10.05.2014

II. Rozdział 46 - Przypadki

„…I am an arms dealer
Fitting you with weapons in the form of words
And I don't really care, which side wins…” 
[Fall Out Boy – This Ain't A Scene, It's An Arms Race]

Harry nie wiedział, co było najgorsze: pustka na twarzach siódemek, widok Lisy na silnych środkach uspokajających czy zamknięta trumna z ciałem Navida. Pamiętał, że jako kapitan wygłosił krótkie przemówienie o koledze. Wspominał kilka anegdot ze szkolenia i pracy, mówił o tym, jakim był aurorem i człowiekiem oraz o jego poświęceniu dla obywateli i dywizjonu. W tym dniu przeklinał moment, w którym został kapitanem i moment, w którym został aurorem. Poczuł nienawiść do tej pracy, bo pierwszy raz zginęła osoba, która była pod jego dowództwem. Często odnosili rany i lądowali w szpitalu, ale wszyscy zawsze wychodzili z tego cało. Teraz zginęła jedna z siódemek. Było to strasznie nierealne.
Zrozumiał słowa starszych aurorów twierdzących, że nie powinni przywiązywać się do innych kolegów po fachu, żeby później nie czuć tak wielkiego bólu. Zrozumiał podejście Johna, który zawsze traktował swoich podwładnych z chłodem i dystansem. Zrozumiał Tony’ego, który porzucił tak dobre stanowisko, by nauczać kadetów w taki sposób, żeby byli w stanie dużo przetrwać. Ich opiekun ze szkolenia również pojawił się na pogrzebie, stojąc obok zasmuconej Silver. Harry nie chciał patrzyć na twarze reszty siódemek, gdy wracał do ustawionego przez nich szeregu. Stali z pochylonymi głowami, z wyuczonym, twardym wyrazem twarzy, kiedy wkładano trumnę do grobu. Kiedy wszyscy rozchodzili się do domów, siódemki nie patrzyły w swoją stronę. Silver ścisnęła Harry’ego za rękę. Jego wzrok padł na stojącą nad grobem Lisę, żonę Navida.
— Idziemy? — spytała cicho Evelyn.
— Muszę jej coś powiedzieć.
— Harry…
— Prosił mnie o to.
Pokiwała powoli głową.
— Będę czekała w domu.
Furia dał Lisie czas na pożegnanie się z mężem. Podszedł do niej dopiero wtedy, gdy wróciła na ścieżkę. Spojrzała na niego zaszklonymi oczami.
— Długo cierpiał? — szepnęła.
W gardle coś go ścisnęło na to pytanie. Tylko chwilę.
— Nie — odpowiedział cicho. — Jednak prosił mnie, żebym przekazał jedną wiadomość: że bardzo kochał ciebie i Tiffany.
Kobieta starła łzę wypływającą z oka.
— Cały on — szepnęła.
— Mógłbym w czymś pomóc?
— Tak. Nie zapomnijcie o nim.
Po tych słowach odeszła, zanim zdążył powiedzieć, że tego może być pewna.

Dywizjon od bardzo dawna nie był tak milczący. Zwykle w biurze toczyły się rozmowy na ważne lub bzdurne tematy, ktoś się śmiał lub przeklinał nad raportem albo omawiali jakąś sprawę. Puste biurko Navida przyciągało wzrok, gdyż wiedzieli, że już nigdy więcej go za nim nie zobaczą. Gdy John przyszedł z misją, mieli wrażenie, że mężczyzna oderwał się od rzeczywistości i żyje w innym świecie. Zwykłe sprawy były nierealne.
Harry przyłapywał się na tym, że myślał o rezygnacji ze stanowiska kapitana. Czuł, że mógł wydać jakieś polecenie, inaczej rozpracować akcję, aby Navid przeżył. Stwierdził, że źle to zaplanował i wina leży po jego stronie. To on stracił kontrolę nad całą sytuacją. Mógł wcześniej wezwać pomoc, zarządzić odwrót. Jesteś zaje*istym kapitanem. Ostatnie słowa chłopaka przed śmiercią wydawały mu się pozbawione sensu. Miał wrażenie, że siódemki rzucają mu oskarżycielskie spojrzenia, pełne pretensji i żalu, choć za każdym razem, gdy podnosił głowę, oczy mieli wbite w papiery. Jego wyobrażenia o idealnej pracy rozsypały się na kawałki.
Wyszedł pod kompletnie bzdurnym pretekstem, żeby nie siedzieć w tym cichym biurze. Na korytarzu spotkał się z nienaturalnym hałasem, zupełnie niepasującym do obecnej sytuacji. Windą dostał się do atrium, a stamtąd wyszedł na niewielki plac należący do Ministerstwa Magii, lecz znajdujący się na dworze. Oparł się o barierkę i zapalił papierosa, obserwując przejeżdżający samochód, z którego kierowca nie mógł go zauważyć.
 — Ciężko być kapitanem, co? — usłyszał głos Tony’ego Hurta. Furia spojrzał w jego stronę z zaskoczeniem, gdyż nawet nie usłyszał, jak wszedł. Mężczyzna usiadł na ławce obok. — Szczególnie, gdy dochodzi do takich sytuacji. Na kapitanie spoczywa cała odpowiedzialność za podwładnych, więc to on ma wyrzuty sumienia, gdy któryś z nich zginie. Tak było, jest i będzie.
— Więc po co się do tego brać, skoro można oddać tę rolę komuś innemu? — odpowiedział Furia.
Tony uniósł kącik ust.
— Po to, żeby nie zginęło więcej ludzi, gdy tę funkcję przejmie ktoś, kto się na tym nie zna.
— Patrząc na to odwrotnie: po to, żeby nie zginęła ta jedna osoba, gdyby tę funkcję przejął ktoś lepszy.
— Proponujesz Corralesa, któremu imprezy w głowie, albo Brody’ego, którego szlag trafia, gdy mu coś nie wyjdzie?
— Raczej Stana, który ma głowę na karku i trzeźwo myśli.
— I nie ma większego doświadczenia — dodał Tony. — Oczywiście, teraz już ma, ale wcześniej przyszedł tutaj właściwie tylko z doświadczeniem ze szkolenia. Ciebie czegoś nauczyła bitwa o Hogwart, a takie doświadczenie, chociaż przykre, jest kapitanowi potrzebne. Praca aurora jest niebezpieczna i możesz starać się ograniczać ryzyko do minimum, ale nie obędzie się bez ofiar śmiertelnych. Dobrze o tym wiesz. Trzeba się po prostu spiąć i iść dalej. Jedno niepowodzenie nie może przekreślić kilkunastu czy nawet kilkuset sukcesów. Poddanie się nawet do ciebie nie pasuje, Potter.
— Może czasami lepiej to zrobić?
— Podaj mi chociaż jeden sensowny przykład, gdzie poddanie się było najlepszym rozwiązaniem. — Tony uśmiechnął się, gdy Furia nie był w stanie nic wymyślić. — Właśnie. Śmierć Clive’a nie była niczyją winą. Był aurorem, wiedział, na co się pisze, a to oznacza, że był skazany na niebezpieczeństwo. Jest to wpisane w zawód aurora. Kapitan może wydać nie wiadomo ile prawidłowych poleceń, ale nigdy nie ma pewności, że wszystko pójdzie jak w zegarku. Czasami giną nawet najlepsi. Takie jest życie. — Mężczyzna wstał i klepnął go w plecy, dodając: — Nie bez powodu zostałeś kapitanem.
Zostawił Harry’ego samego z własnymi myślami.

Chociaż śmierć Navida była dla siódemek dużym ciosem, wiedzieli, że muszą iść dalej. Czas leciał wyjątkowo szybko. Często widzieli Tony’ego w Ministerstwie Magii i dziwili się, że mężczyzna nie katuje swoich kadetów. Śledztwo nad sytuacją, gdy siódemki zostały wysłane do Afryki, spełzły na niczym. Nikt nie potrafił znaleźć sprawcy tego czynu, więc śledztwo zostało umorzone.
— Niemal tam poginęliśmy, a oni mają to w dupie! — warknął Jason, gdy o wszystkim się dowiedział.
— Wydaje mi się, że powinniśmy sami się w tym rozeznać — powiedział Harry, patrząc w papiery, a wszyscy spojrzeli na niego. — Znowu zaatakowali Knife’a. Tonks właśnie dała mi znać, że trafił do Munga i jego stan jest ciężki.
— Czwarty atak z kolei…
— Albo i piąty, jeśli liczyć wybuch gazu u jego znajomych, gdy był w odwiedzinach.
— Skąd to wiesz? — zdumiał się Mickey.
— Tonks jest w tym obeznana, bo jest w ochronie. Wybuch gazu uznano za przypadek, sprawę zatuszowano. Tych przypadków jest coraz więcej.
— Zaraz… Czekaj — wtrącił się Jasper. — Czytałeś wzmiankę w Proroku o potrąceniu przez samochód zastępcy Knife’a?
— Czytasz mi w myślach. Niewyjaśnione przypadki mnożą się jak bakterie. Potrącenie zastępcy Knife’a, wybuch gazu, pierdyliard ataków wampirów, chociaż nigdy na to nie narzekano, przypadkowo ustawione bariery przekierowujące. I, o dziwo, w centrum zawsze są aurorzy.
— Furia, przerażasz mnie — mruknął Alano.
— Nie wiem, co jest grane, ale coś mi tutaj nie pasuje.
— Chciałbym powiedzieć, że masz paranoję, ale nie mogę — stwierdził Isaac. — Tylko od czego zacząć?
— Od powodu — rzekł Stan. — Co może wiązać te wszystkie sprawy?
— Ktoś chce wyeliminować jak największą ilość aurorów, żeby miał ułatwioną sprawę, by zastąpić Voldemorta — zaproponował Jason.
— Rozwiń swoją myśl.
— Dlaczego jest tyle ataków wampirów? Nagle coraz więcej z nich uwalnia się spod kontroli Ministerstwa. Może mają jakiegoś… no nie wiem… powiedzmy guru i teraz chce rozszerzać działalność wampirów. Knife wszystko blokuje, jako szef Biura Aurorów. Trzyma ich w ryzach, wysyłając aurorów, którzy mają się ich pozbyć. Knife to twarda sztuka. Nie da się przekupić, nie działa na szkodę Ministerstwa i wie, że wampiry są poważnym zagrożeniem dla ludzi, więc nie zgodzi się na ich większą swobodę. Jego zastępca działa raczej podobnie.
— Dlaczego nic nie dzieje się z innymi aurorami, oprócz nas? — zastanowił się Mickey.
— To my jesteśmy specjalnym oddziałem do spraw wampirów, więc zagrażamy im najbardziej. Wybiliśmy już sporo z nich.
— A Brygada Uderzeniowa? Też się na tym znają.
— Ale nie są oddelegowywani na mniejsze ataki.
— Sądzicie, że śmierć Navida to też nie jest przypadek? — mruknął Jasper.
Zapadła chwila ciszy.
— Jeśli weźmiemy pod uwagę wersję Jasona, mogło tak być — odparł Harry w zamyśleniu. — Może chcą wybić każdego z nas po kolei. Wtedy będą mieli bardziej otwartą drogę. Zabraknie oddziału do spraw wampirów. Możliwe, że wtedy zaczną się ataki na Brygadę.
— Ale spójrzmy na to: dlaczego nie atakują Ministra Magii? — wtrącił Alano. — W końcu to on jest głową wszystkiego. Jeśli ktoś miałby jakoś zmieniać ustawy dotyczące wampirów, musiałby wpłynąć na Ministra, a on nie da sobie w kaszę dmuchać. Co innego, gdyby był to Knot.
— Może chce zacząć od osób z różnych departamentów, żeby wymusić na nim jakieś decyzje. Po nitce do kłębka i wtedy mieliby większy dostęp, żeby zająć się samym Ministrem — odpowiedziała Madison.
— Powiedzmy, że mamy rację — wtrącił Stan. — Kto podłożył podsłuch do naszego biura? Pamiętajcie, że przy prowokacji nie zaatakowały wampiry, tylko śmierciożercy, a jednak szpieg się w tym udzielił.
Zapadło dłuższe milczenie.
— Współpraca? — rzekł ze zwątpieniem Mickey. — Tylko po co wampiry miałyby współpracować ze śmierciożercami, skoro śmierciożercy w większości są powyłapywani, a reszta nawet nie wytyka nosa ze swoich kryjówek? Chcieli się mścić. A wampiry? Po co im zemsta? I na kim?
— Jeśli śmierciożercy mieliby jakiś wpływ na władzę, miałoby to sens — odparł Alano. — Ktoś mógłby je zapewnić, że będą miały lepsze warunki, ale nie mają wpływu, więc to nie ma sensu.
— Chyba że ktoś działa dość subtelnie i nikt nie ma szans się zorientować — dodał Isaac. — Ale to musiałby być ktoś na wysokim stanowisku, żeby nie były to słowa rzucane na wiatr. Nie zaufaliby pierwszej lepszej osobie.
— Wychodzi z tego, że śmierciożercy chcą przejąć władzę, co, powiedzmy szczerze, jest nierealne — zauważył trzeźwo Jason.
— Inne pomysły?
Zapadła jeszcze dłuższa cisza niż wcześniej.
— To musi być albo bardzo pogmatwane, albo tak proste, że nikt nie weźmie tego pod uwagę — stwierdziła Madison.
— Albo te przypadki są ze sobą niepowiązane, w co osobiście nie chce mi się wierzyć — zakończył Stan.

Impreza z okazji urodzin Silver sprawiła, że wszyscy wreszcie mogli się spotkać i porozmawiać. Młode małżeństwo Fillmore nadal zachowywało się względem siebie tak, jakby ledwo zaczęli ze sobą chodzić, a Teodor powiedział szczerze w ich stronę, że niedługo zacznie wymiotować od tej słodkości w ich związku. Blake po raz kolejny groziła zerwaniem z Blaisem, ale każdy wiedział, że prędzej czy później do siebie wrócą, jeśli już by do tego doszło.
— Merlinie, z kim ja się przyjaźnię? — wymamrotał Draco do talerza.
— Zadaję sobie to samo pytanie za każdym razem, gdy spotkam się z kimś z was — oznajmił Teodor. — Dać wam klej? — zwrócił się do Jasmine i Toby’ego z irytacją. — Silver, jak zwymiotuję, nie będzie to wina tego, że coś z jedzeniem było nie tak.
— Och, to super. Nikt nie będzie podejrzewał, że dodałam do biszkoptu cyjanek.
— Jak na was wszystkich patrzę, to utwierdzam się w przekonaniu, że lepiej zostać starym kawalerem — stwierdził Nott, zerkając z rozdrażnieniem na Rubi i Elvisa, którzy już się godzili po sprzeczce. — Bez urazy. Wy jesteście normalni — dodał w stronę Blacków, Lupinów i Shirleyów.
— A to dobre — parsknął Furia. — On jest normalny? — wskazał na Syriusza, który rzucił mu urażone spojrzenie.
Teodor zastanowił się.
— Może sam w sobie nie jest, ale jest w normalnym związku.
Carmen parsknęła śmiechem na te słowa.
— Masz coś do nas? — oburzyła się Blake.
— Tak. Zrywaliście ze sobą tyle razy, że już nie mogę nadążyć z liczeniem — odparł. — A od słodkości Fillmore’ów już mi niedobrze.
— A my co ci zrobiliśmy? — zapytała Silver.
— Wybacz, ale żyjesz w patologicznym związku z człowiekiem, który co chwilę ładuje się w jakieś problemy.
— Spie*rzaj — wymamrotał Furia z niechęcią.
— A co jest u nas nie tak? — dodała z rozbawieniem Astoria.
— Fortis to wredny dupek i narcyz. Mam dalej tłumaczyć?
— Wal się, debilu — podsumował Draco, wśród śmiechu starszych osób.
— Zazdrościsz nam i tyle — powiedziała Jasmine.
— Mogę chodzić na imprezy, kiedy chcę, nie muszę się nikomu tłumaczyć, zero zobowiązań, pretensji…
— Idźcie już, bo nie chce mi się was słuchać — załamał się Furia. — Po raz kolejny pytam: dlaczego w szóstej klasie nie wylądowałem w dormitorium z kimś normalnym?
— Ciągnie swój do swego — wyszczerzył się Blaise.
Coś zaczęło dziać się w kominku, więc skierowali tam spojrzenia. Wyłoniła się głowa Jasona.
— Wchodź cały — rzekła do niego Silver, a Jason zerknął na Harry’ego, który zrozumiał, że coś jest nie tak. Wyszedł z kominka i złożył życzenia solenizantce. — Napijesz się czegoś?
— Nie, nic nie szykuj. Ja tylko na chwilę — odparł na pytanie Evelyn i spojrzał na Harry’ego. — Isaac leży w szpitalu.
— O Merlinie, co się stało? — zaniepokoiła się Silver.
Furia już niemal wszystko wiedział. Z Jasonem patrzyli na siebie z niemym zrozumieniem, gdy odpowiadał:
— Ktoś go postrzelił z mugolskiej broni.
— Dlaczego? — zdumiała się Blake.
— Nie wiem. Wydaje nam się, że — zobaczył, że Harry kręci lekko głową, dając mu do zrozumienia, że nie ma mówić prawdy — władował się w jakieś problemy z mugolami. Pewnie teraz ktoś się na nim odgrywa.
— Co z nim? — zapytał Furia, zanim ktoś zaczął drążyć.
— Zwiał, zanim wezwano mugolskich lekarzy. W Mungu szybko sobie z tym poradzili, ale zostanie do wieczora, żeby eliksiry przestały działać. Pewnie palnął coś głupiego po pijaku i teraz ma za swoje. Jak to on — uspokoił ich.
— Dobrze, że to nic poważnego — rzekła Jasmine.
— Na razie. Mam nadzieję, że nasze przypuszczenia są mylne i szybko się z tego wyplącze — odparł Jason, zerkając na Harry’ego.
Chłopak pożegnał się i wrócił do siebie.
— Pierwszy raz to nie ty masz problem. Gratuluję — rzekł Teo do Furii.
Uśmiechnął się słabo w odpowiedzi. Gdybyś wiedział… Poczuł, że ktoś go obserwuje. Nie zdziwił się, gdy dostrzegł spojrzenie Syriusza. Szykowała się poważna rozmowa.
Jakiś czas później, gdy wszyscy rozeszli się po domu i ogrodzie, Harry poszedł za budynek, żeby przemyśleć na spokojnie przy papierosie całą sytuację z Isaacem. Dorwał go tam jego chrzestny.
— Duże czy małe bagno? — zapytał na wstępie.
Furia spojrzał na niego przelotnie.
— Duże.
— Harry… — jęknął.
— To nie moja wina — mruknął, strzepując popiół na ziemię. — Nawet sam nie wiem, z jakiego powodu i przez kogo.
— Postrzelenie Isaaca to nie przypadek.
— Nie. Siedzi w tym cały dywizjon, zastępca Knife’a i sam Knife. Wychodzi na to, że ktoś chce się nas wszystkich pozbyć tak, żeby wyglądało to na przypadek. Widocznie komuś zaszliśmy za skórę, ale nie wiemy komu. Z kimś walczymy, ale nie wiemy z kim.
— Nie macie podejrzeń?
— Żadnych. Prawdopodobnie są w to wmieszane wampiry, a śmierć Navida nie była zbiegiem okoliczności. Więc widzisz… Znowu się w coś władowałem, ale nie wiem w co.
— Taki twój urok — westchnął.
— Nie mów nic nikomu, a szczególnie Silver. Nie chcę, żeby znowu się zamartwiała.
Syriusz skinął w odpowiedzi głową, chociaż nie czuł się spokojny.

Gdy kolejnego dnia Isaac zjawił się w pracy, wszyscy od razu chcieli wiedzieć, co stało się dzień wcześniej.
— W barze była bójka. Nagle jeden z kolesi wyciągnął spluwę. Dałbym sobie rękę uciąć, że celował w tego drugiego, a jakimś cudem trafił we mnie — wyznał. — Chciałem go złapać, ale ktoś walnął go butelką w głowę i zemdlał, a później… po prostu zniknął.
— Deportował się? — zapytał Stan.
— W tym hałasie mogłem nie dosłyszeć trzasku deportacji, ale wychodziło na to, że oberwał dość mocno, więc nie wiem, czy byłby w stanie. Później myślałem tylko o tym, żeby stamtąd zwiać, bo jakby wezwali mugolskich lekarzy, siedziałbym w szpitalu do tej pory.
— Może ktoś pomógł temu kolesiowi, gdy nie widziałeś — mruknął Jasper. — Tak czy inaczej, dość dziwny przypadek, nie sądzicie?
— Taa… Kolejny — wymamrotał Mickey. — Chyba czas zacząć na siebie uważać.
— Możemy uważać, a ten ktoś przypadkiem podłoży nam bombę do gabinetu, gdy nie będziemy widzieli — odparła Madison. — Albo przypadkiem pęknie jakaś linka, gdy będziemy jechać windą.
— Ludzie, ale się władowaliśmy — nie dowierzał Alano.
— Chciałbym tylko znać powód — westchnął Jasper.
Jakiś czas później Harry postanowił skorzystać z czasu przeznaczonego na lunch i wraz z Madison i Jasonem ruszyli do atrium. Na miejscu kręciło się pełno osób. Niektórzy wpatrywali się w papiery, inni pędzili do swoich biur, a jeszcze kolejni rozmawiali ze sobą. Usłyszeli, że ktoś ich woła, więc przystanęli. Łapa pomachał do nich, idąc w ich stronę wraz z Lunatykiem. Nagle coś skrzypnęło, a później trzasnęło. Furia zdążył spojrzeć w górę, a następnie Jason pociągnął jego i Madison w tył. Upadli na ziemię. Rozległy się wrzaski paniki, gdy pył zasłonił im widok. Kurz powoli opadał, a oni usłyszeli głośne i spanikowane przekleństwa Alano.
— Merlinie, nic wam nie jest?!
Harry, Jason i Madison siedzieli na ziemi w szoku, patrząc na wielki kawał gruzu tuż przy ich nogach. Wokół zbiegło się pełno ludzi. Alano wraz z Isaacem dostali się do nich jako pierwsi. Jason powtarzał jakieś wulgaryzmy.
— Sufit się zarwał — powiedział słabo Isaac.
— Sufit się zarwał — powtórzyła tępo Madison. — Tak sam z siebie, wprost na nas…
Wymieniła spojrzenie z Furią. Jason ponownie przeklął pod nosem. Pomogli im wstać, a Harry dostrzegł szczere przerażenie w oczach Syriusza. Na pewno od razu wszystko skojarzył z ich rozmową wczorajszego dnia. W suficie widniała duża dziura.
— Belki nie wytrzymały. Pewnie przejechała jakaś ciężarówka u mugoli i pękły — spekulowano.
— Taa... A może ktoś im pomógł — szepnął Alano do siebie.
— Odechciało mi się jeść — wymamrotała Madison, strzepując z siebie pył.
Nie było w tym nic dziwnego. Wiadomość o tym zdarzeniu obległa Ministerstwo Magii w szybkim tempie i Harry nie zdziwił się, gdy jakiś czas później do ich biura wpadła Evelyn.
— Teo ma rację. Żyję w patologicznym związku — narzekała. — Zawsze jesteś tam, gdzie coś się dzieje!
— To nie moja wina — wymamrotał, widząc głupie uśmieszki Alano.
— Swoją drogą trochę dziwne przypadki — rzekła nagle ze zmrużonymi oczami, a Furia poruszył się niespokojnie. — Jakiś niewyjaśniony wypad do Afryki, dziwne strzelaniny, a dzień później zarwanie sufitu. — Zapadła chwila ciszy, a Harry zaczął powoli zsuwać się z krzesła z miną, jakby chciał się stąd natychmiast ulotnić. Evelyn spojrzała na niego ostro. — W coś ty się znowu władował?!
— Ups… — szepnął Mickey, widząc zbliżającą się awanturę.
— W co wy wszyscy się władowaliście — poprawiła się Evelyn po chwili, a siódemki zaczęły wzruszać ramionami i kręcić głowami, unikając jej wściekłego spojrzenia. — Mamy do pogadania w domu — warknęła do Harry’ego i wyszła.
— Jutro nie będzie mnie w pracy — rzekł Furia.
— Czemu?
— Bo zostanę zamordowany przez własną żonę.
— Czyli jak będziemy identyfikować zwłoki, to te rozszarpane mięso to ty i morderstwo było usprawiedliwione? — odpowiedział Isaac.
— Dokładnie. Niech was nie zmyli niewinna mina.
Stanięcie oko w oko z Silver okazało się dość stresujące, ale wiedział, że musi stawić jej czoła. Nie chciał jej martwić, ale okazało się, że sama połączyła mnóstwo faktów i musiał jej wszystko wytłumaczyć.
— Dlaczego? — spytała, gdy skończył.
— Nie wiem. Naprawdę — przyznał.
Zapadła chwila ciszy.
— Kiedyś z tobą oszaleję — mruknęła.
— Prędzej oszaleję sam ze sobą — odpowiedział jedynie.
Bez słowa wróciła do kuchni, odprowadzona jego zrezygnowanym spojrzeniem.

*************************

Moja głowa, weźcie ten ból :c
Zaczęłam pracować, co wiąże się z tym, że mam mniej czasu na pisanie. Mam nadzieję, że dam radę skończyć Instynkt bez żadnych przestojów we wstawianiu rozdziałów.
Co tu pisać... Nie będę zanudzać. Do kolejnej soboty ;*

10 komentarzy:

  1. Dawno tu nie byłam. Co nie znaczy, że nie czytałam xD
    Mam jedną literówkę! "Harry, Jason i Madison siedzieli na ziemię w szoku"
    Chyba na ziemi.
    Ogólnie to rozdział trochę nudnawy, ale wierzę, że następne będą ciekawsze.
    Kurde, powtarzam się.
    Pracujesz? Gdzie, kiedy i jak?
    Sufit się zarwał... Rozwaliło mnie to. Pogrzeb Navida fajnie napisany, wzruszyłam się. Ale się wszystko pogmatwało, ja nie mogę.
    Ostatnio czytam wszystkie twoje opowiadania od początku (chyba już 4 raz) i zorientowałam się, że Harry w żadnym opowiadaniu nie ma Hedwigi. A ona wybuchła dopiero w siódmej części. Albo ja coś przeoczyłam.
    Jak kiedyś wyjedziesz z wiadomością, że nie będzie następnego opowiadania, to chyba się powieszę. Moje życie straci sens. Nie rób mi tego!
    Mi$ia

    OdpowiedzUsuń
  2. Biję się w pierś, że tak mało ostatnio komentowałam -.- Nie wiem dlaczego, pewnie przez lenistwo. Sorry wielkie...
    A dla mnie nie był nudny, bo wciąż myślałam, jaki jest właściwy powód prób zabicia siódemek. Myślę i myślę, ale potem stwierdzam, że poczekam na rozdział. Od tego może głowa zaboleć (żółwik) xD
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ciepło!

    Niezrównoważona

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek, muszę przeprosić, pod poprzednim rozdziałem nie było komentarza, no ale już się rehabilituje :)
    Ech, biedny ten dywizjon siódmy...tu jakaś strzelaninka, tam sufit się zarwał, a to może znowu wpadnie coś elektrycznego jak będą myli ręce...tak naprawdę to nie mam pojęcia co wymyślisz, ale pewnie i tak będzie niespodziewane.
    Ciekawe, któż jest agentem w Ministerstwie, bo chyba nikt z zewnątrz nie dałby rady ustawić tyle pułapek...chyba , że byłby muchą :)
    Intrygujący zwiastun. Czyżby jednak Jason miał rację i wampiry mają swojego "guru' ? No cóż zgadywać nie będę poczekam na następny rozdział.

    A tak z innej beczki,to chciałam sobie znowu (chyba po raz 20 ) przeczytać DO. Wchodzę, i co widzę? Piękny ,nowy szablonik i ogólnie wygląd. Jestem pod wrażeniem. Lecę czytać (ZNOWU!! Mogłabym w nieskończoność <3)

    Całuski, dużo weny i energii. No i przyjemnej (mam nadzieję :)) pracy.
    POZDRAWIAM <3
    Priori

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne ♥♥♥♥
    Znów krótko komentuję ( i chyba zawsze tak będzie niestety ;c)
    Pozdrawiam i życzę weny oraz przyjemnej pracy! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku bardzo chciałabym przeprosić! Nie komentowałam i nie czytałam opowiadania (brak czasu :c), przez co musiałam nadrobić aż 3 rozdziały! :/

    Gdy czytałam, jak siódemki odzyskiwały magię ... uznałam to po prostu za trochę chore, że byli podekscytowani tym, że kopali się prądem, no ale ok xd

    Odejście Harry'ego z pracy cudowne! Zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie! Śmiałam się jak głupia do ekranu [*]

    Na początku chciałam Ci zrobić krzywdę (mniej lub bardziej poważną xd) za zabicie Navida! No ale jak przeczytałam, że chciałaś uśmiercić Jasona/Isaaca ... Wybaczam ..
    Pogrzeb Navida ... aż mi się oczy zaszkliły :'c I ta rozmowa z Tonym .. :'c

    No i pozytywne emocje po przeczytaniu tego rozdziału! Nie domyślam się kompletnie, kto za tym stoi (chyba że moje podejrzenia co do Hurta są wgl możliwe ...), ale te ataki są naprawdę fascynujące ... Coś się dzieje i to lubię! <3

    Obiecuję, że pod następną notką postaram się napisać komentarz ... x.x

    ~Kejti ;3

    PS Weny życze! xd
    PS2 *bierze od niej ból głowy i wyrzuca do kosza* precz ty maro nieczysta :c

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny rozdział za mną, widzę, że nie odpuściłaś sobie wątku tych "przypadkowych" napaści. Przez chwilę, jak się zastanawiali, czemu tamci nie celują prosto w ministra to przeszła mnie myśl, że minister sam jest w to zamieszany, ale raczej z Kingsleya złego nie zrobisz, więc to coś innego.
    Trochę było mi szkoda Harry'ego, kiedy pojawiły się wątpliwości co do jego dalszego dowodzenia siódemkami. Pewnie, że jakoś można było uniknąć śmierci Navida, ale kto by pomyślał, że akurat będzie za wiele wampirów, za ciężka walka... Po prostu trzeba było coś zrobić i dobrze, że nie zginęło ich tam więcej, bo na to się zapowiadało niestety.
    Przykro mi z powodu Lisy, biedna kobieta. Tak nagle straciła Navida, niby wiadomo, że jako auror zawsze mogło mu się coś stać, ale jednak śmierci nigdy się nie przewidzi.
    Błędów nie wyłapałam, więc niedługo zabieram się do następnego rozdziału :) Pozdrawiam i zapraszam (www.pisanina-frigus.blogspot.com)
    Frigus.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na cześć zmarłego Navida nazwałam tak swojego bohatera ;) Blog naprawdę super, popłakałam się przy jego śmierci ;)
    Zapraszam do mnie ;D
    http://roseweasleyblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. W co oni się znów wpakowali???
    XD
    Czyżby w Ministerstwie pracował ktoś blisko powiązany z wampirami???
    A może sam wampir? ;d

    Szkoda mi Navida ;(
    Nie zabijaj nikogo więcej z dywizjonu!!! O.O
    Kiedy czytałam moment z pogrzebem, wzruszyłam się ;(

    Dużo jest tych dziwnych wypadków ;d
    Co jeszcze się stanie???

    Pozdrawiam,
    ~Cathy_Riddle

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    ciekawe kto za tym wysokim stoi, bardzo dużo tych przypadków, tak sufit sam z siebie się zerwał akurat wtedy kiedy przechodzili, siódemką jest bardzo ciężko bez Navida, ciekawe czemu Tony tak często bywa w Ministerstwie, może sam prowadzi śledztwo…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    wspaniale, coś bardzo dużo tych przypadków tutaj, o tak sufit sam z siebie się zerwał i to akurat wtedy kiedy przechodzili, ciężko jest siódemką bez Navida, ciekawe czemu Tony tak często bywa w Ministerstwie, a może sam prowadzi śledztwo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń