„…There's no pain
it will spare,
Death has become your only right,
And once you're lost
in your despair,
Forever black, eternal light!...”
[Linkin Park – War]
Przesiadywanie w samotności na Grimmauld Place 12 okazało się bardzo
męczące i monotonne. Furia nie miał do kogo otworzyć ust i jego jedyną rozrywką
było oglądanie telewizji w jego starym pokoju. Po wyprowadzce z tego domu nie
zostało tutaj zbyt dużo rzeczy. Większość zabrali ze sobą do swoich nowych
mieszkań, a odbiornik uchował się tylko dlatego, że Harry znalazł w sklepie
lepszy i większy. Po jedzenie wyszedł wieczorem. Włamał się do jednej z
kawalerek i zabrał trochę prowiantu, by wystarczyło mu na dwa dni.
Noc przed pełnią wyszedł z domu w postaci szakala i ruszył w kierunku
wioski, w której mieszkał Remus z Tonks. Doskonale wiedział, w którym miejscu
zatrzymują się Lunatyk i Łapa, by przetrwać pełnię. Miał sporo czasu, jednak
wolał wędrować w nocy, żeby nie musiał tak bardzo się ukrywać.
Do lasu, w którym Remus przemieniał się w wilkołaka, dotarł po
piętnastej. Powoli ruszył w głąb, by znaleźć polanę. Usiadł pod drzewem w
cieniu w postaci człowieka. Później czekał kilka godzin.
Gdy zaczęło zachodzić słońce, usłyszał rozmowy dochodzące z
niedaleka. Uśmiechnął się lekko, rozpoznając głos Łapy. Wstał i czekał.
Pierwszego dostrzegł Remusa. Jak zawsze przed pełnią, wyglądał na
zaniepokojonego i zmęczonego. Później zauważył Syriusza, który mówił o czymś
zawzięcie. Obaj weszli na polanę wśród gadaniny Łapy.
— … Ten człowiek ma nie po kolei w głowie, jeśli myśli, że mu powiem,
jak zwiałem z Azkabanu.
— Lepiej nie mów, bo mnie znajdą — wtrącił Harry, wychodząc na plac.
Obaj spojrzeli na niego z zaskoczeniem.
— Nie sądziłem, że się zjawisz — rzekł Lunatyk.
— Stwierdziłem, że w trakcie pełni nie będą was obserwować, a, jak
mniemam, to robią. Chyba że posłaliby tutaj samobójcę.
Remus uśmiechnął się lekko. Syriusz zmierzył Harry’ego od góry do
dołu.
— Nie wyglądasz jak zbieg z więzienia. Gdzie się zaszyłeś?
— Bezróżdżkowa w wężomowie sporo mi ułatwia. Aktualnie na Grimmauld
Place. Musicie mi w czymś pomóc, żebym wydostał się z tego bagna.
— No dawaj.
— Musicie przekazać wiadomość Tonks i Fortisowi. — Przekazał Łapie
karteczkę z danymi o lekarzu o nazwisku Lang. — Potrzebuję informacji o tym
facecie. To prawdopodobnie mugolski lekarz. Całkiem możliwe, że to on wypisał
receptę na leki, którymi zabito Timesa. Przez niego może dałoby radę dojść do
osoby, która je kupowała, czyli do sprawcy. Głównie chodzi mi o powiązania z
innymi ludźmi. Rodzina, znajomi, wrogowie. Tonks mogłaby poszukać o nim
informacji w Ministerstwie Magii. Może jest czarodziejem, tego nie wiem. Fortis
może trochę powypytywać wśród mugoli. W końcu jest adwokatem, więc wie, gdzie
szukać.
— Skąd wiesz, że może mieć związek ze sprawcą? — zapytał Syriusz.
— W aktach Timesa dołączone było pudełko tabletek, którymi go zabito.
Spisałem adres apteki, w której je kupiono. Nie zdążyłem tego sprawdzić, bo
mnie wsadzili do aresztu. Gdy zwiałem, od razu tam poszedłem. Znalazłem recepty
z tym lekiem, bo nie dostaje się ich bez niej. Było ich pięć, a każda na inne
nazwisko. Na czterech był ten sam lekarz. Trochę to dziwne, patrząc na to, że
lekarzy w Londynie jest dość sporo, podobnie jak aptek.
— Czyli ktoś uparł się na jednego lekarza i jedną aptekę. — Remus
zmarszczył brwi. — Ale są inne nazwiska.
— Nazwisko ktoś mógł sobie zmyślić. Lekarz musi podbić receptę
pieczątką. Jeśli pacjent dobrze zna lekarza… Nazwisko nie jest problemem.
— Sądzisz, że ten lekarz mógłby wystawić lewe recepty i pomagać
sprawcy, tak?
— Całkiem możliwe, ale nie dam sobie ręki uciąć. To jedyny punkt
zaczepienia. Mogę się mylić, bo jest więcej możliwości. Raczej wziąłem pod
uwagę to, że sprawca robił to mniej więcej zgodnie z prawem i nie bawił się we
włamania i zaklęcia omamiające.
— Trochę ryzykowna wersja zdarzeń.
— Wiem, ale jeśli wezmę pod uwagę inną, zupełnie stanę w miejscu.
Chętnie sam bym poszperał, ale jestem uziemiony. Tonks i Fortis niech uważają.
Do tej pory osoby, które grzebały w tej sprawie, źle skończyły.
— Kto wiedział, że masz dostęp do tych dokumentów? — zapytał Łapa.
— O aktach Worsona wiedziała prawdopodobnie tylko matka Tony’ego, ale
nawet nie wiedziała, co to jest, i on sam. O aktach Timesa nie powiedziałem
kompletnie nikomu. A jednak ktoś na mnie doniósł. Nie ma innej opcji.
— Ktoś musiał o tym wiedzieć — rzekł po chwili Remus.
— Fortis powiedział wam o Courcie? — Skinęli głowami. — Idąc tym tropem,
mógł pozbyć się Tony’ego, bo ten wiedział o aktach Worsona. Ale skąd mógłby
wiedzieć, że Tony przekaże je mnie? Poza tym on nie miał dostępu do akt Timesa.
— Gdzie tu sens?
— No właśnie. Cały czas coś mi umyka, przez co nic nie układa się w
całość. Wracając do Tonks i Fortisa… Nie wiem, jak wygląda sprawa tego, czy i
jak was obserwują.
— Jason powiedział nam w tajemnicy, że obserwują nasze kominki i
nadzorują teleportację — odpowiedział Łapa. — Tyle udało mu się dowiedzieć.
Isaac stwierdził, że domy też mogą być pod obserwacją i nie zdziwiłby się,
gdyby nas śledzili.
Harry skinął głową.
— Racja. To sprawa państwowa, więc kontrolują wszystko, jak tylko
mogą, a szpieg w Ministerstwie zapewne wszystko jeszcze bardziej nakręca. Na
razie zostanę na Grimmauld Place, ale pojawienie się w tych okolicach Tonks i
Fortisa mogłoby wzbudzić podejrzenia. Kominek odpada. Sowa też, bo mogą ją
przechwycić. — Zastanowił się. — Co z siódemkami?
— Z tego, co wiemy, próbują coś wyniuchać w tej sprawie, ale ciężko
im cokolwiek znaleźć — rzekł Remus. — Do tej pory nie było żadnych podejrzanych
przypadków z ich udziałem.
— Też ich obserwują?
— Raczej nie. Są aurorami, więc to by było dość trudne. Isaac
stwierdził, że mają dość dużo spraw, więc obserwatorzy musieliby sporo się natrudzić,
żeby mieć ich non stop na oku.
— Niech Tonks i Fortis zapiszą wszystko, czego się dowiedzą i
przekażą to jakiejś siódemce. Co dzisiaj jest?
— Poniedziałek.
— Do piątku powinni zdążyć. Przekażcie, że będę czekał w piątek o
północy przy Big Benie. — Skinęli głowami. Furia zerknął na księżyc, a później
ponownie na nich. — Chyba dzisiaj pobiegam z wami.
Remus uśmiechnął się słabo. Czekając na pełnię, rozmawiali o tym, co
się aktualnie działo. Syriusz i Lunatyk powiedzieli mu, jak Silver wszystko
przeżywa, co z Gabrielem, jak wszyscy sobie radzą.
Wreszcie nadeszła pełnia. Gdy Remus zaczął niekontrolowanie dygotać,
Harry i Syriusz zmienili się w zwierzęta. Głowa Lunatyka wydłużyła się, ciało
pokryło się sierścią, a z dłoni wyrosły pazury. Chwilę później wilkołak stał
przed nimi w pełnej okazałości. Furia pamiętał dzień, kiedy zobaczył przemianę
w wilkołaka po raz pierwszy. Remus był wtedy agresywny, atakował Łapę, nie
panował nad sobą. Tym razem było inaczej, dzięki zażytemu eliksirowi
tojadowemu. Wilkołak przysiadł na ziemi, obserwując nowe zwierzę stojące przed
nim. Drapał ziemię pazurami, nie wiedząc, czy zaatakować. Wilczur warknął
cicho, ostrzegawczo. Światło księżyca padło wprost na polanę, na której stały
wilczur, szakal i wilkołak. Syriusz poderwał się do biegu, ruszając w las.
Remus ruszył za nim, a na końcu Harry. Biegli przed siebie, bez konkretnego
celu, a Furia czuł się wolny, pierwszy raz od kilkunastu dni.
Harry leżał na łóżku, które kiedyś należało do niego i na którym spał
w każde wakacje. Żałował, że nie mógł skontaktować się ze swoimi bliskimi.
Spotkanie z Łapą i Lunatykiem wydawało mu się zbyt krótkie, ale wiedział, że to
na razie musi mu wystarczyć. Po całonocnym bieganiu po lesie czuł się bardzo
zmęczony, więc gdy zamknął oczy, szybko zmorzył go sen.
Szedł przez Dempsey w stronę swojego domu.
Wioska była opustoszała, domy zniszczone. Wiele z nich nie miało okien bądź
drzwi. Dempsey wyglądało na niezamieszkałe przez kilka ostatnich lat.
Odwrócił się, gdy wydawało mu się, że coś za
nim idzie, lecz nic nie dostrzegł. Ponownie się odwrócił w stronę, w którą
zmierzał i zakręciło mu się w głowie. Droga usłana była nieżywymi,
zakrwawionymi ludźmi. Trawa pokryta była krwią, a niebo przybrało lekko
czerwonawy kolor, dopasowując się kolorystyką do widoku. Furia dostrzegł ciało
bez kończyn, mężczyznę obdartego ze skóry, kobietę z wyrwanym sercem i drugą z
wydłubanymi oczami. Obrazy tak dobrze mu znane, które nadal siedziały mu w
głowie.
Ruszył przed siebie, mijając ofiary
bestialstwa, chociaż czuł łzy pod powiekami, ręce mu drżały i było mu
niedobrze. Dostrzegł swój dom, równie zniszczony jak wszystkie, które mijał.
Wszedł do niego, bojąc się tego, co zobaczy w środku. Uchylił drzwi, które
skrzypnęły przeraźliwie.
Korytarz był cały zakrwawiony. Na jednej ze
ścian widniała plama mrożąca krew w żyłach: jakby ktoś zakrwawioną dłonią
przejechał po niej ostatnimi chwilami życia. Jadalnia sprawiła, że łzy
wypłynęły na wierzch. Na ziemi leżały zwłoki członków dywizjonu, Ślizgonów i
Lupinów. Na drżących nogach przeszedł do salonu. Pod ścianą zauważył zwłoki
Syriusza, Carmen i Dixona. Cała trójka była oblepiona krwią. Łapa miał
poderżnięte gardło, jego żona wbity w serce nóż, a chrześniak Furii rozerwany
brzuch. Szedł dalej, do pokoju Gabriela. Podszedł do łóżeczka, a łzy rozmazały
mu obraz. Jego kochany syn leżał z otwartymi oczkami, nie oddychając i nie
ruszając się. Płacząc, Harry chwycił go na ręce i przytulił do siebie. Razem z
nim skierował się do sypialni, wołając słabym głosem Silver. Dziewczyna leżała
na łóżku w białym, lecz przesiąkniętym krwią ubraniu. Wyglądała, jakby spała,
ale on wiedział, że nie żyje. Upadł przed posłaniem na kolana, nadal trzymając
Gabriela w ramionach. Z jego gardła wydobył się rozpaczliwy krzyk.
Zerwał się ze snu z mocno bijącym sercem. Czuł łzy na policzkach.
Wiedział, że krzyczał przez sen. Cały dygotał, nie potrafiąc się uspokoić.
Wstał na drżących nogach i poszedł do łazienki, gdzie przemył twarz zimną wodą.
Miewał koszmary, lecz dawno nie były one tak brutalne i intensywne. Zerknął w
lustro i dostrzegł swoją bladą twarz. Trochę się otrząsnął. Za oknem widział
zachód słońca. Zaburczało mu w brzuchu. Skrzywił się, bo nie miał nic do
jedzenia, więc musiał iść coś ukraść. Postanowił poczekać z tym do późniejszej
godziny, gdy wszyscy będą już spać.
Cztery dni później, w piątek, Furia miał wrażenie, że zaczyna
wariować. Obrazy z przeszłości bądź koszmary nękały go co noc. Gdy kładł się
spać, czuł się zdenerwowany i bał się momentu, gdy będzie musiał zamknąć oczy.
Budził się po każdym koszmarze oblany zimnym potem i z mocno bijącym sercem.
Nie wiedział, dlaczego to wszystko znowu do niego wraca. Miał nadzieję, że
zerwał z przeszłością raz na zawsze, ale teraz wspomnienia z Bitwy Myśli
wracały i nie był z tego ani trochę zadowolony.
Na spotkanie z którąś z siódemek pod Big Benem wyruszył już trzy
godziny wcześniej. Miał zamiar ukryć się w jakimś zaciemnionym miejscu i
obserwować, czy nie będzie się działo nic dziwnego, a siódemka nie była
śledzona. Znalazł mały zaułek, w którym skrył się w postaci szakala. Położył
się na brzuchu, rozglądając dookoła za jakimś niebezpieczeństwem. Z każdą
minutą ludzi na ulicy było coraz mniej, a Harry nasłuchiwał i przyglądał się.
Zegar na Big Benie wskazywał kwadrans przed północą, gdy Furia
dostrzegł Isaaca i Jasona. Podniósł się i jeszcze raz rozejrzał za czymś, co
mogło świadczyć o obecności kogoś, kto chciał mu zaszkodzić. Nie miał zamiaru
ponownie zostać więźniem. Wyszedł z zaułka i przebiegł kilka metrów, by aurorzy
mogli go zauważyć. Starał się zachowywać jak pies, żeby ktoś postronny nie
nabrał podejrzeń. Jason zauważył go jako pierwszy, klepnął Isaaca i razem
ruszyli w stronę Furii. Szakal poprowadził ich w małą uliczkę. Gdy dwójka
mężczyzn weszła w miejsce, gdzie nie sięgały lampy, uciekinier akurat skończył
przemieniać się w człowieka. Uścisnęli sobie dłonie na powitanie.
— Nikt was nie śledził? — zapytał Harry.
— Nie wykazało żadnych zaklęć tropiących — odparł Jason.
— I nie widzieliśmy, żeby ktoś siedział nam na ogonie — dodał Isaac,
przekazując mu teczkę z papierami.
Jason z kolei podał mu swój telefon.
— Pewnie masz problem z kontaktowaniem się z kimkolwiek, a bez tego
ciężko się czegoś dowiedzieć. To mój telefon. Są tam numery całego dywizjonu,
więc w razie czego możesz do kogoś napisać.
— Dzięki. Na pewno się przyda.
— Co to za koleś? — zapytał blondyn.
— Czytaliście?
— Tylko przejrzeliśmy. Dostaliśmy je w swoje ręce jakieś dwie godziny
temu i nie było czasu.
Harry w skrócie powiedział im, jakim sposobem dotarł do lekarza o
nazwisku Lang.
— Działo się coś dziwnego? — zapytał na koniec.
— Nic takiego nie zauważyliśmy. Sprawca raczej skupił się na tym,
żeby z powrotem wsadzić cię do pierdla, zanim dowiesz się za dużo na wolności.
Nawiasem mówiąc, za długo nie posiedziałeś — wyszczerzył się Isaac, a Furia
uśmiechnął się lekko.
— Moi współwięźniowie nie byli zbyt rozmowni.
Jason parsknął śmiechem.
— Byś widział minę Johna, jak o wszystkim się dowiedział — rzekł. — W
życiu nie widziałem go dosłownie wbitego w ziemię.
— Aż tak się tym przejął? — odparł podejrzliwie Furia.
— Nie co dzień ktoś ucieka z więzienia. Jeszcze w dzień wsadzenia go.
I to jeszcze auror oskarżony o zdradę kraju. — Isaac wzruszył ramionami. — Całe
Ministerstwo jest oblepione twoimi listami gończymi. — Podrapał się po brodzie.
— Gdybyśmy cię teraz złapali, całowaliby nas po stopach, nie, Jason?
— Dobra myśl.
Harry pokręcił głową z politowaniem na takie żarty.
— Już by się postarano, żebyście wylądowali ze mną w jednej celi za
współudział.
— Psujesz zabawę — mruknął blondyn, nagle dostrzegając dość mizerny
wygląd Furii. Wiedział, że jako zbieg pewnie miał problemy ze zdobywaniem
jedzenia, ale raczej wyglądał na przemęczonego, a nie niedożywionego. — Masz
jakąś miejscówkę?
— Taa… Dość dobrze ukrytą, więc raczej nikt mnie nie znajdzie. Musiałbym
mieć wyjątkowego pecha — odpowiedział, zmniejszył teczkę magią bezróżdżkową i
schował ją do kieszeni, aby nie zgubić jej w trakcie powrotu do domu. — A wy
coś znaleźliście?
— Żadnego tropu. Żadnego punktu zaczepienia — odparł Jason. —
Wszystko jest zatuszowane i trudno cokolwiek znaleźć.
Furia pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Stan mówił, że twój proces był jedną wielką farsą.
— Wyraźnie ktoś ich przekupił albo zaszantażował. Albo są kompletnymi
kretynami — dodał po namyśle. — Aż dziwne, że chociaż mogłem się odezwać.
Rozmowę zakończyli po kilku minutach. Harry wrócił na Grimmauld Place
i od razu zabrał się za czytanie tego, co znaleźli dla niego Tonks i Draco.
Patrzył w okno, za którym świeciło tak jasne
światło, że nie mógł dostrzec, co się za nim dzieje. Podszedł bliżej, mrużąc
mocno oczy, chcąc cokolwiek zobaczyć. Powoli zaczęły przebijać się jakieś
kształty. Zza szyby docierały do niego jakieś stłumione i niezidentyfikowane
dźwięki. Gdy bardziej się wsłuchał, rozpoznał krzyki kilku osób. Z coraz mocniej
bijącym sercem stanął tuż przy oknie, a światło zgasło, gdy położył dłoń na
tafli. Dostrzegł mnóstwo ludzi. Część z nich mordowała, a druga część była
mordowana. Małe dzieci, mężczyźni, kobiety. Nie było żadnych wyjątków. Harry z
przerażeniem dostrzegł chłopca w wieku Dixona, który z chorą satysfakcją machał
siekierą, uderzając nią w nastoletnią dziewczynę. Gdzieś dalej mężczyzna
strzelał w starszą kobietę, a podstarzały facet uderzał metalowym prętem w
bruneta, który krwawił z kilku miejsc i nie miał siły się bronić. Pod drzewem
dwójka dzieci bawiła się czyjąś głową i oderwanymi rękoma. Droga zalana była
krwią.
Furia wrzasnął, gdy o szybę uderzyło
zakrwawione ciało. Chłopak patrzył na niego jednym okiem z twarzą przylegającą
do tafli. Drugiego oka nie miał i widniała tam czarna dziura. Zjechał po
szybie, pozostawiając krwawe smugi. Kiedy Harry spojrzał na zabójcę chłopaka,
serce w nim zamarło. Widział siebie.
Zerwał się ze snu, czując, że cały dygocze. Znajdował się na
Grimmauld Place. Zasnął w jadalni, czytając informacje od Tonks. Za oknem
dostrzegł wschodzące słońce.
Zamknął oczy. Było mu strasznie niedobrze. Skierował się do łazienki,
gdzie przemył twarz zimną wodą. Spojrzał w lustro, a koszmar wrócił. Nie
potrafił na siebie patrzeć. Pochylił się nad umywalką, zwracając to, co zjadł
poprzedniego wieczora. Jego psychika na nowo była zrujnowana przez wracającą
przeszłość.
Potrzebował zajęcia, aby zapomnieć o tym koszmarze, tak bardzo
przypominającym Bitwę Myśli. Natychmiast wrócił do czytania informacji o Langu,
chociaż co chwilę jego umysł przypominał sobie to, czego nie miał.
Nad papierami siedział niemal cały dzień, nie mając nawet ochoty na
to, żeby cokolwiek zjeść. W aktach od Tonks nie było zbyt dużo informacji. U
Dracona było tego znacznie więcej. Postarał się o wszystko, co możliwe:
poprzednie miejsca pracy, powiązania z innymi ludźmi. Furia nigdzie nie
dostrzegł jakiegoś znajomego nazwiska, które mógłby powiązać z kimś z
Ministerstwa Magii. Odłożył akta, przecierając oczy. Jego punkt zaczepienia
okazał się mylny. Nie wiedział, co ma teraz zrobić. Chwycił czysty pergamin, na
którym wypisał nazwiska wszystkich ważnych osób w Biurze Aurorów. Miał pewność,
że w tym departamencie jest ktoś nielojalny, inaczej nie celowaliby w Knife’a,
jeśli chodziło o jego stanowisko. Komu innemu mogłoby zależeć na wyeliminowaniu
głównego szefa? Przejrzał listę. Na samym wstępie wykreślił nazwisko generała i
zmarłego zastępcy. Zatrzymał się na śledczych zajmujących się sprawami
państwowymi, później na Johnie Dortonie, kapitanie Brygady Uderzeniowej, całej
Brygadzie Uderzeniowej i kilku innych osobach.
— Byś widział minę Johna, jak się o wszystkim
dowiedział. W życiu nie widziałem go dosłownie wbitego w ziemię.
— Kto wiedział, że masz dostęp do tych
dokumentów?
— Ty wiedziałeś — szepnął Harry z rozszerzonymi z zaskoczenia oczami.
— Zostawiłeś akta na biurku, gdy wychodziłeś do Courta.
Wbiło go w krzesło, a wszystko ułożyło się w całość. To John
przyszedł do siódemek z informacją o ataku i dał im świstoklik,
który przeniósł ich do Afryki. Nikt nie widział anonimowego zgłoszenia, bo
rzekomo zostało automatycznie spalone po przeczytaniu, ale kto mógł mieć
pewność, że takie zgłoszenie w ogóle było? Mężczyzna widział, jak znikają i
mógł usunąć barierę, zanim ktokolwiek zorientował się, że siódemki zaginęły. To
John mógł niepostrzeżenie wejść do gabinetu siódemek i podłożyć im podsłuch. To
John był w grupie, która zajmowała się ochroną księgi, więc mógł zaproponować
przysięgę na pamięć. To on dyktował im całą formułkę tej przysięgi. Tony
wychodził z gabinetu Johna wyraźnie poruszony, gdy powiadomił go o spotkaniu,
na które nie zdążył dotrzeć.
Harry spojrzał na
listę, którą sam sporządził. W hierarchii departamentu Biura Aurorów nad Johnem
Dortonem znajdował się tylko Knife oraz jego zastępca. Był na równi ze
śledczymi od spraw państwowych. Po eliminacji Knife’a i Timesa istniała duża
szansa, że to właśnie on stanąłby na szczycie Biura Aurorów. Tak jak Court w Departamencie Współpracy
Czarodziejów.
— Tylko po co miałby nas
eliminować? — szepnął do siebie Harry z mocno bijącym sercem.
Stracili magię po
wyprawie do Afryki, którą prawdopodobnie zafundował im John. Podobnie było z
utratą pamięci. W ataku, w którym zginął Navid, pomoc nie nadchodziło wyjątkowo
długo, a przecież alarm trafiał wprost do Johna. I on jako zdrajca kraju. W
więzieniu nie miałby możliwości, żeby odkryć prawdę. John zeznawał przeciw
niemu przed Wizengamotem, a odwrócił od siebie uwagę, gdy początkowo
stwierdził, że Harry był dobrym aurorem. Nawet
mówił o mnie jako o aurorze w czasie przeszłym, chociaż jeszcze mnie nie
skazano. Ale Furia uciekł z więzienia, co wbiło go w ziemię, jak to określił Jason.
— Ale po co? — To
pytanie nie dawało mu spokoju.
Jeśli to on stał za
wszystkim, to musiał współpracować z wampirami, a one chciałyby czegoś w
zamian. Wampirzej Księgi. Oszukał też
wampiry. Zapewniał je, że zdobędą księgę, chociaż wiedział, że nigdy na to nie
pozwolimy. Pewnie nie powiedział im o przysiędze.
— To jednak my zostaliśmy specjalnym oddziałem do spraw wampirów, więc
zagrażamy im najbardziej — powiedział kiedyś Jason.
— Johnowi też? —
mruknął do siebie.
Dość szybko
przechodzili przez kolejne szczeble aurorskie, mieli wysoką skuteczności akcji. Bał się nas, dlatego chciał nas zabić.
Spojrzał na dokumenty
od Tonks i Dracona. Kim jest Lang i czy
ma coś wspólnego z Johnem? Według akt Lang pracował w mugolskiej przychodni
lekarskiej. Kilka lat temu jego żona zginęła w wypadku samochodowym. Został z
dwójką dorosłych już córek. Wydawało się, że mężczyzna był zwykłym mugolskim
lekarzem.
Harry przeniósł wzrok
na recepty. Nie było na nich nic, co wzbudziłoby jakieś podejrzenia. Martha
Thomson mogła być zarówno osobą prawdziwą, jak i zupełnie wymyśloną. Furia
zmarszczył brwi. Nie do końca wiedział, jak to wszystko działa w mugolskim
świecie, ale może komputery miały jakąś funkcję, przez którą weryfikowały dane
pacjenta? Agatha Merbon. Merbon? Gdzieś
to słyszałem… Zerknął w akta Langa i szybko przekartkował strony, a jego
brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej. Córki Langa miały na imię Martha oraz
Agatha. Szybko znalazł dane o dziewczynach. Nazwiska z tych dwóch recept były
nazwiskami ich mężów, które przejęły po ślubach. Martha wyjechała do Stanów
Zjednoczonych, a Agatha do Niemczech. Recepty
na swoje córki? Obie cierpią na silną bezsenność, a ojciec wysyła im tabletki
tak daleko? To chyba niemożliwe. Postanowił sprawdzić dwa pozostałe
nazwiska z recept. Okazało się, że jedno z nich należało do siostry mężczyzny,
a drugie do kuzyna.
— O co tutaj chodzi? —
zadał sobie głośno pytanie.
Według dat
zrealizowania recept, pasowały one do czasu, gdy doszło do zamordowania Timesa
i wypadku Tony’ego. Dwa pozostałe opakowania albo trafiły do osób z recept, w
co wątpił, albo czekały na użycie. Albo
jedno nie ma związku z drugim. Westchnął. Chyba za bardzo chciał rozwiązać
tę sprawę i szukał dziury w całym. Za
dużo przypadków to już nie przypadki – powtarzał im Tony na szkoleniu.
Harry zerknął na nazwisko Johna na jego liście. Jeśli to naprawdę ty, udowodnię, że jesteś zdrajcą. Chwycił za
telefon Jasona.
— Potrzebuję fotki Dortona i Courta — wysłał wiadomość do Isaaca.
Długo nie musiał
czekać. Zdjęcie Johna wysłał mu Alano, a Charlesa Stan kilka minut później. Oba
zrobione były z ukrycia, lecz było na nich widać twarze mężczyzn.
— Lang, przybywam.
Adres domu Langa Harry
znalazł w dokumentach od Dracona. Mężczyzna mieszkał na obrzeżach Londynu, więc
dotarł na miejsce jeszcze tego samego dnia. Czatował przed mieszkaniem dobre
pół godziny, zanim upewnił się, że lekarz jest sam. Zadzwonił do drzwi, gdy
trochę się ściemniło.
Lang był mężczyzną
przed sześćdziesiątką o mętnym spojrzeniu i placami łysiny na głowie. Furia
dostrzegł na jego twarzy trzydniowy zarost, a garb sugerował, że facet ma
raczej siedzącą pracę. Świadczył o tym także dość duży brzuch. Furia przywitał
się.
— Chciałbym porozmawiać
o pańskich córkach i kilku innych sprawach.
— Z kim mam do
czynienia? — odparł podejrzliwie.
— Nieważne. Ważne, że
wiem, że pańska rodzina cierpi na bezsenność — rzekł Harry, wyraźnie dając do
zrozumienia, że wie o jego oszustwach.
Lang patrzył na niego,
jakby nie wiedział, co ma zrobić.
— Jesteś od nich? —
zapytał. — Znowu ich potrzebujecie? Ludzie, dajcie mi spokój — rzekł, a Furia
dostrzegł w jego oczach zdenerwowanie.
Wyraźnie
jest w coś zamieszany. Brunet postanowił wykorzystać to,
co mężczyzna powiedział i dowiedzieć się więcej.
— Będziemy załatwiać
sprawy w progu?
Mężczyzna od razu
zszedł mu z drogi, wpuszczając go do środka. Harry wszedł do niewielkiego
korytarza, a lekarz poprowadził go do salonu, w którym było mnóstwo książek,
kanapa i telewizor.
— Mówiłem, że więcej
tego nie zrobię, bo ktoś się zorientuje.
— Komu to mówiłeś?
— Temu ciemnemu.
Furia wyciągnął telefon
i pokazał mu zdjęcie Johna.
— Temu?
Lekarz skinął niepewnie
głową.
— Zostawcie moje córki
w spokoju to dam ci te cholerne recepty — rzekł łamliwym tonem.
Harry obserwował go
przez moment. Ten gnój go szantażuje.
— Nie jestem od nich —
przyznał wreszcie. — Chciałem tylko wypytać o te lewe recepty, ale już
właściwie wszystko wiem.
Lang patrzył na niego w
oszołomieniu.
— Jak to?
— Wypisujesz nielegalne
recepty na leki nasenne na nazwiska swojej rodziny, żeby nie było danych osób,
które cię szantażują, prawda?
— Kim ty jesteś?
— Osobą, która chce ich
wsadzić do więzienia za morderstwa i nie tylko. Jeśli będziesz współpracować…
— Oni je pozabijają —
przerwał mu.
— Nie zabiją. Postaramy
się o to, żeby wszyscy zostali wsadzeni do więzienia.
— Skąd mam mieć
pewność?
— Bo zrobię wszystko,
żeby to zrobić — odpowiedział cicho Harry. — Pragnę tego tak samo, jak ty, o
ile nie bardziej. Jeśli nie będziesz współpracował, zginie kilka niewinnych
osób, będziesz żył w strachu o córki bez pewności, że nic im się nie stanie.
— Dlaczego tak ci na
tym zależy?
— Bo chcę ich zniszczyć,
tak jak oni zniszczyli mnie.
Patrzyli na siebie w
ciszy.
— Wypisałem im cztery
recepty w ostatnim czasie. Pierwszy raz przyszli do mnie kilka lat temu. Był
raz. Jakiś czas temu zaczęli mnie nachodzić. Wiedzieli wszystko o moich córkach
od tego gnoja — zacisnął pięści — Fergunsa.
Harry niemal otworzył
usta z zaskoczenia. Więc szef Działu
Kontroli nad Przemienionymi też w tym siedzi?!
— Znasz ich nazwiska?
— Tylko jego. Był
kiedyś narzeczonym Marthy, ale się rozstali. Oskarża o to mnie i teraz się
mści. Grożą, że zabiją Marthę i Agathę. Zamordowali już moją żonę, bo nie
chciałem współpracować.
— Więc siedzą w tym
Ferguns i ten, którego ci pokazałem. Ktoś jeszcze?
— Raz był jeszcze jeden
facet. Dość młody.
Furia włączył zdjęcie
Courta.
— Ten? — Lang pokiwał
głową z niemrawą miną. — Mówili, po co im te tabletki?
— Nie. Nigdy nic nie
wspominali, a jak pytałem, to stwierdzili, że mam się nie interesować, bo moje
córki ucierpią.
Furia skinął głową.
— Myślę, że już
wszystko wiem. Gdyby znowu przyszli, nic im o mnie nie wspominaj. Spróbuję to
załatwić jak najszybciej.
Zostawił lekarza
samego, a chwilę później biegł na Grimmauld Place, starając się wymyślić, jak
to wszystko udowodnić czarodziejskiemu światu.
********************************
Rozdział dzisiaj, bo jutro z rana wyjeżdżam do przyjaciółki, a w niedzielę odjazd do Rybnika na koncert Marsów ;D
Wczoraj skończyłam 54 rozdział i zaczęłam epilog. Teraz będę miała kilka dni przerwy w pisaniu to może zbiorę trochę sił i uwinę się z epilogiem w 2-3 wieczory ;) Mam wrażenie, że końcówkę 54 trochę skopałam, ale przeczytam dzisiaj jeszcze raz i ocenię na spokojnie. Jak mi się nie spodoba to najwyżej napiszę jeszcze raz, jeśli zdążę xD
Dziękuję za komentarze :)
OMG! Nie mogę uwierzyć w to wszystko, choć muszę przyznać, że podejrzewałam Johna. Szkoda, że tak szybko koniec. Jestem ciekawa co wymyśli Harry, aby to wszystko przedstawić Ministerstwu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciekawa Paulina.
Wow, rozdział super. Szczerze, podejrzewałam Johna.. był taki podejrzany. Już coraz bardziej czekam na zakończenie, jestem ciekawa jak to się wszystko rozwiąże.
OdpowiedzUsuńRany, jedziesz na Marsów, zazdroszczę. Chciałam się wybrać, ale nie zdążyłam z biletami, bo moi rodzice za długo rozważali czy mnie puścić.. :/
Miłej zabawy i pozdrawiam :)
A więc to oni są w to zamieszani... . No kto by pomyślał. Widzę, że niedługo wszystko się wyjaśni...no i skończy. I pomyśleć, że dopiero co czytałam prolog, 1 rozdział, 2 rozdział...a już 52 *kręci głową z niedowierzaniem*. Że też ten czas tak szybko leci. No to Harruś zaraz będzie razem z rodzinką ^.^ Tak się cieszę ;D I znowu nękają go te koszmary...mam nadzieję, że niedługo się skończą, a Furia pogodzi się ze swoją przeszłością jak to mówił ten starzec :) No i dobrze, że się Łapcia nie wygadał, bo by było z Harrusiem krucho xD Cóż, pozostaje mi czekać, aż wszystko się dobzre ułoży ;) Życzę weny i do zobaczenia w następnym rozdziale~! PS.Udanego koncertu Marsów~! ;D
OdpowiedzUsuńNie chcę mi się wierzyć, że tak szybko się kończy to opowiadanie. A przecież jeszcze nie tak dawno skończyło się Drugie Oblicze i Diament Ciemności...
OdpowiedzUsuńJohna podejrzewałam, ale nie chciało mi się wierzyć, że to on. Miałam nadzieję, że to ktoś inny, bo "nawet" go polubiłam. Szkoda mi Harry'ego. A po zapowiedzi czuję, że może mieć pecha, więc zaczynam się o niego bać. Współczuję mu tych koszmarów.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
Udanego koncertu!
Pozdrawiam
Idril
JOIEFIEWOJGIOWEJGIOEWJGIOWEJ A WIESZ, ŻE JA NADAL CZYTAM, ALE TYLKO TO CO JEST POD NOTKĄ TROLOLOLOLO. WIDZIMY SIĘ JUTRO MAŁPO <3
OdpowiedzUsuńsuper!!! ♥
OdpowiedzUsuńJuż nie doczekam się kolejnego rozdziału! ^^
Myślałas nad tym zeby napisac kryminal zupelnie nie zwiazany z tematyka Potterowska? po prostu stworzyc swoja wlasna historie. Masz przegenialne pomysly, Twoje opisy zdarzen powalaja na kolana, akcja sie toczy, ogolnie historia nieziemska. chyba Twoje najlepsze opowiadanie, a przeczytalam wszystkie :). zastanow sie nad ksiazka, bo idzie Ci znakomicie w takiej kryminalnej tematyce. jestes niesamowita :)
OdpowiedzUsuńJestem w połowie czytania drugiego tomu i naprawdę bardzo mi się podoba Twoja twórczość, tylko wkrada się to nieznośne "ale". :)
OdpowiedzUsuńWkurza mnie postać Harryego, między innymi dlatego, że zbyt łatwo jest stracić zaufanie. Cała ta sytuacja z Silver, gdzie zrzucił na nią całą winę była komiczna. Dlaczego ona nie wyrzuciła mu prosto z mostu, że to on nie miał do niej zaufania? Skoro tak bardzo ją kochał to ta sytuacja powinna dla niego nic nie znaczyć. I to, że Silver daje mu prezenty?! Nie wiem, o co tu chodzi, ale Harry zachowuje się jak naburmuszona księżniczka, która kiedy nie dostaje tego, czego chce to strzela focha - a tak nie robią ludzie dorośli. Teraz trochę pozytywów - podoba mi się, że Potter przeszedł szkolenie jako zwykły jego uczestnik (był traktowany tak, jak inni) a nie, jak robocop :P Ciekawią mnie też te jego zamroczenia podczas akcji, gdzie na początku z kimś walczy a po chwili już jego przeciwnik ledwo zipie. Na razie to by było na tyle, jakby co będę komentować na bierząco :)
Marta
* bieżąco :))
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Wreszcie wszystkie się wyjaśnia i Harry wreszcie wróci do rodziny. Zastanawia mnie tylko co zwiastują te sny. Ale pewnie tego już niedługo się dowiemy. Życzę weny. ~Albus
OdpowiedzUsuńJej *.*
OdpowiedzUsuńJeszcze 3 tygodnie i nie się skończy *chlip* ;(
Jak o tym myślę, to...masakra jakaś ;(((
No , ale :
1. Nasza Furia kochana wszystko powoli do kupy składa ^^ I to jest łeb hahah :)
2.Z dumą oznajmiam , że w końcu udało mi się przeczytać Siłę Życia/Mrok Dnia. Szczerze powiem, że jak już się zmusiłam żeby przeczytać pierwsze 20 rozdziałów, to potem już poleciało i oderwać się nie szło. I dlatego dopiero teraz komentuje , bo chciałam najpierw jedno skończyć :)
3. Jednak przeczytanie Twojego pierwszego dzieła pokazało mi jak bardzo zmienił i poprawił się Twój styl pisania, wyostrzył humor. Pokazało mi to też , że ćwiczenie czyni mistrza. Jesteś genialna w tym co robisz, ale to nie przyszło od tak.Ja często słyszę , że mam talent do pisania, ale szczerze to nie chce mi się nic z tym robić. Może Twój przykład zadziała na mnie...ale zobaczymy, bo ja na serio jestem mega leniwa xddd
4. JESTEŚ MOIM MISTRZEM <33333
5. Eeeee...to może ja już skończę *chowa się pod łóżko*
6. Jednak nie ;) Muszę jeszcze życzyć zaje*istego koncertu :* Moja przyjaciółka też jedzie, więc wyobrażam sobie Twoje szczęście. nie jestem zbytnią fanką tego zespołu ale i tak Wam zazdroszczę :)
7. Wiesz , że chyba zaraziłaś mnie troszkę swoją manią muzyczną? Już wcześniej lubiłam takie klimaty, ale teraz to 24 na siedem ;p
8. O bosz, ile tych punktów o,O Więc w ostatnim życzę udanego koncertu, mnóstwa weny, nowego bloga o HP i jakiegoś czadowego dodatku do któregoś z opowiadań ^^
Choć może te dwa ostatnie to bardziej dla mnie i reszty czytelników...ale i tak tego życzę :)))))
Kochana Priori ^^
Nie no, chyba mój najdłuższy komentarz w życiu o.O
UsuńZdrówko :)
Jak zwykle rozdział genialny :-D nie mogę się doczekać następnego :-) oby tak dalej. Weny życzę
OdpowiedzUsuńHa!
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam całą trójkę! ;d
A później stwierdziłam, że to zmowa Johna i Courta ;d
I tak pozostało... aż do teraz!
Niezła afera. Co teraz wymysli Harry?
On to ma mózg ;d
Nieee!!!
Nie chcę końca opka!
Co teraz będę czytać???
(Eh, zawsze jest ten kłopot ;d )
Uściski,
~Cathy_Riddle
Witam,
OdpowiedzUsuńHarry spotkał się z Syriuszem i Remusem, przekazując im informacje, jak i z siódemkami odbierając informacje jakie zdobył Draco i Tonks, więc ten lekarz był szantażowany przez Johna i Curisa
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
nie moge nie czytac :D
OdpowiedzUsuńbluzy harry potter sklep internetowy koszulki potterheads
Dużo ciekawych informacji jest na tym blogu. Sam o tym blogu powiem znajomej.
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Harry spotkał się z Syriuszem i Remusem, przekazując im wszystkie informacje, a także i z siódemkami odbierając informacje jakie zdobył Draco i Tonks, a więc ten lekarz był szantażowany przez Johna i Curisa?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga