„…I've only got problems and no solutions
You're just someone to the world
But you're the world to someone else…”
[You Me At Six – Fresh Start Fever]
Tonks
gnała na złamanie karku do biura Służby Administracyjnej Wizengamotu. W Biurze
Aurorów panowało niesamowite poruszenie. Chwilę wcześniej sam szef aurorów
zaangażował się w jedną z akcji. Jego sekretarka biegała za nim krok w krok,
zachowując się jakby wygrała na loterii. Jakiś czas później do środka wbiegł
ktoś z niższych dywizjonów, oznajmiając głośno z entuzjazmem:
— Siódemki się
odnalazły! Wszyscy żyją!
— To pewne?
— Emma odebrała telefon
i okazało się, że to Potter. Słyszałem, że są w Afryce. Niedługo ściągną ich do
Ministerstwa.
— Ci gówniarze są zbyt
dobrzy, żeby tak po prostu zginąć — roześmiał się ktoś z niedaleka.
Gdy tylko chłopak
wybiegł, by ogłosić innym dywizjonom dobrą nowinę, w gabinecie wszyscy zaczęli
zajmować się swoimi sprawami, więc Tonks szybko ruszyła do biura Syriusza. Gdy
tylko wpadła do środka, pognała do jego biurka, gdzie wypełniał jakieś papiery.
— Łapa! — pisnęła
roztrzęsionym głosem, a ten podniósł głowę. — Harry się odnalazł — zaśmiała się
szczerze.
— C-co?
— Przed chwilą dzwonił
do biura. Wszyscy żyją!
Syriusz zerwał się z
krzesła z radością na twarzy i wycałował ją w policzki, gadając:
— Mój chłopak!
Wiedziałem!
Tonks pognała do punktu
deportacyjnego, by dostać się do Dempsey, gdy tylko przekazała Łapie to, czego
sama się dowiedziała. Wciskała dzwonek do drzwi jak natręt. Otworzyła jej
przygnębiona Jasmine. Tonks szybko przebiegła obok niej, wołając Silver.
Dziewczynę spostrzegła w jadalni. Porwała ją w ramiona, zanim cokolwiek zdążyła
powiedzieć.
— Harry się odnalazł! —
Evelyn przez chwilę stała w szoku. Jej blada twarz kontrastowała z czarnym
ubraniem, kiedy patrzyła na nią z niedowierzaniem. — Dzwonił do Ministerstwa.
Za kilka godzin będą na miejscu.
Silver wybuchnęła
płaczem, a po chwili mocno ją uścisnęła. Tonks objęła ją, jednocześnie śmiejąc
się radośnie.
— Ale… łańcuszek… —
wydusiła z niedowierzaniem blondynka.
— Nie wiem, dlaczego to
pokazywał, ale najważniejsze, że pokazywał nieprawdę.
— Dlaczego aż tyle
czasu? — wychlipała, odsuwając się od starszej kobiety.
— Muszą ich przenieść
po mugolsku z Afryki. Nic więcej nie wiem, a z tego, co się dowiedziałam,
wychodzi, że była to dość krótka rozmowa, w której przekazał tylko gdzie są, że
wszyscy żyją i żeby przenieśli ich po mugolsku.
— Jas, możesz zająć się
Gabrielem? Muszę tam iść — rzekła Silver do rudowłosej, która wszystkiego
słuchała.
— Jasne. Powiadomię
resztę.
Evelyn rozpłakała się
na nowo.
— Nie wierzę. Myślałam,
że straciłam go na zawsze.
Tonks przytuliła ją
jeszcze raz.
— Wszyscy tak
myśleliśmy — szepnęła.
— Chodźmy tam. Muszę go
zobaczyć, gdy tylko wróci.
Cały dywizjon schronił
się w cieniu jednego z budynków, by odetchnąć trochę od upalnego słońca, na
którym spędzili kilka godzin. Co chwilę któreś z nich zerkało w niebo,
spodziewając się dostrzec pomoc, chociaż zdawali sobie sprawę z tego, że jest
jeszcze za wcześnie. Byli tak zmęczeni, że nie mieli nawet ochoty zwiedzać
miasteczka, w którym się znajdowali.
—
Nadal jesteśmy w strefie antymagicznej — mruknął Mickey, kiedy kolejna próba
rzucenia Lumosa zakończyła się niepowodzeniem.
—
Czy to nie jest już za daleko? — zaniepokoił się Navid. — W lesie było to dość
zrozumiałe, ale tutaj…
— Zobaczymy po powrocie
do Anglii. Na razie tylko o tym myślę — odpowiedział Jason, patrząc w niebo.
Mijały godziny.
Postanowili wyjść na skraj miasteczka, żeby helikopter miał gdzie wylądować.
Stan nagle zerwał się z ziemi.
— Lecą! — krzyknął,
wskazując palcem w stronę nieba.
Alano zaryczał radośnie
i wybiegł na drogę, skacząc, machając i wydzierając się. Helikopter szybko się
do nich zbliżał, a Hiszpan rozłożył się krzyżem na ziemi.
— Co za kretyn —
zaśmiał się Isaac, widząc zachowanie chłopaka.
Śmigłowiec wreszcie
wylądował na ziemi i wyskoczył z niego jeden z aurorów Brygady Uderzeniowej.
— Dobrze was znowu
widzieć! — przekrzyczał ryk helikoptera i dał im znać, żeby wsiedli do środka.
Nie zdziwili się,
widząc w śmigłowcu o wiele większą przestrzeń, niż mogło się wydawać od
zewnątrz. Bez problemu zmieścili się w środku i mogli wygodnie usiąść.
Helikopter ruszył.
— Merlinie, gdzie was
tutaj przywiało? — zdumiał się starszy stopniem auror.
— Sami chcielibyśmy
wiedzieć — odparł Stan, przejeżdżając dłonią po dość sporym już zaroście.
— Nic nie ustaliliście?
— zapytał Furia.
— Dość mało. Byliście i
nagle zapadliście się pod ziemię. Nie było żadnych poszlak. Szukaliśmy was w
całej Anglii przez sygnatury magiczne. Po jakimś czasie postanowili rozszerzyć
poszukiwania, ale, no cóż… Nie wykazało waszych sygnatur.
Zapadła chwila ciszy.
— I nie szukaliście
dalej? — upewniał się Jason.
— Nie mieliśmy takich
rozkazów.
— No pięknie. Czyli
uznano nas za martwych? — domyślił się Jasper, a mężczyzna skinął głową.
Siódemki wymieniły
między sobą spojrzenia.
— Przecież sygnatura
magiczna nie pokazuje, czy ktoś żyje, czy nie — oburzył się Isaac.
— Jeszcze się nie
zdarzyło, żeby czarodzieje bez sygnatury żyli — odparł logicznie.
— Cóż, byliśmy w
strefie antymagicznej przez miesiąc, więc mogło nas nie złapać — rzekł Mickey,
zerkając za okienko, by zobaczyć, jak zostawiają za sobą miasteczko.
Auror zerknął na
każdego z nich.
— Próbowaliście rzucić
cokolwiek w tym miasteczku? — zapytał.
— Taa… Nawet Lumos nie
działa — odpowiedział Navid.
— Strefa antymagiczna
już do niego nie sięga — oznajmił po chwili wahania.
— Jak to nie? — zdumiał
się Alano.
Mężczyzna wyciągnął
różdżkę i rzucił zwykłego Lumosa. Koniec jego różdżki rozbłysnął jasnym
światłem. Patrzyli na to zdarzenie w szoku. Isaac niemal w panice sięgnął po
swoją różdżkę i również spróbował rzucić zaklęcie, ale nic się nie stało.
Siódemki spojrzały na niego niepewnie. Madison także spróbowała, lecz efekt był
taki sam, jak u blondyna.
— Straciliśmy magię —
wymamrotał Jason.
W milczeniu przelecieli
kolejne minuty drogi, próbując przyswoić te myśli. Później zaczęli dopytywać,
co działo się w trakcie ich nieobecności. Navid, Madison i Alano zasnęli ze
zmęczenia, a pozostali wpadli w trans pomiędzy snem a jawą. Kilka godzin
później wszyscy zostali rozbudzeni przez aurora Brygady Uderzeniowej
oznajmiającego, że zaraz lądują.
— Dalej dostaniemy się
świstoklikiem do Ministerstwa Magii. Przeniosą was bez względu na to, czy macie
magię, czy nie — dodał, widząc, że Isaac bezskutecznie rzuca Zaklęcie Światła.
Blondyn ze
zrezygnowaniem chwycił pasek od spodni i po chwili widzieli tylko siebie i
rozmazane widoki. Niespodziewanie wylądowali na twardej powierzchni, ledwo
utrzymując się na nogach wśród ogólnego hałasu.
— Są!
Hałas wzmógł się, gdy
próbowali doprowadzić się do porządku. Zaczęły błyskać flesze i naparł na nich
tłum dziennikarzy zadający mnóstwo niezrozumiałych pytań. Nagle ktoś zaczął się
przepychać między nimi.
— Stan? Stan!
Żona aurora przedarła
się przez tłum i z płaczem rzuciła w ramiona swojego męża. Teraz tłum
dziennikarzy przesuwał się w tył, gdy ich najbliższe osoby zaczęły pchać się
przed nich, by zobaczyć zaginionych. Wśród masy ludzi Harry dostrzegł blond
włosy Silver. Ruszył w tym kierunku, a dziennikarz odsunął się na bok. Evelyn
dostrzegła go i ze łzami płynącymi po policzkach rzuciła się, by mocno się do
niego przytulić.
— Myślałam, że nie
żyjesz — wydusiła.
Zaraz za Evelyn pojawił
się Syriusz, który mocno go objął, nie zwracając uwagi na otaczających ich
ludzi.
— Gdzieś ty był? —
powiedział dziwnie słabym głosem.
— Wolisz nie wiedzieć —
odparł, zanim Silver ponownie przygarnęła go do siebie.
— Proszę się rozejść! —
Głos Johna przedostał się przez ogólny szum spowodowany przez dziennikarzy.
Na widoku pojawił się szef
Biura Aurorów. Mężczyzna uścisnął dłoń Furii, kiwając lekko głową. Aurorzy
zaczęli odganiać dziennikarzy, chociaż ci się nie poddawali, nadal wykrzykując
pytania i robiąc zdjęcia.
— Domyślam się, że
wolelibyście wrócić do domów, ale musimy usłyszeć, co się stało po waszym
zniknięciu — rzekł Knife.
Nie mając innego
wyjścia, Harry zgodził się na to. Wraz z resztą dywizjonu i bliskimi im osobami
ruszyli za Knifem do punktu uzdrowicielstwa.
— Jestem głodny. Dajcie
coś do jedzenia — powiedział Alano, a Isaac roześmiał się histerycznie na te
słowa.
— Przez cały miesiąc
słyszeliśmy to co najmniej pięć razy dziennie, więc… zamknij się — odparł
rozpaczliwie Navid.
Hiszpan otwierał usta,
żeby coś odpowiedzieć, ale Jason go uprzedził:
— Dajcie mu coś do
żarcia, bo rozwalę jego łeb o ścianę, jeśli jeszcze raz to powie!
— Miesiąc, cholerny
cały miesiąc z nim wytrzymałem. Czy to nie cud? — wymamrotał z kolei Isaac.
Weszli do punktu
uzdrowicielstwa. Żaden z uzdrowicieli nie dostrzegł poważniejszych ran na
ciele, poza ogólnym wyczerpaniem i, w przypadku Navida, poparzeniem słonecznym.
Silver chodziła za Harrym jak cień. Jasper rzucił się na łóżko pod czujnym
wzrokiem swojej siostry. Furia spojrzał na Knife’a, wiedząc, że im szybciej
skończą, tym szybciej wrócą do domów.
— Co się stało po
dotknięciu świstoklika? — zapytał mężczyzna.
— Wychodzi na to, że ze
świstoklikiem wszystko było w porządku. Uderzyliśmy w barierę przekierowującą.
Wylądowaliśmy w samym środku lasu równikowego w Afryce. Okazało się, że to
strefa antymagiczna…
Opowiedział wszystko,
co działo się po wylądowaniu w lesie, pomijając tylko to, że jego forma
animagiczna dość dużo im ułatwiła. Gdy coś pominął, ktoś z dywizjonu dodawał
to, o czym zapomniał. Nie wspomniał także o słowach jasnowidza skierowanych
wprost do niego, gdyż to nie miało znaczenia.
— Gdy wylądowaliśmy w
Anglii, okazało się, że nadal nie możemy rzucić żadnego zaklęcia — zakończył.
— Straciliście magię? —
upewniał się Knife.
— Na to wychodzi.
— To by tłumaczyło brak
sygnatur magicznych. Czy coś takiego jest możliwe? — zwrócił się do Johna.
— Obawiam się, że zbyt
długi pobyt w strefie antymagicznej mógł wpłynąć na ich magię. Im dłużej tam
byli, tym więcej jej tracili — odpowiedział w zamyśleniu John. — A skoro
doświadczenie nie wykazało nawet najmniejszej oznaki, że sygnatury istnieją, to
mogło wyssać z nich całą magię.
— Ale z czasem wróci,
prawda? — zapytała Madison.
— Wychodzi na to, że
wraz z utratą magii zostaliście charłakami. A do charłaków magia nigdy nie
przychodzi.
Mickey zerwał się z
łóżka, a Stan i Jason spojrzeli na siebie z przerażeniem.
— Zniknęła na zawsze? —
wydusiła Madison.
— Rzadko dochodzi do
utraty magii przez czarodzieja, ale w odnotowanych przypadkach nigdy nie
wróciła.
— O Merlinie — bąknął
do siebie Jasper, jakby to do niego nie docierało.
Silver ścisnęła
Harry’ego mocno za rękę w geście wsparcia.
— Bariera
przekierowująca… To nie mógł być przypadek — rzekł John do Knife’a, a ten
skinął twierdząco głową.
— Wszystko musiało być
dobrze przemyślane. Zderzenie z barierą, która przenosi w sam środek lasu
równikowego w strefie antymagicznej. Mieliście jakieś problemy w akcjach? Ktoś
się odgrażał? — Knife zwrócił się do dywizjonu, ale zaprzeczyli.
— Być może utrata magii
była zamierzeniem — odparł na to John.
— A może ktoś miał
nadzieję, że rozszarpią nas dzikie zwierzęta — palnął Alano. — Heloł, tam były
lamparty!
Madison się wzdrygnęła.
— Albo sądził, że się
wzajemnie pozabijamy — mruknął Isaac.
Mickey chrząknął z
uśmieszkiem, a reszta uśmiechnęła się do siebie głupio, zerkając na Hiszpana, a
ten mruknął coś tylko pod nosem. Zerwał się z łóżka, gdy przyniesiono im
jedzenie. Stanął przy talerzu i zamarł. Harry również spojrzał na naczynie, a
później na Madison, która również na niego zerknęła. Jason i Isaac zaczęli się
histerycznie śmiać. Jasper wyglądał jakby oberwał butem w twarz. Czy naprawdę
na ich talerzach leżały między innymi banany? Jason chwycił swój owoc, a Isaac
podał mu swój. W następnej kolejności Furia rzucił mu swojego banana, podobnie
jak Madison. Z tymi czterema bananami chłopak podszedł do okna pod zdziwionymi
spojrzeniami, otworzył je i wyrzucił. Później podszedł do Navida, który podał
mu bez słów owoc ze swojego talerza. W tym momencie Alano otrząsnął się z
szoku.
— Czy wy na serio
daliście nam do jedzenia banany? — zaczął groźnie. — Te pie*dolone, żółte gnojki?!
— Hiszpan wpadł w histerię i rzucił swoim bananem o ścianę. — Jedliśmy je co
najmniej dwa razy dziennie przez cały miesiąc! Na sam ich widok dostaję szału!
— Jason wyrzucił kolejne cztery banany przez okno. — Nie chcę ich jeść do końca
życia! Dajcie mi spaghetti!
Isaac śmiał się głośno
z Hiszpana. Wszyscy patrzyli na obcokrajowca z oszołomieniem, ale oczy siódemek
były pełne zrozumienia.
— Lepiej idźcie już do
domów — rzekł Knife, patrząc na Alano tak, jakby chłopaka przegrzało słońce. —
Będziemy się z wami kontaktować w tej sprawie. Na razie macie wolne. Bez magii
i tak nic nie zdziałacie.
Skinął im głową na
pożegnanie. Silver natychmiast dorwała się do Harry’ego i wraz z Syriuszem
wyszli na korytarz zaraz za Stanem i jego żoną. Aurorzy udostępnili im drogę do
punktu deportacyjnego, odgradzając ich od dziennikarzy, którzy wykrzykiwali
różne pytania w ich stronę. Łapa skinął Evelyn głową i deportował całą trójkę
do Dempsey, przed dom Potterów. Na widok swojego mieszkania Harry nie mógł
powstrzymać uśmiechu. Weszli na korytarz, a tam Blake przywitała go głośnym
wrzaskiem. Rzuciła się na niego, wybuchając płaczem. Sprowadzeni tym krzykiem
Ślizgoni wpadli do środka z jadalni wraz z Carmen, Lupinami i małym Dixonem.
Dawno nie został tak wyściskany, a płacz kobiet dawał mu do zrozumienia, że
naprawdę zostali nastawieni na to, że nie żyje.
— Zarosłeś jak menel —
wychlipała Jasmine, na co zaśmiał się lekko.
— Taa… Z łazienki nie
wyjdę przez całą wieczność.
— Do Afryki zachciało
mu się jechać — zapłakała Blake, a Furia uśmiechnął się na to słabo.
Chciał zobaczyć
Gabriela, ale doszedł do wniosku, że dziecko zacznie płakać na jego widok ze
strachu, bo mógł sobie wyobrazić, w jakim jest stanie. Stwierdził, że musi
wziąć porządną kąpiel. Silver biegała wokół niego z radością na twarzy. Od razu
zaciągnęła go do łazienki i pobiegła do sypialni po świeże ubrania, mówiąc, że
zrobi coś do jedzenia. W trakcie gdy wanna napełniała się gorącą wodą,
pozostali niecierpliwie czekali na niego w jadalni. Niemal się przeżegnał,
widząc się w lustrze. Długi zarost okalał jego twarz, zmęczone oczy były lekko
zaczerwienione, a włosy znajdowały się w kompletnym nieładzie. W trakcie
wyprawy po Afryce zdążył mocno się opalić. Aurorska koszula wyglądała jak jakaś
szmata: miała pourywane rękawy, była podarta, brudna i widniały na niej jeszcze
lekkie plamy krwi, których nie mógł doprać w rzece. Spodnie nie wyglądały
lepiej. Ściągnął pozostałości po aurorskiej koszuli, wyrzucając ją od razu do
śmietnika. Rana po spotkaniu z rogiem antylopy była już zasklepiona, choć
widniała w tym miejscu długa blizna. Po kłach i pazurach lamparta nie było
niemal żadnego śladu, pewnie dlatego, że wyleczył je, będąc w ciele szakala.
Natychmiast chwycił szczoteczkę i pastę do zębów, by porządnie wyszorować zęby.
Dobrał się do maszynki do golenia, gdy weszła Silver ze świeżymi ubraniami.
Położyła je na szafce i po raz kolejny mocno do niego przylgnęła. Po chwili
spostrzegła bliznę, której na pewno jeszcze miesiąc wcześniej tam nie było.
— Skąd to? — mruknęła.
— Bliskie spotkanie z
rogiem antylopy — odparł i widząc jej zdumienie, dodał: — Później ci powiem.
Bez ostrzeżenia mocno
pocałował ją w usta. Natychmiast odwzajemniła pocałunek, przyciągając go jak
najbliżej siebie.
— Drapiesz —
podsumowała po chwili.
— Jak wszyscy pójdą, to
nie wypuszczę cię z łóżka — odparł cicho, na co uśmiechnęła się lekko.
Machnięciem różdżki
zakręciła kurki, by woda nie wylała się z wanny.
— Przyniosę coś na tę
bliznę. Może zadziała i zejdzie — powiedziała i niechętnie wyszła.
Furia ściągnął z siebie
resztę ubrania i wszedł do wanny wypełnionej gorącą wodą. Poczuł się jak w
niebie. W końcu ostatnimi czasy kąpał się tylko w chłodnej wodzie w rzece.
Zanurzył się cały i po wynurzeniu doszedł do wniosku, że chyba długo stąd nie
wyjdzie. Silver zostawiła mu maść i pobiegła do kuchni zrobić jedzenie.
Porządnie się wyszorował, a później dokładnie ogolił i ubrał świeże ubranie.
Poczuł się jak nowonarodzony, choć dostrzegł, że mocno schudł, co nie było
dziwne, skoro mniej jadł i o wiele więcej chodził. Nawet twarz mu zmizerniała,
co bez zarostu było bardziej widoczne. Z łazienki od razu skierował się do
pokoju Gabriela. Niemal siedmiomiesięczny chłopczyk spojrzał na niego brązowymi
oczami.
— Hej, synek — szepnął
Furia z uśmiechem. — Stęskniłeś się? Bo ja bardzo.
Obawiał się, że Gabriel
przestraszy się go po miesiącu nieobecności, ale nie było żadnych takich oznak.
Trochę niepewnie sięgnął po niego i ostrożnie wyciągnął z łóżeczka. Chłopczyk
zaczął głośno powtarzać jakieś sylaby. Silver zajrzała do środka, co dziecko
przyjęło głośniejszym mówieniem. Furia pocałował go w czółko. Dopiero po
doprowadzeniu się do porządku, zaczął odczuwać zmęczenie miesięczną wędrówką i
brakiem porządnego pożywienia. Nacieszył się chwilę Gabrielem i wraz z Evelyn
poszedł do jadalni. Blake od razu skomentowała jego zmizerniałą twarz i jeszcze
zanim usiadł, miał napełniony talerz potrawą, o której przez ostatni miesiąc
mógł tylko pomarzyć.
— Naprawdę byłeś w
dżungli przez ten miesiąc? — spytała słabo Jasmine, a on potwierdził, zabierając
się za jedzenie. — Jak wy przeżyliście tam tyle czasu bez magii? — nie
dowierzała.
— W takich warunkach
każdy robi się bardzo kreatywny — stwierdził.
— Przecież tam były
niebezpieczne zwierzęta…
— Po jakimś czasie
zorientowaliśmy się, że mogę się przemienić w szakala i gadam z wężami, więc
nie było tragicznie.
— Ale przecież tam nie
było magii!
— Na to magia nie ma
wpływu. Po utracie magii te umiejętności nadal pozostają. Dzięki wężomowie
dowiedziałem się, w którą stronę mamy iść, żeby jak najszybciej dojść do rzeki,
a animagia pomogła przy polowaniu. Gorsze było wysłuchiwanie narzekań Hiszpana
przez ten miesiąc.
Parsknęli śmiechem.
Opowiedział im o całej wyprawie.
— Więc nie macie magii…
— wymamrotał Teo na koniec.
— Według Johna
utraciliśmy ją na stałe.
Zapadła cisza.
— Może z czasem wróci —
mruknęła Rubi, a Furia wzruszył bezradnie ramionami, choć coś ściskało go w
żołądku na myśl, że został charłakiem, ale tym miał zamiar martwić się później.
— A ta bariera?
Przecież to niemożliwe, żeby ktoś ją rzucił bez powodu — zauważył Draco.
— Doszliśmy do wniosku,
że znowu przypadkiem się w coś władowaliśmy i ktoś chciał się nas pozbyć, nie
brudząc sobie rąk. Jeszcze bardziej się w tym utwierdziłem, gdy dowiedziałem
się, jak szybko nas uśmiercili.
— I wychodzi na to, że
to grubsza sprawa — zauważyła Tonks.
— Też to zauważyłaś.
— Jakby na to nie
patrzeć, tylko osoby na wyższym stanowisku mogą podjąć decyzję o uśmierceniu
tylu osób bez ciał. Sama sygnatura magiczna zwykle nie wystarcza do podjęcia
takiej decyzji.
— Dokładnie. Po jakim
czasie sprawdzono, czy istnieją nasze sygnatury?
— Jakieś dwa tygodnie
po zniknięciu — odpowiedział Remus.
Furia pokiwał głową w
zamyśleniu.
— No tak, w tym czasie
zdążyło z nas wyssać całą magię, a wyszukiwanie sygnatury nie działa na osoby
bez magii. Decyzja o uśmierceniu spowolniła poszukiwania. Szybciej szuka się
zaginionych, a nie martwych.
— Łańcuszek też tak
działa? — spytała Silver.
— A co pokazywał?
— Czarny — mruknęła.
— Jak widać, widocznie
działa tak samo, tylko na osoby magiczne. Pewnie nadal jest czarny.
— Komuś nieźle
zaleźliście za skórę — stwierdził Blaise.
— Chciałbym wiedzieć
komu tym razem.
Wszyscy wyszli dopiero
po kilku godzinach, choć pierwsze osoby opuściły mieszkanie wcześniej, gdyż
musieli iść do pracy. Harry czuł zmęczenie fizyczne i psychiczne. Męczyła go
myśl o braku magii i osobie, która chciała się pozbyć siódemek, dopóki Silver
nie usiadła mu na kolanach.
— Mizernie wyglądasz —
mruknęła, przejeżdżając dłonią po jego policzku.
— Nie byłem w SPA —
odpowiedział cicho, przyciągając ją bliżej siebie.
— Już ja sprawię, żebyś
znowu przybrał trochę na wadze.
Furia zaśmiał się
cicho.
— Na razie trochę
posiedzę w domu, więc pójdzie szybciej.
— Co teraz zrobisz?
— Nie wiem. Na razie
nie mam siły o tym myśleć — westchnął, a Evelyn zeszła mu z kolan.
— Do łóżka —
zarządziła.
Nie sprzeciwiał się i
od razu poszedł za nią. Padł na łóżko jak kłoda.
— Koniec spania na
mchu. Czy to raj?
Blondynka roześmiała
się i położyła na boku obok niego. Spojrzała na niego i pogłaskała po policzku.
— Myślałam, że cię
straciłam — szepnęła.
Wplótł palce w jej
dłoń.
— Tylko myśl o tobie i
Gabrielu sprawiła, że nie oszalałem na tyle, żeby poprzecinać sobie żyły, jak
sugerował Isaac — odparł cicho.
Przybliżyła się do
niego, a on położył dłoń na jej karku i przyciągnął do swoich ust. W swój
pocałunek przelali całą swoją miłość i tęsknotę. Jej włosy łaskotały go w
twarz, ale to mu nie przeszkadzało w ściągnięciu z niej bluzki. Przerzuciła
nogę przez jego brzuch, ujęła twarz w dłonie i pochyliła nad nim ponownie,
całując mocno w usta.
Dwa dni później zjawił
się w Ministerstwie Magii z pomocą Silver, która teleportowała go na miejsce.
Knife wezwał siódemki na spotkanie, by porozmawiać z nimi na spokojnie na temat
tego, co ostatnio się stało. W biurze dywizjonu, gdzie mężczyzna nakazał im
przyjść, była już większa część z nich.
— Dobrze cię widzieć
czystego, ogolonego, najedzonego, wyspanego, ogarniętego i tak dalej — rzekł na
wstępie Isaac, który również wyglądał na wychudzonego, gdy zgolił zarost.
— A temu co? — zapytał,
widząc leżącego w krześle Hiszpana.
— Po powrocie do domu
aż do dzisiaj niemal nie wychodziłem z kuchni — odparł. — Pierwszy raz od
dawien dawna nie jestem w stanie już nic w siebie wcisnąć.
Roześmiali się
szczerze. Gdy już byli wszyscy, przyszedł szef Biura Aurorów.
— Siedźcie — rzekł na
wstępie, zanim zdążyli podnieść się z miejsc. — Mam nadzieję, że zdążyliście
wypocząć po tej wyprawie. Śledztwo w tej sprawie trwa, jednak nie mamy zbyt
dużo danych. Jeśli chodzi o was… Ze względu na brak magii nie możecie na razie
pracować. Przez kolejny miesiąc jesteście na przymusowym urlopie. Mam nadzieję,
że przez ten czas wasza magia jednak się zregeneruje, dlatego chciałbym,
żebyście dali mi jakiś znak, jeśli zobaczycie jakieś symptomy powrotu magii.
Wypłatę dostaniecie tak, jakbyście przez ten czas pracowali, z tego względu, że
jesteście zmuszeni przez pracodawcę do urlopu. Teraz chciałbym wysłuchać, czy
przyszło wam do głowy coś, co mogłoby pomóc w znalezieniu sprawcy. Macie może
jakieś teorie?
Rozejrzeli się po
sobie.
— Myśleliśmy o tym w
trakcie tej wyprawy — rzekł Harry. — Po powrocie wysunęliśmy trochę więcej
wniosków. — Knife skinął głową, aby kontynuował. — Czy ktoś poza panem dowie
się o tym, co tutaj powiemy?
— Jeśli uznam, że coś
będzie istotne w sprawie, będę musiał powiedzieć o tym osobom prowadzącym
śledztwo. Reszta pozostaje między nami.
Harry wymienił
spojrzenie ze Stanem.
— Problem w tym, że nie
wiemy, czy darzymy zaufaniem odpowiednie osoby — przyznał Furia.
— Rozumiem, że macie
jakieś powody.
— Dość poważne.
— Wezmę to pod uwagę.
Teraz powiedzcie, o co chodzi.
— Obawiamy się, że
sprawcą jest osoba z wyższych szczebli. Brak sygnatury magicznej zwykle nie
oznacza, że czarodziej nie żyje, a jednak taka decyzja zapadła, co automatycznie
spowalniało poszukiwania. Nie wiemy tylko, kto ją podjął.
— Nie zrobiła tego
jedna osoba. Swoje zdanie w tej sprawie wyraziło bardzo dużo osób —
odpowiedział Knife. — Byli to zarówno członkowie Biura Aurorów, jak i Dział
Współpracy Czarodziejów, znawcy, badacze i sam Minister Magii. Owszem, decyzja
nie była jednogłośna, lecz była spora przewaga liczebna.
— Dlaczego od razu nie
zostało sprawdzone istnienie naszych sygnatur? — zapytał Navid.
— Ten rodzaj poszukiwań
jest bardzo rzadko stosowany, bo nie należy do zbyt bezpiecznych. Standardowo
poszukiwania rozpoczęły się na terenie Wielkiej Brytanii, którą przeszukiwano
na podstawnie przedmiotów, z którymi wasza magia miała styczność w dzień
zaginięcia. Wiecie doskonale, że jest to czynność dość pracochłonna i
pochłaniająca magię. Do przeszukiwania innych krajów potrzebna była informacja
o tym, czy wasze sygnatury w ogóle istnieją, a poszukiwania w Wielkiej Brytanii
zajęły sporo czasu. Mimo wszystko mieliśmy nadzieję, że pozostaliście na
naszych terenach. Wasze nielegalne wylądowanie w innym państwie zostałoby
zauważone, ale nikt nie wziął pod uwagę strefy antymagicznej, do której można
trafić, ale z której nie można się wydostać z pomocą magii. Takie miejsca nie
są nawet monitorowane magicznie.
— W czasie przeszukiwań
Anglii nasza magia zanikała. Nie sądzi pan, że cała sytuacja jest dość dziwna?
Nie mógł tego zrobić pierwszy lepszy czarodziej. Ten ktoś musiał znać procedury
i postępowanie w takich wypadkach.
— Pamiętajmy, że te
przepisy są ogólnodostępne i każdy może je przeczytać.
— Tylko kto miałby w
tym jakiś cel? — rzekł Stan. — Co innego jedna osoba, a co innego cały
dywizjon.
— Chyba że chodziło o
jedną osobę, a uderzyło w was wszystkich — zauważył Knife. — Jednak sam
przejrzałem wasze indywidualne misje i żadna nie była na tyle niebezpieczna,
żeby ktoś tak bardzo się mścił. Możliwe też, że chodzi o jakieś osobiste
porachunki. Nic takiego nie miało miejsca? — Wszyscy powoli pokręcili głowami,
ale Harry tego nie zrobił. Knife najwyraźniej to zauważył. — Również pomyślałem
o śmierciożercach — zwrócił się do niego. — Dlatego to także dokładnie
przeanalizowałem. Wszyscy najniebezpieczniejsi śmierciożercy przebywają w
Azkabanie. Po ostatniej akcji w Bedford i wysłuchaniu zeznań uwięzionych
śmierciożerców złapaliśmy prawdopodobnie wszystkich, którzy brali udział w
atakach na ciebie. Wykluczyłem te podejrzenia. Chyba że były jakieś nowe oznaki
kolejnego buntu śmierciożerców.
— Nie, nic takiego nie
było.
— W takim razie
wziąłbym jednak pod uwagę was jako cały dywizjon, nie jedną osobę — rzekł
Knife. — Przyznam, że jesteście jednym z najlepszych dywizjonów w ciągu
ostatnich kilkunastu lat i myśleliśmy nad przeniesieniem was na wyższy szczebel
lub stworzeniem specjalnego oddziału, gdzie zajmowalibyście się głównie łapaniem
wampirów i sprawami wyższej rangi. Wasz brak magii automatycznie to
uniemożliwił.
— Czyli… ktoś mógł nie
chcieć, żebyśmy awansowali? — zauważył Jasper.
— To całkiem możliwe,
choć nie wiem dlaczego.
— Komu mogło to
przeszkadzać?
— Najbardziej chyba
niższym dywizjonom, które by tego awansu nie dostały. Jednak nikt z nich nie
mógł raczej wiedzieć, co planujemy, chyba że ten ktoś kierowałby się plotkami.
Z drugiej strony gdybyście wy poszli wyżej, to automatycznie któryś z niższych
dywizjonów musiałby zająć wasze miejsca.
Zapadła chwila ciszy.
— Temu wszystkiemu
brakuje rąk i nóg — mruknął Alano.
— Może o to chodziło
tej osobie: żeby nikt nie domyślił się, o co mu może chodzić — powiedział szef.
— Jedno wiemy na pewno: to nie mógł być przypadek, bo byłoby ich stanowczo za
dużo. Nie zostawimy tak tej sprawy, a wy macie bezpośrednio mnie powiadomić,
gdybyście doszli do jakichś wniosków, gdyby działo się coś podejrzanego albo
wasza magia by wracała.
— Tak jest, generale.
Knife wyszedł, a oni
ruszyli w stronę atrium.
— Jak wracacie? —
zapytał Isaac.
— Tak jak się tutaj
dostałam: Błędnym Rycerzem — odpowiedziała Madison.
— Działa? — zdumiał się
Mickey.
— Działa na machnięcie
różdżką. Nie potrzeba do tego magii — wzruszyła ramionami.
Jasper wrócił ze swoją
siostrą, która czekał na niego w atrium. Pozostali poszli za przykładem
Madison. Wyszli przed Ministerstwo Magii, a Isaac machnął różdżką, którą mimo
wszystko każdy z nich ciągle nosił ze sobą. Przed nimi pojawił się Błędny
Rycerz. Stan Shunpike zaczął swoją standardową formułkę:
— Witam w Błędnym…
— Wiemy — odparli
zgodnie Furia, Madison i Navid.
— Ja nie wiem — mruknął
Alano, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Wszyscy wsiedli do
autobusu.
— Nasz zaginiony
dywizjon — rzucił Stan. — Gdzie was podwieźć, harcerze?
Każdy powiedział
odpowiednie miejsce i zapłacili odpowiednią sumę.
— Zawsze chciałem się
tym przejechać — stwierdził Mickey.
— Zaraz ci się odechce
— mruknęła Madison. — Hiszpan, trzymaj…
Dziewczyna powiedziała
to zbyt późno. Autobus ruszył gwałtownie, a chłopak spadł z krzesła. Zaczął coś
gadać po hiszpańsku, rozcierając tyłek.
— Wziął nasze słowa na
poważnie — rzekł Stan. — Słyszeliście? Kazał nam iść ze wszystkim bezpośrednio
do niego, jakby obawiał się, że rzeczywiście ktoś z wyższych szczebli chce się
nas pozbyć.
— Widocznie też to
podejrzewał albo nasze argumenty go przekonały — dodał Jason.
— Myślicie, że gdybyśmy
dostali awans, to moglibyśmy komuś zaszkodzić? — powiedział Isaac. — Przecież
nikogo byśmy tym nie wykruszyli. Stworzenie nowego oddziału nikomu nie
odebrałoby przywilejów, a gdybyśmy dostali się wyżej, to bylibyśmy chyba na
równi i nikogo by nie wylali.
— Wiem jedno:
nieświadomie wpakowaliśmy się w jakieś bagno — rzekł Alano, podnosząc się z
ziemi po raz drugi.
— Sądzicie, że teraz,
gdy straciliśmy magię i nie mamy możliwości dostać awansu, dadzą nam spokój? —
spytała Madison ze zmarszczonymi brwiami.
— Bez magii chyba już
nikomu nie zagrażamy — odpowiedział Mickey.
Navid przytrzymał
Hiszpana, który znowu niemalże wylądował na ziemi. Z jego ust posypała się
wiązanka hiszpańskich przekleństw.
— Co zrobicie, jeśli
nie odzyskamy magii? — zapytał Jason.
— Wolę nawet o tym nie
myśleć — mruknął Stan.
— Ale musieliśmy być
cholernie dobrzy, skoro wzięli nas na odstrzał — rzekł Alano z uśmieszkiem.
— Fakt — potwierdził
Isaac.
— Szkoda, że byliśmy —
szepnęła Madison.
Resztę drogi
przejechali w ciszy zakłócanej przez dźwięki autobusu i hiszpańskie
przeklinanie.
***********************************
Wydaje mi się, że rozdział jest trochę nudnawy, bo właściwie jest tylko wytłumaczenie sytuacji, ale pominięcie tego byłoby chyba dużym błędem z mojej strony. Cóż, takie rozdziały także muszą się pojawić ;)
Jak podoba się nowy szablon? Wczoraj tak weszłam na stronę i stwierdziłam, że wygląd już jest nudny, więc uruchomiłam Photoshopa i po kilku(nastu) przekleństwach nad CSS'em wyszło coś takiego. Dość skromnie, ale ostatnio takie szablony najbardziej mi się podobają. Mam jeszcze dwa ładne zdjęcia Daniela, więc obawiam się, że nagłówek może ulec zmianie za jakiś czas :D CSS'a chyba nie będę tykać, bo ten jest nawet w porządku, a nie lubię go tworzyć ;)
Ostatnio pojawiły mi się w głowie pomysły na dwie miniaturki do Drugiego Oblicza. Jedna jest zaczęta od dobrych dwóch miesięcy, ale coś nie mogę ruszyć dalej. Może jednego wieczora zepnę pośladki i ruszę dalej, a jak nie da rady to wezmę się za drugą, a tę dokończę w późniejszym czasie ;) Tak czy inaczej, na razie mam w głowie myśl, że muszę skończyć Instynkt, bo jak zwykle się rozpisuję xD
Do kolejnej soboty ;*
Czyżbym była pierwsza :D?
OdpowiedzUsuńW każdym razie, zacznę od szablonu, bo jest cudowny. CSS mi się bardzo podoba, pasuje klimatem do opowiadania, a nagłówek to już w ogóle cudo, jeszcze to tło za Danielem... No i świetną sesję znalazłaś :D
Co do rozdziału - wcale nie był nudny, może faktycznie niewiele się działo, niemniej mnie się podobało. I wnioskując z zapowiedzi magii szybko nie odzyskałam, więc zapowiada się interesująco. Niemniej mam nadzieję, że w końcu im się uda :D Moim zdaniem trochę mało ich obszedł fakt, że są charłakami, ale z drugiej strony może to dobrze, że nie siedzą i nie płaczą, tylko ciągle liczą na powrót magii, bo z drugiej strony, gdyby mieli tylko rozpaczać... Jest dobrze jak jest :D
Podobało mi się też to, jak wszyscy się na nich rzucili, szczególnie płacząca Blake i żona Stana jakoś tak ujęły mnie za serce. A wyrzucanie przez okno bananów... Mistrzostwo, rzeczywiście musieli mieć ich po dziurki w nosie :D
Wspominałaś o miniaturkach na DO - liczę, że jakieś się pojawią, bo zdecydowanie byłoby ciekawie. Z tego co pamiętam, był kiedyś pomysł na to, żeby połączyć Harry'ego z Twoich trzech opowiadań - dalej o tym myślisz?
Pozdrawiam i weny życzę :D
*szybko nie odzyskają
UsuńOboże. Jaki cudny szablon *.* Te zdjęcia Daniela <3 Zakochałam się w nich *_*
OdpowiedzUsuńTak jakoś zauważyłam, że uwielbiasz komplikować życie Harry'emu. Najpierw tortury i ciąża z gwałtu, potem ten las równikowy, a teraz jest charłakiem. Z każdym nowym rozdziałem myślę, co tym razem trafi się Potterowi. xD Wiem, że gdyby nie było kłopotów, to byłoby nudno, ale i tak tego jest za dużo :D
Coś czuję, że Harry'ego zwolnią, ale to tylko moje przypuszczenia :C
Do następnego ;*
Aless :3
Och,sobota. Mój ulubiony dzień. A wiesz dlaczego? Bo wstawiasz nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńSzablonik cudny. Bardzo pasuje do opowiadanka.
Ależ ty uwielbiasz komplikować Harrusiowi życie. Harry charłakiem? Tego się nie spodziewałam. Szczerze to mam wielką nadzieję, że ją odzyska...może nie tak od razu, ale jakoś nie potrafię sobie go wyobrazić żyjącego jako charłaczek.W końcu jakoś się musi zemścić, prawda? Nie pozbawiajmy go chociaż tej radości :-)
Ech, Alano mnie po prostu rozwala. On oszukuje system. Jest fenomenalną postacią, gratuluje, stworzyć taką postać to trzeba mieć talent. Zresztą wszystkie postacie są tak zajebiste, że nie mogę się doczekać kiedy dowiem się jak potoczą się dalej ich losy. Tak ogólnie to należy Ci się wielki szacun, że piszesz dalej i nie poddajesz się. Szacun, szacun, szacun !!!
Jak przeczytałam, że planujesz kolejne miniaturki do Drugiego Oblicza. Aż mi się oczy zaświeciły. Akurat wczoraj przeczytałam sobie Niesforną Policjantkę i myśl , że będę mogła zachwycać się nową perełką, którą na pewno będzie. Przyznam bez bicia, że jest to moje ulubione opowiadanie twojego autorstwa i jednym z najlepszych jakie czytałam ogólnie.
Wracając do Instynktu, z niecierpliwością czekam na dalsze koleje losu Furii i całej reszty.
Pozdrowienia :-)
Weny życzy Priori <3
:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
To aż *
UsuńKtórą na pewno będzie sprawiła że serducho mi mocniej zabiło.*
Sorry za błędy, to ta radość :-)
Rewelacyjny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuńJuż się nie doczekam kolejnego. ♥ :)
Em, naciąganie z tym wyssaniem magii i charłactwem. Animagiem może być tylko czarodziej, więc gdyby magia nie wpływała na to, to mugole też by się przemieniali. A różdżka? Różdżka ma swoją magię i jest swego rodzaju przewodnikiem magii, tak więc siła czarodzieja zależy zarówno od magii jaką posiada czarodziej, jak i od jego różdżki.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie ta historia powinna się była skończyć w dniu ślubu Harry'ego. Może i wstawki Hiszpana są zabawne, ale im dłużej piszesz tę historię, tym bardziej odchodzisz od "Instynktu mordercy". Poza tym za dużo pakujesz w Harry'ego. Fakt, życie bohatera nie jest łatwe, ale nie jest też tak ciężkie jak w tej historii. Powinnaś dać mu trochę luzu, bo czytelnik myśli: "O, cóż Bully znowu zrobi Potterowi? Czy Potter będzie ranny? Czy zginie?" Nie ma sensu tyle pakować, zwłaszcza że rozdziału dramatyczne są ze sobą blisko zestawione. Piszesz świetnie, ale kiedy robi się coś na siłę, to często się traci do tego serce.
Angie
Kocham twojego bloga, ale niewyaczę Ci jeśli nie oddasz im magii ! To się nie może tak skończyć ! Czekam w napięciu do soboty .Blog super ;)
OdpowiedzUsuńczy tylko ja jedna podejrzewam Knife'a? :D
OdpowiedzUsuńcoś jest z nim stanowczo nie tak, nigdy go nie lubiłam :P
ale tak poza tym - świetny rozdział, jak każdy inny oczywiście ;)
jestem wielbicielką twoich opowiadań od czasów Złodziei Serc, ale ten blog to prawdziwa perełka <3 wreszcie można się naprawdę wczuć w bohaterów, w ich prawdziwe życie, w prawdziwe a mniej efektowne problemy ... ta historia jest po prostu magiczna ! :D
kocham Cię, Bully! nie przestawaj pisać, nigdy, nigdy!
Życzę weny ;*
PS. I tak zawsze będę o tobie myśleć per ,,Rockowa Pumcia" ;*
Nie Ty jedna, ale ja bym bardziej stawiała na Johna, on ich nigdy nie lubił :D Poza tym na Knife'a było kilka ataków, więc może to się jakoś ze sobą łączy?
UsuńDawno nic nie komentowalam, jakos nie mailam weny, bije sie w piers i przepraszam! ;p Przeczytalam cale opowiadanie od poczatku i znowu przypomnialam sobie za co je kocham!
OdpowiedzUsuńPrzeczytala dwa Twoje poprzednie opowiadania i nie moge wyjsc z podziwu nad tym, jak bardzo zmienil sie Twoj styl pisania! Oczywiscie na lepsze ;DDD Chociaz mimo, ze popelnialas mnostwo bledow i tak historia je przycmiewala ;)))
Rozdzial faktycznie troszenke nudnawy, ale czasem trzeba jakas przerwe zrobic. Ten rozdzial jest "klejem" xDDD Ja tez podejrzewam, ze z Johnem albo Knightem jest cos nie tak... Cos mi tu smierdzi;p
P.S. Dzieki Tobie odkrylam Linkin Park na nowo i nie moge ich sie nasluchac juz od ponad roku ! Kupilam bilet na koncert juz w pierwszy dzien sprzedazy XDDDD Stad moje pytanie do Ciebie: w jakiej strefie kupilas swoj? Ja mam w GC i strasznie sie jaram, bo bede blisko sceny<3 Czy Twoja propozycja spotkania jets nadal aktualna? Jade sama i fajnie by bylo isc jednak z kims ;DDD
Pozdrawiam xoxo
No i kolejny rozdział za mną. Moim zdaniem nie był nudny. Pokazuje, jak cała sytuacja jest zagmatwana i bardzo się cieszę, że wątek nie kończy się po powrocie do domu. W końcu pojawiła się jakaś grubsza sprawa i mogę powiedzieć z czystym sumieniem - nie potrafię przewidzieć, co będzie dalej. Z każdej strony ktoś mógł próbować uderzyć, zapewne było w to zamieszane więcej niż jedna osoba. Za wiele sytuacji nie do wyjaśnienia, za wiele przypadków. Czy "poluje" się na cały dywizjon, cały oddział aurorów czy może tylko jedną osobę? Hmm... cholera, nie wiem. Naprawdę ciężka sytuacja. Jeszcze stracili magię... tak w sumie ciekawie byłoby, gdyby nie odzyskali jej już do końca opowiadania, chociaż dobrze wiem, że im ją przywrócisz (tym razem nie tylko dlatego, że jest to do przewidzenia, ale również - przyznam się - widziałam tytuł któregoś z następnych rozdziałów, który brzmi "przywracanie magii", więc raczej o nic innego nie chodzi, niż o to).
OdpowiedzUsuńWyłapałam tutaj jedno powtórzenie: "Łapa skinął Evelyn głową i deportował całą trójkę do Dempsey, przed dom Potterów. Na widok swojego domu Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.", chodzi o słowo "dom".
Pozdrawiam serdecznie,
Frigus. (www.pisanina-frigus.blogspot.com)
Hey!
OdpowiedzUsuńSzczerze? Uważam tą utratę magii za lekkie przegięcie :/
Od początku podejrzewałam, że ta bariera, nie była przypadkiem ;d
Tylko kto to zaplanował???
A oto i moje ulubione fragmenty:
"— Lecą! — krzyknął, wskazując palcem w stronę nieba.
Alano zaryczał radośnie i wybiegł na drogę, skacząc, machając i wydzierając się. Helikopter szybko się do nich zbliżał, a Hiszpan rozłożył się krzyżem na ziemi.
— Co za kretyn — zaśmiał się Isaac, widząc zachowanie chłopaka."
"Zerwał się z łóżka, gdy przyniesiono im jedzenie. Stanął przy talerzu i zamarł. Harry również spojrzał na talerz, a później na Madison, która również na niego zerknęła. Jason i Isaac zaczęli się histerycznie śmiać. Jasper wyglądał jakby oberwał butem w twarz. Czy naprawdę na ich talerzach leżały między innymi banany? Jason chwycił swój owoc, a Isaac podał mu swój. W następnej kolejności Furia rzucił mu swojego banana, podobnie jak Madison. Z tymi czterema bananami chłopak podszedł do okna pod zdziwionymi spojrzeniami, otworzył je i wyrzucił. Później podszedł do Navida, który podał mu bez słów owoc ze swojego talerza. W tym momencie Alano otrząsnął się z szoku.
— Czy wy na serio daliście nam do jedzenia banany? — zaczął groźnie. — Te pie*dolone, żółte gnojki?! — Hiszpan wpadł w histerię i rzucił swoim bananem o ścianę. — Jedliśmy je co najmniej dwa razy dziennie przez cały miesiąc! Na sam ich widok dostaję szału! — Jason wyrzucił kolejne cztery banany przez okno. — Nie chcę ich jeść do końca życia! Dajcie mi spaghetti!
Isaac śmiał się głośno z Hiszpana. Wszyscy patrzyli na obcokrajowca z oszołomieniem, ale oczy siódemek były pełne zrozumienia."
Magia na pewno do nich wróci. W końcu zawsze udaje im się dokonać niemożliwego ; '
PS. Jutro mam próbny egzamin gimnazjalny...
TRZYMAJCIE KCIUKI!!!
;*
Pozdrawiam,
~Cathy_Riddle
Hej,
OdpowiedzUsuńw końcu wrócili do Anglii, ciekawe komu zależało na pozbycie się ich, mam nadzieję, że magia do nich powróci..
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, w końcu wrócili do Anglii, ale ciekawe komu zależało na pozbyciu się ich... mam nadzieję, że odzyskają magię z czasem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga