„…Rebellion, rebellion
We lost before the start
Rebellion, rebellion
One by one we fall apart…”
[Linkin Park – Rebellion]
[Linkin Park – Rebellion]
Harry cieszył się z
tego, że nie trafił do Azkabanu, gdzie osadzano głównie morderców, gwałcicieli
i śmierciożerców. Wylądował w zakładzie karnym, w którym znajdowali się
złodzieje, oszuści i drobni przestępcy. Dostał odpowiednie ubranie oraz
przybory typu szczoteczka do zębów czy maszynka do golenia. Wsadzono go do
ponurej celi z dwójką mężczyzn aktualnie grających w karty. Dość dobrze znał to
więzienie, bo czasami odprowadzał tutaj oskarżonych. Już na sali rozpraw
obmyślał plan ucieczki z tego miejsca. Nie mógł go zauważyć żaden z aurorów ani
więźniów, więc nie było to takie łatwe zadanie, ale wierzył, że sobie poradzi.
Jego główną motywacją było rozwikłanie całej sprawy i znalezienie osoby, która
go w to wpakowała. Nie miał zamiaru spokojnie czekać, aż siódemki rozwiążą cały
problem. Oni musieli działać subtelnie i bez pośpiechu, żeby nie ryzykować
zdemaskowania, utraty pracy czy wylądowania w więzieniu tak, jak on. Harry z
kolei niczym nie musiał się już przejmować. Nie groziła mu utrata pracy czy
kolejny proces. Jeśli zostałby złapany, ponownie by go tutaj umieszczono. Nie miałby
więc dużo do stracenia. Siódemki ryzykowały znacznie bardziej od niego.
Harry nie zamienił ze
swoimi współwięźniami ani słowa i w myślach stwierdził, że raczej do tego nie
dojdzie. Musiał teraz czekać, aż strażnicy pogaszą wszystkie światła i większość
więźniów pozasypia, a w szczególności jego towarzysze niedoli. Minuty leciały
niezwykle wolno. Jego współwięźniowie chrapali tak głośno, że Furia doszedł do
wniosku, że nawet gdyby miał zamiar pospać, to nie dałby rady. Wstał ze swojej
pryczy. W oddali słyszał tylko krótkie rozmowy strażników. Za kratami było już
kompletnie ciemno. Cieszył się, że nie zarejestrował się jako animag, bo dzięki
temu nie był pod dodatkową ochroną. Zerknął poza kraty. Strażnik znajdował się
po drugiej stronie sali. Celę Harry’ego umiejscowiono na trzecim piętrze, więc
do przebycia miał spory kawałek drogi. W środku wielkiej hali widniała dziura,
nad którą znajdowało się kilka przejść na drugą stronę pomieszczenia i schody w
dół. Przyciemnione pomieszczenie mogło ułatwić mu sprawę.
Poczekał, aż strażnik
przejdzie obok jego celi, a następnie zamienił się w szakala. Liczył na to, że
żaden nieśpiący więzień nie podniesie alarmu, gdyby go dostrzeżono. Z mocno
bijącym sercem przeszedł między prętami i, jak najciszej potrafił, ruszył
prędko za ochroniarzem z nadzieją, że ten się nie odwróci. Dotarł do schodów,
na które od razu skręcił. Zerknął w dół. Kolejny strażnik pilnował drugiego
piętra, gdzie znajdowali się inni skazani. Spojrzał na ochroniarza ze swojego
piętra i poczekał chwilę, by iść równolegle z nim, trochę z tyłu, aby
zmniejszyć ryzyko dostrzeżenia go. Na nisko ugiętych łapach ruszył w dół.
Położył się płasko na schodach, by zakratowana małymi prętami barierka zakryła
go przed wzrokiem mężczyzny z drugiego piętra, gdy ten przechodził kawałek od
niego. Gdyby tylko zerknął w stronę schodów, uciekinier zostałby zdemaskowany.
Miał szczęście. Gdy mężczyzna ruszył równolegle do stopni, Furia szybko je
obszedł i schował się pod nimi w cieniu, gdzie nikt nie mógł go dostrzec.
Serce biło mu jak
szalone, ale wiedział, że nie może stracić panowania nad sobą. Nie mógł zrobić
żadnego gwałtownego ruchu, który mógłby go zdradzić. Kolejne schody w dół były
jakieś cztery metry od niego i musiał je obejść. Postanowił wykorzystać
taktykę, którą zastosował chwilę wcześniej i iść równolegle ze strażnikiem.
Ledwo udało mu się schować na schodach. Mężczyzna odwrócił się, jakby coś
usłyszał, lecz po chwili wrócił do wcześniejszej czynności.
Na pierwszym piętrze
nie było nikogo z patrolu, lecz dookoła znajdowało się wiele par drzwi. Ukrył
się pod schodami, by spokojnie pomyśleć, co robić. Bieganie po parterze było
głupotą, bo znajdowało się tam wielu aurorów, którzy na pewno by go dostrzegli.
Musiał wydostać się z zakładu z pierwszego piętra. Postanowił znaleźć jakieś
okno i z niego wyskoczyć. Nie było innej opcji. Podbiegł do pierwszych lepszych
drzwi i nasłuchiwał, czy nie ma kogoś w środku. Jego wyostrzony słuch nie
wychwycił żadnego dźwięku, więc łapą nacisnął klamkę. Wpadł do środka i zamknął
drzwi, jak najciszej mógł.
Znajdował się w
łazience dla personelu. Małe okienko widniało nad jedną z kabin. Jako człowiek
nie miał szans się tamtędy przecisnąć, ale jako szakal na pewno. Zamienił się w
człowieka, aby otworzyć okno, chociaż nie miał pojęcia, czy uda mu się tam
doskoczyć. Wrócił do animagicznej formy i oszacował swoje szanse. Wszedł na
opuszczoną klapę. Bez rozpędu było to dość ciężkie. Skoczył. Łapami zahaczył o
okno, ale nie dał rady się utrzymać i zjechał w dół. Nie miał szans. Zacisnął
zęby, a po chwili ponownie zamienił się w człowieka. Wszedł na klapę. Gdy
wyciągnął ręce, okienko miał na poziomie łokci. Nie miał pojęcia, czy uda mu
się przecisnąć ręce i głowę przez okienko, a następnie zamienić w szakala, by wydostać
resztę ciała, lecz musiał próbować. Jeśli
utknę, to chyba utopię się w kiblu. Pomagając sobie nogami, którymi
zapierał się o ściany, przecisnął ręce i głowę aż do piersi. Utknął w tej
dziwnej pozycji i skupił się na przemianie, mocno przytrzymując się dłońmi za
mur po drugiej stronie. Powstrzymał się przed radosnym zawyciem, gdy przez
okienko przecisnął się tułów. Zmroziło go jednak, kiedy zobaczył, jak daleko
znajduje się od ziemi. Od tej strony mógł pobiec w las znajdujący się
kilkanaście metrów dalej, lecz najpierw musiał odważyć się skoczyć. Mógł sobie
coś złamać przy lądowaniu, łącznie z karkiem. Odetchnął głośno, a z jego gardła
wydostało się ciche warknięcie.
Wysunął resztę ciała i
skoczył. Przednia łapa ugięła się pod jego ciężarem. Zacisnął mocno zęby, gdy
poczuł, że ją sobie skręcił. Musiał biec jak najszybciej, by oddalić się od
zakładu karnego. Nie miał pojęcia, kiedy ktoś dostrzeże jego nieobecność, a
mogli przecież wysłać ludzi na poszukiwania. Ruszył w stronę lasu, starając się
nie przeciążać skręconej części ciała, która go spowalniała.
Im bardziej oddalał się
od więzienia, tym bardziej zwalniał. Na końcu szedł bardzo powoli z bólem w
oczach. Wreszcie stanął w miejscu i zamienił się w człowieka. Jego nadgarstek
był mocno spuchnięty i siny, ledwo mógł nim poruszać. Obejrzał się za siebie.
Światła więzienia znajdowały się wystarczająco daleko. Miał nadzieję, że
jeszcze nikt nie zorientował się, że uciekł, bo chciał mieć jak najwięcej czasu
na oddalenie się. Nie mógł się deportować, aby go nie namierzono. Nie mógł także
używać czarów, ponieważ nie miał różdżki.
Uśmiechnął się lekko do
siebie. Znał wężomowę i magię bezróżdżkową w tym języku, a to mogło znacznie
wszystko ułatwić. Wiedział, że leczenie czegoś zabiera siły magiczne, ale
stwierdził, że zdrowa łapa bardziej mu się przyda przy biegu w ciele szakala
niż siła magiczna. Przez noc jego magia miała się zregenerować, więc więcej się
nie zastanawiał. Wycelował dłonią w spuchnięty nadgarstek drugiej ręki i
wysyczał w mowie węży:
— Uzdrów.
Zacisnął zęby, gdy coś
strzyknęło mu w kości, naprawiając wszystkie uszkodzenia. Nadgarstek nadal był
siny i spuchnięty, ale Furia przynajmniej nie czuł już bólu. Postanowił przez
jakiś czas go nie nadwyrężać, więc ruszył w dalszą drogę pieszo. Nie miał
pojęcia, gdzie dotrze, ale mimo to na ustach miał uśmiech, bo udało mu się
uciec z więzienia.
Syriusz nie pałał
entuzjazmem, gdy pojawił się w pracy. Z samego rana przeczytał artykuł w Proroku Codziennym o wyroku dla
Harry’ego. Dziennikarze zmieszali chłopaka z błotem, kierując się decyzją
skorumpowanego Wizengamotu. Draco chciał się odwoływać, jednak wszyscy
doskonale wiedzieli, że bez twardych dowodów, które jasno wskazywałyby na
sprawcę tych ataków i morderstw, nie ma najmniejszych szans na uniewinnienie
ani zmniejszenie kary.
Niespodziewanie dostał wiadomość od Tonks, aby
spotkali się za kwadrans niedaleko jego biura. Zdziwiony czekał na wyznaczoną
godzinę. Na miejscu był chwilę przed kobietą. Tonks wepchnęła go do pustego
pomieszczenia, zamknęła drzwi, które zabezpieczyła zaklęciami i odwróciła się w
jego stronę, mówiąc:
— Harry uciekł z
więzienia.
Łapa patrzył na nią
przez chwilę.
— Już?
— Wiedziałeś, że to
zrobi, prawda?
Skinął głową.
— Na procesie dał mi to
do zrozumienia. Nie sądziłem jednak, że tak bardzo mu się spieszyło.
— Sprawa wygląda dość
poważnie. Dobrze wiemy, że został wrobiony, więc dziwne przypadki mogą się nie
skończyć. Ktoś poluje na siódemki, a Knife nadal jest cały. Ktoś ewidentnie
chce się ich pozbyć i Harry zdaje sobie z tego sprawę. Sądzę, że postanowił nie
czekać z ucieczką, bo wiedział, że nikt go z tego nie wyciągnie, jeśli sam tego
nie zrobi, a zamknięty w celi nic nie mógł zdziałać. Zapewne będzie szukał
sprawcy na własną rękę.
— Dlaczego mówisz mi to
w takich warunkach i jeszcze nie ma zamieszania w Ministerstwie? — zmarszczył
brwi.
— Oficjalnie jeszcze
nikt o tym nie wie, poza kilkoma grupami aurorów. Mówię ci to teraz, bo obawiam
się, że ty i Silver, jako najbliższa rodzina, będziecie obserwowani, a lepiej
nikomu za dużo nie mówić, jeśli mu się nie ufa, skoro dzieją się tutaj takie
rzeczy. Pewnie już niedługo na każdym kroku będziesz widział listy gończe.
— Dużo już wiedzą?
— Nie mają pojęcia, że
Harry jest animagiem, więc stoją w miejscu. Byłam na miejscu i chyba zwiał
przez okienko w łazience na pierwszym piętrze, bo było otwarte. Jako człowiek
by się tamtędy nie przecisnął, ale jako szakal – owszem. Jeśli siódemki się nie
wygadają, a raczej tego nie zrobią, to nikt nie powinien się dowiedzieć o jego
formie animagicznej. Nie mają nawet obranego kierunku jego tropu, bo mógł uciec
wszędzie, skoro nie wiedzą, jak się wydostał. Na razie nie mów o tym nikomu.
Mam nadzieję, że Harry wie, co robi.
Po tej krótkiej
rozmowie rozeszli się w dwie strony. Wracając do swojego gabinetu, Syriusz nie
mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Jaki
chrzestny, taki chrześniak.
Furia wiedział, że
szakal nie jest tak powszechnym zwierzęciem jak wilczur. Łapa miał o wiele
łatwiej przy wędrówce za dnia, bo wszyscy uważali go za bezpańskiego psa. On
był bardziej ograniczony. Musiał się kryć za dnia i wędrować nocą. Do Londynu
miał dość daleko, ale musiał tam wrócić. Miał już konkretny cel: apteka, w
której kupiono środki nasenne znalezione przy Timesie. Miał zamiar przejrzeć
wszystkie recepty, by znaleźć nazwisko osoby, która je kupiła. Nie był pewny,
czy pofatygowano się o takie rzeczy jak recepta, ale nie miał innego punktu
zaczepienia.
Cieszył się, że w
latach młodości uczył się magii bezróżdżkowej, bo teraz znacznie ułatwiała mu
całą wędrówkę. Mógł wkraść się do jakiegoś domu, aby znaleźć jedzenie, nie
wzbudzając alarmu. Raz w pewnej wiosce dostrzegł grupę aurorów, którzy
wypytywali mieszkańców o jego osobę. Obserwował ich ze swojej kryjówki w
postaci szakala ze smutkiem w oczach. Nie mógł uwierzyć, że wpakował się w coś
takiego. Zamiast spokojnie rozwiązywać sprawy czarodziejów, spędzać czas
wspólnie z rodziną i cieszyć się chwilą, uciekał jak przestępca, którym
przecież nie był. Zwinął się w kłębek, by trochę się zdrzemnąć, jednak
uciążliwe myśli nie dawały mu spokoju.
Myślał o Silver,
Gabrielu, wampirach, siódemkach, Afryce, Wampirzej Księdze, Syriuszu, Dixonie i
wielu innych sprawach. O instynkcie mordercy. Nadal go czuł, choć od dłuższego
czasu potrafił bardziej go kontrolować. Przy walkach było najgorzej. Adrenalina
i krew pobudzały jego zmysły i czasami nie pamiętał, co się działo, jednak nie
doprowadził do zamordowania kogoś niewinnego. Ofiarami były zwykle wampiry,
których musiał się pozbyć. Mimo wszystko instynkt utrudniał mu pracę, ponieważ
czasami, zamiast skupić się na walce, powstrzymywał je. Wielokrotnie myślał o
słowach jasnowidza w Afryce: pogódź się z
przeszłością. Myślał, że już to zrobił, ale najwidoczniej to drzemało w nim
głębiej, niż sądził.
Spojrzał w rozgwieżdżone
niebo. Z drugiej strony, jak miał się z tym pogodzić? Widział tyle bólu i
śmierci. Tyle okrucieństwa i zła. Był wtedy młodym chłopakiem, na którego
barkach spoczywała olbrzymia odpowiedzialność. Najwidoczniej przeżył wtedy zbyt
dużo i nie mógł się od tego uwolnić. Bitwa Myśli zbyt mocno zrujnowała jego psychikę.
Na co dzień nie było to odczuwalne, ale wiele razy obrazy wracały, równie żywe
jak kilka lat temu. Miewał koszmary, czasami intensywniejsze niż kiedyś.
Ignorował te objawy, starał się zapomnieć, ale wszystko na nowo wracało.
Niespodziewanie zerwał
się ze snu, gdy promień słońca padł wprost na jego twarz. Zaklął w myślach.
Miał się tylko chwilę zdrzemnąć i iść dalej, ale przysnął na kilka godzin,
marnując okazję, by wkraść się do któregoś z domów po jedzenie. Kryjąc się w
krzakach, podszedł do jednego z mieszkań. Matka odprowadzała dwójkę swoich
dzieci do szkoły, a ich ojciec wsiadał do samochodu, by odjechać do pracy. To
mogła być jego szansa. Miał nadzieję, że w domu nie ma nikogo więcej, a żaden
sąsiad go nie zobaczy. Zamienił się w człowieka, podszedł do tylnego okna i
otworzył je zaklęciem. Cicho wkradł się do środka i natychmiast ruszył na
poszukiwania kuchni. Nie został nakryty przez nikogo i najadł się do syta, by
następnie ostrożnie ruszyć w dalszą wędrówkę do Londynu.
Już dzień po swojej
ucieczce zobaczył w znalezionym w koszu na śmieci Proroku Codziennym swoje zdjęcie z listem gończym. Jego osoba
została przedstawiona w bardzo złym świetle, jakby był kolejnym Voldemortem.
Czuł się tak, jak w trakcie swojego piątego roku nauki w Hogwarcie, gdzie
oskarżano go o chorobę psychiczną.
— Udowodnię wam, że
znowu się mylicie — szepnął cicho do siebie, gniotąc kartkę. — Udowodnię,
choćbym miał złamać setki innych przepisów.
Po przeczytaniu
artykułu pragnął dostać się do Londynu jeszcze bardziej. Robił mniej przerw,
biegł szybciej, spał krócej. Miał tylko jeden cel: znaleźć osobę, która tak
bardzo niszczyła mu życie.
Gdy wreszcie dotarł do
Londynu, minęło kilka dni, w trakcie których nauczył się radzić sobie przy
włamaniach do domów, chowaniu się i skradaniu. Szukał czarodziejskich gazet, by
być w miarę na bieżąco ze wszystkimi informacjami. Nie pokazywał się publicznie
z obawy, że ktoś go rozpozna lub wzbudzi podejrzenie swoją formą animagiczną.
Znalezienie odpowiedniej uliczki, na której znajdowała się apteka, było nie
lada wyzwaniem. Nie zamieniał się w człowieka, a w formie szakala mógł się
swobodnie przemieszczać tylko nocą. Potrzebował mapy. Dostrzegł przystanek
autobusowy, a na słupie obok wisiała mapka. Miał nadzieję, że będzie tam
zaznaczona odpowiednia uliczka. Schował się w zaułku i zamienił w człowieka,
postanawiając zaryzykować. Rzucił na siebie zaklęcie czyszczące, bo zdawał
sobie sprawę z tego, że w ostatnim czasie ciężko było dbać o higienę.
Doprowadził swoje ubranie do porządku, by nie wyglądało jak strój więzienny.
Spodnie zamienił na jeansy, bo nie chciał rzucać się w oczy swoim ubraniem. Kilkudniowy
zarost postanowił zostawić z nadzieją, że w razie czego trudniej będzie go
rozpoznać.
Odetchnął i wyszedł z
zaułka luźnym krokiem. Stanął przy mapce obok jakiejś młodej dziewczyny i
zaczął przeglądać plan. Powstrzymał się przed rzuceniem jakiegoś głośnego
przekleństwa, gdyż na mapce nie znalazł uliczki. Autobusy z tego przystanku
najwyraźniej nie jeździły w tamte rejony. Musiał szukać dalej. Czuł na sobie
czyjś wzrok, więc tam zerknął. Dziewczyna stojąca obok niego wlepiała w niego
spojrzenie, ale gdy rzucił okiem w jej stronę, szybko odwróciła głowę, lekko
się rumieniąc. Z początku przestraszył się, że go rozpoznała, ale od razu
stwierdził, że wtedy pewnie zaczęłaby wrzeszczeć i uciekać, a nie peszyć się i
rumienić. Najwyraźniej wpadł jej w oko. Postanowił znowu zaryzykować i spytać
ją o drogę.
— Jesteś z Londynu? —
zapytał, zwracając na siebie jej uwagę.
Skinęła nerwowo głową,
więc zadał jej pytanie o drogę. Wskazała mu odpowiedni kierunek. Okazało się,
że musiał iść niemal na drugi koniec miasta. Podziękował dziewczynie w
momencie, gdy podjechał jej autobus. Wyglądała na lekko wkurzoną, kiedy
wsiadała do pojazdu. Wiedział, że chodzenie w biały dzień po Londynie w postaci
człowieka jest bardzo zuchwałe. Nie dość, że był sławny, to jeszcze poszukiwany
listem gończym, więc mógł zwrócić na siebie uwagę nieodpowiedniej osoby. Wrócił
do zaułka, postanawiając poczekać, aż się ściemni.
Nie miał pojęcia, co
zrobi, gdy nie znajdzie czegoś w aptece, bo to był jego jedyny punkt
zaczepienia, ale nie miał nic do stracenia. Gdy się ściemniło, a po alejach
chodziło coraz mniej osób, ruszył w stronę odpowiedniej uliczki. Starał się
omijać główną drogę i wędrować zaułkami. Wiedział, że z samochodów i z daleka
ludzie stwierdzą, że jest jakimś bezpańskim psem, więc ryzyko się zmniejszało.
Wreszcie stanął przed
odpowiednim budynkiem. Do zamknięcia pozostała godzina, więc musiał poczekać,
aż aptekarki wyjdą i będzie mógł się włamać. Czas dłużył się niemiłosiernie,
ale wreszcie wyszła ostatnia osoba. Dla pewności odczekał jeszcze kwadrans.
Później zamienił się w człowieka i podszedł do drzwi, na które rzucił zaklęcie
otwierające w wężomowie. Upewnił się, że nie włączy żadnego alarmu, a następnie
przeszedł do poszukiwań recept. Odnalazł je na zapleczu po przeszukaniu
większości szafek i szuflad. Kartek było bardzo dużo, ale to go nie odrzucało.
Wyszukał wszystkie recepty z odpowiednim lekiem nasennym. Było ich pięć, lecz
na żadnym z nich nie było znanego mu z Ministerstwa nazwiska. Wziął je
wszystkie ze sobą i wyszedł z apteki, zacierając wszystkie swoje ślady.
Nie miał pojęcia, co
teraz ze sobą zrobić. Znajdował się w Londynie, gdzie istniało duże ryzyko
rozpoznania go. Nie miał pieniędzy, żeby gdzieś się zatrzymać, a musiał wszystko
na spokojnie przekalkulować. Uśmiechnął się do siebie.
Kwadrans później
znajdował się na Grimmauld Place, a budynek ukazywał się przed jego oczami.
Wszedł do zakurzonego domu, przypominając sobie setki anegdot z tego miejsca.
Postanowił zaszyć się tutaj, dopóki cała sprawa się nie wyjaśni. Przeszedł się
po większości pomieszczeń, by sprawdzić, co ma pod ręką. Wiedział, że
największy problem stanowiło jedzenie, bo nie mógł wyjść w postaci człowieka na
ulicę. Stwierdził, że będzie musiał radzić sobie tak, jak wcześniej. Usiadł
przy stole w jadalni i położył przed sobą recepty. Pięć różnych nazwisk. Pięć
nieznanych. Zmarszczył brwi. Dane pacjentów różniły się, ale na czterech receptach
było to samo nazwisko lekarza. Sprawca ataków nie musiał przecież używać swoich
prawdziwych danych, ale lekarz miał obowiązek nabić pieczątkę ze swoim
nazwiskiem.
Postanowił sprawdzić
mężczyznę, skoro i tak nie miał innego pomysłu. Zagryzł wargę. Jako uciekinier
miał bardzo mało możliwości na znalezienie takich informacji. Jeśli chciał
sprawdzić lekarza o nazwisku Lang, który dodatkowo był mugolem, zdobyć jakieś
powiązania z innymi ludźmi i wszystko, co możliwe, musiał uruchomić swoje
kontakty. Fortis był adwokatem, więc był do tego stworzony. W razie czego
musiał także sprawdzić, czy mężczyzna nie jest przypadkiem czarodziejem, który
pracuje w niemagicznym zawodzie. Fortis i Tonks. Musiał się z nimi
skontaktować, ale bał się, że ktoś przechwyci wiadomość. W ostatnim czasie
działy się takie rzeczy, że było to całkiem możliwe. Sprawca mógł mieć wszystko
pod kontrolą.
Zerknął za okno w
ciemną noc. Niedługo wypadała pełnia, widział to po księżycu. Pomyślał o
Lunatyku, który znowu miał przechodzić istne tortury.
Coś zaświtało mu w
głowie. Nie mógł napisać żadnego listu, ale mógł przekazać wiadomość przez
kogoś zaufanego. Remus i Syriusz. Nikt nie odważyłby się kontrolować ich w
trakcie pełni, gdy Lunatyk zamieniał się w groźną bestię. Obaj mieliby wtedy
wolną drogę, a Harry mógłby bez obaw się z nimi spotkać. Nie wiedział tylko,
kiedy wypadnie pełnia. Podszedł do okna i zacisnął powieki, starając się
przypomnieć sobie, jak profesor od astronomii uczyła ich wyznaczać dzień pełni
na podstawie nieba. Żałował, że nie był pilnym uczniem. Po chwili jednak
przypomniał sobie, że Tony również ich tego uczył, by wiedzieli, kiedy mogą
napotkać wilkołaka. Uderzył się w głowę i pognał do biblioteki Blacków. Po
długich poszukiwaniach odnalazł odpowiednią księgę i na jej podstawie wyliczył,
że pełnia wypadnie za dwie noce. Zatrzasnął tom. Do tego czasu musiał być
cierpliwy.
****************************
Rozdział jest właściwie jednym wielkim opisem, ale raczej Harry nie miał z kim prowadzić rozmów, więc to nic dziwnego ;)
Nieźle się załatwiłam. Gorączka, ból głowy i gardła, katar, kaszel, zatkane ucho, czyli pierdyliard tabletek do jedzenia. Nie wiem, czemu ostatnio tak często choruję -.- A jeszcze muszę się uczyć na jutrzejsze egzaminy. Normalnie żyć, nie umierać.
Przez chorobę i sporo roboty znowu mam przestój w pisaniu. A został mi epilog i końcówka rozdziału. Super :/ Dajcie mi kopniaka, żebym się ruszyła. I do przepisania rozdziału też się przyda, bo nawet nie zaczęłam przepisywać 52 :/
Dziękuję za miłe komentarze ;*
PS. Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie w piątek.
PS. Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie w piątek.
Kiedy ja ostatnio komentowałam? Mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńRozdział był... niesamowity, magiczny? Bitwę Myśli i Instynkt czytam od samego początku, a pozostałe dwa blogi czytałam już z dziesięć razy, a w dalszym ciągu jestem pod wrażeniem Twoich umiejętności.
Oj, Furia zawsze musi się w coś wpakować. Ucieczka z zakładu karnego, czemu mnie to nie dziwi? To takie Syriuszowate, ale Harry do Syriusza według mnie jest podobny. Jaki chrzestny, taki chrześniak - dobrze powiedziane!
Pozdrawiam
Idril
Cudo! *_*
OdpowiedzUsuńZnowu musiałam nadrabiać rozdziały, ale nie żałuję! Gdybym czytała na bieżąco chyba bym kogoś okaleczyła, bo nic nigdy po przeczytaniu notki nie było wyjaśnione xd
Świetny pomysł z oskarżeniem Harry'ego, ucieczką i w ogóle. W dodatku to, że wszystko, co potrafi, teraz się mu przydaje! Bezróżdżkowa, wężomowa ... <3 Naprawdę podziwiam! Szkoda tylko, że teraz nie mam żadnych podejrzanych :/ Chyba że ten Court i Knife .. jeżeli dalej są na wolności, bo tak to zagmatwane, że się już nie orientuję xD
" Jaki chrzestny, taki chrześniak." - uwielbiam to zdanie <3
Zastanawia mnie to, jaki związek ma nazwisko lekarza na receptach. Przecież sprawca mógł sobie kupić tabletki u każdego lekarza .. nie?
Błędy :/
•"oszuści i drobni przestępcy. Dostał odpowiednie ubranie i przybory" - powtórzenie 'i'
•"prętami i jak najciszej potrafił, ruszył" - przecinek przed 'jak'
•"Gdyby tylko zerknął w stronę schodów, zostałby zdemaskowany." - to zdanie jest niepoprawne w tym kontekście. Chodzi o to, że czytelnik odnosi wrażenie, iż to strażnik zostałby zdemaskowany, dlaego powinno być słowo "Furia" po przecinku lub cokolwiek, co wskazywałoby na wykonawcę czynności ;D
•"Spojrzał w zagnieżdżone niebo" - zagnieżdżone? Chodziło pewnie o to, że było pełno gwiazd ... W takim wypadku proponuję zmianę słowa na 'rozgwieżdżone' xDD
Czemu następny rozdział w piątek? o.O
~Kejti ;3
Zgadzam się z Idril rozdział niesamowity i magiczny. :D Czemu ja nie wpadłam na pomysł z animagiem? Przecież to takie oczywiste, że aż śmieszne, że o tym nie pomyślałam. (walę głową w stół nad swoją głupotą) Wspaniałe porównanie i nawiązanie do ucieczki Syriusza z Azkabanu. :D Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia, powodzenia w nauce i dużo weny, by zakończenie było satysfakcjonujące. (choć znając twoją twórczość i możliwości nie ma się co martwić)
Pozdrawiam Paulina.
Najbardziej ucieszyło mnie powiązanie Harry'ego z Syriuszem jeśli chodzi o ucieczkę z więzienia <3 Dużo to tu nie napiszę, bo w zasadzie nie wiem o czym. ;) Mimo że rozdział się szybko przeczytało, to mi się podobał.
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia i weny życzę ;**
Pozdrawiam!
Niezrównoważona
Wiedziałam wiedziałam jak Harry zwieje z tego więzienia od razu:D
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jedno... czemu minister magii się tą sprawą nie zainteresował? Tym że Harrego oskarżają itp? przecież sa w dobrych relacjach, a on nic z tym nie robi...nie pomaga, a powinien ze względu na stare czasy zainterweniować. M
Nawet lepiej, ze opis, dialogi w sumie srednio by tutaj pasowaly;) Swietnie oddalas atmosfere i uczucia. Bardzo podobal mi sie ten rozdzial!
OdpowiedzUsuńbeznadziejnie-zakochana.blogspot.com
Genialne ♥
OdpowiedzUsuńNiestety muszę już iść i nic więcej nie napiszę ;c... może następnym razem.
Pozdrawiam ;*
Dobre było , ale mało :D
OdpowiedzUsuńOMG, Harruś uciekł xD Mogłam się tego spodziewać xD On nie może siedzieć bezczynnie na dupie xD Zgadzam się z Łapą - Jaki chrzestny, taki chrześniak xDD Ale czekaj, czekaj~! Czy to nie oznacza, że Dixon będzie taki sam jak Furia? xDDD Oh, współczuje Syriuszowi i Carmen XD Będą mieli nie lada problem xD Szkoda mi Furii :( Biedny, widać, że bardzo tęskni za rodzinką :( Ale na pewno na dniach wszystko się ułoży ^.^ I kończy ;----; Ach, będę rozpaczać ;----; Ale no cóż, co się zaczyna kiedyś musi się skończyć ;) Rozdział podsumowując jak zawsze genialny :D Życzę dużo weny i szybkiego powrotu do zdrowia ^_^
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: jestem na siebie bardzo zła, gdyż dopiero dzisiaj udało mi się dorwać do kompa.A tak się nie mogłam doczekać...no ale, życie ;)
OdpowiedzUsuńPo drugie rozdzialik cudny. Normalnie cud, miód i maliny <3 Jest jeden plus tego, że tak późno przeczytałam ten kawałek. A kto zgadnie jaki? No oczywiście-będę musiała mniej czekać na kolejny ^^
Po trzecie jakoś wcale mnie nie dziwi , że Furia zwiał...na to liczyłam :)
Po czwarte komentarz Nikity (dobrze wgl napisałam? o,O) mnie rozwalił. Dixon taki jaki Harry...uuuu to trzeba by osobną sagę napisać ;)))))))
No i po piąte zdrówka Ci życzę i weny mnóstwa <333
Do piąteczku ;)))
Priori
Wyjątkowo jeden wielki opis w ogóle mnie nie zraził, z chęcią i przyjemnością zapoznałam się z kolejnym rozdziałem. Jednak Harry nie trafił do Azkabanu (co jest trochę dziwne, bo jak sama podkreśliłaś, tam trafiali ci najgorsi, a Harry jest oskarżony o morderstwa i zdradę kraju, więc to trochę nielogiczne). Trochę dziwne też, że więźniowie go nie zaczepiali, ale to już zależy od człowieka.
OdpowiedzUsuńWidzę po tytule następnego rozdziału, że coś się kroi na rzeczy i recepty to wcale nie był taki zły trop. Ciekawe, kim okaże się doktor Lang. Już w następnym rozdziale spotkanie z Lunatykiem i Łapą, niezmiernie się cieszę, że do tego dojdzie, zwłaszcza w takiej sytuacji :P No, to nie przedłużam.
Pozdrawiam,
Frigus (www.pisanina-frigus.blogspot.com)
Harry poza prawem ;d
OdpowiedzUsuń"Jaki chrzestny, taki chrześniak"
<3 <3 <3
Słodko :3
Ten cytat służy za streszczenie całej tej sytuacji ;3
Harry skazany za niewinność.
Oskarżony o zdradę przyjaciół.
Oczerniony przed wszystkimi.
Skazany na dożywocie.
Ucieczka w postaci animagicznej.
Poszukiwanie winowajcy.
Historia do złudzenia przypomina przeszłość Syriusza ;(
Aż porusza me serce, gdyż uwielbiam tą historię ; ' ] <3
A tutaj, to jest tak pięknie powiązane...
A więc Harry przyłączy się do Luniaczka i Łapy podczas pełni??? :3
Ah, nie mogę się doczekać ;D
Pozdrawiam,
~Cathy_Riddle
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo dobrze, że Harry nie zarejestrował swojej animagicznej formy, dzięki temu mógł uciec bez problemu, może ten lekarz wypisujący receptę jest chociaż pośrednio zamieszany...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
super rozdział :)
OdpowiedzUsuńbluzy harry potter sklep internetowy koszulki potterheads
Zrobiłaś duży bład logiczny. Kilka czy kilkanaście rozdziałów wcześniej Harry przyznał się do swojej animagicznej postaci po powrocie z Afryki, kiedy mówił, że ułatwiła im ona przeżycie. A teraz niby o tym nikt poza rodziną i przyjaiółmi nie wie?
OdpowiedzUsuń"Opowiedział wszystko, co działo się po wylądowaniu w lesie, pomijając tylko to, że jego forma animagiczna dość dużo im ułatwiła." - nie ma błędu :)
UsuńFajny blog. Ciekawie ile osób wchodzi na ten blog.
OdpowiedzUsuńDzisiaj kumplowi powiem o tym blogu. Mój kumpel na pewno bardzo szybko wejdzie na ten blog.
OdpowiedzUsuńInteresujący blog. Każdy kto wejdzie na ten blog to bardzo dobrze zrobi.
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dobrze, że Harry nie zarejestrował swojej animagicznej formy, dzięki temu mógł uciec bez problemu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga