1.03.2014

II. Rozdział 36 - Szakal

„…I walk these streets with bloodied hands,
Looking for the peace I lost,
Buried in the sand. 
We live our lives on front lines, 
We are all at war with time…”
[Young Guns – After The War]

Pierwsze promienie słońca pojawiające się w środku marca dodawały Harry’emu optymizmu. Jedną z przyczyn była decyzja Melliborna o zakończeniu leczenia. Od jakiegoś czasu chodzenie nie sprawiało mu większych problemów. Mógł także biegać, a kręgosłup nie dawał o sobie znać bólem, choć nadal szybko się męczył. Uzdrowiciel postawił sprawę jasno: Furia mógł wrócić do pracy. Skorzystał z tego i właśnie jechał windą na piętro Biura Aurorów.
Walka w Bedford poszła już w niepamięć. Siódemki wszystko zorganizowały w prosty sposób: śmierciożercy zaatakowali miasteczko, ale znajdująca się tam Madison szybko zareagowała. Przywódca zginął w trakcie walki. Nikt nie miał powodu, żeby im nie wierzyć, dlatego cała afera prędko ucichła. Od tego czasu Furia i Silver mogli spać spokojniej i ściągnęli tak rygorystyczne bariery wokół domu. Świadomość, że nie muszą być ostrożni na każdym kroku, podnosiła na duchu. Mogli wyjść do ludzi i nie bać się, że zostaną zaatakowani. To także wpłynęło lepiej na Evelyn, której brzuszek był już dość duży. Dziewczynę nadal przerażała myśl, że zostanie matką, lecz ten strach nie był już tak intensywny jak wcześniej. Często skarżyła się na bóle stóp oraz kręgosłupa, więc Harry przejął rolę masażysty. Gdy dowiedzieli się, jaka będzie płeć dziecka, zaczęli wymyślać imiona dla chłopca, jednak do tej pory nie doszli do porozumienia. Z chrzestnymi również mieli sporo dylematów, więc także odłożyli to na później. Furia sam zaczął się obawiać, ale nie okazywał tego przy Silver. Pocieszał się tym, że nabrał trochę doświadczenia przy Dixonie.
Wchodząc na odpowiednie piętro, od razu zdziwił się takim chaosem. Aurorzy biegali w różne strony, wyglądając na zaniepokojonych. Ze zdumieniem skierował się do biura siódemek, żeby wypytać się, o co chodzi. Wszedł do gabinetu. Znajdowała się tutaj połowa dywizjonu, a jego członkowie żywo o czymś dyskutowali.
— Co tu taki chaos? — zapytał Harry na wstępie, kiwając głową w stronę drzwi.
— Wróciłeś w sam środek afery — odparł Stan. — Ktoś zaatakował szefa Biura Aurorów.
— Nic mu się nie stało, ale niby wszystko wyglądało naprawdę groźnie — dodał Mickey. — Nie wiadomo, kto to zrobił, bo zdążył uciec, ale szum jest niezły. Szukają ludzi, którzy zajmą się tą sprawą. No i przydzielą któryś dywizjon do ochrony. Pewnie wezmą kogoś z wyższych szczebli, bo w końcu to jedna z istotniejszych osób w czarodziejskim świecie.
Wśród ogólnego hałasu Stan wprowadził Harry’ego w najpoważniejsze sprawy, w których brali udział w trakcie jego nieobecności. Jako kapitan musiał być w tym zorientowany. Poprzeglądał najważniejsze dokumenty. Jason przyszedł z informacją, że śledztwem ataku na Knife’a zajmie się ktoś z Brygady Uderzeniowej, a dywizjon Tonks jego ochroną. Wszyscy wiedzieli, że cała ta sprawa szybko nie ucichnie.

Ostatni miesiąc ciąży Silver był dla Harry’ego dość stresującym okresem. Strach coraz bardziej go opanowywał, a do Evelyn ponownie wróciło przerażenie. Chłopak starał się ją wspierać, jak tylko mógł i zaakceptował swoje ojcostwo, jednak nadal czuł się niepewnie. Navid, który miał już córkę i czasami o niej opowiadał, wcale tego nie ułatwiał. Dziecko wiązało się z dużą odpowiedzialnością. Kochał osóbkę znajdującą się w brzuchu Silver, ale to mogło nie wystarczyć przy opiece i wychowaniu.
Wszyscy z siódemek czekali na jakąś misję, zajmując się papierkową robotą, której tak bardzo nienawidzili. Harry bardziej skupiał się na imieniu dla dziecka, które miało pojawić się na świecie za dwa tygodnie. Do tej pory nie ustalili imienia i chrzestnych, ale jeszcze się tym tak bardzo nie przejmowali. Pokój został już urządzony i czekał na użytkowanie.
— Skończyłem — odetchnął Isaac z uśmiechem, który zbladł, gdy zobaczył lecącą w jego stronę kolejną teczkę.
— Musimy to dzisiaj skończyć, żeby John nas nie ochrzanił — usprawiedliwił się Harry.
— On nas chyba uwielbia dręczyć — burknął Mickey. — Czy dla wszystkich jest taki wredny?
— Tak — odparła Madison. — Inne dywizjony mają tak samo.
— To chyba wada wrodzona…
Drzwi trzasnęły o ścianę. Wszyscy unieśli głowy, spodziewając się wezwania na akcję albo niezadowolenia Johna, ale Furia zdziwił się, widząc ciężko dyszącego Blaise’a.
— Silver rodzi — wydusił jedynie.
Reakcja Harry’ego była natychmiastowa. Rzucił wszystko, co miał w rękach na biurko i niemal przez nie przeskoczył.
— Wytłumaczcie mnie! — rzucił tylko, ciągnąc Blaise’a za sobą.
Gnał na złamanie karku z depczącym mu po piętach Elvisem do punktu deportacyjnego. Gdy byli na miejscu, pozwolił przyjacielowi deportować ich w odpowiednie miejsce. Nie zdziwił się, widząc Szpital Świętego Munga. Przyjaciel pociągnął go do recepcji, gdzie szybko uzyskali numer odpowiedniej sali, po czym pobiegli w tamtą stronę. Siedząca przed drzwiami Blake spojrzała na nich. Poklepała miejsce obok siebie, nakazując Furii usiąść i mówiąc jednocześnie:
— Już się zaczęło. Trochę tutaj posiedzimy w zależności od tego, jak szybko pójdzie.
— Super — wydusił Harry, opadając ciężko na krzesło.
Czekali kilka nerwowych godzin, krążąc po korytarzu i niemal obgryzając paznokcie. Dźwięk otwierających się drzwi sprawił, że auror stanął w miejscu, kończąc gorączkowy spacer od ściany do ściany. Uzdrowiciel spojrzał na Harry’ego i Blaise’a.
— Ojciec?
— Tutaj — odparł Furia.
— Nie było większych komplikacji. Dziecko jest zupełnie zdrowe — powiadomił.
Furia wypuścił z ulgą powietrze, a mężczyzna dodał, że niedługo wpuszczą go na salę.
— Witamy w świecie pampersów — palnął Elvis, a Rubi trzepnęła go w łeb.
Harry zaśmiał się w odpowiedzi. Po chwili zaproszono go do pomieszczenia. Silver leżała zwinięta w kulkę, a pielęgniarka trzymała w ramionach niemowlaka owiniętego w kocyk. Furia podszedł do łóżka i pocałował Evelyn w czoło, na co uśmiechnęła się słabo. Usiadł na krześle, a pielęgniarka podeszła do nich.
— Chce pani potrzymać synka? — spytała ciepło.
Evelyn odwróciła wzrok i pokręciła niepewnie głową, by następnie zamknąć oczy. Harry spojrzał na nią nerwowo, ściskając ją delikatnie za rękę. Pielęgniarka zatrzymała na niej dłużej wzrok, jednak nic nie powiedziała. Przeniosła pytające spojrzenie na chłopaka, a ten skinął głową. Kobieta pomogła mu odpowiednio ułożyć noworodka w ramionach, a Furia mimowolnie uśmiechnął się na widok swojego dziecka. Odrzucił natrętną myśl, że to tak naprawdę nie jest jego potomek. Najważniejsze było to, że uznał je za swoje i kochał jak swoje. Reszta się nie liczyła.
— Daj mi trochę czasu, proszę — usłyszał szept Silver.
Przeniósł na nią spojrzenie. Patrzyła na nich smutnym wzrokiem, powstrzymując łzy. W odpowiedzi skinął lekko głową.
— Rozumiem — odszepnął.
Wierzył, że wszystko będzie dobrze.

Po trzech dniach pobytu w szpitalu okazało się, że Evelyn nie potrafi zmusić się do trzymania swojego syna w ramionach. Niemal wpadała wtedy w panikę, przypominając sobie, czyje to dziecko. Starała się, jak mogła, ale nie było jej łatwo.
Blake i Blaise zostali chrzestnymi małego Gabriela. Widząc stan swojej córki, Rebecca zaproponowała Harry’emu pomoc przy dziecku, gdy tylko wrócą do domu, a chłopak będzie musiał wyjść do pracy. Carmen od razu dodała, że na nią też może liczyć, za co bardzo im podziękował.
Pomoc okazała się niezbędna. Silver nie zajmowała się dzieckiem. Carmen stwierdziła, że połączenie depresji poporodowej i przeżycia z niedawna, nie pozwolą dziewczynie spojrzeć na synka okiem matki. Razem z Rebeccą pomagały Harry’emu, aby nie miał problemów w pracy, do której często chodził niewyspany. Musiał wstawać do płaczącego Gabriela, ponieważ Silver zakrywała się kołdrą, pragnąć nie słyszeć tego dźwięku.
— Co jest? — spytała Madison, siadając mu na biurku, kiedy zostali sami w gabinecie. — Tak ciężkie nocki? — Kiwnął jedynie głową. — Niedługo trochę się uspokoi.
— Pewnie tak — mruknął.
— A Silver?
— W ogóle się nim nie zajmuje — wyznał.
Zmarszczyła brwi.
— Jak to?
— Wpadła w depresję. Nie jest w stanie nawet go dotknąć. Jej matka i Carmen mi pomagają, gdy jestem w pracy, ale to przecież nie może się ciągnąć w nieskończoność.
— Nie jest jej łatwo w tej sytuacji…
— A mnie jest? Chociaż się staram. A ona? Jak grochem o ścianę. Robię za jego ojca, matkę i jeszcze pracuję, a ona zamyka się w sypialni i nawet nie spojrzy, czy jej rodzone dziecko nie jest głodne! Gdyby Carmen albo Rebecca do nas nie przychodziły, pewnie zastałbym Gabriela płaczącego i głodnego, bo ona by nie zareagowała! Do jasnej cholery, ile tak można?!
Madison nie przejęła się jego wybuchem rozdrażnienia, rozumiejąc jego sytuację i frustrację. Na pewno nie było mu łatwo dwadzieścia cztery godziny na dobę bez dobrego wypoczynku. Żył w ciągłym stresie bez pomocy Evelyn. Odetchnął, trochę się uspokajając .
— Rozumiem, że patrząc na Gabriela widzi tego sukinsyna, ale on nie żyje, a ja non stop jej powtarzam, że traktuję małego jak swoje dziecko. Myślałem, że to do niej dotarło, ale najwidoczniej nie chce tego przyjąć do siebie.
— Spróbujcie małymi krokami, żeby od razu nie rzucać jej na głęboką wodę — zaproponowała.
— Gdyby to było takie proste — mruknął, a ona poczochrała go po włosach, które i tak odstawały już na wszystkie strony.
Gdy wrócił do domu, Rebecca akurat kończyła karmić butelką Gabriela. Evelyn przyglądała się jej zachowaniu, jakby chciała się czegoś nauczyć, chociaż stała za daleko, żeby uznać to za próbę. Kobieta podała mu synka, a on z uśmiechem powitał go całusem w czółko. Rebecca przekazała mu kilka informacji o tym, co się działo i wróciła do siebie.
— Jak w pracy? — spytała cicho Evelyn.
— W porządku.
— Zaraz będzie obiad.
— Położę Gabriela.
Skinęła jedynie głową. Furia poszedł do pokoju niemowlaka. Błękitne ściany z namalowanymi misiami przekazywały wchodzącemu, że jest to pokój dziecięcy, a łóżeczko tylko utwierdzało w tym fakcie. Przewijak znajdował się niedaleko niego, a zaraz obok stała wanienka ze stelażem. Po drugiej stronie pokoju ustawiono komodę, a podłogę zdobił miękki dywan w kolorze jasnego brązu. Obok komody stał fotel w identycznym kolorze.
Uśpienie Gabriela zajęło mu zaledwie kwadrans, więc położył go do łóżeczka, zamknął cicho drzwi i poszedł do jadalni, aby porozmawiać z Evelyn.
— Musimy coś z tym zrobić — zaczął cicho.
— Z czym? — odparła niepewnie.
— Właściwie z kim. Z Gabrielem. Silver, jesteś jego matką. Nie możemy non stop prosić Carmen i Rebeccę o pomoc.
— Nie poradzimy sobie bez nich — wykrztusiła.
— Nie poradzimy, dopóki nie zaczniesz się nim zajmować.
— Mówiłam ci, że nie potrafię…
— Musisz się w końcu tego nauczyć. Będzie z nami do końca życia, rozumiesz?
— Nie jest nasz…
— Jest — powiedział głośniej.
— Nie jest — szepnęła słabo.
— Więc czyj jest? — warknął. Patrzyła na niego w ciszy, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa. — Jest nasz — powtórzył twardo. — Niech to wreszcie do ciebie dotrze.
— Myślisz, że nie próbuję? — podniosła głos. — To nie jest takie proste!
— Nawet nie potrafisz dotknąć swojego dziecka! Nie widzę, żebyś chociaż próbowała! Na jego płacz zatykasz uszy! Powiedz mi, gdzie tutaj jest staranie się?!
— Nigdy nie chciałam tego dziecka!
— Ale je masz, więc się nim zajmij! Carmen i Rebecca mają też swoje życie i nie będą go wychowywać, a dobrze wiesz, że sam sobie nie poradzę, pracując! Gabriel potrzebuje matki!
— Skoro jej potrzebuje, to może lepiej oddać go do domu dziecka!
Furia objął jej twarz dłońmi i niemal wysyczał rozwścieczony:
— Nie wiesz, jak to jest wychowywać się bez rodziców.
Puścił ją i wyszedł, trzaskając drzwiami, nie patrząc w jej rozszerzone w szoku oczy. Dopiero do niej docierało, że Harry chce zapewnić Gabrielowi taki dom, jakiego sam nigdy nie miał. Potrafił pokochać nieswoje dziecko i był gotowy je wychować jak prawdziwy rodzic, ponieważ nie mógł znieść myśli, że odda je do osób pokroju Dursleyów, którzy traktowali go gorzej niż psa. Lekko chwiejnym krokiem ruszyła za nim, z oczami zasnutymi łzami. Wybiegła na podwórze, ale nigdzie go nie dostrzegła. Usiadła na schodku, ukrywając twarz w dłoniach. Musiała pokonać niechciane wspomnienia i w końcu zaakceptować fakt, że Harry jest ojcem jej dziecka. Nasze dziecko. Objęła kolana ramionami, patrząc tępo przed siebie. Jak mogłam pomyśleć o oddaniu go obcym ludziom? Przecież go urodziłam. Jest mój. Mój i Harry’ego. Skuliła się, chowając głowę między kolanami i zaczęła płakać. Po chwili poczuła, jak czyjeś ramiona oplatają ją za ramiona. Dlaczego to nie ty?
— Co się stało? — szepnęła Blake.
— Jestem idiotką, Rubi. Kompletną idiotką.

Harry nie miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Chciał mieć chwilę spokoju, by móc ukoić swoje nerwy. Nie wiedział, kiedy dostał się do lasu, który oddzielał Dempsey od leżącej po drugiej stronie wioski, w której mieszkali Blackowie. Ludzie często przechadzali się tędy do sąsiedniej miejscowości, gdyż droga była krótsza od tej prowadzącej przez otwartą przestrzeń. Zszedł z drogi, nie obawiając się, że się zgubi. Znał to miejsce jak własną kieszeń. Poza tym zawsze mógł się deportować. Usiadł na wysokim kamieniu, próbując wyrzucić z głowy słowa Silver. Zamknął oczy, odgradzając instynkty mordercy. Opanowanie wściekłości było trudnym wyczynem, dlatego musiał szybko coś wymyślić na uspokojenie, aby nie zrobić jakiejś głupoty. Animagia. Uczepił się tej myśli jak tonący koła ratunkowego. Wszystko dookoła zniknęło.

Syriusz uwielbiał przechadzki przez las wraz z Carmen i Dixonem. Czuł wtedy, że ma prawdziwą, kochającą rodzinę i wierzył, że nikt mu jej nie odbierze. Aktualnie Remus i Tonks szli razem z nimi. Mieli w planach odwiedzenie Harry’ego oraz Evelyn. Dixon biegał wokół nich, wyśpiewując rymowankę. Spokój przerwało im głośne wycie wilka. Łapa stanął w miejscu jak wmurowany, podobnie jak Lunatyk. Syriusz nerwowo rozejrzał się wokół siebie, a Remus wyglądał na przygotowanego do ataku. Jednak ich zachowanie był zbyt zwierzęce. Carmen chwyciła Dixona za rękę, patrząc na swojego męża z niepokojem.
— Remus? — zapytała cicho Tonks, nie rozumiejąc ich zachowania.
— Przecież tutaj nie ma wilków — wymamrotał do siebie Syriusz.
— Co jest? — spytała Carmen.
— Muszę to sprawdzić — rzekł. — Idźcie dalej. Spotkamy się na miejscu.
— Czujesz to? — zapytał Lunatyk.
— Czuję — odparł, a w następnej chwili przemienił się w wilczura i pognał w głąb lasu.
Niemal od razu wyczuł trop, więc ruszył tym śladem.

Biegł przed siebie, czując, że żyje. Od dawna nie czuł się tak swobodnie, tak niesamowicie. Nie chciał wracać do rzeczywistości. Chciał zostać tym, kim był teraz: drapieżcą. Wyczuwał różne zapachy świadczące o obecności innych zwierząt, ale wiedział, że nie są groźne. W pewnym momencie usiadł i zawył głośno, jakby chciał wezwać swoje stado, choć nie wyczuł nikogo takiego. Po chwili usłyszał zbliżającą się postać. Członek stada. Zza drzew wyłonił się czarny wilczur przypominający go, lecz różniący się zbyt mocno, by być tym samym gatunkiem. Patrzyli na siebie gotowi do ataku, szczerząc kły. Coś zaczęło obijać się o jego świadomość, ale nie dopuszczał tego do siebie. Nowo przybyły warknął, dlatego odpowiedział tak samo. Nagle wilczur schował kły i usiadł na tylnych łapach. Po chwili zaczął się przemieniać.

Gdy tylko Syriusz dotarł na miejsce, od razu wiedział, że nie ma do czynienia z wilkiem, choć zwierzę, które widział, bardzo go przypominało. Brązowoszara sierść z domieszką złotego zmieniała się w ciemniejszą na bokach i grzbiecie, natomiast w jaśniejszą na brzuchu. Gruby ogon zakończony był czarną plamą, a oczy wpatrywały się wprost w niego. Zawarczał cicho, a osobnik przed nim zrobił to samo. W tym momencie Łapa wyczuł magię. Schował kły, ujawniając pokojowe zamiary i usiadł na tylnych łapach, by po chwili zamienić się ponownie w człowieka. Siedział na ziemi, pokazując tym samym, że nie chce mu nic zrobić, choć nadal nie spuszczał wzroku ze zwierzęcia, które obserwowało jego ruchy.
— Mówiłem ci, Harry, żebyś po pierwszej przemianie od razu wrócił do formy człowieka — powiedział karcąco. — Wiem, że w tej formie czujesz się o wiele lepiej i nie chcesz się zmieniać, ale musisz to zrobić — mówił spokojnie. — Instynktownie chcesz zachowywać się jak zwierzę, ale pamiętaj, że twoją prawdziwą formą jest ciało człowieka. — Zwierzę przysiadło na dwóch łapach. — Nauczysz się korzystać z tej formy i wtedy będziesz mógł się swobodnie przemieniać, ale potrzebujesz trochę czasu. — Zwierzę cicho zaskomlało, kładąc się na brzuchu z łapami wyciągniętymi przed siebie. Położyło głowę na ziemię, a uszy opadły. — No dalej, Harry. Wiem, że nie chcesz, ale to ci wyjdzie na dobre. — Zwierzę spojrzało na niego żałosnym, zielonym spojrzeniem, a Syriusz westchnął. Rozumiał to zachowanie. W końcu sam robił kiedyś podobnie. — Silver i Gabriel czekają. — Zwierzę zaskomlało jeszcze raz, bardziej boleśnie. Coś jest nie tak. — Zmień się to pogadamy. Jako zwierzęta dość ciężko to zrobić, nie sądzisz?
Niemal odetchnął, gdy zwierzę zaczęło się przemieniać, a na miejscu drapieżcy pojawił się zdezorientowany Harry. Łapa poczekał, aż dojdzie do siebie, bo wiedział, że zwierzęce instynkty działają jeszcze przez jakiś czas.
— Co to właściwie było? — zapytał wreszcie Furia lekko stłumionym głosem.
— Wilk to nie był, ale coś podobnego — odpowiedział Łapa spokojnie. — Podejrzewam, że jakaś odmiana szakala, a patrząc na ubarwienie, to wydaje mi się, że złocisty.
— Skąd wiedziałeś?
— Byliśmy w drodze do Dempsey. Usłyszeliśmy wycie i razem z Remusem zareagowaliśmy instynktownie, wyczuwając wilka. Złapałem trop i oto jestem — wyszczerzył się.
— To normalne, że nie chce się wracać do swojej formy?
— Dlatego mówiłem ci, żebyś od razu po zamianie przemienił się z powrotem w człowieka. Chciałem, żebyś początkowo był pod kontrolą, właśnie dlatego, żebyś za bardzo nie wczuł się w formę animagiczną. Z czasem zaczniesz myśleć jak człowiek, ale z instynktami zwierzęcia. Musimy tylko trochę poćwiczyć.
Harry skinął głową.
— Szliście w odwiedziny? — mruknął, a Łapa potaknął. — Wybraliście zły moment.
— Pokłóciliście się?
— Taa…
— O Gabriela?
— Skąd wiesz?
— Widzę, że od kilku dni jesteś rozdrażniony, bo masz za dużo na głowie. To była kwestia czasu — przyznał.
Po jakimś czasie postanowili skierować się do domu. Furia w formie człowieka czuł się teraz dość dziwnie. Jego umysł częściowo połączył się z szakalem i momentami miał zwierzęce odruchy. Samo stanie na dwóch nogach było dla niego problemowe i początkowo nawet się zachwiał, obawiając się utraty równowagi. Łapa obserwował go z lekkim rozbawieniem, choć przyznał, że miał podobne kłopoty.
— Kiedyś, będąc w formie człowieka, chciałem wysikać się jak wilczur — przyznał, a Harry parsknął śmiechem. — Zorientowałem się, że coś jest nie tak, gdy straciłem równowagę. James z kolei chciał mnie postraszyć rogami, więc przywalił mi głową w klatkę — ciągnął, kierując się w stronę ścieżki, z której zboczyli. — Glizdek natomiast kulił się w kącie, bo myślał, że go nie zobaczymy. Takie dziwne odruchy.
— Długo to trwa?
— Jeśli często będziesz się przemieniał, to nie, dlatego zajmiemy się tym już po powrocie do domu. W zamkniętym pomieszczeniu nie rzucisz się do lasu, więc cały czas będę miał cię na oku. Jak już trochę się przyzwyczaisz, przejdziemy do bardziej naturalnego środowiska dla takiego zwierzęcia. Myślę, że najgorsze jest przekonanie się, że forma człowieka jest na pierwszym miejscu i uświadomienie sobie, że trzeba do tej formy wrócić.
Furia był trochę zdumiony, gdy dostrzegł, jak długi dystans przebiegł w formie animagicznej. Po jakimś czasie stanęli na ścieżce i skierowali się do Dempsey, rozmawiając na temat animagii. Mijając po drodze znajome osoby z wioski, dotarli pod dom Harry’ego. Do uszu wdarł się zgiełk rozmów.
— Słyszę, że przypałętała się cała okolica — podsumował Łapa.
— Daj spokój, Tonks. Przecież Remus wyczuł magię — mówiła Carmen lekko znudzonym głosem.
— Ale zawsze mógł się pomylić — upierała się.
— Dora, jako wilkołak wyczuwam takie szczegóły… Rozróżnię animaga od prawdziwego wilka czy czegoś podobnego.
Furia i Łapa weszli do salonu.
— Coś podobnego — oznajmił na wstępie Syriusz z uśmiechem.
— A więc jednak — wyszczerzyła się Carmen i skierowała wzrok na Harry’ego, do którego już przyczepił się Dixon.
— Więc co? — dopytywał Blaise.
— Dajcie książkę ze zwierzętami. Muszę się upewnić — oznajmił Łapa.
Harry do końca nie wiedział, skąd wzięli taką księgę, ale jego chrzestny natychmiast się do niej dorwał. Przerył spis treści i otworzył konkretną stronę. Wyszczerzył się szeroko do kartki.
— Tak, to jest to.
Podał Furii książkę, by dostrzegł, jak wygląda w animagicznej formie. Chłopak pokiwał głową z lekkim uśmiechem zadowolenia.
— Nie oddasz mnie do zoo — stwierdził, a Syriusz roześmiał się głośno. Harry rozejrzał się po pomieszczeniu, nie dostrzegając Evelyn. — Gdzie Silver? — mruknął do Jasmine.
— U Gabriela — odparła.
Furia stał przez moment z zaskoczeniem na twarzy, na co Jas uśmiechnęła się lekko. Skierował się do pokoju obok, gdzie dostrzegł blondynkę stojącą nad łóżeczkiem, w którym spał Gabriel. Zerknęła w jego stronę, gdy wszedł, a później wyciągnęła rękę w jego stronę, prosząc, żeby podszedł. Wtuliła się w jego klatkę piersiową.
— Postaram się, naprawdę — szepnęła jedynie.
Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko jej uwierzyć.

*************************

Mi$ia, "Co oni planują zrobić? — zapytała niepewnie Rubi, gdy znaleźli się w salonie." - to zdanie wskazuje, że przenieśli się do domu.

Znowu nie mam za dużo czasu, więc znowu się nie rozpisuję ;D
Dziękuję za komentarze o do kolejnego rozdziału ;*

19 komentarzy:

  1. W sumie to miałam nadzieję, że Silver umrze przy porodzie albo Harry w końcu ją opuści, naprawdę.
    Nienawidzę tej postaci i jak tylko o niej czytam, to mi się skręca coś w środku. Cóż, mogę mieć jedynie nadzieję, że w przyszłości jednak jakoś się rozstaną :C

    OdpowiedzUsuń
  2. Animagia *-*
    Tak długo na to czekałam i wreszcie jest *u*
    Dobrze, że Silver nareszcie zaakceptowała Gabriela.
    Do soboty ;*

    Aless :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, wcześniej tego nie zauważyłam.
    Zdziwiła mnie postawa Silver, ale to całkiem zrozumiałe, ten szok poporodowy i w ogóle. Wzruszyło mnie to, gdy Furia powiedział "— Nie wiesz, jak to jest wychowywać się bez rodziców." No, po prostu... Mistrzowskie. To tak fajnie wplątane, tutaj rodzi się dziecko, a tu nagle Furia wyjeżdża ze swoim dzieciństwem. Boskie. Podoba mi się imię Gabriel, ale jednak są lepsze. Fajna forma animagiczna, wiedziałam, że Furia będzie jakimś kotem lub psem, tak jak w "Drugim Obliczu". Rozdział bardzo fajny, ale znowu jakiś taki krótki. Albo mi się wydaje. Sama już nie wiem.
    Mi$ia

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś mi się zdaje, że usunęłaś fragment następnego rozdziału w kolumnie ;c
    No ja też miałam cichą nadzieję, że Silver umrze przy porodzie, no ale jest jak jest. Najbardziej spodobała mi się chwila, gdy Harry mówił, że Silver nie wie jak wychowywać się bez rodziców. Obawiam się tego, jak inni ludzie będą traktować Gabriela, gdy zobaczą, że ma pewne cechy nie Harry'ego czy Silver, a inne. Może nie zauważyłam albo może tego nie było... chodzi o wygląd dziecka. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale się pojawi ;)
    Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny! ;**
    Sherlockowa vel Niezrównoważona

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak słów ^^
    Wspaniały rozdział ♥♥♥♥
    Już nie doczekam się kolejnej soboty! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, tyle sie dzialo... ;) Wlasnie podejrzewalam ze Harry w koncu wygarnie jej cos w tym stylu i zacznie akceptowac dziecko.
    Zauwazylam ze znow tytulem rozdzialu jest forma animagiczna xd Irbis i szakal, ktory swoja droga jest chyba jakims Twoim ulubionym zwierzem bo juz drugi raz sie na niego natykam ;)
    Rozdzial na prawde swietny, nie moge doczekac sie nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku byłam strasznie wściekła na Silver, a szczególnie wtedy, kiedy chciała oddać dziecko do adopcji. To było okropne. Animagia <3 I jeszcze Syriusz, który mówił co on i Huncwoci wyrabiali po swoich pierwszych przemianach, po prostu boskie. xD Do Silver chyba nic mnie nie przekona, jakoś nie mogę jej znieść... Nie przypadła mi do gustu i tyle.
    Gabriel od razu mi się z aniołami kojarzy... Aż mi przyszło do głowy, że mógłby być anielskim terrorystą xD Wiem, dziwna jestem xD
    Pozdro ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego wszyscy mają coś do Silver? nie rozumiem... a tak w ogóle dlaczego właśnie Gabriel? i chciałam zauważyć, że to jeden z pierwszych rozdziałów kiedy jest nawet spokojnie na całe szczęście, strasznie emocjonalnie podchodzę do bohaterów ;/ Harry jest taki słodki w tym rozdziale, taki ... tatusiowaty ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. genialny:D :*
    ale nie dałaś fragmentu następnego rozdziału :(
    dlaczego?:(

    OdpowiedzUsuń
  10. Co wy tak nienawidzicie tej Silver? Fajna jest ;_;
    Szczerze to bardzo się zawiodłam tym rozdziałem. W większości Twoje notki są tak cudowne, że wczuwam się w akcję, czuję radość, zaskoczenie, gniew, irytację, a w tej notce? NIC, takie na odwal ;_;
    Nawet nie wiem przez co mam takie uczucie, może za szybko się to dzieje? Albo opisy uczuć, z którymi tutaj słabo? W ogóle animagia to jest coś przełomowego w życiu Harry'ego i wątek ten zasługuje na więcej uwagi. Naprawdę smutno mi, że tak wyszedł ten rozdział, wiem, że stać cię na coś lepszego ;-;
    Gabriel ... myślałam, że wymyślisz coś oryginalnego, też się z lekka zawiodła tym imieniem...
    Szakal? Może lubisz to zwierze, ale mnie w ogóle nie pasuje to do Harry'ego ;-;
    Chyba jedyną rzeczą, jaka mi się podobała w tym rozdziale to depresja Silver. Naprawdę. Zawiodłam się :<
    *to moje osobiste przemyślenia, proszę nie bić za mocno*

    ~Kejti ;3

    PS A gdzie kolumna i fragment następnego rozdziału ?? ;_;

    OdpowiedzUsuń
  11. Notka jest super. Właściwie to całe opowiadanie jest świetne:) Dla mnie rozdział jest w porządku ani za krótki ani za długi. Zapraszam na mojego bloga http://hpiszpiegvoldemorta.com.pl/ Jest to moje pierwsze opowiadanie o hp. Niecierpliwie czekam do kolejnej soboty.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyżby znów jakiś nawiedzony śmierciożerca ??
    Intrygująco opisałaś stan emocji Silver. I bezbłędna postawa Furii, trzeba mieć ogromne jaja by pokochać i wychowywać nie swoje dziecko...
    Szakal - ciekawe... cóż w sam raz dla porywczego i morderczego Furii ;P.
    Mam nadzieję, że Silver jednak się przełamie i stworzą prawdziwą rodzinę..
    Niech Cię Wena nie opuszcza !!!

    Daga

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz wielki talent do pisania. Czytałam twoje opowiadania i wszystkie są boskie :D
    Mam takie pytanko :) Czy w Drugim Obliczu Gejsza miała grzywkę?

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy tylko ja myślałam, że chodzi o Szakala z DO? :D
    Super rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Po tym rozdziale, mam dobry humor
    Dlaczego?
    Dzięki tym perełkom:

    "Witamy w świecie pampersów — palnął Elvis, a Rubi trzepnęła go w łeb."

    "Kiedyś, będąc w formie człowieka, chciałem wysikać się jak wilczur — przyznał, a Harry parsknął śmiechem. — Zorientowałem się, że coś jest nie tak, gdy straciłem równowagę. James z kolei chciał mnie postraszyć rogami, więc przywalił mi głową w klatkę — ciągnął, kierując się w stronę ścieżki, z której zboczyli. — Glizdek natomiast kulił się w kącie, bo myślał, że go nie zobaczymy. Takie dziwne odruchy."

    XD

    A rozdział sam w sobie także był oki ;d
    Silver urodziła!
    Skąd wiedziałam, że to będzie chłopiec?
    I skąd wiedziałam, że wpadnie w depresję po porodową? ;d

    Szczerze mówiąc, to aż zapomniałam, że przecież Harry wychowywał się bez rodziców!
    Trochę wstrząsnęło mną to przypomnienie, choć nie powinno ;d

    Atak na szefa Departamentu Aurorów, to grubsza afera ;D
    Zapewne to ta wtyka była temu winna :3
    Tylko, kto to jest???

    Nareszcie poznaliśmy formę animagiczną Harry'ego! ;D
    Tylko, czemu akurat szakal??? ;-;
    Gdyby to ode mnie zależało, Potter byłby jakimś ptakiem lub wężem <3
    Ale, nie kwestinuję twych decyzji, to twoje opko ;)

    No, cóż, to chyba na tyle...

    Pozdrawiam z mojej gawry
    ~Cathy_Riddle

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej,
    ciekawe kto dokonał ataku na Furie, udało mu się przemienić w swoją formę animagiczną, całe szczęście, że w pobliżu był Syriusz… Silver w całe nie zajmuje się dzieckiem, ale na szczęście wykonała w końcu nakiś ruch…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam!
    Jak czytam niektóre komentarze dotyczące Sliver to aż mnie coś bierze. Większość się czepiają, bo trudno jest jej zaakceptować Gabriela i chciała go oddać do domu dziecka. Mówicie jak ona może tak robić, a co myślałyście? Gwałt zostaje do końca życia w psychice kobiety czy dziecka. To normalne, że tak się zachowywała. Może waszym zdaniem powinna pogodzić się z rzeczywistością, od razu pokochać dziecko jakby w ogóle nie została zgwałcona? To jest żałosny, wręcz okrutny tok myślenia. Wiem, że Gabriel niczym nie zawinił dla Sliver, ale do jasnej cholery! Mogłybyście się trochę wczuć w jej sytuacje, a nie od razu potępiać oraz brać stronę Harry'ego! Mam wrażenie, że na świecie panuje kompletna znieczulica.
    Ja nie mam nic do Sliver, lecz jest mi jej strasznie szkoda.
    Wątpię, żebym na jej miejscu potrafiła jeszcze żyć. Harry ma jaja, bo pokochał nie swoje dziecko? Ona ma "większe jaja", bo potrafiła dalej z tym żyć i potrafiła urodzić to dziecko. Zastanówcie się czasem co piszecie, ponieważ nie dość, że to głupie oraz niedorzeczne to jeszcze raniące.
    Selene Neomajni

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejeczka,
    zastanawiam mnie kto dokonał tego ataku na Furie, no i udało mu się przemienić w swoją formę animagiczną, ale szczęście, że w pobliżu był Syriusz… rozumiem Silver, ale jednak..., na szczęście jednak wykonała jakiś ruch…
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń