    Niesamowite!
    Nie lukrujesz, ani nie przesadzasz z brutalnością :D.
    I nie mogę się oderwać do samego końca ;D !!

    Daga

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam, czekałam, no i się doczekałam! ;D

    Harry w końcu całkowicie wyzwolił instynkt ;D
    Ale, dzięki temu wpakował się w kłopoty :x
    Co będzie dalej?
    Jego dywizjon będzie go krył, ale co, gdy prawda wyjdzie na jaw?
    Czy powe Syriuszowi i Carmen o powrocie instynktu?
    A może Silver to zrobi?

    I kim jest ta tajemnicza wtyka w Ministerstwie?

    Ze zniecierpliwieniem udaję się do kolejnego rozdziału,
    ~Cathy_Riddle

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    w końcu ten psychol nie żyje, ale ciekawe kto jest wtyka, cały oddział bardzo zgrany, udało im się zatuszować całą sprawę…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka,
    cudnie w końcu psychola się pozbyli, ale kto jest wtyką? widać, że cały oddział jest bardzo zgrany, a to naprawdę jest ważne... udało im się zatuszować całą sprawę…
    weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń